DSC_0016

Rzeźby lodowe

Miasteczko Saint-Côme, byłoby jednym z wielu dziesiątek podobnych i nie wyróżniających się miasteczek w całej prowincji More »

_DSC0042

Indiańskie Lato

Wyjątkowo ciepła temperatura w ciągu października wystarczyła, by wszyscy zaczęli mówić o Indiańskim Lecie. Czym rzeczywiście More »

huitre

Boso ale w ostrygach

Od wieków ostrygi są wyszukanym daniem smakoszy dobrej kuchni oraz romantyków. Ostryga od czasów antycznych uchodzi More »

ville-msh1

Góra Świętego Hilarego w kolorze dojrzałej dyni

Góra Św. Hilarego ( fr: Mont St-Hilaire) jest jedną z 8 gór (a raczej wzgórz ze More »

24pazdziernika2016Wojcik1

Henryk Wójcik (1947-2018)

Polonia montrealska pożegnała Henryka Wójcika w piątek 07 grudnia 2018 na uroczystej mszy pogrzebowej w kościele More »

Domestic_Goose

Milczenie Gęsi

Wraz z nastaniem pierwszych chłodów w Kanadzie oczy i uwaga konsumentów jest w wielkiej mierze skupiona More »

rok-ireny-sendlerowej-logo

2018 rok Sendlerowej

Uchwała Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej z dnia 8 czerwca 2017 r.w sprawie ustanowienia roku 2018 Rokiem Ireny More »

Parc-Oméga1

Mega przygoda w parku Omega

Park Omega znajduje się w miejscowości Montebello w połowie drogi między Gatineau i Montrealem. Został założony More »

homer-simpson-krzyk-munch

Bliskie spotkanie ze służbą zdrowia.Nowela

Nie tak bardzo dawno temu w wielkiej światowej metropolii na kontynencie północno-amerykanskim w nowoczesnym państwie Kanadzie, More »

Flower-for-mother

Dzień Matki

Dzień Matki obchodzony jest w ponad 40 krajach na świecie. W Polsce mamy świętują 26 maja, More »

DSC_0307

Christo Stefanoff- zapomniany mistrz światła i koloru

W kanadyjskiej prowincji Quebek, znajduje się miasteczko Val David otoczone malowniczymi Górami Laurentyńskimi. W miasteczku tym More »

2970793045_55ef312ed8

Ta Karczma Wilno się nazywa

Rzecz o pierwszych osadnikach polskich w Kanadzie. W kanadyjskich archiwach jako pierwszy Polak imigrant z polski More »

Capture d’écran 2018-04-01 à 20.00.04

Rezurekcja w Parafii Św. Krzyża w Montrealu

W Montrealu oprócz czterech polskich parafii katolickich, zarządzanych przez Franciszkanów jest jeszcze jedna polska parafia należąca More »

Capture d’écran 2018-03-25 à 12.47.16

Wielkanoc w Domu Seniora

W sobotę 24 marca 2018 uczniowie z montrealskiego Szkolnego Punktu Konsultacyjnego przy Konsulacie RP w Montrealu More »

DSC_4819

Gęsie pipki i długi lot do punktu lęgu

Jak się mają gęsie pipki do długiego gęsiego lotu ? A jak się ma piernik do More »

embleme-insecte-montreal

Montrealski admirał

Entomologicznym emblematem prowincji Quebek  jest motyl admirał. W 1998 roku, Quebeckie Stowarzyszenie Entomologów zorganizowało publiczne głosowanie More »

Capture d’écran 2018-03-20 à 15.21.11

XVII Konkurs Recytatorski w Montrealu

W robotę 17 marca 2018 r. odbył  się XVII Konkurs recytatorski w Montrealu. W konkursie brały More »

herb templariuszy

Sekret Templariuszy

Krucjata albigeńska, jaką zorganizował przeciwko heretykom Kościół Katolicki w XIII wieku, zniszczyła doszczętnie społeczność Katarów, dzięki More »

Capture d’écran 2018-03-14 à 17.54.19

IV Edycja Festiwalu Stella Musica

Katarzyna Musiał jest współzałożycielką i dyrektorem Festivalu Stella Musica, promującego kobiety w muzyce. Inauguracyjny koncert odbył More »

800px-August_Franz_Globensky_by_Roy-Audy

Saga rodu Globenskich

August France (Franz) Globensky, Globenski, Glanbenkind, Glaubenskindt, właśc. August Franciszek Głąbiński (ur. 1 stycznia 1754 pod More »

Bez-nazwy-2

Błękitna Armia Generała Hallera

Armia Polska we Francji zwana Armią Błękitną (od koloru mundurów) powstała w czasie I wojny światowej z inicjatywy More »

DSC_4568

Polowanie na jelenia wirginijskiego, czyli jak skrócić zimę w Montrealu

Jest z pewnością wiele osób nie tylko w Montrealu, którym dokuczają niedogodności kanadyjskiej zimy. Istnieje jednak More »

CD-corps-diplomatique

Konsulat Generalny RP w Montrealu-krótki zarys historyczny

Konsulat Generalny w Montrealu jest jednym z trzech pierwszych przedstawicielstw dyplomatycznych powołanych przez rząd polski na More »

Capture d’écran 2018-03-07 à 08.47.09

Spotkania Podróżnicze: Krzysztof Tumanowicz

We wtorek, 06 marca w sali recepcyjnej Konsulatu Generalnego w Montrealu odbyło się 135 Spotkanie Podróżnicze. More »

Capture d’écran 2018-02-24 à 09.30.00

Polsko Kanadyjskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy w Montrealu

Polsko-Kanadyjskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy w Montrealu ( PKTWP) powstało w 1934 roku jako nieformalna grupa. Towarzystwo More »

poutine 2

Pudding Kebecki,czyli gastronomiczna masakra

Poutine jest bardzo popularnym daniem kebeckim. Jest to bardzo prosta potrawa złożona generalnie z trzech składników;frytki,świeże kawałki More »

original.1836

Sir Casimir-rzecz o gubernatorze pułkowniku jej królewskiej mości

Przy okazji 205 rocznicy urodzin przypominamy sylwetkę Kazimierza Gzowskiego (1813 Petersburg-1898 Toronto),najsłynniejszego Kanadyjczyka polskiego pochodzenia – More »

Syrop-klonowy

Kanada miodem płynąca

Syrop klonowy powstaje z soku klonowego. Pierwotnie zbierany przez Indian, dziś stanowi istotny element kanadyjskiego przemysłu More »

Capture d’écran 2018-02-22 à 12.57.23

Nowy Konsul Generalny RP w Montrealu, Dariusz Wiśniewski

Dariusz Wiśniewski jest związany z Ministerstwem Spraw Zagranicznych od roku 1994.  Pracę swą rozpoczął w Departamencie More »

24 marzec 2015

Chronologia sprzedaży budynków Konsulatu Generalnego w Montrealu

20 lutego 2018 roku, środowisko polonijne w Montrealu zostało poinformowane bardzo lapidarną wiadomością rozesłaną do polonijnych More »

Category Archives: Wywiad

KONSUL GENERALNY RP w Montrealu

943c6b8f-9cd8-4187-959b-67a4fb0aa4a0-JCR

Konsul Generalny RP Andrzej Szydło objął placówkę dyplomatyczną w Montrealu 13 listopada 2012 roku. W związku z rocznicą pobytu na montrealskiej placówce dyplomatycznej redakcja Kroniki Montrealskiej zwróciła się z prośbą o udzielenie wywiadu i podzielenie się swoimi refleksjami na temat Montrealu oraz Polonii montrealskiej.

Zbigniew Wasilewski: Panie Konsulu dziękuję serdecznie za przyjęcie zaproszenia do udzielenia tego wywiadu. Czy przed objęciem placówki dyplomatycznej w Montrealu rok temu był już pan na kontynencie północno-amerykańskim, jeżeli tak w to w jakich miastach. Czy to pan wybrał Montreal i jeżeli tak to z jakiej przyczyny ? Jakie jest wyobrażenie o Montrealu w obecnej  Polsce ,postrzegane przez przeciętnego Polaka ?

 Andrzej Szydło: Przed Montrealem Amerykę odwiedziłem dwukrotnie – za każdym razem były to Stany Zjednoczone. Pierwszy raz, podczas polskiego przewodnictwa w Radzie UE w 2011, przyjechałem do Waszyngtonu jako przedstawiciel polskiej prezydencji UE na unijno-amerykańskie spotkanie dotyczące zarządzania kryzysowego, które było wówczas moją specjalnością. Rok później odwiedziłem wybrzeże kalifornijskie – San Francisco, Los Angeles i San Diego, tym razem jako wysłannik Ministerstwa Spraw Zagranicznych na największe na świecie targi techniki satelitarnej – ESRI.

Montreal był jednym z miast, o którym myślałem, jako moim przyszłym miejscu pracy -  z przyczyn językowych, z powodu entuzjastycznych opinii wszystkich kolegów, którzy mieli okazję tu pracować, ale także dlatego, że bardziej ciągnęło mnie do pracy w samodzielnym konsulacie, a mniej do ambasady. Decyzja jednak zawsze należy do Ministra Spraw Zagranicznych i Dyrektora Generalnego Ministerstwa. I okazało się, że w moim przypadku była to decyzja błyskawiczna i zaskakująca mnie samego…

Myślę, że ogólna opinia o Montrealu opiera się na stereotypach – to dlatego, że straciło na rzecz Toronto swoją rolę pierwszego punktu, w jaki trafiają Polacy do Kanady przyjeżdżający, jak kiedyś. Czasami są to wręcz stereotypy przeciwstawne – słyszałem na przykład, że mówienie po angielsku nie jest tu – delikatnie mówiąc – w dobrym tonie, albo wręcz przeciwnie – że francuski nie jest w Quebecu zupełnie potrzebny, a wystarczy angielski. Ile w tym prawdy, dowiedziałem się w parę dni po przyjeździe, kiedy załatwiając jedną z urzędowych spraw, rozmowę zacząłem po francusku, moja rozmówczyni przeszła po chwili na angielski, a konwersację zakończyliśmy po włosku. Niewielu Polaków ma świadomość, jak dzięki obecności dwóch „starych” kultur wielokulturowość tego miasta się potęguje. Jeden stereotyp okazał się jednak niezawodnie prawdziwy – opowieści o ciężkiej montrealskiej zimie!

 

Z.W: Jakie wrażenie wywarł na Panu Montreal , jako Europejczyku, czy był Pan oczarowany zaraz po przyjeździe czy też rozczarowany ? Czy w tej chwili może Pan powiedzieć, że czuje pan miasto Monteal i zna pan lepiej problemy Montrealczyków  a w szczególności tutejszej Polonii ?

 

A.Sz: Oczywiście pierwszym wrażeniem była odmienność od Europy, mimo że Montreal i Quebec, to pewnie najbardziej europejskie spośród miast na tym kontynencie. Do tego dość pechowo przyjechaliśmy tutaj razem z rodziną w listopadzie, na początku zimy, kiedy Montreal nie jest najpiękniejszy i najprzyjaźniejszy z przyczyn klimatycznych. Dopiero wiosna pozwoliła nam naprawdę docenić panującą tu atmosferę. Na pewno daleko mi jeszcze do tego, aby poczuć się „prawdziwym Montrealczykiem” i oświadczyć, że znam to miasto na wylot. Ale mogę powiedzieć, że poczułem się już całkiem pewnie w roli gospodarza prezentującego je moim gościom z Polski, czy innych części Kanady.

Jeśli chodzi o problemy Montrealczyków, to poznać dały się same – w ciągu 12 miesięcy miałem okazję uścisnąć rękę trzem burmistrzom, a gdybym objął stanowisko tylko nieco wcześniej, miałbym okazję poznać czwartego.

Gdy zaś mowa o Polakach w Montrealu, to jest nas tu tak wielu, że nie starczyłoby i dwóch moich kadencji, żeby poznać wszystkich i dowiedzieć się, czym żyją. Jedno mogę powiedzieć na pewno. Mimo spędzonego tu całego roku i poznania setek osób, montrealscy Polacy ciągle potrafią mnie zaskakiwać – w przeważającej mierze bardzo pozytywnie.

1457602_550584608349586_590264688_nKonsulowa Katarzyna Kochan-Szydło,Konsul Generalny RP w Montrealu Andrzej Szydło podczas Święta Niepodległości 11 listopad 2013

 

Z.W: Po roku czasu od objęcia placówki konsularnej miał Pan sposobność poznać montrealską Polonię. Jej organizacje,szkoły,parafie, artystów,naukowców ,działaczy społecznych a także wielu innych przedstawicieli Polonii montrealskiej. Co Pan sądzi o naszej wspólnocie ?

