DSC_0016

Rzeźby lodowe

Miasteczko Saint-Côme, byłoby jednym z wielu dziesiątek podobnych i nie wyróżniających się miasteczek w całej prowincji More »

_DSC0042

Indiańskie Lato

Wyjątkowo ciepła temperatura w ciągu października wystarczyła, by wszyscy zaczęli mówić o Indiańskim Lecie. Czym rzeczywiście More »

huitre

Boso ale w ostrygach

Od wieków ostrygi są wyszukanym daniem smakoszy dobrej kuchni oraz romantyków. Ostryga od czasów antycznych uchodzi More »

ville-msh1

Góra Świętego Hilarego w kolorze dojrzałej dyni

Góra Św. Hilarego ( fr: Mont St-Hilaire) jest jedną z 8 gór (a raczej wzgórz ze More »

24pazdziernika2016Wojcik1

Henryk Wójcik (1947-2018)

Polonia montrealska pożegnała Henryka Wójcika w piątek 07 grudnia 2018 na uroczystej mszy pogrzebowej w kościele More »

Domestic_Goose

Milczenie Gęsi

Wraz z nastaniem pierwszych chłodów w Kanadzie oczy i uwaga konsumentów jest w wielkiej mierze skupiona More »

rok-ireny-sendlerowej-logo

2018 rok Sendlerowej

Uchwała Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej z dnia 8 czerwca 2017 r.w sprawie ustanowienia roku 2018 Rokiem Ireny More »

Parc-Oméga1

Mega przygoda w parku Omega

Park Omega znajduje się w miejscowości Montebello w połowie drogi między Gatineau i Montrealem. Został założony More »

homer-simpson-krzyk-munch

Bliskie spotkanie ze służbą zdrowia.Nowela

Nie tak bardzo dawno temu w wielkiej światowej metropolii na kontynencie północno-amerykanskim w nowoczesnym państwie Kanadzie, More »

Flower-for-mother

Dzień Matki

Dzień Matki obchodzony jest w ponad 40 krajach na świecie. W Polsce mamy świętują 26 maja, More »

DSC_0307

Christo Stefanoff- zapomniany mistrz światła i koloru

W kanadyjskiej prowincji Quebek, znajduje się miasteczko Val David otoczone malowniczymi Górami Laurentyńskimi. W miasteczku tym More »

2970793045_55ef312ed8

Ta Karczma Wilno się nazywa

Rzecz o pierwszych osadnikach polskich w Kanadzie. W kanadyjskich archiwach jako pierwszy Polak imigrant z polski More »

Capture d’écran 2018-04-01 à 20.00.04

Rezurekcja w Parafii Św. Krzyża w Montrealu

W Montrealu oprócz czterech polskich parafii katolickich, zarządzanych przez Franciszkanów jest jeszcze jedna polska parafia należąca More »

Capture d’écran 2018-03-25 à 12.47.16

Wielkanoc w Domu Seniora

W sobotę 24 marca 2018 uczniowie z montrealskiego Szkolnego Punktu Konsultacyjnego przy Konsulacie RP w Montrealu More »

DSC_4819

Gęsie pipki i długi lot do punktu lęgu

Jak się mają gęsie pipki do długiego gęsiego lotu ? A jak się ma piernik do More »

embleme-insecte-montreal

Montrealski admirał

Entomologicznym emblematem prowincji Quebek  jest motyl admirał. W 1998 roku, Quebeckie Stowarzyszenie Entomologów zorganizowało publiczne głosowanie More »

Capture d’écran 2018-03-20 à 15.21.11

XVII Konkurs Recytatorski w Montrealu

W robotę 17 marca 2018 r. odbył  się XVII Konkurs recytatorski w Montrealu. W konkursie brały More »

herb templariuszy

Sekret Templariuszy

Krucjata albigeńska, jaką zorganizował przeciwko heretykom Kościół Katolicki w XIII wieku, zniszczyła doszczętnie społeczność Katarów, dzięki More »

