Caracas 2011

9a

Santiago de Leon de Caracas, taka jest pełna nazwa największego miasta i zarazem stolicy Wenezueli. Aby móc zobaczyć to miasto należy posiadać po pierwsze: przemożną chęć zobaczenia, po drugie duszę awanturnika (tego od szukania przygód a nie awantur), po trzecie szczęście – jak mawiali starożytni rzymianie „Śmiałym szczęście sprzyja, Fortes Fortuna Iuvat!”.

W naszym przypadku wszystkie te elementy zgrały się idealnie. Pomyślałem sobie, że będąc na wakacjach na Wyspie Margarita, dlaczegoż by nie pojechać do stolicy tego prezydenta outsidera, który nie zawahał się któregoś razu nazwać na obradach ONZ amerykańskiego prezydenta diabłem, przemawiającym jakby był panem świata. Będąc już w hotelu na Margaricie zacząłem dopytywać przedstawiciela sieci hotelarskiej o możliwość wycieczki do tego miasta. Przedstawiciel był bardzo zdziwiony, lecz po moich naleganiach obiecał, że poinformuje się w swojej agencji co można będzie zrobić. Nazajutrz wszystko już było zorganizowane – przejazd z hotelu na lotnisko (ok. godz), przelot samolotem na kontynent do Caracas (krótki lot trwający ok.40 minut) oraz przewodnik, który odebrał nas z lotniska i nie odstępował na krok w ciągu całego dnia, aż do odprawy przed lotem powrotnym na wyspę.

Roberto Venta, nasz przewodnik, przywitał nas na lotnisku trzymając w rękach karton z wypisanymi na nim naszymi imionami. Okazało się, że Roberto jest profesjonalnym przewodnikiem od 20-tu lat i oprowadza wycieczki po wyspach wenezuelskich, dżungli i innych atrakcjach lecz bardzo rzadko ma turystów mających ochotę zwiedzić Caracas. Dlatego bardzo był zadowolony, że może nam pokazać swoje rodzinne miasto. Przypadliśmy sobie od razu do gustu, ponieważ oprócz angielskiego mogliśmy się porozumiewać od czasu do czasu w języku jego ojca, włoskiego emigranta. Plan zwiedzania miasta został już wcześniej opracowany i wsiedliśmy do jego taksówki, aby rozpocząć zwiedzanie od nowoczesnego centrum.

 

Caracas jest miastem położonym w dolinie, w północnych Andach, na wysokości ok. 1000 m n.p.m. Według różnych źródeł cała metropolia ma ok. 3 000 000 mieszkańców, wg. Roberto jest ich prawie 6 000 000!  Są to dane szacunkowe i nie istnieją żadne spisy ludności w tym mieście, dalej dowiemy się dlaczego. Z lotniska do centrum miasta jedzie się ok. 40 min. nowoczesną autostradą wijącą się wśród malowniczych wzgórz. Zbliżając się do miasta od razu rzucają się w oczy małe skupiska biednych domostw skleconych byle jak z byle jakich materiałów. Roberto powiedział nam, że są to barrios albo ranchitos, w których mieszka bardzo biedna ludność nabywająca do Caracas z głębi kraju w poszukiwaniu lepszego życia – tym nie byłem zbytnio zdziwiony ponieważ wcześniej troszkę czytałem na ten temat. Zbliżając się bardziej do centrum te barrios zaczynały nabierać coraz to większych rozmiarów rozlewając się po wzgórzach i dolinach, czasami wręcz przykrywając całe góry i wciskając się nawet pod wiadukty autostrady.

Barrios są budowane chaotycznie na kradzionym terenie przez pokolenia, najniebezpieczniejsze miejsce na ziemi, gdzie panuje totalne bezprawie i nawet uzbrojona policja omija te miejsca. Barrios stanowią ok. 60%, 6-cio milionowej populacji Caracas – prostytucja, porachunki gangów, handel narkotykami, każdego tygodnia ok. 50-60 morderstw