 

A.Sz: Sprawdziło się wszystko to, co dobrego słyszałem o montrealskiej Polonii przed moim wyjazdem – że jest pełna ludzi ciekawych, aktywnych, ambitnych, że nie brak tu osób, z którymi warto współpracować. Przekonałem się o tym praktycznie od pierwszych dni pobytu tutaj. A co najważniejsze, spotkałem tu również grupę wspaniałych młodych ludzi, ze świetnymi pomysłami, dzięki którym można być pewnym, że dręczący wiele polskich środowisk na świecie problem kontynuacji pokoleniowej w Montrealu zostanie z powodzeniem zażegnany. Jestem absolutnie przekonany, że w Montrealu tkwi wielki potencjał.

 

Z.W: Czego Pan oczekuje od Polonii montrealskiej ? Czy uważa Pan, że Polonia montrealska jest wystarczająco dobrze zorganizowana aby zapewnić sobie Status Quo i czy według Pana jest jeszcze coś do zrobienia aby wzmocnić polskiego ducha oraz polską dumę narodową w prowincji Quebec ?

 

A.Sz: Chciałbym, abyśmy przez najbliższe lata wspólnie budowali dobrą opinię o Polsce i pokazywali Montrealczykom, Quebekom i Kanadyjczykom, że nasz kraj jest wyjątkowy i że warto go odróżniać na tle innych państw europejskich. Polacy w Montrealu mają potencjał do tego, aby Polonia i Polska były widoczne i znane w mieście tak samo dobrze, jak inne duże nacje, które składają się na jego wielokulturowe społeczeństwo. Trudno mi odpowiedzieć na pytanie, czy obecny stopień organizacji Polonii w naszym mieście jest gwarancją istnienia naszej wspólnoty w przyszłości. Jednego jednak jestem pewien – Polacy, jak nikt inny, mają dar mobilizacji i zgodnego wspólnego działania wtedy, gdy przychodzą trudne momenty. Dlatego dla mnie to oczywiste, że polski duch przetrwa tu jeszcze wiele dziesięcioleci, niezależnie od trudności, które może napotkać. To, co na pewno trzeba robić i co powtarzam za każdym razem wszystkim, to konieczność wspierania inicjatyw młodzieży – nawet wtedy, a może szczególnie wtedy, kiedy nie jesteśmy do końca pewni, czy zmierzają we właściwym kierunku. Nowe pokolenie Polonii, to osoby w znakomitej większości wychowane już tu, świetnie radzące sobie w kanadyjskiej rzeczywistości, dla których polskość nie jest już rzeczą oczywistą, „bagażem” przywiezionym ze starego kraju, ale osobistym wyborem, powodem do dumy. Ich pomysły na celebrowanie polskości są dla mnie najlepszą wskazówką, co powinno się robić, aby polskość w Quebecu przetrwała i aby Polska zyskała pozycję, na która zasługuje.

 

Z.W: Panie Konsulu,dlaczego według Pana związki Polonii z Polską są ważne. Czy termin Obczyzna ukuty na przełomie XIX wieku podczas przymusowej emigracji Polaków i latach tęsknoty za odzyskaniem niepodległości ,podtrzymywany następnie w latach po II wojnie światowej podczas okupacji sowieckiej aż do upadku komunizmu w 1989 roku ma jeszcze dzisiaj rację bytu ?

 

A.Sz: W moim przekonaniu, więź Polonii z Polską jest w tej chwili ważna przede wszystkim dla naszego kraju. Większość emigrantów do Kanady, czy Stanów Zjednoczonym ułożyła sobie życie w „nowym świecie” i ich więź z Polską, sentyment do starego kraju jest raczej osobistym wyborem, a nie koniecznością. Tak, jak mówiłem od pierwszego dnia mojego pobytu tutaj, to właśnie Polacy, którzy czują się związani z ojczyzną swoją lub swoich przodków, są najlepszymi ambasadorami Polski, mówiąc o niej dobrze wśród swoich znajomych, przyjaciół, czy współpracowników, którzy o naszym kraju częstokroć nie wiedzą dokładnie nic. My, dyplomaci, podczas naszych krótkich kadencji jesteśmy w stanie wykonać zaledwie mały odsetek dobrej roboty, którą może zrobić dla Polski każdy mieszkający w Kanadzie rodak.

Czy Kanada, lub każdy inny kraj, w którym przyszło żyć Polakom z najróżniejszych przyczyn, jest jeszcze obczyzną? Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć w skrytości ducha sam. Dla mnie nie ma sprzeczności w tym, aby czuć się jednocześnie Kanadyjczykiem, czy Quebekiem, a równocześnie Polakiem. Rozmawiałem przez ostatni rok z setkami Polaków i dla wielu spośród nich oba kraje są równie bliskie – Kanada nie jest obczyzną. Sądzę też, że dzięki technologii – internetowi, telewizji, tanim telefonom, znacznie łatwiej niż jeszcze kilkanaście lat temu podtrzymywać z Kanady kontakt z Polską, a z Polski z Kanadą. Problemu z tym nie mają szczególnie ludzie młodzi, dla których mobilność jest naturalna, jest stylem życia.

 

Z.W: Ma Pan porównanie Montrealu z placówką dyplomatyczną w Mediolanie. Czym się różni Polonia w kraju europejskim  od Polonii mieszkającej w północno-amerykańskiej metropolii.

 

A.Sz: Tych różnic jest wiele. Przede wszystkim po przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej, w Europie zaczęła przeważać emigracja świeża, z ostatnich lat. Sądzę, że wielu spośród polskich montrealczyków, którzy przyjechali tu w ciągu ostatnich dziesięcioleci, potrafi sobie dobrze przypomnieć, czym żyje imigrant świeżej daty, a czym osoba już na dobre zadomowiona w nowym kraju. Ułożenie sobie życia, znalezienie pracy, osiągnięcie stabilizacji materialnej, przystosowanie do nowej rzeczywistości, to właśnie to, co zaprząta głowy większości Polaków w Europie.  Oprócz tego mamy tam oczywiście wspaniałą starszą Polonię, która w mojej opinii realizuje swoją misję podtrzymywania polskości za granicą z tak samo wielkim zapałem, jak polscy Kanadyjczycy. Mówiąc o tym, przypominam sobie na przykład Ognisko Polskie w Turynie, najstarszą organizację polonijną we Włoszech, założoną w 1947 przez żołnierzy Generała Andersa, która do dziś doskonale dba o poczucie patriotyzmu i podtrzymywanie tradycji wśród Polaków, także tych właśnie przybyłych i upowszechnianie polskiej kultury a także wiedzy o naszym kraju wśród Włochów. To rodowód, który przypomina historie znane z Kanady.

Jednak to, co napawa mnie wielkim optymizmem i z czego bardzo się cieszę, to pozytywny wydźwięk polskiego pochodzenia w Kanadzie. W odróżnieniu od wielu krajów Europy, czy nawet Stanów Zjednoczonych, polskie pochodzenie jest jednoznacznie powodem do dumy i budzi pozytywne skojarzenia, nawet jeśli ograniczają się one wyłącznie do pierogów i kiełbasy, czego nie tak doświadczam nawet wśród dość wykształconych i oczytanych obywateli kraju klonowego liścia. Oznacza to wielki potencjał, a jednocześnie ogrom pracy do wykonania.

 

Z.W: Czego Pan życzy dla Polonii montrealskiej ?

 

A.Sz: Zbliża się Boże Narodzenie i Nowy Rok, więc życzę Panu, wszystkim czytelnikom Kroniki Montrealskiej i wszystkim „polskim montrealczykom” spokojnych świąt, odpoczynku od codziennego pośpiechu i prawdziwej świątecznej atmosfery – takiej, jaką czuje się w te święta w Polsce. A rok 2014 niech będzie dla wszystkich najlepszym rokiem jaki kiedykolwiek się zdarzył.

 

Z.W: Serdecznie Panu dziękuję za podzielenie się swoimi uwagami z czytelnikami Kroniki Montrealskiej i życzę panu owocnej, przynoszącej satysfakcję pracy na placówce konsularnej.  Życzę również miłego pobytu w naszym uroczym Montrealu.

943c6b8f-9cd8-4187-959b-67a4fb0aa4a0-JCR

Andrzej Szydło urodzony w 1974 r. w Krakowie,żonaty, dwoje dzieci, języki obce: francuski, angielski, włoski

 Doświadczenie zawodowe

2010-2012 Koordynator Opieki Konsularnej w Sytuacjach Nadzwyczajnych,
Departament Konsularny MSZ, Warszawa

2010-2012 Delegat RP do Grupy Roboczej Rady UE do spraw Konsularnych

2011 Zastępca Przewodniczącego Grupy Roboczej Rady UE do spraw Konsularnych (Prezydencja Polski w Radzie UE)

2009-2010 Dyżurny Centrum Operacyjnego MSZ, Warszawa

2003-2009 Konsul, Kierownik Zespołu do spraw Opieki Konsularnej , Konsulat Generalny RP w Mediolanie

2002-2003 Attaché, Biuro Kadr i Szkolenia MSZ, Warszawa

 Wykształcenie:

 2000-2002 Aplikacja dyplomatyczno-konsularna, MSZ w Warszawie

 1996-2000 Magister Filologii Włoskiej, Uniwersytet Jagielloński, Kraków 2000

 Tłumacz przysięgły języka włoskiego

 Odznaczenia:

2010 Brązowy Krzyż Zasługi przyznany przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej

Beata Gołembiowska Nawrocka, spotkanie autorskie

beata-golembiowska

Beata Gołembiowska Nawrocka urodziła się w Poznaniu, w 1957 roku. W 1961 roku rodzice Beaty, pracownicy naukowi Akademi Rolniczej postanowili się przenieść do Puław, gdyż w Poznaniu nie mieli szans na zdobycie mieszkania. W Puławach znaleźli zatrudnienie w Instytucie Uprawy Nawożenia i Gleboznawstwa, mającego siedzibę w pałacu książąt Czartoryskich. Zamieszkali w jego prawym skrzydle, w bardzo obszernym mieszkaniu służbowym. W tak pięknej scenerii jakim był pałac i jego otoczenie Beata spędziła dzieciństwo i lata licealne. W latach 1976 – 1981 studiowała biologię środowiskową na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W tym okresie zaczęła również działać w Ruchu Młodej Polski, a potem w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów. Po ukończeniu studiów w stopniu magistra, ze specjalizacją w ornitologii, wraz z mężem Przemysławem Nawrockim, również biologiem osiedliła się w Radomiu, obejmując posadę w Muzeum Okręgowym w Dziale Przyrody. Do czasu Stanu Wojennego działała w Solidarności Radomskiej prowadząc bibliotekę związkową i wszechnicę, a po jego wybuchu włączyła się w ruch podziemny, roznosząc ulotki oraz paczki dla internowanych i więzionych. W 1984 i 1985 przyszły na świat jej dwie córki, Iwa i Tina. Razem z nimi i z mężem wyemigrowała w 1989 roku do Kanady.

W Montrealu, przez pierwsze dwa lata pracowała jako pomoc domowa. Po uzyskaniu stałego pobytu założyła wraz z mężem przedszkole edukacyjne o profilu biologicznym. Dwa lata później, w Dawson College zaczęła 3 – letnie studia fotografii i po ich ukończeniu pracowała przez kilka lat jako fotograf mody, wystawiając równocześnie swoje prace na wystawach indywidualnych i zbiorowych. Wiele z nich zostało zakupionych przez; Galerię Muzeum Sztuk Pięknych, City of Verdun, Lotto Quebec, Regards du Québec, Groupe SM oraz prywatnych kolekcjonerów. W ramach konkursu zorganizowanego przez Regards du Québec trzy fotografie Beaty zostały włączone do albumu “La famille”. Już w okresie studiów fotograficznych Beata zaczęła pisać artykuły do czasopism polskich i kanadyjskich o tematyce przyrodniczej i fotografii.

W latach 2002 – 2006 Beata Gołembiowska Nawrocka pracowała jako malarka dekoracyjna i dekoratorka dla programu telewizyjnego Debbie Travis. Od 2006 roku aż do chwili obecnej pracuje dla Fundacji Liliany Komorowskiej dla Sztuki oraz QueenArt Films, gdzie zadebiutowała jako reżyser filmem “Raj utracony, raj odzyskany” ( TV Polonia 2012), opowiadającym o ziemiaństwie i arystokracji w Rawdon. Tuż po realizacji filmu zaczęła zbierać materiały do książki – albumu o polskiej arystokracji na emigracji w Kanadzie. W grudniu 2011 roku album pt. “W jednej walizce” został wydany w Polsce przez wydawnictwo Poligraf. W tym samym czasie została również wydana jej powieść “Żółta sukienka” przez wydawnictwo Novaeres. Następna powieść, “Malowanki na szkle” jest w trakcie procesu wydawniczego.

