Z Martą Eggerth, żoną artysty rozmawia Piotr Wiesław Grajda, czerwiec 1989
W sierpniu tego roku przypada 50-ta rocznica śmierci legendarnego polskiego tenora Jana Kiepury. Przez całe życie mieszkał na emigracji – zmarł nagle na atak serca w swoim domu w Rye pod Nowym Jorkiem 15 sierpnia 1966 roku…Przypominamy postać Jana Kiepury w archiwalnym wywiadzie z jego żoną, Martą Eggerth (1912-2013). Rozmowa została przeprowadzona przez naszego współpracownika Piotra Grajdę w 1989 roku, po pamiętnym występie Marty Eggerth w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym w Londynie.
Fot: Marta Eggerth i Jan Kiepura w 1945 roku po sukcesach w wystawianej na nowojorskim Broadway’u operetki “Wesoła Wdówka”
(…) Takiego koncertu w londyńskim POSK (Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym) nie było dawno. Sala teatralna była wypełniona do ostatniego miejsca. Wszystkie bilety były wyprzedane niemal pierwszego dnia po ukazaniu się zapowiedzi koncertu sławnej śpiewaczki i aktorki węgierskiego pochodzenia Marty Eggerth oraz jej syna, pianisty Marjana Kiepury.
Kto nie widział filmów z Martą Eggerth, która występowała u boku swojego męża Jana Kiepury? Kto nie słyszał ich duetów! Oboje stali się legendą już w pierwszym okresie swojej kariery, w latach 30. Wielka popularność zawdzięczali nie tylko swojemu talentowi wokalnemu, ale także swojej wielkiej hojności i szlachetności. Niejednokrotnie dawali koncerty na cele społeczne i podkreślali przywiązanie do Polski. Tak jest też obecnie. Caly dochód z londyńskiego koncertu został przeznaczony na fundusz pomocy Polakom przebywającym na terenie Związku Sowieckiego.
Koncert przebiegał przede wszystkim pod znakiem muzyki Fryderyka Chopina, którego Marjan Kiepura jest wielkim miłośnikiem. Grał on walce, mazurki, polonezy – tak bardzo przywołujące w świadomości każdego z nas Ojczyznę. Marta Eggerth zaśpiewała kilka chopinowskich pieśni. Były tez trzy pieśni Franciszka Liszta. Nie obyło się oczywiście bez bisów. Po koncercie, w krótkiej rozmowie Marta Eggerth odpowiedziała na kilka pytań…
Fot: Pomnik Kiepury w Krynicy.
Piotr Grajda: Dzisiejszy koncert to wydarzenie szczególne, jak doszło do niego i jak odbiera Pani polską publiczność?
Marta Egerth: Przyjechałam obecnie do Europy na koncerty w Niemczech, Austrii i Polsce, gdzie właśnie uczestniczyłam w Festiwalu Muzyki Operowej im. Jana Kiepury, który za sprawą niezwykle przedsiębiorczego Bogusława Kaczyńskiego, corocznie odbywa się na terenie pięknego zamku w Łańcucie. Będąc tak blisko Londynu nie mogłam ominąć tego miasta i nie wystąpić dla was – tym bardziej ze dochód z koncertu jest przeznaczony na tak ważny cel. Wy, Polacy, jesteście wspaniałą publicznością i wspaniałym narodem. Wzrusza mnie wasza serdeczność otwartość. Serce moje jest zawsze z wami wszystkimi, gdziekolwiek jesteście!
Wystąpiła Pani dzisiaj razem ze swoim synem Marianem Kiepurą. Czy często macie Państwo wspólne występy i czy drugi syn, Jan, jest również utalentowany muzycznie?
W ostatnim czasie występuję z Marianem często – przede wszystkim w Ameryce, ale nie tylko. Obecnie nasze koncerty w Europie są również wspólne. Obaj synowie poszli w ślady rodziców. Młodszy syn, Marjan, studiował grę na fortepianie, natomiast starszy, Jan, uczył się śpiewu. Występuje on teraz w Stanach jako śpiewak i piosenkarz.
Pani Marto, pisali dla Pani muzykę bardzo znani kompozytorzy jak choćby sam Franz Lehar czy Robert Stoltz. Występowała Pani w filmach z różnymi znakomitymi artystami, między innymi z Judy Garland w filmie “For Me And My Gal” z 1942… Wszystkie Pani role były wspaniałe, jednak najbardziej zapamiętana Pani rola to tytułowa z operetki “Wesola Wdówka” Lehara, w której występowała Pani razem z mężem Janem Kiepurą jako hrabia Daniło. Przedstawienie cieszyło się ogromną popularnością na nowojorskim Broadway’u, a także na wyjazdach. Ogólnie, przedstawienie to grane było ponad 2000 razy! To niebywałe. Na czym polegal sukces Waszej “Wesołej Wdówki”?