Dojechaliśmy do nowoczesnego centrum, i wrażenie jakie to na mnie wywarło przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Bardzo duży ruch uliczny, nowe samochody, przeważająco japońskie, lecz także sporo amerykańskich. Ogromna ilość nowoczesnych budynków, w których mieszczą się banki, biura, instytucje, hotele itp. Z centrum przedostaliśmy się na Stare Miasto metrem, również dobrze utrzymanym. Wszędzie czysto, porządek, łatwa orientacja i okropnie tanio – nie pamiętam dobrze lecz coś w rodzaju symbolicznej opłaty nawet dla Wenezuelczyków. W metrze zorientowałem się jak doskonałego przewodnika zesłała nam opatrzność. Otóż Roberto wychodząc ze stacji metra kazał nam odczekać, aż cały tłum przejdzie i dopiero wówczas udaliśmy się w stronę wyjścia. Mówił, że tak będzie lepiej ze względu na licznych kieszonkowców. Na ulicy również kazał nam trzymać się jak najbliżej siebie, aby się nie zgubić w tłumie – później zrozumiałem, że to raczej chodziło o nasze bezpieczeństwo. Podczas całego dnia zauważyłem, że nasz przewodnik bardzo wiele razy oglądał się na boki, aby uniknąć ewentualnego niebezpieczeństwa.


fotoreporterzy w czasie demonstracji przy placu Bolivara robiący reportaż ze skandującymi manifestantami na cześć Hugo Chaveza i uzbrojeni po zęby komandosi, policjanci z karabinami maszynowymi w ręku, w centrum południowo-amerykańskiej metropolii w czasie pokoju. Demokracja czy histeryczna Idiokracja..

Starówkę rozpoczęliśmy zwiedzać oczywiście od Placu Boliwara, przy którym jest zabytkowy ratusz, częściowo poświęcony muzeum historii Wenezueli. Przy placu akurat odbywała się jakaś pokojowa manifestacja na cześć prezydenta Hugo Chaveza, więc nie było się czego obawiać, jakieś skandowanie, marsze patriotyczne dobywające się z głośników, dziennikarze robiący wywiad do telewizji i część placu odgrodzona i niedostępna pieszym. Nasz przewodnik uzyskał pozwolenie, aby się przedostać przez odgrodzoną część placu, by dostać się do Ratusza-Muzeum.


dom Bolivara


grobowiec Bolivara

Bolivar, wszędzie obecny ciałem i duchem, pomniki, ulice, place, nawet waluta Wenezueli nazywa się bolivar. Chavez w swojej histerycznej paranoi dodał ostatnio słowo Bolivar do nazwy republiki i od jakiegoś czasu oficjalna nazwa Wenezueli brzmi – Boliwariańska Republika Wenezueli. Simon Bolivar jest uwielbiany przez naród i jest romantycznym bohaterem czczonym niemalże na równi z bóstwem łączącym cały naród. Ciągle się podsyca ten płomień miłości i uczy patriotyzmu oraz cnót. W muzeum jest zawieszonych wiele obrazów ukazujących znaczące momenty z życia Bolivara – Pierwsza Komunia Święta, portret z nauczycielem, który odegrał ważną rolę w życiu przyszłego wyzwoliciela spod okupacji hiszpańskiej, ślub z hiszpańską arystokratką, oraz.. dramatyczny moment z życia Bolivara, kiedy to tracąc swoją świeżo poślubioną żonę z powodu choroby na malarię, tylko po siedmiu miesiącach idylli, wyznaje jej na łożu śmierci, że nigdy więcej się już nie ożeni. I którego to słowa szlachetnie dotrzymał. Ciało Boliwara złożone jest nieopodal historycznego centrum, w pobliżu jego domu w Panteonie na centralnym honorowym miejscu, przy którym codziennie stoi gwardia honorowa.


w tle Panteon, gdzie jest pochowany największy bohater narodowy Wenezueli – Simón José Antonio de la Santísima Trinidad Bolívar y Palacios Ponte y Blanco, bardziej znany jako Simón Bolívar


wnętrze Panteonu – zawieszone flagi państw wyzwolonych przez Bolivara: Boliwia, Kolumbia, Peru, Ekwador, Panama, Wenezuela


brama Pałacu Prezydenckiego, Roberto negocjuje wejście na dziedziniec z gwardzistą – bez rezultatu…