Źródło: http://www.beatagolembiowska.studiobim.ca/o_mnie.htm

w-jednej-walizce-polska-arystokracja-na-emigracji-w-kanadzie-cd-o19109„O meandrach swojego życia, arystokracji, i Polsce z perspektywy życia w Kanadzie opowiada Beata Gołembiowska w rozmowie z Łukaszem Musielakiem”.

Łukasz Musielak: Zanim wydała Pani pierwszą książkę, w szufladzie zgromadziło się już trochę opowiadań, także scenariusze. Kiedy właściwie rozpoczęła się Pani przygoda z pisaniem i co zadecydowało o wyjściu z prozą na zewnątrz?

Beata Gołembiowska: Już w szkole podstawowej uwielbiałam tworzyć długie wypracowania, wzbudzając tym podziw u swoich rówieśników i u nauczycielki, przyzwyczajonej do krótkich prac uczniów. W szkole średniej miałam szczęście do wspaniałych nauczycieli z polskiego, w odróżnieniu od tych z przedmiotów ścisłych. Nadal byłam chwalona za łatwość przelewania słów na papier, a jednak nie wybrałam polonistyki jako kierunku studiów. Na emigracji pisanie i fotografia stały się dla mnie odskocznią od rzeczywistości, która często przygniatała mnie swoim ciężarem. Zaczęłam tworzyć opowiadania, przybierające formę pamiętnika. Nie myślałam wtedy o ich opublikowaniu, wydawały mi się zbyt osobiste. Jedno z nich przesłałam swojemu przyjacielowi z lat szkolnych, który skończył w Nowym Jorku reżyserię. Jego opinia była wręcz entuzjastyczna i zachęcił mnie do napisania scenariusza. Niestety, po nieudanych próbach zainteresowania nim ludzi ze świata filmu odłożyłam go „do szuflady”. Może kiedyś ujrzy światło dzienne? Praca nad scenariuszem wciągnęła mnie tak dalece w pisanie, że pokusiłam się o stworzenie powieści poruszającej ten sam temat. W tym samym czasie zaczęłam pracować nad “W jednej walizce”, książce -albumie o polskich arystokratach na emigracji w Kanadzie. Pisanie „Żółtej sukienki” zajęło mi dwa lata, praca nad albumem cztery. Poświęcałam tym dwóm projektom każdą wolną chwilę, których nie mam zbyt wiele, pracując zawodowo, często powyżej przepisowych ośmiu godzin. W grudniu 2011 obie książki zostały wydane, a ja byłam w połowie pisania drugiej swojej powieści – “Malowanki na szkle”. Powinna ukazać sie pod koniec tego roku, albo na początku 2013. I oczywiście jestem w trakcie pracy nad następną. Pisanie stało sie dla mnie nieodzowną częścią życia.

ŁM: Wcześniej publikowała Pani teksty o malarstwie, fotografii, przyrodzie. Gdzie można zapoznać się z tymi tekstami?

BG: W latach dziewięćdziesiątych powstał miesięcznik „Zwierzaki”, wydawany przez Prószyńskich. Do współpracy z nim namówił mnie znajomy fotografik, Artur Tabor, który w zeszłym roku zginął tragicznie w Mongolii. Niestety czasopismo już nie istnieje, a artykuły, które napisałam i zilustrowałam swoimi fotografiami chcę zamieścić na stronie internetowej, jak również te o malarstwie i fotografii. O fotografii pisałam do „Photo Life”, kanadyjskiego czasopisma, a o malarstwie – a właściwie o jednej malarce, czyli mojej córce, do „Konia Polskiego” i „Horse Magazine”. Tina jako dwunastoletnia zaczęła jeździć konno i dosyć drogie lekcje opłacała funduszami pochodzącymi ze sprzedaży obrazów. Nauczyła się malować, początkowo kopiując takich polskich mistrzów jak Józef Brandt, a z czasem odważyła się na własne kompozycje. Wygrała kilkakrotne stypendium do Kentucky, gdzie studiowała anatomię konia i malowała konie arabskie. Jej obrazy były wystawione na kilkunastu indywidualnych i zbiorowych wystawach.

ŁM: W Polsce ukończyła Pani biologię środowiskową. Czy w jakiejś formie kontynuowała Pani później to zainteresowanie?

BG: Po studiach, wraz z moim byłym mężem, Przemysławem Nawrockim, podjęłam pracę w Radomiu, w Muzeum Okręgowym w Dziale Przyrody. Oprócz organizowania wystaw prowadziliśmy badania ptaków na Wiśle. Po przyjeździe do Kanady stworzyliśmy przedszkole przyrodnicze i w tym samym czasie rozpoczęła się moja przygoda z fotografią, której głównym tematem stała się przyroda.

ŁM: W Montrealu ukończyła Pani studia fotograficzne…

BG: Jeszcze przed studiami, a potem w ich trakcie fotografowałam wiele impresji przyrodniczych – tak można nazwać moje zbliżenia roślin, kwiatów, kropli rosy, pajęczyn. Przez pewien czas tworzyłam w technice malowania farbami olejnymi na czarno-białych zdjęciach. Poświęciłam jej jeden z artykułów do „Photo Life”. Był to okres mojej intensywnej pracy artystycznej, uwiecznionej wystawami i publikacjami. Szykuję się do stworzenia strony internetowej o sobie jako fotografce, chociaż odeszłam już od tej dziedziny i coraz rzadziej sięgam po aparat, zamieniając go ostatnio na kamerę. Może kiedyś uda mi się wydać album ze swoimi pracami?

ŁM: „Żółta sukienka” – pierwsza książka – jest powieścią autobiograficzną. Opisuje w niej Pani trudną historię swojego życia, m.in. traumatyczne przeżycia z dzieciństwa, emigrację do Kanady, niespełnienie zawodowe, trudną miłość… Napisanie takiej książki wymagało dużej odwagi…

BG: Trudne przeżycia z dzieciństwa, z pozoru zapomniane, potrafią nagle dać o sobie znać ze wzmożoną siłą. Moje odezwały się z chwilą przyjścia na świat córek. Zaczęłam się o nie bać i był to jeden z kilku powodów emigracji, chociaż od zagrożenia gwałtem nie można uciec do innego kraju, zdarza się to wszędzie. Początki emigracji były rzeczywiście ciężkie. Przez dwa lata, czekając na pobyt stały zarabialiśmy – ja opiekując się dziećmi i sprzątaniem, a mój mąż pracując na budowie. W międzyczasie zaczęłam fotografować, a Przemek kontynuował swój doktorat, czyli ten okres nie był pozbawiony swoich plusów. Ponadto prawie wszyscy emigranci zaczynają podobnie i nie dlatego określiłam ten okres jako ciężki. Tuż po przyjeździe zaczęliśmy przeżywać wielkie rozterki związane z naszą decyzją, gdyż jeden z powodów emigracji, reżim komunistyczny, runął tuż po przybyciu do Kanady. Przyjechaliśmy w październiku 1989 roku, a miesiąc później zburzono Mur Berliński. Ponadto mój mąż był przeciwny emigracji i doświadczał szczególnie dotkliwie zmianę statusu socjalnego. Pochłonięta dziećmi i swoją nową pasją do fotografii początkowo tak tego nie odczułam, lecz z czasem frustracja narastała. Pisanie „Żółtej sukienki” było istną drogą przez mękę. Podobnie czują się osoby po sesjach u psychologa.

ŁM: Dlaczego zdecydowała się pani podzielić z innymi swoją historią?

BG: W Polsce od niedawna zaczyna poruszać się temat gwałtu dzieci. Kara za tę zbrodnię jest nadal zbyt mała, zbyt często kończy się jedynie na zawieszeniu. Przez wiele lat nikomu nie wspomniałam o swoich przeżyciach, wręcz wstydziłam się, że „to” mnie spotkało. Nie potrafiłam powiedzieć o tym rodzicom. Ile jest takich dzieci? Jak często boją się do tego przyznać? Ilu bezkarnych pedofilów cieszy się ogólnym szacunkiem z powodu milczenia ich ofiar? Ludzie często nie zdają sobie sprawy, jakie spustoszenia może uczynić gwałt. Mam nadzieję, że moja powieść wyostrzy czujność rodziców, którzy tak często zaganiani w pogoni za dobrami materialnymi znajdą jednak czas, aby wyrobić sobie zaufanie u dziecka. Przecież to dzieci są naszą największą wartością i powinny móc zawsze znaleźć oparcie u najbliższych.

ŁM: Za tę książkę zebrała Pani świetne opinie. Głęboka, prawdziwa do bólu, przejmująca, pozostająca w sercu i umyśle na długo po odstawieniu na półkę… Jest Pani zadowolona z rezonansu wśród czytelników?

BG: Przyznaję, że czytam opinie czytelników z wielkim wzruszeniem. Mam nadzieję, że ich krąg będzie coraz szerszy.

ŁM: Czego symbolem jest żółta sukienka?

BG: Ciosu zadanego niewinności? Kolor żółty kojarzy się tak radośnie, słonecznie. Czyż dziewczynka ubrana w żółtą sukienkę nie jest najpiękniejszym, najbardziej niewinnym stworzeniem? A jednak i kolor żółty i sukienka mogą przybrać tak inne znaczenie.

ŁM: Ma Pani dwie zdolne, świetnie wykształcone córki, które zaczynają odnosić swoje pierwsze poważne sukcesy zawodowe. Włożyła Pani w ich wychowanie dużo zaangażowania…

BG: Moje córy są „moim błogosławieństwem”. Każdy z okresów ich życia, nawet ten nastoletni był dla mnie odkryciem. Dzieci były zawsze dla mnie najważniejsze i nigdy jakakolwiek moja pasja nie zepchnęła je na drugi plan. Odwzajemniły mi się miłością, przyjaźnią, pomocą w trudnych chwilach i to mnie najbardziej cieszy, chociaż jestem też dumna z ich sukcesów zawodowych. Mam poczucie, że zrobiliśmy „dobrą robotę” wychowując je na szlachetnych ludzi. Muszę tu wspomnieć Przemka, mojego eks męża, który był najwspanialszym ojcem. Oboje poświęcaliśmy dzieciom ogrom naszego czasu i to teraz owocuje. Obie dziewczyny, a właściwie już kobiety, nie mają do nas pretensji o ciuchy z Armii Zbawienia i o notoryczny brak pieniędzy. Zarabiały same na swoje marzenia jak podróże czy sporty, od najmłodszych lat uczestniczyły w życiu rodziny wykonując obowiązki, nie buntując się, że inne dzieci z bogatszych rodzin mają „lepsze życie”. Po latach wspominają swoje dzieciństwo jak niemalże bajkę.

Iwa, starsza, robi doktorat z historii na Princeton. Na tym słynnym uniwersytecie zdobyła pięcioletnie stypendium dzięki publikacji „Trójkąt – Solidarność, polski rząd i Kościół”. Moje godzinne czytanie „Trylogii”, „Pana Tadeusza” i „Nad Niemnem” zaowocowało, gdyż znajomość polskiego niezmiernie jej się przydała w zbieraninach materiałów do publikacji. Iwa, w temacie pracy doktorskiej – „ Porównanie podejścia Watykanu do Kościoła Europy Wschodniej i do Kościoła Ameryki Południowej” również częściowo porusza zagadnienia związane z Polską. Kilkakrotnie przyjechała do ojczyzny przesiadując w archiwach, podobnie jak w Brazylii i Nikaragui. W badaniach bardzo pomocna jest znajomość języków; oprócz polskiego Iwa włada biegle angielskim, francuskim, hiszpańskim i portugalskim. Zapamiętałam szczególnie jeden epizod z jej pierwszego wyjazdu do Polski w celu zebrania materiałów w warszawskim archiwum. Początkowo Iwa była przyjęta niezbyt miło przez personel i dopiero po kilku dniach zdobyła jego zaufanie. Z czasem przekształciło się ono w przyjaźń, do tego stopnia, że ostatniego dnia jej pobytu, przy pożegnaniu, strażnik archiwum podszedł do mojej córki, uściskał ją i niemalże ze łzami w oczach wyznał – „Ja to kurwa będę za panią tęsknił”. Młodsza, Tina, bardzo dobrze zapowiadająca się malarka, jest obecnie spełnionym animatorem, pracującym dla dużej firmy produkującej edukacyjne gry komputerowe. Dodatkowo zajmuje się własnymi projektami, z których ostatnim jest gra o amerykańskich lotnikach zrzucających na małych spadochronach cukierki dla dzieci w okupowanym Berlinie.

