Zapiski z wakacyjnej walizki – Nadal w drodze do Santiago de Cuba

aaaa

Po przejechaniu ok. 80-ciu kilometrów wyboistymi drogami kubańskimi, zatrzymaliśmy się na chwilę na jakimś rozdrożu, aby wypić kawę lub piwo, pójść do toalet i porozciągać zastane kości. To był chyba miesiąc luty i akurat były żniwa na banany pastewne, które są spożywane przez Kubańczyków jak ziemniaki przez Polaków  – jeśli mnie pamięć nie myli bananowiec obradza się razy do roku. Nadmienię tylko, że frytki z tego banana pastewnego nie umywają się niczym do frytek z kartofla. Kubańska obsługa turystyczna wykorzystała ten postój, aby zakupić takie kiście banana za bezcen, za jakąś absurdalną wydawało mi się kwotę, być może 25 centów za jakieś 10 kg. Lecz to jest moje subiektywne odczucie, a zresztą sami Kubańczycy mówili, że akurat jest sezon i że ceny są bardzo dobre. Jestem wielbicielem pieczonego na oliwie banana pastewnego – prawdziwy rarytas!!!


Oprócz tej atrakcyjnej egzotyki dookoła jest tylko bieda, zewsząd otaczająca cię bieda. Zapuszczone, zaniedbane domy, ludzie leniwie i bez pośpiechu coś robią, gdzieś idą, w rytmie pogody gorącej, parnej i leniwej….

Bieda, ponieważ Kubańczycy żyją biednie lecz to wcale nie znaczy, że jest to naród nieszczęśliwy z powodu biedy.Powiedzmy, że żyją bardzo skromnie i niewiele im potrzeba do zaspokojenia podstawowych potrzeb. Lecz to, co zauważyłem i co mnie najbardziej zdumiało to fakt, że jest to bardzo optymistyczny naród – wesoły, z poczuciem humoru, który uwielbia się bawić, grać muzykę i tańczyć. Wystarczy, że jeden tylko coś zaśpiewa, nawet bez żadnego instrumentu, a zaraz robi się zabawa i od razu jest jakaś para chętna zatańczyć salsę lub merenge.

Być może… rekompensatą dla nich jest Matka-Natura, która tak obficie ich obdarza. Obrazki tej flory kubańskiej zebrałem częściowo w hotelu, a częściowo w bardzo nieoczekiwanych miejscach…  w których wystarczy to wszystko zauważyć, ale ja mam na to obiektyw baaardzo wyczulony. Po raz pierwszy zobaczyłem jak kwitnie kaktus, po raz pierwszy też zobaczyłem, że na kaktusie można wypisać imię Vasco, owoce palmy kokosowej oraz wszechobecny Hibiscus, rosnący tu prawie jak chwast  – przecudownej urody kwiat i nie przestanę tak szybko się nim zachwycać.


OK! Wsiadać do mikrobusa proszę wycieczki! Proszę zająć miejsca, ruszamy!!! Pozostało 30-ci kilometrów do pokonania, aby ujrzeć Santiago!!!

Yeaaaah! Jak kierowca dobrze przyciśnie gaz do dechy, to za jakieś 45 min. powinniśmy znaleźć się w sercu rewolucji. Viva la Revolucion!!!
Tekst i zdjęcia:  Z. P. Wasilewski

One Response to Zapiski z wakacyjnej walizki – Nadal w drodze do Santiago de Cuba

  1. napoleon pisze:

    no drogi w kolo santiago sa , a wlasciwie ich nie ma !
    ale zyc sie da :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>