W dniu, w którym zwiedzaliśmy były jakieś prace remontowe i gwardziści stali w wejściu do Panteonu. Wychodząc z Panteonu nasz przewodnik powiedział Buen Dias przechodzącemu akurat jegomościowi. Ukłoniłem się również po hiszpańsku. Po wymianie kilku zdań z Roberto, jegomość się oddalił a ja się pytam:
- Jak tam u twojego sąsiada, wszystko w porządku?
- Nie! – odpowiedział Roberto – Ten facet to jest być może przyszły prezydent republiki, nazywa się Manuel Rosares i startował już do wyborów i przegrał z Chavezem w ostatnich wyborach, mam nadzieję, że tym razem uda mu się pokonać Chaveza.
Wybory są przewidziane na 2012 i ja przysięgam na Montezumę, będę je śledzić i kibicować Rosaresowi.

Uwagi na marginesie Hugo Chavez – Polityk? Kaskader? Oświecony wizjoner? Natchniony duchem Bolivara władca absolutny? Psychopata? Maniak cierpiący na kompleks niższości? Wielki dobroczyńca? Wyzwoliciel biedoty?  I tak można by jeszcze wydłużać tę litanię w nieskończoność. Jedno jest pewne, że w swoim kraju jest nienawidzony z równą pasją jak wielbiony. Z tego co udało mi się zrozumieć, cały fenomen zaistnienia takiego prezydenta w demokratycznym przecież społeczeństwie opiera się na barrios.Tak, siła i władza została mu dana w demokratycznych wyborach przez biedotę tego kraju, która stanowi większość i wierzy ślepo w socjalizm przez niego proponowany.
Chavez opisywany przez Roberto okazuje się być człowiekiem niestabilnym, który podejmuje porywcze, nieprzemyślane decyzje i tak kilka przykładów:
- zniósł opłaty na drogach publicznych w imię socjalistycznej ideologii i tym jednym posunięciem pozbawił tysiące ludzi  miejsc pracy
- zamknął ostatnio (imperialistyczne w jego mniemaniu) kasyna gry, efekt: tysiące bezrobotnych
- jednego dnia mówi, że trzeba pozamykać pola golfowe, bo golf to jest burżuazyjna zabawa, lecz ostatnio gdy Wenezuelczyk Jhonattan Vegas wspina się na światowe szczyty kariery, zaczyna łagodniej traktować ten sport
- najświeższy projekt Chaveza to jest pozamykać wszystkie browary, aby nie rozpijać narodu. Roberto mówił, że piwo w Wenezueli nie jest traktowane jako napój alkoholowy i że ludzie uwielbiają pójść na mecz basebala (sport narodowy Wenezueli) i posiedzieć, wypić kilka piw, pogadać ze znajomymi a ten facet chce im tę przyjemność odebrać.


wnętrze stylowej kawiarni-czytelni w oryginalnym domu kolonialnym

Po Starówce mieliśmy jeszcze zwiedzanie dzielnic klasy średniozamożnych, oraz przejażdżkę po dzielnicy milionerów, następnie wyjechaliśmy kolejką linową na górę Avila, najwyższy szczyt w pobliżu Caracas – 2600 m n.p. m., aby mieć piękną panoramę miasta – niestety, akurat chmura przesłoniła cały ten widok.


dom w bogatej dzielnicy – enklawie, ze strażnikiem, systemem kamer, prywatnym szoferem, ogrodnikiem, sprzątaczką. Wszystkie te domy są odgrodzone od świata murami z drutem kolczastym nierzadko pod napięciem elektrycznym

Największe wrażenie po Caracas, które pozostanie mi na zawsze w pamięci, to widok tych skupisk ludzkich nędzarzy, wplecionych w całe nowoczesne miasto. To jest inny świat rządzący się swoimi prawami, gdzie nawet policja nie ma prawa wstępu. Nikt nie wie ile ich jest tych ludzi zdanych na samych siebie, ponieważ nie można ich policzyć, nie można im pomóc, bo oni tej pomocy nie potrzebują. Slumsy… wszędzie wplątane w każdej części miasta jak wrzód na zdrowej skórze…


Caracas posiada doskonałą sieć dróg dobrze utrzymanych oraz najtańszą benzynę na świecie 1 litr kosztuje ok. 3 centów. Piwo jest 20 razy droższe!