ŁM: Zapewne cieszy się Pani z decyzji o wyjeździe z Kraju. W Polsce o wiele trudniej zapewnić najbliższym możliwość rozwoju i realną szansę na życiowy sukces…

BG: Często zadaję sobie pytanie, „co by było, gdybym została w kraju?” i nie potrafię udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Znam wielu młodych ludzi, którzy w Polsce odnieśli sukcesy, chociaż zdaję sobie sprawę, że w Kanadzie jest o wiele łatwiej pod wieloma względami. Jestem ciągle rozdarta między Polską, a Kanadą i najidealniejszym rozwiązaniem byłoby życie w dwóch krajach. Moje córki uwielbiają pobyty w Polsce, którą odwiedzają co roku. Oczywiście są to wakacyjne wypady, kiedy widzi się same zalety ojczyzny.

ŁM: Co sądzi Pani o Polsce? Z perspektywy życia w Kanadzie to musi być kraj trudny do życia.

BG: „Kanada pachnąca żywicą” – na takim sloganie zostaliśmy wychowani dzięki książkom Fidlera. W wielu aspektach spełniła moje oczekiwania, nawet żywica pachnie, gdyż od kilku lat jestem (wraz z Mariuszem, moim partnerem życiowym) właścicielką małego domku w lesie. Współczesną Polskę znam z codziennie oglądanych wiadomości na TV Polonia, z artykułów i z wizyt, niestety niezbyt częstych. Obserwuję życie ludzi w Polsce i w Kanadzie. Polacy są bardzo ambitni, starają się „dogonić stracone lata” często wieloma wyrzeczeniami i ciężką pracą. Są bardzo zaangażowani w politykę, krytykują rząd, winiąc go za wszelkie niedociągnięcia. Zapominają, że i inne kraje mają swoje problemy, a ich politycy są często o wiele bardziej groteskowi w swoich zachowaniach i poczynaniach. Podczas pobytów w ojczyźnie widzę świetnie ubranych ludzi (Kanadyjczycy ze swoimi odwiecznymi dżinsami i podkoszulkami mogą się schować), coraz więcej pięknych domów, odnowione miasta, no i te cudowne zabytki, a nie jakieś dziewiętnastowieczne neogotyki. Różnorodne sklepiki, kawiarnie, restauracje to jest to, co rzuca mi się w oczy, szczególnie, gdy przypomnę sobie ojczyznę za czasów komuny. Dokonaliśmy pod tym względem ogromnej przemiany. Oczywiście nie choruję w tym kraju i nie jestem świeżo upieczoną studentką bez widoków na pracę. Nie stoję w korkach na drogach, na których tak łatwo stracić życie. W wielu aspektach Kanada jest łatwiejszym krajem do życia. Tyko nie ma w niej Sukiennic, kościółka w Jaszczurówce, bocianów na łące no i polskiej mowy, czasami może wulgarnej, ale w przeważającej mierze swojskiej, pięknej. Zdaję sobie sprawę, że są to nieobiektywne wynurzenia emigrantki, ale czy w tej kwestii można być obiektywnym?

ŁM: Pierwszą Pani książką były wydane w formie albumu dzieje polskiej arystokracji na emigracji w Kanadzie. Skąd ten temat?

BG: Sześć lat temu, w ramach pracy dla QueenArt Films wyreżyserowałam film dokumentalny ”Raj utracony, raj odzyskany” o polskiej szlachcie w Rawdon, małym miasteczku leżącym koło Montrealu. Film został zakupiony przez TV Polonia. Jeszcze przed jego realizacją nosiłam się z zamiarem napisania książki o polskiej arystokracji na emigracji w Kanadzie. Temat arystokracji i ziemiaństwa nie był mi obcy. Moja babcia, Jadwiga z Maring’ów Gołembiowska opowiadała mi o życiu w majątku Straszków, w którym mieścił się ponad stuletni dwór. Jej bracia, Witold i Tadeusz Maring’owie byli znanymi przedwojennymi ziemianami, a po wojnie, w procesie „rozprawiania się z obszarnikami” Witold otrzymał karę śmierci, zamienioną na dożywocie. Wyszedł w 1956 roku. O latach okupacji spędzonych w zamku hrabiów Tarnowskich w Dzikowie opowiedziała mi moja matka (Janina z Krynickich Gołembiowska). Wysiedlona wraz z rodziną z poznańskiego znalazła bezpieczne schronienie dzięki gościnności Róży hrabiny Tarnowskiej.

Nie tylko wspomnienia bliskich, ale również atmosfera miejsca, w którym spędziłam dzieciństwo, wpłynęły na decyzję opisania przynajmniej cząstki polskiego „przeminęło z wiatrem”. Moi rodzice, pracownicy Instytutu Uprawy i Gleboznawstwa otrzymali mieszkanie służbowe w pałacu książąt Czartoryskich w Puławach. Terenem moich zabaw był rozległy, przypałacowy park, którego budynki, pomniki i rzeźby przypominały dawną świetność arystokratycznego rodu.

Nurtował mnie temat całkowitej utraty wielkich majątków. Jak zachowują się ludzie, którym wszystko się odbiera – mienie, rodzinne, wielopokoleniowe domy, dobre nazwisko i skazuje się na wykpiwaną przez władzę egzystencję w kraju, albo na emigrację, gdzie trzeba wszystko zacząć od zera? Któż z nas nie czytał powieści Margaret Mitchell? Dla mnie losy arystokracji po wojnie stały się polskim „Przeminęło z wiatrem”. Przeprowadzając wywiady z osiemnastoma arystokratami z takich rodzin jak: Czartoryscy, Czetwertyńscy, Komorowscy, Platerowie, Popielowie, Potoccy, Sapiehowie, Siemieńscy, Tarnowscy, Tyszkiewicze i Zamoyscy, spodziewałam się usłyszeć narzekania i nostalgiczne wspomnienia. Tymczasem spotkałam dzielnych, pełnych humoru i pogody ducha Polaków, dla których życie przedwojenne było jednym z epizodów, ważnym, ale nie na tyle istotnym, żeby z powodu jego utraty rozpaczać.

ŁM: Komunizm zrównał arystokrację z resztą społeczeństwa. Może dobrze się stało…

BG: Na pewno źle się stało, że zabrano im wszystko, zresztą nie tylko im. Podobny los spotkał małych i dużych przedsiębiorców, zamożnych chłopów. Jestem za wysokim opodatkowaniem ludzi majętnych, ale nie za bezprawnym pozbawianiem własności. W wyniku poczynań komunistów dobrze prosperujące majątki rolne przestały istnieć, czego efektem był brak żywności i drożyzna. Gdyby jeszcze wykorzystano mądrze przejęte dobra. Tymczasem 80% zniszczeń polskich zabytków – w tym były dwory i pałace, dokonano tuż po wojnie. Oczywiście nie gloryfikuje arystokracji i ziemian. Wśród nich byli i szubrawcy i głupcy no i oczywiście zdrajcy, ale to zdarzało się w każdej warstwie społecznej – wystarczy przeczytać „Chłopów” Reymonta. Wielkie bogactwa nikogo nie uszlachetniają. Odziedziczone, czy nabyte własną pracą powinny służyć nie tylko nam, ale i innym. I w takim duchu byli wychowywani bohaterowie książki „W jednej walizce”. Dzięki posiadanym niegdyś majątkom mogli dać ludziom zatrudnienie, otoczyć ich opieką, zbudować szpitale, kościoły, sierocińce, a w okresie zagrożenia ojczyzny ufundować oddziały wojskowe. Po wojnie wszystkich zamożnych wrzucili do jednego worka obdarzając ich mianem „wroga ludu”. Rzeczywiście społeczeństwo się wyrównało. Wszyscy stali się jednakowo biedni. Czy jest w tym „sprawiedliwość”? Została zbudowana na zbyt wielu krzywdach, zbyt wielu ludzi okupiło to krwią. A jeśli chodzi o zasługi arystokracji, to aktorka Beata Tyszkiewicz podsumowała je bardzo trafnym zdaniem, wpisanym na okładce „W jednej walizce”:

„Tak jak inne narody, powinniśmy być dumni ze swojej arystokracji, z której dziedzictwa materialnego i duchowego korzystamy po dzień dzisiejszy” – książkę tę gorąco polecam. Ten wpis był dla mnie wielką nagrodą za cztery lata mozolnej pracy.

ŁM: Co oznacza dzisiaj „być arystokratą”?

BG: Niestety, to określenie dużo straciło na znaczeniu. Niegdyś, szczególnie w Polsce, było bardziej związane z utytułowanym nazwiskiem, niż z majątkiem, gdyż wielu arystokratów traciło fortuny biorąc udział w powstaniach, czy poprzez wojny. Pozbawieni mienia nie tracili nazwiska, które nadal było rozpoznawane przez elity kraju, pozwalało na korzystne związki małżeńskie i zajęcie wysokich stanowisk. Dlatego ważne było niesplamienie dobrego imienia rodziny. Niekiedy, na zmazanie na nim skazy, pracowało kilka następnych pokoleń. Byłoby pięknie, gdyby obecnie ludzie postępowali podobnie, czując pokoleniową odpowiedzialność za swoje czyny. Może wtedy politycy mieli by bardziej na uwadze dobro obywateli. Niestety już się nie spotyka w Polsce takich gestów, jak zakupienie Morskiego Oka i podarowanie go Narodowi Polskiemu, jak to uczynił Władysław hrabia Zamoyski.

Mam nadzieję, że wartości związane z określeniem „arystokracja ducha” zyskają na znaczeniu i naszym dzieciom od najmłodszych lat będziemy wpajać, że nie tylko liczą się kariera i pieniądze, lecz prawdziwe szczęście leży w dzieleniu się z innymi swoim dorobkiem.

ŁM: Czy młodzi arystokraci jeszcze kultywują swoją „stanową” odrębność? A może urodzenie przestało mieć już dla nich znacznie i stało się po prostu rodzinną tradycją, do której wraca się od święta?

BG: Młodzi arystokraci zachowali pewne cechy swoich dziadków i rodziców. Jedną z nich jest poczucie więzi rodzinnej. I tu nie chodzi o przechwalanie się herbami, chociaż pewnie i to się zdarza, ale bardziej o świadomość posiadania tak wielu kuzynów, bliskich i dalekich. Byłam uczestniczką spotkań arystokracji, na które przychodziło kilkadziesiąt spokrewnionych ze sobą osób. Ci ludzie widzą się czasami po raz pierwszy, ale doskonale wiedzą, kto jest kogo babką, wujkiem czy ciotką, z jakiej rodziny, z jakiej linii i to niekiedy potrafią określić na kilka pokoleń wstecz. Od niedawna powstające związki rodzinne rodów arystokratycznych są często prowadzone przez ludzi młodych. Jak duża jest przyciągająca siła poczucia takiej więzi, świadczy przypadek Krzysztofa i Stefana książąt Czetwertyńskich, którzy urodzeni w Kanadzie przyjechali na pierwszy zjazd rodzinny do Polski i postanowili w niej zostać. Do tej pory mieszkają w Warszawie. Nasz Prezydent, jeszcze jako Marszałek Sejmu wybrał się na zjazd Rodziny Komorowskich, w czasie którego zwiedzano budowle wzniesione przez ród na Litwie. Dawniej arystokracja wchodziła w związki małżeńskie w obrębie swojego kręgu. Miało to znaczenie polityczne i majątkowe. Jest to nadal kultywowane, lecz już nie w takim wymiarze i jest pozbawione wydźwięku z okresu przedwojennego.

ŁM: O czym są „Malowanki na szkle” – kolejna Pani książka, która niebawem ukaże się na rynku?

BG: Jest to osadzona w czasach współczesnych powieść, której akcja toczy się w Poznaniu, w Zakopanem i Murzasichlu. Opowiada o losach ludzi z różnych grup społecznych i wiekowych. Samotni lub w związkach, przeżywający tragedie i chwile szczęścia, szukają zawiłymi drogami miłości, odnajdując ją lub świadomie odrzucając. Jedna z bohaterek, góralka z Murzasichla, tworzy obrazki na szkle. Nie są one takimi zwykłymi, prymitywnymi malunkami. Jest w nich ukryta tajemnica…. Więcej już nie napiszę, mam nadzieję, że niedługo czytelnik będzie mógł sam zapoznać się z losami postaci „Malowanek na szkle”.