Wystawienie tego spektaklu na Broadway’u w latach 40. miało już od początku posmak sensacji, ponieważ było to nasze prywatne przedsięwzięcie… Producentami, a jednocześnie głównymi wykonawcami byliśmy my sami – Jan i ja. Mąż wynajął reprezentacyjny Majestic Theatre na 44 ulicy w samym teatralnym centrum, zebrał obsadę, orkiestrę, sam przeprowadzał próby. Było to przedsięwzięcie dosyć ryzykowne – trzeba było zainwestować duże pieniądze, a konkurencja w Nowym Jorku była, tak jak i teraz, bardzo duża. Wszystko zakonczyćc mogło się klapą i plajtą. Później okazało się, że ten “element ryzyka” sprawił, że nasza publiczność powiększyła się. Ludzie chcieli zobaczyć tych “ryzykantów”.
Poza tym, nazwisko męża, jako śpiewaka operowego było już w tym czasie dosyć znane i niecodziennym było, że właśnie znany śpiewak operowy będzie wystepował w operetce… Były także w naszej “Wesołej Wdówce” elementy specjalne, nie prezentowane w innych wystawieniach. Elementem takim był na przykład bardzo polski accent w ostatniej scenie “U Maxima”, gdzie Janek śpiewał po polsku Kujawiaka Wieniawskiego. Zawsze powodowało to wielkie owacje i bisy. Publiczność była bardzo ciekawa tej naszej “Wesołej Wdówki” i rzeczywiście był to nasz wielki sukces. Po zakończonych występach na Broadway’u przyszły międzynarodowe tournee. Przez wiele lat jeździliśmy z tą operetką po całych Stanach, Kanadzie i Europie.
Wiadomo, że przez pewien czas po osiedleniu się w Stanach nie mieszkała Pani razem z mężem, jako że wasze kariery zawodowe związane były z dwoma odległymi krańcami Ameryki. Nie był to chyba łatwy okres w Pani życiu?
Gdy w 1938 Jan podpisał swój pierwszy kontrakt z Metropolitan Opera w Nowym Jorku, przenieśliśmy się z Europy właśnie tam. Ale potem ja dostałem kontrakt z wytwórnią MGM i musiałam wyjechać do Los Angeles. Zatem Jan mieszkał i śpiewał w Nowym Jorku, a ja grałam w hollywoodzkich filmach muzycznych w Kalifornii. Była tam duża konkurencja. W Europie uchodziłam już wówczas za znaną artystkę, jednak w Ameryce niewielu znało moje nazwisko, moje filmy i możliwości. I choć występowałam w amerykańskich produkcjach filmowych z takimi gwiazdami jak Judy Garland i Gene Kelly, to nigdy nie miałam szansy na zagranie pierwszoplanowej roli, tak jak w Europie… Było to oczywiście powodem ogólnego niezadowolenia i braku artystycznej satysfakcji. Poza tym, oboje z Janem bardzo żle znosiliśmy rozłąkę – ostatecznie zostawiłam więc Hollywood i wróciłam z Los Angeles do Nowego Jorku.
Wkrótce potem, w 1943 narodził się pomysł wystawienia naszej “Wesołej Wdówki”, która nie tylko pozwoliła nam nadal pracować – śpiewać i grać, ale także, a może przede wszystkim pozwoliła nam ponownie zamieszkać i być razem. Wystawienie tej operetki było zatem nie tylko sukcesem artystycznym ale również, na swój sposób, sukcesem osobistym.
Na temat życia Pani męża, Jana Kiepury ukazało się wiele publikacji. Czy uwaza je Pani zawsze za zgodne z prawdą?
Bardzo wielu ludzi interesowało się życiem Jana i interesuje się nim nadal. Każdy patrzy na to życie trochę inaczej i interpretuje pewne fakty na swój sposób. Zdarzają się nieścisłości lub przemilczenia, które mogą mnie drażnić, ale nie lubię o tym mówić…
A może jednak?