Potem był już powrót do hotelu na Margaritę z typowym socjalistycznym opóźnieniem, ze względu na awarię elektryczną. Pasy startowe były nie oświetlone i cały ruch lotniczy został wstrzymany na 4 godziny. Jednak nikt tego nie krytykuje, nikt nie protestuje, nikt nie składa skarg, po prostu tak jest. Tak po prostu jest w całym Caracas – inercja i tumiwisizm.

Autor:Zbigniew Wasilewski
fot: Zbigniew Wasilewski

8 Responses to Caracas 2011

  1. bonaparte pisze:

    Ja prosze o wiecej takich wpisow, one sie po prostu same czytaja. Jestem wielkim fanem Kroniki, i praktycznie siedze tu non stop. Prosze tez wiecej fotek pieknej zony – piekne kobiety zawsze upiekszaja kazda opowiesc > cool <

    @napoleon.

  2. Zbigniew Paweł Wasilewski pisze:

    @bonaparte;Redakcja dołoży wszelkich starań aby ten portal się rozwijał sprawiając radość i odpowiadając nawet najbardziej wyrafinowanym gustom.Dzięki za odwiedziny i konstruktywne uwagi :)
    Pozdrawiam :)

  3. Jacek pisze:

    Świetny reportarz, dziękuję!

    Tydzień temu byłem na Kubie; jednego dnia, późnym wieczorem przeleciałem się po kanałach telewizyjnych, mając nadzieję zobaczyc przemówienie Fidela-turyści, będący na Kubie 20 lat temu opowiadali, że przemówienia takie były tak długie, że można było z powodzniem zjeś śniadanie i lunch, iśc na plażę, wypic drinka i jeszcze zdążyc obejrzec jego zakonczenie. Ale niestety, czasy się zmieniają i ani Fidela, ani Raula nie udało mi się zobaczyc jedynie pełną parą działa CNN.

    Natomiast na jednym z kanałów natknąłem się na przemówienie (na żywo?) prezydenta Wenezueli, Chaveza. Abstrahując od jego poglądów politycznych (i faktu, że może 5% z tego rozumiałem), muszę przyznac, iż człowiek ten ma dużą charyzmę i jest świetnym mówcą. Przemawiał przynajmniej przez pół godziny i ani razu nie spojrzał na kartkę, ani razu się nie zająknął. Nic dziwnego, że potrafi pociągnac za sobą wielu zwolenników, którzy wierzą w propagowane przez niego ideały i cele. Do czego one jednak doprowadzą, to już jest osobny temat.

  4. Zbigniew Paweł Wasilewski pisze:

    Tak ,to prawda Fidel był gadułą,bywało,że potrafił gadać po 6 godzin z trybuny bez ściągawki.
    Chavez z kolei ględzi kompletne farmazony :) wyobraź sobie Jacek,że widziałem filmik na Youtubie gdzie Chaver rozwodzi się o zniszczeniu życia na Marsie przez kapitalizm :) :) :) robi to z taką poważną profesorską miną,że aż przyprawia w zdumienie.Totalne zaćmienie i oszołomienie :)
    http://www.youtube.com/watch?v=2aGVfuCHclo&feature=fvsr

  5. Ewa pisze:

    świetny artykuł. Ja też wybieram się na wakacje na Margaritę i bardzo chciałabym zwiedzić Caracas.
    Czytałam już różne komentarze, opinie, ale to jest dokładnie to o co mi chodzi, co chciałabym zobaczyć.

    Pomysł z przewodnikiem bardzo mi się podoba i chciałam poprosić o kontakt do tego przewodnika Roberto, jeśli jest to możliwe :)

  6. Zbigniew Paweł Wasilewski pisze:

    @Ewa,jeżeli już będziesz na Margaricie,to musisz popytać wśród przewodników (rezydentów) rozpoznasz ich bardzo łatwo ponieważ mają zielone koszulki. Zapytaj o Roberto Venta w Caracas ,muszą mieć jakieś rejestry profesjonalnych przewodników. Jeżeli zamierzasz jechać do Caracas to radzę jechać w grupie,najlepiej 4 osoby i koniecznie z przewodnikiem. Miłego pobytu i uważajcie na siebie :)

Odpowiedz na bonaparte Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>