ŁM: Gdzie jest większe zainteresowanie Pani książkami, w Polsce czy w Kanadzie?

BG: „W jednej walizce” sprzedaje się dobrze w obu krajach, natomiast „Żółta sukienka” powoli zaczyna być odkrywana w Kanadzie. Dużo osób namawia mnie na przetłumaczenie na język angielski obu książek i w najbliższym czasie postaram się tym zająć. Więcej informacji o mnie i moich książkach można znaleźć na stronie internetowej, która jeszcze nie jest całkowicie skończona: www.beatagolembiowska.studiobim.ca

978-83-7722-198-3

Zaproszenie na spotkanie autorskie z Beatą Gołembiowską Nawrocką w Polskiej księgarni Quo Vadis

W najbliższą sobotę, 7 grudnia, w godzinach od 10 rano do 4 –tej po południu  atrakcją polskiej księgarni Quo Vadis stanie się obecność pisarki, Beaty Gołembiowskiej Nawrockiej, która będzie podpisywać swoje ostanie książki:  książkę – album „W jednej walizce” i powieść „Żółta sukienka.”

O „W jednej walizce” rozpisywała się polska prasa, a ja, żeby zachęcić państwo do kupienia tego przepięknie wydanego albumu, przytoczę fragment z polskiego Newsweeka:    Pięknie wydana książka „W jednej walizce” jest jak stary rodzinny kufer pełen nieznanych zdjęć i pamiątek, które prowokują do wspomnień i anegdot, a tym samym otwierają przed nami świat wielopokoleniowej tradycji polskiej arystokracji i ziemiaństwa. Beata Gołembiowska dotarła do przedstawicieli polskiej arystokracji na emigracji w Kanadzie. Krótkie historie rodów, opisy majątków, pełne humoru i wyczuwalnego smaku opowieści bohaterów przypominają czasy ich świetności.

Powieść „Żółta sukienka” podbiła serca czytelników i zabrało by mi zbyt wiele czasu, aby przytoczyć wiele entuzjastycznych opinii na jej temat, przeczytam tylko tę z ostatniej chwili: „Czytałam jednym tchem, z przerażeniem myśląc o nieprzygotowanych do piątkowej wystawy obrazach. Książka jest fascynująca, uwielbiam rytm i wrażliwość tekstu. Czyta sie łatwo i z ogromnym zaciekawieniem. Z takim samym zapałem i uwielbieniem czytałam wszystkie książki Nurowskiej. Już tęsknie za następną książką.”

Więcej informacji o książkach znajdziecie państwo na stronie internetowej autorki

www.beatagolembiowska.studiobim.ca

Spotkanie z autorką, Beatą Gołembiowską Nawrocką , 7 grudnia, w sobotę , w godzinach od 10-siątej do 4- tej po południu,  do księgarni Quo Vadis, mieszczącej się na  6335 Boul.Monk ,  numer telefonu 514 762 9669

Materiały nadesłane do redakcji: Beata Gołembiowska Nawrocka

Międzynarodowa Konferencja Młodzieży Polskiej Quo Vadis 5 Montreal,16-18 sierpień 2013

QV5 Montreal logo

W tym roku odbędzie się bezprecedensowe wydarzenie w środowisku młodzieży polonijnej w Montrealu. W dniach od 16 do 18 sierpnia tego roku nasza polonijna młodzież będzie gościć 5-tą Międzynarodową Konferencję Młodzieży Polskiej Quo Vadis. Inicjatywa została zapoczątkowana w 2009 roku przez kilku studentów polskich na Uniwersytecie Ottawskim i nabiera z każdym rokiem coraz to większego rozgłosu nie tylko w Kanadzie lecz również na całym świecie. Kronika Montrealska proponuje poniżej wywiad z dwiema przedstawicielkami z zarządu organizacyjnego Quo Vadis 5

Tamara Sztorc Tamara Sztorc –prezydent Quo Vadis Montreal 2013,(BCom., 2012, McGill) posiada licencjat z ekonomii na uniwersytecie McGill, a obecnie pracuje w  Wydziale Promocji Handlu i Inwestycji Polski w Montrealu ,oraz na niepełnym wymiarze godzin w UTV International. Jest urodzoną organizatorką. W tym roku przyjęła funkcję Prezydenta Międzynarodowej Konferencji Quo Vadis 2013 w Montrealu. Jest aktywnym członkiem ZHP Kanada, pełni funkcję pod-hufcowej żeńskiego Hufca Ogniwo. W dalszym ciągu opiekuje się młodszymi harcerkami podczas corocznych obozów i wycieczek. W czasie studiów Tamara Sztorc była wiceprezeską Stowarzyszenia Studentów Polskich na Uniwersytecie McGill.

IMGP8085Anna Tomaszewski-dyrekcja Promocji i Marketingu Quo Vadis 2013,obecnie studiuje Pedagogikę i Nauczanie Początkowe na Uniwersytecie Concordia. Jest członkiem Zrzeszenia Studentów Polskich Uniwersytetu Concordia. Anna przez 13 lat uczęszczała do polskiej sobotniej szkoły im. Jana Pawła II. Po ukończeniu polskiej szkoły ,pracowała w niej jako asystentka nauczyciela. Anna Tomaszewski jest bardzo aktywna w pracy społecznej, bardzo często udziela się jako wolontariuszka w różnych akcjach społecznych w polonijnej wspólnocie a także w innych kanadyjskich organizacjach charytatywnych.

Kronika Montrealska: Witam serdecznie na łamach Kroniki Montrealskiej. Pani Tamaro proszę przybliżyć czytelnikom Kroniki jakie były początki konferencji Quo Vadis?

Tamara Sztorc: Ideę Międzynarodowej Konferencji Młodzieży Polskiej zainicjowało 4 polskich studentów na Uniwersytecie Ottawskim w 2009 roku, przy wsparciu polskiego profesora pracującego na tym uniwersytecie P. Sokołowskiego. Oryginalna idea spotkań młodzieży polonijnej w formie Konferencji bardzo szybko została podchwycona przez ośrodki młodzieżowe w innych kanadyjskich miastach.

KM: Jakie są kluczowe zamierzenia oraz jaki jest wasz program?

Tamara Sztorc: Quo Vadis jest corocznym zgrupowaniem młodej generacji polonijnej młodzieży studiującej lub profesjonalistów oraz osób o polskich korzeniach lub także wszystkim tym, którym kultura polska jest bliska.  Konferencje Quo Vadis, które zostały zapoczątkowane w Kanadzie mają za zadanie zbudowania i podtrzymywania więzi z młodą Polonią na całym świecie. Dotychczas odbyło się 5 konferencji Quo Vadis;

Ottawa 2009

Windsor (Ontario) 2010

Toronto (Ontario) 2011

Calgary (Alberta) 2012

Chicago (Ilinois,USA) 2012

KM: Dobre funkcjonowanie jakiejkolwiek organizacji bardzo wiele zależy od strony finansowej, skąd czerpiecie  fundusze na realizację waszych projektów, kieruję pytanie do Anny Tomaszewski z dyrekcji Promocji i Marketingu QV 2013 ?

Anna Tomaszewski; Oczywiście bardzo ważnym aspektem w zorganizowaniu tego przedsięwzięcia jest strona finansowa. Po czterech latach od swojego założenia nasza konferencja jest bardziej znana w polonijnej społeczności, mamy również uznanie w oczach polskich władz. Polski Konsulat Generalny w Montrealu jest nam bardzo przychylny, udzielając nam gościny w celu promowania naszej inicjatywy. Podkreślić należy, że konferencja prasowa QV Montreal 2013 odbyła się  w konsulacie właśnie, dzięki uprzejmości Konsula Generalnego P. Andrzeja Szydło. Oprócz wielkiego wsparcia w kanadyjskim środowisku polonijnym posiadamy również poparcie dla naszej działalności ze strony polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Posiadamy również sponsorów z polskich i kanadyjskich środowisk biznesowych oraz montrealskich organizacji polonijnych.  Każdy uczestnik opłaca swój dwudniowy pobyt w hotelu włącznie z wyżywieniem z własnej kieszeni.

DSC_0121

Kliknij w zdjęcie powyżej aby zobaczyć relację z konferencji prasowej w Konsulacie RP w Montrealu.

KM: Czy montrealska młodzież polonijna również musi opłacać pobyt w hotelu ?

Anna Tomaszewski: Konferencja to nie tylko ,odczyty, warsztaty naukowe, pragniemy również spędzić ze sobą cały ten czas od chwili otwarcia Konferencji aż do jej zamknięcia. Nawiązywanie więzi między naszymi uczestnikami to również wspólne posiłki czy wyjścia na miasto w celu zwiedzania lub pokazania naszego Miasta gościom spoza Montrealu.

KM: Promowanie kultury polskiej na świecie wśród Polonii to również promowanie języka polskiego. Jaki według pani jest poziom znajomości języka polskiego wśród uczestników konferencji Quo Vadis? Czy strony internetowe Quo Vadis oraz Quo Vadis Montreal 2013 będą zawierać więcej informacji w języku polskim ? ponieważ zauważyłem, że dominującym językiem jest język angielski, czy wynika to z faktu, że język angielski stał się uniwersalnym językiem młodej generacji na całym świecie ?

Tamara Sztorc: Język polski jest ważnym elementem naszej kultury i zamierzamy z czasem wprowadzić polskojęzyczną sekcję na stronie internetowej. Od strony technicznej jest niestety bardzo trudno wprowadzić wyłącznie język polski jako język oficjalny Konferencji. Wśród naszych członków jest wiele osób pochodzących z małżeństw mieszanych, oraz młodzieży polonijnej, która nie miała okazji chodzić do polskich szkół, są wśród nas również członkowie, którzy są 3 lub czwartą generacją polskich emigrantów. Również ze względu na naszych zaproszonych gości między innymi: Minister Imigracji Kanady Jason Kenney, członków montrealskich władz miejskich lub kanadyjskich polityków byłoby niezręcznie przeprowadzić całą konferencję wyłącznie po polsku.

KM: Proszę przedstawić program montrealskiej konferencji, kto może uczestniczyć w tej konferencji?

Tamara Sztorc: Tegoroczna Konferencja odbywa się pod hasłem przewodnim : Łączenie Kultur (Connecting Cultures). Stawiamy sobie za zadanie stworzenie jedności w polonijnej młodzieży, promowanie aktywnej Polonii, rozwój nowych projektów, zgłębianie naszej polskiej tożsamości oraz polskiej kultury a także wzmocnienie i wkład naszej montrealskiej wspólnoty polonijnej na scenie międzynarodowej. W konferencji mogą brać udział wszyscy ,którzy są gotowi aby promować dobre imię Polonii na świecie, nie ma wyraźnego przedziału wiekowego, jedynie sugerowany jest przedział wiekowy od 18-35 lat.  Aby uczestniczyć w Konferencji należy się zapisać i opłacić koszty uczestnictwa. Zapisy na konferencję trwają do 18 lipca włącznie.

KM: Jakie cele stawia sobie konferencja QV na najbliższe lata, czy posiadacie program na stworzenie instytucji globalnej łączącej całą Polonię rozproszoną na całym świecie ?

Anna Tomaszewski: W obecnej chwili na całym świecie, mamy około 500 członków, którzy brali udział w poprzednich latach w Konferencjach. W tym roku są przewidziane 3 Konferencje w Montrealu, Connecticut (USA) i w Sydney (Australia). Popularność i zapotrzebowanie na tego typu wydarzenia ciągle wzrasta i koncepcja Quo Vadis staje się coraz bardziej popularna. Z czasem jeżeli konferencje Quo Vadis wejdą na stałe jako wydarzenia promujące polskość na wszystkich kontynentach z pewnością naturalną siłą rzeczy powstanie Światowe Zrzeszenie Młodzieży Polonijnej.

KM: Pani Tamaro czy ma pani dodatkowe informacje, którymi pragnie się pani podzielić z czytelnikami Kroniki Montrealskiej ? apel do Polonii ,zachęcający do udziału w waszym ambitnym dziele ?

Tamara Sztorc: Bardzo gorąco zachęcam do uczestnictwa w tegorocznej Konferencji Quo Vadis w Montrealu. Koncepcja naszych konferencji służy temu aby się wzajemnie poznać, wymienić nasze spostrzeżenia dotyczące życia i problematyki polonijnej. Jest to również możliwość wymiany doświadczeń zawodowych oraz sposobność nawiązania kontaktów zawodowych.. Program Konferencji jest bardzo atrakcyjnie opracowany. Zapraszam serdecznie całą młodzież polonijną aby dołączyła się do nas w celu wzajemnego poznania się jednocześnie spędzając pożytecznie czas w bardzo miłej atmosferze.