Często się słyszy, że Kiepura bardziej od opery pokochał pieniądze… Mąż był śpiewakiem, ale był także wspaniałym organizatorem i biznesmenem. Między innymi, dzięki temu mogliśmy wystawić “Wesołą Wdówkę”. Jak już wspominałam wcześniej, wszystkie koszty pokrywane były przez nas, bo mąż wiedział jak zadbać nie tylko o artystyczną, ale także o finansową stronę przedsięwzięcia. Dzięki temu mieliśmy artystyczną niezależność i nie musieliśmy prosić o dotacje…
Nie chcę się w jakikolwiek sposób teraz chwalić, ale prawda jest taka, że razem z mężem braliśmy zawsze bardzo chętnie udział w charytatywnych i dobroczynnych koncertach i występach, za które nie otrzymywaliśmy ani grosza… Dochody szły na budowę szkół, kościołów, muzeów, pomoc dla emigrantów i potrzebujacych w Polsce. Nigdy się z tym nie obnosiliśmy… i być może, właśnie dlatego czasami nie pamięta się już o tym. Jan był niezwykłym patriotą, mieszkającym z dala od Polski, ale kochającym swoją ojczyznę ogromnie – mimo, że ojczyzna ta zabrała mu po wojnie cały jego dorobek, włącznie ze znanym hotelem Patria w Krynicy, który został upaństwowiony i pozbawiono nas do niego wszelkich praw.
Fot: Martha Eggerth i Jan Kiepura przed wybudowanym przez siebie, sławnym hotelem Patria w Krynicy, 1937
Gdzie obecnie Pani najczęściej przebywa i co robi, jeżeli chodzi o muzykę?
Najczęściej i najchętniej przebywam obecnie po prostu w swoim domu, który razem z mężem kupiliśmy w 1957. Jest on położony w oddalonym o 50 km na północ od Nowego Jorku miasteczku Rye. Spędziłam w tym domu najwspanialsze lata swojego życia – razem z Janem i później po jego śmierci, gdy wychowywali się tam nasi synowie. Bardzo dużo się w tym domu wydarzyło i jest to dla mnie miejsce bardzo drogie, pełne nostalgii i wspomnień gdzie czuje się najlepiej.
Warto może tu także wspomnieć, że Rye położone jest zaledwie o kilka kilometrów od miejscowości Port Chester, gdzie znajdowało się i nadal działa niewielkie polskie centrum kultury – “Dom Narodowy Polski”. Dzięki “Domowi Polskiemu” mieliśmy stały kontakt z Polakami i polskością. Bywaliśmy tam często przy okazji świat i różnych innych uroczystości – Jan zawsze chętnie śpiewał tam dla Polaków…
Jeżeli natomiast chodzi o teraźniejszość i o to co obecnie robię, to nadal cały czas staram się być aktywna i wciąż występuje. W ostatnim czasie śpiewałam w Stanach Zjednoczonych w dwóch musicalach, “Colette” Harvey Schmidta i Toma Jonesa, który wystawiany był w Denver oraz w “Follies” Stephena Sondheima w Pittsburghu. Brałam także ostatnio udział w kilku telewizyjnych widowiskach zarówno w Ameryce jak i w Europie.
Fot: Jan Kiepura podczas wizyty w Polsce w 1958 roku – śpiewa na powitanie na stopniach samolotu
Energii, wigoru, pasji i zapału do pracy, mógłby Pani pozazdrościć nie jeden artysta, że już o wspaniałym wyglądzie nie wspomnę… Co robić, aby być w takiej znakomitej formie, mimo upływu lat?
Przede wszystkim nie należy mówić i myśleć o tych upływających latach! Koniec, nie ma tematu upływu lat i starzenia się! Nie rozmawiam i nie myślę o tym. Poza tym, po prostu zwyczajnie staram się dbać o zdrowie, ale bez zbędnej przesady. Nie palę i nie nadużywam alkoholu – burzliwe życie nocne, wbrew temu co widzi się na scenie w “Wesołej Wdówce”, to też nie moje upodobania. Nie forsuję głosu, zwłaszcza w dzień koncertu. Jestem też ostrożna, co do tak popularnych obecnie, systemów centralnego chłodzenia i klimatyzacji. Nagle zmiany temperatury nie są dobre dla nikogo, zwłaszcza dla kogoś kto śpiewa, gdyż potrafią bardzo radykalnie podrażniać gardło. U siebie w domu nie mam klimatyzacji – otwarte okna i naturalne świeże powietrze służą mi najlepiej…
Pani Marto, bardzo dziękuje za rozmowę, ciepłe słowa pod adresem Polaków i niezapomniany koncert… Życzę nadal tej wspanialej werwy życiowej i wielu kolejnych, udanych występów.
Autor: Piotr Grajda z Toronto
Londyn – Anglia, czerwiec 1989
Marta Eggerth zmarła 26 grudnia 2013 w swoim domu w Rye, w wieku 101 lat. Pochowana została na miejscowym cmentarzu Greewood Union Cemetery w Rye, NY. Jan Kiepura zmarł 15 sierpnia 1966, w wieku zaledwie 64 lat. Jego ciało zostało przewiezione do Polski i pochowane na Warszawskim Cmentarzu Powązkowskim w Alei Zasłużonych.
Więcej na Stronie Internetowej: http://stefanbatoryoceanliner.weebly.com/celebrities-iv.html