KM; Pani Tamaro, Pani Aniu dziękuję za rozmowę i życzę jedynie sukcesu w realizacji tegorocznej Konferencji QV a także wiele zapału i rozwoju waszej inicjatywy na najbliższe lata.

Więcej informacji na stronie internetowej Konferencji Quo Vadis: http://quovadismontreal2013.com/

Poniżej kilka zdjęć z ubiegłorocznej konferencji Quo Vadis w Calgary

qv calgary 3qv calgary 2

qv calgary 1qv calgary 4

Wywiad przeprowadził: Zbigniew Wasilewski

foto: materiały prasowe Quo Vadis

Wywiad z Miss Polonia 2012-Liz Skalak

l

Mamy ogromny zaszczyt przedstawić szanownym czytelnikom wywiad z ubiegłoroczną Miss Polonia Montreal 2012,Elizabeth Skalak. Zanim poznamy następczynię Liz w dzisiejszym konkursie w Sali Towarzystwa Białego Orła ,proponuję zapoznać się z wrażeniami odchodzącej Miss Polonia Montreal. Elizabeth zgodnie z regulaminem tego konkursu o wieloletniej tradycji będzie zasiadać w jury. W ubiegłorocznym konkursie oprócz tytułu Miss Polonia Montreal przyznanego przez szacowne jury,Elizabeth zdobyła również nagrodę publiczności. Pomimo,że Elizabeth biegle włada polskim,francuskim i angielskim to poprosiliśmy aby wybrała dowolny język w jakim się najlepiej czuje.

liz skalak

KRONIKA MONTREALSKA : Witaj Elizabeth. Dziękuję serdecznie za przyjęcie zaproszenia do udzielenia wywiadu w Kronice Montrealskiej. Czas bardzo szybko leci,właśnie dzisiaj mija rok jak nosisz koronę oraz tytuł Miss Polonia Montreal 2012. Proszę powiedzieć co dla ciebie znaczy ten tytuł ?

ELIZABETH SKALAK : For me it’s not only a title or an award, it’s a responsability. I wore this tiara and sash proudly to various events, spoke with dignitaries and politicians. I strived on giving our community a different sounding voice, a well opinionated and smart response all while thinking « what would be in the best interest of the community? ». So for me, it’s not as much of a title given to me as a role that chose me, because I was considered as the right player to play it.

DSC_4792

Wybory Miss Polonia Montreal 2012,moment dekoracji nowej  Miss (fot:autor)

 KM : Co w twoim przypadku wpłynęło na chęć wzięcia udziału w tym konkursie, oraz w jaki sposób chciałabyś zachęcić inne młode dziewczyny z naszego montrealskiego środowiska do wzięcia udziału w tym corocznym konkursie ?

ES : I will be honest and will rid of all rumours, conspiracy theories and hate stories on me, I have wanted to partake in Miss Polonia for a while now. My mother being the involved person she is in this event stopped me from doing so for so long. Everybody around me kept pushing me to do it, so it made it that much harder to resist. But I knew I would find my place in this event, I knew I had potential and I gave in in the end. I told myself 2012 is my year or I regret forever for not doing it. I promised myself that I would show the community just how proudly I speak of my background, how much I love having such a rich heritage to grow in and show them I have what it takes to take on such a responsability. And in all fairness and respect towards the other great candidates, I think I have proven my point. If the public (who is part of the community I am representing) chose me, then the judges weren’t too far off with their final decision.

Capture d’écran 2013-02-09 à 16.58.23

KM : Wiadomo w Polonii montrealskiej ,że jesteś utalentowaną piosenkarką. Czy  uważasz,że tytuł Miss Polonia Montreal 2012 pomoże ci w twojej karierze artystycznej oraz jakie są twoje plany jako piosenkarki ?

 ES : As much as I love my politics and french litterature, music truly has a special place in my heart. I have been working at it since I was 9 and am only starting to see results now. I recorded an album in Arizona this January, I have all these dream producers and artists calling me asking to work together, it’s honestly so surreal how much has happened in the last 2 months. And I would say that I do owe the polish community for my recent success  for actively including me in their events. I do admit, Miss Polonia did something for in the sense that instead of being the show filler I AM the show, so people actually paid attention to me. But other than that, I like to think that the last 11 years of work are what is helping my career. Blood, sweat and many tears!

liz skalak black and white

KM : Czy mogłabyś się podzielić z czytelnikami Kroniki Montrealskiej odnośnie twojego tytuł Miss. Co pozostanie w twojej pamięci z tego okresu,jakieś miłe lub zabawne chwile ?

ES : As politcal junkie, I did enjoy meeting different dignitaries from different parties. I mostly enjoyed speaking to Carole Poirier, whom I was able to share my passion with about women’s rights and our condition in society.

KM :Proszę powiedzieć dlaczego uważasz,że ten konkurs jest ważny oraz dlaczego według ciebie należy kontynuować tą tradycję wyboru Miss Polonia w Montrealu ?

ES : As an event it is one of the most important ones our community has to offer. And I say this because every year this event gets sold out within a short amount of time and it never misses on filling up the room to it’s maximum capacity. It’s the one event that everybody wants to be at and everybody shows up to. As a contest I do think it’s important, because it encourages the young polish montrealer to get involved. After having done it for so long, we as a polish canadian commnity have created our own tradition that brings us all together. I think tradition is important.

liz skalak bubbles

 KM : Już w tą sobotę,po pierwsze jako członek jury a po drugie jako ex-Miss Polonia będziesz musiała rozstać się z koroną i udekorować twoją następczynię. Czego życzysz twojej następczyni oraz wszystkim innym pannom biorącym udział w tym konkursie ?

 ES : I just want to wish her all the best, to enjoy her role and to take on her responsibilities with pride. Be proud of where you come from and represent us proudly, show the world the wonderful community we have.

KM :Pragnę ci życzyć wielu sukcesów w życiu osobistym oraz  kariery o jakiej marzysz. Dziękuję za rozmowę.

ES : Thank you so much for having me, you were nothing but great support to me as Miss Polonia 2012.

Autor: Zbigniew Wasilewski

zdjęcia:Elizabeth Skalak

piosenka autorska,youtube: http://www.youtube.com/watch?v=WdTXKfmH0EE 

Marta Jabłońska reprezentantka Kanady o tytuł Miss International 2012

missinternation-1

Zbigniew Wasilewski  (ZW): Witaj Marta,dziękuję że znalazłaś czas na udzielenie wywiadu dla czytelników Kroniki Montrealskiej pomimo bardzo gorących i intensywnych przygotowań do wyborów Miss International 2012,które odbędą się już w tą niedzielę 21 pażdziernika . Bardzo wielu Polaków mieszkających w Montrealu pamięta doskonale twój wybór na Miss Polonia Montreal 2009. Czy ten montrealski konkurs na Miss był pierwszym w twojej karierze ? Jak to się stało,że startowałaś w tych wyborach skoro na stałe mieszkasz w Ontario ?

Marta Jabłońska (MJ) :Pomimo tego,że gdy byłam młodsza i uczestniczyłam już w castingach jako modelka ( jako 14-letnia nastolatka),to Miss Polonia Montreal był pierwszym konkursem piękności w którym kiedykolwiek brałam udział. Mieszkałam w Montrealu przez 5 lat w czasie moich czteroletnich studiów na uniwersytecie McGill oraz przez rok jeszcze pracując w centrum Montrealu w Place Ville Marie. Podczas tego okresu starałam się włączyć w życie Poloni montrealskiej i stać się jej częścią. Byłam pod wielkim wrażeniem jeżeli chodzi o to jak dobrze jest zorganizowana Polonia montrealska. Brałam w tamtym czasie udział w wielu wydarzeniach polonijnych. Po tym jak zostałam wybrana Miss Polonia Montreal w 2009 roku zdecydowałam spróbować czegoś nowego i to mnie zachęciło aby brać udział w konkursach.

ZW : Jakim miastem pozostał w twojej pamięci Montreal ?

MJ : Zdecydowałam się na pobyt i studia w Montrealu nie znając ani nie odwiedzając nigdy w moim życiu tego miasta. Słyszałam jedynie,że Montreal uchodzi za najbardziej europejskie miasto w Kanadzie ,do podjęcia tej decyzji zachęciła mnie również możliwość szlifowania znajomości języka francuskiego,którego naukę rozpoczęłam już w Ontario.  Nie żałuję tej decyzji,bardzo szybko zakochałam się w tym cudownym mieście i przemiłych mieszkańcach Montrealu. To miasto jest urocze i ciągle coś się w nim dzieje,nie ma w nim miejsca na nudę. Bardzo mi się podobała różnorodność kulturowa,międzynarodowa gastronomia w oryginalnych restauracyjkach,nocne życie,widoki,dźwięki tego miasta,festiwale oraz przede wszystkim jedyną i niepowtarzalną atmosferę. Uwielbiałam  spacery na Starówkę Montrealską i do Starego Portu,przechadzki po ulicach St-Denis lub St-Laurent, miało się wrażenie,że jest się przeniesionym do jeszcze jednego, nowego i fascynującego miejsca za każdym razem,gdzie zawsze jest coś nowego do odkrycia za każdym rogiem ulicy.

ZW : W tegorocznych wyborach Miss Universe Canada spośród 62 kandydatek  dostałaś się do grupy półfinałowej. Proszę nam w skrócie przybliżyć jak dużo czasu trwają przygotowania do takich imprez i czy nie przeszkadza ci to w karierze zawodowej .

MJ : Przygotowywalam sie przez prawie 10 miesiecy do tego konkursu,który odbył się w maju tego roku. Już od sierpnia ubiegłego roku miałam cotygodniowe próby do prowincjonalnych eliminacji na Ontario ,które miały miejsce na początku grudnia ub. roku i obejmowały paradę mody,makijaż,wywiad oraz taniec. Gdy zostałam wyselekcjonowana jako jedna z dwunastki szczęśliwców spośrod około 40-tu kandydatek do finału ogólnokanadyjskiego ,zaczęłam uprawiać biegi w półmaratonie aby utrzymać formę .Byłam również odpowiedzialna za bieżące wydarzenia i próby odbywające się co dwa tygodnie oraz publiczne wystąpienia przed młodzieżą w szkołach średnich.Najważniejszą akcją jaką przeprowadziłam tym okresie była zbiórka pieniędzy oraz promowanie idei Stowarzyszenia SOS Wiosek Dziecięcych (ang:SOS Children’s Villages). Udało mi się zebrać na ten cel 10,500 $  za co otrzymałam nagrodę za Humanitaryzm ! W nagrodę zostałam zaproszona na 11-to dniową wycieczke po Nikaragui w celu zwiedzenia SOS Wiosek Dziecięcych. Ta wycieczka wywarła na mnie ogromne wrażenie i naprawdę odmieniła mnie  dogłębnie .

ZW : Jakie są twoje marzenia oraz plany związane z karierą modelki,czy traktujesz to jako przygodę czy być może marzysz o karierze w filmie,lub jako top model z pierwszych okładek światowych czasopism :)

MJ :W tej chwili nie mam raczej konkretnych planów związanych z karierą modelki. Uwielbiam robić zdjęcia, ponieważ uważam, że każdy obraz opowiada historię, zajmując się fotografowaniem mogę wyrazić samą siebie dostarczając tym samym rozrywkę innym. Teatr Muzyczny jest przeze mnie brany jako możliwa droga do mojej przyszłości, chociaż nie istnieją jeszcze żadne konkretne plany w tym względzie. Na razie cieszę się z odkrywania świata, z poznawania nowych, ciekawych ludzi oraz czekam na nowe przygody,które kto wie dokąd mnie jeszcze zawiodą :)

 ZW :W chwili obecnej jesteś na zgrupowaniu w Okinawie w Japonii i przygotowujesz się intensywnie do wyborów Miss International 2012  reprezentując Kanadę. Jacy są Japończycy jako gospodarze tego wydarzenia; czy macie czas na zwiedzanie tego kraju?  Generalnie czy masz stres związany ze zbliżającym się wyborem przewidzianym na  21 października 2012 roku tym bardziej,że wśród kandydatek  jest jeszcze jedna Polka,Rozalia Mancewicz, Miss Polski z 2010 roku.

MJ :  Szczerze przyznam,że udziałowi w tych wyborach towarzyszy bardzo duży stres,lecz jednocześnie przeżywam najpiękniejsze chwile w moim dotychczasowym życiu. Zaprzyjaźniłam się z wieloma cudownymi i wartościowymi osobami i jestem przekonana,że ci przyjaciele pozostaną na zawsze w moim życiu. Rozalia Mancewicz ? :) w rzeczywistości to ona jest moją najbliższą przyjaciółką. Mamy plany aby odwiedzić siebie nawzajem w przyszłym roku. Rozalia jest uroczą,przesympatyczną i przepiękną kobietą z którą mile spędzam czas na rozmowach w języku polskim,moim ojczystym :) . Japończycy są niezwykłymi gospodarzami i jest trudno o bardziej miłych,przyjaznych i gościnnych na świecie. Zaskakują mnie swoją gościnnością i serdecznością każdego dnia. Ich dobroć serca oraz ich hojność są bardzo inspirujące. Dużo czasu poświęcamy na zwiedzanie,spotkania z miejscową ludnością,zdobyłam ogromną wiedzę na temat japońskiej kultury i historii. Muszę dodać,że uwielbiam japońską kuchnię.

Arigatou Gozaimasu (jap: dziękuję bardzo) dla  ICA oraz Beauties of Canada,organizacjom które dały mi możliwość reprezentowania mojego wspaniałego kraju-Kanady w wyborach Miss International 2012. Jestem ogromnie dumna z faktu,że jestem Kanadyjką.

Merci beaucoup  dla wspólnoty polonijnej w Montrealu za wsparcie ! W moim sercu będzie zawsze specjalne miejsce dla Poloni Montrealskiej. Do zobaczenia wkrótce :)

Fot:autor. Wręczenie nagrody Miss Polonia Montreal 2009

ZW :Serdecznie dziękuję Marto za twój czas oraz życzę ci w imieniu czytelników Kroniki Montrealskiej i moim własnym korony Miss International 2012.

Autor:Z.P.Wasilewski

Zdjęcia nadesłała: Marta Jabłonowska

Piękne i Bestia,wywiad z Lilianą Komorowską

Capture d’écran 2012-10-12 à 17.21.11

Film dokumentalny Beauty and the Breast w reżyseri Liliany Komorowskiej został wyróżniony na tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Montrealu nagrodą publiczności w kategorii; najlepszy film dokumentalny.Film Beauty and the Breast (polski tytuł: Piękne i Bestia) jest jej debiutem reżyserskim.

Lililana Komorowska – w 1979 roku ukończyła z wyróżnieniem Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. W 1979 roku debiutowała w spektaklu Teatru Telewizji Czarownice z Salem Artura Millera (reż. Zygmunt Hübner), a grana tam przez nią rola Abigail uznana została za najlepszy debiut aktorski na Festiwalu Twórczości Telewizyjnej w Olsztynie. Występowała na deskach warszawskiego Teatru Dramatycznego. Wystąpiła w takich inscenizacjach jak: Operetka Gombrowicza z Piotrem Fronczewskim, Britannicus Racina z Zofią Rysiówną, Śmierć Kubusia Fatalisty Diderota ze Zbigniewem Zapasiewiczem oraz Jak wam się podoba Szekspira z Januszem Gajosem. W Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie Liliana Komorowska wystąpiła między innymi u boku takich aktorów jak: Diana Rigg, Peter Weller, Donald Sutherland, Telly Savalas, Tom Selleck, Aidan Quinn czy Ben Kingsley. Mieszka w Montrealu (Kanada), gdzie pracuje na scenach i planach filmowych prowincji Quebec.

Zbigniew Wasilewski (Z W): Witam p. Liliano, serdecznie dziękuję za przyjęcie zaproszenia do udzielenia wywiadu dla Kroniki Montrealskiej. Pragnę pogratulować pani międzynarodowego sukcesu, jest to szczególne wyróżnienie ponieważ przyznane przez ogół publiczności. Czym jest dla pani takie wyróżnienie jako realizatorki, czy ta nagroda wpłynie definitywnie na kształt pani kariery artystycznej i czy pani kariera jako aktorki nie zostanie zahamowana na korzyść reżyserii ?

Liliana Komorowska (L K ): Nagroda jest dla mnie nie tylko uhonorowaniem czterech lat ciężkiej pracy, lecz również docenieniem przez widza jakości ostatecznego jej produktu, zarówno od strony artystycznej jak i czysto emocjonalnej. Muszę przyznać, że od czasu założenia przeze mnie firmy QueenArt Films i wyprodukowania pierwszego filmu dokumentalnego o dziejach polskiej szlachty osiadłej w miejscowości Rawdon pod Montrealem,(Raj utracony, raj odzyskany, reż. Beata Gołembiowska i Katarzyna Lech – TV Polonia 2012), zapaliłam się do robienia filmów, czego owocem jest “Piękne i bestia”, mój drugi film, a debiutancki, jeśli chodzi o reżyserię. Nagroda dodała mi skrzydeł, uwierzyłam w siebie i już nie podchodzę do realizacji następnego filmu z takimi obawami jak do pierwszego. Aktorstwo zostaje nadal moją miłością i na pewno nie odrzucę ciekawej propozycji. Jako aktorka mam za sobą bogate doświadczenie, a jako reżyser stawiam dopiero pierwsze kroki.

Liliana Komorowska wraz z mężem  Bernard Poulin w czasie wręczania nagrody publiczności na montrealskim festiwalu

ZW: Problematyka raka piersi u kobiet jest bardzo dobrze propagowana w Kanadzie. Społeczeństwo kanadyjskie w doskonały sposób reaguje na wszelkie akcje mające na celu przybliżenie tej problematyki czego niezbitym dowodem może być przyznanie dla pani filmu nagrody publiczności. Skąd powstała u pani idea poruszenia tego właśnie tematu ? Co było impulsem przy wyborze tej trudnej tematyki ?

LK:W mojej rodzinie rak zebrał swoje żniwo, lecz do czasu spotkania z Sorayą, moją pierwszą bohaterką filmu, temat raka piersi był dla mnie zupełną carte blanche. Już pierwsze rozmowy z Sorayą, a potem sesje filmowe uświadomiły mi, jak ten temat jest ważny dla współczesnych kobiet. Poczułam od razu, że nie może zabraknąć w nim mojego zdania. Uwierzyłam, że będzie ono ważnym elementem w walce o znalezienie lekarstwa na tę straszną chorobę.

L.Komorowska,M.Zawadzka (Warszawa 04-10-2012)

ZW: Miesiąc październik jest miesiącem świadomości raka piersi (BCAM;Breast Cancer Awareness Month),czy pani film będzie wykorzystany w ciągu tego miesiąca w akcjach propagujących problematykę związaną z tą chorobą ?

LK: 4 Października, w Warszawie, pod patronatem honorowym Pierwszej Damy RP Anny Komorowskiej odbyła się premiera mojego filmu w ramach obchodów miesiąca różowej wstążeczki i 25- lecia działalności Stowarzyszenia Amazonki Warszawa Centrum. Na pokaz przybyło 500 osób zaproszonych z organizacji związanych z rakiem piersi oraz ze świata sztuki, między innymi; Magdalena Zawadzka, Ewa Decówna, Małgorzata Zajączkowska, Katarzyna Maciąg, Małgorzata Buczkowska-Szlenkier, Wojciech Fibak, Janusz Majewski, Maciej Karpiński. Pierwsza Dama, która towarzyszyła Prezydentowi RP w wizycie oficjalnej poza granicami kraju, nie mogła być tego wieczoru na uroczystości. Obecnych na premierze gości powitała z ekranu słowami:“Piękne i bestia” to mocno poruszający obraz, który był dla mnie, przede wszystkim prawdziwym spotkaniem z różnymi bardzo silnymi i odważnymi kobietami w szczególnie trudnym momencie ich życia. Kobietami, które z uporem, wdziękiem, godnością, nadzieją i wielką siłą, każda na swój sposób, walczyły z chorobą. Ufam, że projekty takie jak dzisiejszy film przyczyniają się do szerszej refleksji i zmiany podejścia do choroby nowotworowej. Przesyłam serdeczne pozdrowienia wszystkim gościom premiery filmu “Piękne i bestia”,a także wyrazy uznania dla Pani Liliany Głąbczyńskiej-Komorowskiej.
Film trafił do dystrybucji kinowej i będzie wyświetlany w Polsce przez cały miesiąc październik.W Montrealu premiera kinowa filmu odbędzie się 19 pażdziernika w Cineplex Odeon Forum Cinemas (poprzedni AMC FORUM). Zapraszam wszystkich do obejrzenia mojego filmu!!!

M.Olszański,L.Komorowska (Warszawa 04-10-2012)

L.Komorowska,K.Maciąg (Warszawa 04-10-2012)

ZW: Czy pani praca przy produkcji tego filmu wpłynęła na pani osobistą wizję dotyczącą życia, choroby i śmierci ? Czy współpracuje pani z organizacjami charytatywnymi spod znaku różowej wstążki ?

LK: Podkreślałam to wielokrotnie w wywiadach i teraz też to powtórzę. Praca nad filmem uczyniła mnie innym człowiekiem. Zaczęłam doceniać swoje zdrowie, cieszyć się każdą chwilą życia, dziękować za nie Losowi czy Sile Wyższej, że jest mi dane należeć do tych szczęśliwców, którzy są zdrowi. Temat śmierci przestał być dla mnie bolesnym tabu, odrzucanym nawet w myślach. Byłam świadkiem odejścia dwóch bohaterek filmu i zmagań z nawrotami choroby kilku innych. Jesteśmy pielgrzymami na ziemi, wędrówka jest tak krótka, więc trzeba jak najwięcej dać coś z siebie dla świata. Uważam, że takim moim darem jest Piękne i bestia. W czasie pracy nad filmem współpracowałam z Quebec Cancer Foundation, General Jewish Hospital Hope&Cope, Sérénité i nadal mam bliski kontakt z tymi organizacjami.

L.Komorowska,J.Majewski (Warszawa 04-10-2012)

ZW: Według Międzynarodowej Federacji Zrzeszeń Producentów Filmowych (FIAFP: Fédération Internationale des Associations de Producteurs de Films) jedynie 16 festiwali na świecie posiada rangę i status Festiwalu Międzynarodowego, z czego tylko 4 na świecie są najbardziej znane; Cannes, Berlin,Wenecja i Montreal. Czy pani film Beauty and the Breast będzie również brać udział w trzech pozostałych festiwalach ? Gdzie w najbliższym czasie można będzie zobaczyć ten film ?

LK:Mój film został przyjęty do kolejnych festiwali; Whistler, Brantford i Chagrin oraz The Toronto International Film and Video Awards (TIFVA). Czekam na odpowiedź wielu innych, do których wysłałam mój film. A Cannes, Berlin i Wenecja…? Może mój następny film tam się znajdzie? Na razie krótkometrażowy mojego syna został zaakceptowany do Cannes, więc rodzinnie mamy bardzo do przodu.

J.P.Pełech,P.Lucewicz (Warszawa 04-10-2012)

C.Houlahan;Chargé d’Affaires ambasady kanadyjskiej w Warszawie podczas premiery filmu

ZW: Czy ma już pani jakieś konkretne plany reżyserskie na przyszłość ? Sądzę, że nagroda międzynarodowej rangi ,szczególnie gdy jest to debiut w pani przypadku musi być niezwykle stymulująca i zachęcająca do dalszej pracy jako reżyser.

LK: Z wielkim zapałem zabieram się za realizację następnego filmu dokumentalnego o roboczym tytule „Taniec z życiem”. Film będzie opowiadał o zawiłych losach mojej rodziny, widzianych oczami rodziców – znanych tancerzy i choreografów oraz moimi, która chciałaby przybliżyć je swojej córce, 18-nastoletniej Natalii. Moim zamierzeniem jest, aby film nie tylko opowiadał o dziejach rodzinnych, ale poruszył również problemy międzypokoleniowych więzi i emigranckiej tęsknoty za kontaktami z najbliższymi.

B.Poulin,L.Komorowska,E.Kozik (Warszawa 04-10-2012)

ZW: Pani Liliano dziękuję za rozmowę i życzę wielu jeszcze sukcesów oraz radości w realizacji planów artystycznych.

LK:Zapraszam na stronę filmu www.beautyandthebreastmovie.com

Oraz Piękne i bestia na Facebooku. www.facebook.com/piekneibestia)

lub www.facebook.com/beautyandthebreast/)

Przypominam:

W Montrealu premiera kinowa filmu odbędzie się 19 października w Cineplex Odeon Forum Cinemas (poprzedni AMC FORUM). Zapraszam wszystkich do obejrzenia mojego filmu!!!

Liliana Komorowska

Zdjęcia nadesłane przez: Liliana Komorowska

Opracował:Z.P.Wasilewski

KULTOWY WEEKEND – wywiad z Kazikiem Staszewskim !

28565-xl

Żółto-niebieski pociąg wił się powoli zdobywając rozsiane w koło wzniesienia. Raz w lewo, raz w prawo szarpiąc wagonami po tej górskiej spirali. Trzymałem sie mocno prawą ręką uchwytu aby nie wypaść, w końcu siedzenie na schodkach przy otwartych drzwiach pociągu było nie tylko karalne, ale i na poważnie niebezpieczne. W drugiej dłoni trzymałem “walkmana”, a w nim kaseta zespołu KULT, którą pożyczył mi przyjaciel zapowiadając, że za kilka tygodni jedziemy na koncert tej formacji. Piękne beskidzkie lasy w jesiennych barwach przemykały przed oczami, a przez uszy i mózg do serca wpływała muzyka i słowa piosenki “6 lat później”.

Kult od tamtej pory był dla mnie jedną z najważniejszych pozycji muzycznych, a ten pierwszy w moim życiu koncert pamiętam dokładnie tak, jakby odbył sie zaledwie z tydzień temu! Już w ten weekend będę mógł przeżyć go po raz kolejny, jakże daleko od tamtych miejsc i tamtych czasów, dlatego serce wali bardzo mocno na samą myśl o tym. Do tego mam niesamowitą przyjemność przedstawić Wam wywiad z wokalistą Kultu – KAZIKIEM STASZEWSKIM:

MARCIN: Bywasz stosunkowo często w USA, można to zauważyć nawet w Twoich tekstach. Czym dla Ciebie są takie wyprawy za ocean? Czy są tutaj jacyś ludzie i miejsca, które są szczególnie bliskie Twojemu sercu?

KAZIK: Najukochańsze miejsce obecnie to Metuchen w stanie NJ. Podoba mi się Miami, Chicago, no i oczywiście NYC, ale to piekło na ziemi. Oszalałbym po miesiącu mieszkania tam. Mieszkać mógłbym na dłużej tylko w Metuchen. Tam też żyją najważniejsi i najukochańsi obecnie ludzie dla mnie Darek i Basia z synami. Ważny jest również Piotr Milewski z Brooklynu.

MARCIN: Czy któryś Twój przyjazd do Ameryki, któryś z koncertów (obojętnie w jakiej formacji) szczególnie zapamiętałeś i dlaczego?

KAZIK: Na pewno pierwszy w Chicago i ostatni z KNŻ w Chicago. Było tego tak dużo, że mam raczej taką ogólną refleksję, że u Was to są albo koncerty megasuper, albo jakaś totalna żenadka. Albo szał, albo wąsacze smutni stoją, ewentualnie siedzą – nic pośrodku.

MARCIN: Na przestrzeni tych 30 lat odkąd istniejecie jako Kult, a wcześniej Poland (Novelty Poand) zmieniło się w naszym kraju bardzo dużo. Świat w którym dorastaliśmy wydaje się być jakąś kosmiczną abstrakcją. Wracając pamięcią, wspominając ten cały okres działalności na scenie – który czas, które lata wspominasz najmilej? Czy działało się wam lepiej na początku, na małych scenach, pod czujnym okiem cenzorów i wyrzucając z siebie bunt i dezaprobatę wobec tego świata, który przygotował nam PRL? A może to czasy tej rzekomej wolności uważasz za lepsze dla Waszej twórczości i niczym nie ograniczonego koncertowania?

KAZIK: Najlepszy był dla mnie czas między 30, a 40 rokiem, bo wtedy człowiek ma jeszcze młodzieńczą energię, a i rozumu nieco więcej. Jest idealna równowaga. Ale miło wspominam wszystkie lata, te młode i te stare, bo przecież robię to co kocham robić. Obecnie też zdarza się nam grać na małych scenach i to lubię najbardziej. Za tzw. “komuny” byliśmy młodzi, to się zawsze wspomina miło.

MARCIN: Śpiewasz: “Kolejny koncert, czego byśmy nie grali  ‘Polska!’ – ryczy pół sali” – czy tak jest nadal? Które z piosenek zauważyłeś, że stały się dla fanów swoistymi “hymnami Kultu”?

KAZIK: “Polska” jest najważniejsza :)

MARCIN: Dla tych, którzy znają Was jedynie pobieżnie – wymień prosze wszystkie inne projekty muzyczne, w których działasz, lub działałeś, dodając w telegraficznym skrócie czym one są dla Ciebie?

KAZIK: Obecnie KNŻ, to takie mocniejsze granie, ”El Dupa” – swego rodzaju kabaret free rockowy i to na dziś wszystko. W przeszłości grałem i śpiewałem jako “Kazik” (to głównie studyjna muzyka, taka samplerowo-mechaniczna), “Mazzoll, Kazik and Arytmik Perfection” (improwizowana rzecz, bardzo dowolna ), projekty z opracowaniami Kurta Weila, Toma Waitsa i Silnej Grupy pod Wezwaniem, no i gościnnie wystapilem u paru artystów.

MARCIN: Z tego co wiem, w Toronto graliście bardzo dawno temu. Jak wspominasz ten pobyt w tym największym mieście Kanady?

KAZIK: To było dawno, z KNŻem, tak, że niewiele pamiętam. Koncert nie był jakoś specjalnie rewelacyjny. Było strasznie gorąco. Po koncercie zespół został jeszcze dzień czy dwa, a ja uciekłem do NYC. Na lotnisku miałem kontrolę osobistą , taką z zaglądaniem we wszystkie otwory, bo mialem ze sobą sporo gotówki od różnych ludzi na różne zakupy dla nich.

MARCIN: Piękna rocznica Wam się przydarzyła w tym roku, a mimo tak długiej działalności nigdy nie staliście się zespołem danego pokolenia. Wciąż jesteście uwielbiani przez tych, którzy muzykę dopiero poznają, jak i przez tych, którzy tą muzyke poznawali paredziesiąt lat temu. Na czym polega ten sukces?

KAZIK: Myślę, że o to należałoby zapytać naszych słuchaczy. Ja sam mogę tyle powiedzieć, że dajemy z siebie wszystko na co nas w danej chwili stać, niezależnie od tego czy jest to Warszawa, Londyn, czy Ciechanowice. Słuchacza należy szanować, bo on jest twoim pracodawcą. Zdarzały się wpadki-naturalnie, nikt nie jest ze spiżu, niemniej myślę, że ci co raz byli przyjdą ponownie, a i z czasem dzieci swoje wezmą.

MARCIN: Dziękuję Ci serdecznie i do zobaczenia w nadchodzący weekend!

Koncert Kultu w tej części świata definitywnie nie jest zwykłym muzycznym wydarzeniem. Kult przywozi ze sobą wiele świetnych postaci polskiej sceny muzycznej, wiele instrumentów różnej maści i wspaniały repertuar. Jednak przede wszystkim przywozi ‘naszą młodość’, wspomnienia pięknych chwil, które wywołuje w nas muzyka oraz przekaz i jestem pewien, że gdy wraz z zespołem tym razem CAŁA SALA ZARYCZY: “Pooolska, mieszkam w pooolsce!…” to każdy z nas przeniesie się właśnie tam, gdzie jego korzenie! Wielu odczuje dreszcz szczęścia. Wielu zwilgotnieje powieka, a chwile spędzone razem z Kultem i naszą wielką POLSKĄ RODZINĄ, pozostaną w sercu na zawsze!

 

Auror: MARCIN K3 TALAGA

Zdjęcia :materiały prasowe

[ info@fala.fm ]

www.facebook.com/pisaniec

 

Subiektywny obiektyw Sylwii Skibińskiej-wywiad

1291896032Ssj3Pm

Zbigniew Wasilewski :Witaj Sylwia,dziękuję za przyjęcie zaproszenia do udzielenia wywiadu dla czytelników Kroniki Montrealskiej.W języku polskim istnieją dwie kategorie ludzi,którzy zawodowo uprawiają fotografię. Fotograf, czyli rzemieślnik wykonujący zdjęcia na różne potrzeby takie jak zdjęcia do dokumentów,zdjęcia pamiątkowe i.t.p. Drugą kategorią jest fotografik,który zajmuje się fotografią artystyczną. Czy uważasz ,że ten podział jest słuszny ze względu na dzisiejsze możliwości jakie oferuje obecna technologia oraz programy komputerowe,bardzo pomocne do obróbki zdjęć. Jednym zdaniem;czy dzisiaj każdy kto ma dobry sprzęt fotograficzny i zna się na komputerze może może być fotografikiem i tworzyć sztukę ?

Sylwia Skibińska : Myśle, że nie sprzet tworzy sztukę, lecz podejście do całego znaczenia fotografii. Fotografia, szczególnie praca z ludźmi, jest przede wszystkim relacją, która się tworzy z człowiekiem z którym sie współpracuje. Każda sytuacja wymaga innego podejścia, nie pracuję z kobietą w ciąży w ten sam sposób, jak z małymi dziećmi czy z parą. Każdy może tworzyć swoją sztukę… jeśli ma w tym przyjemność. Ktoś mi powiedział że nie same garnki gotują… Również liczy sie kreatywność…ja cały czas szukam nowych pomysłów i daję zdjęcia z życia , z historii.

ZW : Kiedy dla ciebie zaczęła się przygoda z fotografią,czy pamiętasz swój pierwszy aparat fotograficzny ?  a może trzymasz go jeszcze w swoich pamiątkach J

SS : Tam mam mój aparat Minolta na film. Zaczynałam naukę na Uniwersytecie i chodziłam poogladac sobie go do sklepu….aż wreszcie kupiłam!  Przygda fotograficzna zaczęła się  już bardzo dawno, wydaje mi się że zawsze siedziała we mnie i czekała na odpowiedni moment aby się wykluć !  Nawet jako mała dziewczynka, oglądałam wszystkie albumy rodziców , babci czy koleżanek. Wyobrażałam sobie moment kiedy zdjęcie było zrobione, kim sa ludzie na tych zdjeciach.

ZW : Czy masz jakichś swoich ulubionych renomowanych artystów z twojej branży ?

SS : Mam, Heidi Hollinger, zawsze jej zdjęcia ilustrują osobowość człowieka, którego fotografuje i jeszcze do tego najczęściej pracuje tylko z jedną lampą ! To jest talent ! Ale kocham rownież prace pewnego małżeństwa z Karoliny Południowej; Landon Jacob Productions.

ZW : Widziałem na twim portalu internetowym zdjęcia i muszę przyznać,że masz bardzo oryginalne spojrzenie na otaczającą rzeczywistość oraz bardzo różnorodną tematykę. Czy posiadasz ulubiony obiekt fotografi np zwierzęta,dzieci,kwiaty architekturę ?

SS : Kocham to co robię, uwielbiam pracować z dziećmi, ich « naiwność», takie czyste spojrzenie na świat, stawia mnie twardo na ziemii, wtedy po prostu żyję, a wszystko inne jest drobnostką!

ZW : Co w twojej pracy artystycznej cenisz sobie najbardziej ?

SS : Wolność artystyczna, to że nie ma granic, że dziś robię zdjęcia w moim studio w domu, a jutro jadę do Nowego Yorku i pstrykam tam…. Lecz najbardziej lubie gdy klient zadzwoni mi po sesji zdjęciowej i powie że bardzo mu się podobało nowe doświadcznie, lub że nie przypuszczał że tak można się czuć na luzie przed aparatem fotograficznym.  Najwazniejsze jest dla mnie to, że mieliśmy ogromną przyjemność pracując razem.

ZW : Doskonałą okazją aby dać się poznać w polonijnym środowisku w Montrealu będzie z pewnością dla ciebie wystawa na Polskim Festiwalu 11-12 sierpnia. Co cię skłoniło,aby brać udział w tym wydarzeniu ?

SS : Co mnie skloniło ???… Leszek Kaczor, hahahahahha . Nie…. poważnie- sprawia mi wielką przyjemność aby polonia i nie tylko, była dumna z tego co osiągamy na obczyźnie!

ZW : Podziel się proszę z czytelnikami kilkoma twoimi sukcesami artystycznymi

SS : Jest mi zawsze trudno mówić o sukcesach… każda sesja jest dla mnie udanym wydarzeniem!

ZW : Serdecznie dziękuję za rozmowę a czytelników Kroniki zapraszam na wystawę Sylwii Skibińskiej w nadchodzący weekend : 11-12 sierpnia w Montrealu ,w parku Des Faubourg.

SS : Zapraszam serdecznie czytelników do odkrycia bogatych talentów w polonii montrealskiej!

Dziekuje  slicznie!

Autor:Z.P.Wasilewski

Zdjęcia:Sylwia Skibińska