Capture d’écran 2018-03-14 à 17.54.19

IV Edycja Festiwalu Stella Musica

Katarzyna Musiał jest współzałożycielką i dyrektorem Festivalu Stella Musica, promującego kobiety w muzyce. Inauguracyjny koncert odbył More »

800px-August_Franz_Globensky_by_Roy-Audy

Saga rodu Globenskich

August France (Franz) Globensky, Globenski, Glanbenkind, Glaubenskindt, właśc. August Franciszek Głąbiński (ur. 1 stycznia 1754 pod More »

Bez-nazwy-2

Błękitna Armia Generała Hallera

Armia Polska we Francji zwana Armią Błękitną (od koloru mundurów) powstała w czasie I wojny światowej z inicjatywy More »

DSC_4568

Polowanie na jelenia wirginijskiego, czyli jak skrócić zimę w Montrealu

Jest z pewnością wiele osób nie tylko w Montrealu, którym dokuczają niedogodności kanadyjskiej zimy. Istnieje jednak More »

CD-corps-diplomatique

Konsulat Generalny RP w Montrealu-krótki zarys historyczny

Konsulat Generalny w Montrealu jest jednym z trzech pierwszych przedstawicielstw dyplomatycznych powołanych przez rząd polski na More »

Capture d’écran 2018-03-07 à 08.47.09

Spotkania Podróżnicze: Krzysztof Tumanowicz

We wtorek, 06 marca w sali recepcyjnej Konsulatu Generalnego w Montrealu odbyło się 135 Spotkanie Podróżnicze. More »

Capture d’écran 2018-02-24 à 09.30.00

Polsko Kanadyjskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy w Montrealu

Polsko-Kanadyjskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy w Montrealu ( PKTWP) powstało w 1934 roku jako nieformalna grupa. Towarzystwo More »

poutine 2

Pudding Kebecki,czyli gastronomiczna masakra

Poutine jest bardzo popularnym daniem kebeckim. Jest to bardzo prosta potrawa złożona generalnie z trzech składników;frytki,świeże kawałki More »

original.1836

Sir Casimir-rzecz o gubernatorze pułkowniku jej królewskiej mości

Przy okazji 205 rocznicy urodzin przypominamy sylwetkę Kazimierza Gzowskiego (1813 Petersburg-1898 Toronto),najsłynniejszego Kanadyjczyka polskiego pochodzenia – More »

Syrop-klonowy

Kanada miodem płynąca

Syrop klonowy powstaje z soku klonowego. Pierwotnie zbierany przez Indian, dziś stanowi istotny element kanadyjskiego przemysłu More »

Capture d’écran 2018-02-22 à 12.57.23

Nowy Konsul Generalny RP w Montrealu, Dariusz Wiśniewski

Dariusz Wiśniewski jest związany z Ministerstwem Spraw Zagranicznych od roku 1994.  Pracę swą rozpoczął w Departamencie More »

24 marzec 2015

Chronologia sprzedaży budynków Konsulatu Generalnego w Montrealu

20 lutego 2018 roku, środowisko polonijne w Montrealu zostało poinformowane bardzo lapidarną wiadomością rozesłaną do polonijnych More »

Category Archives: Kultura

Po wodzie pływa i bernikla się nazywa

DSC_4551

Park Des Rapides w dzielnicy Lasalle, okazuje się być istnym ogrodem ornitologicznym gdzie można podziwiać kilkanaście rzadkich okazów ptactwa typowego dla Quebecu. Najbardziej zdumiewający jest fakt, że park znajduje się nieopodal ruchliwej arterii miejskiej i prawdopodobnie hałas silników spalinowych jest zagłuszany skutecznie poprzez szum wody z rzeki Św.Wawrzyńca, przelewającej się poprzez skaliste dno. Wiele ptaków obrało sobie ten park jako miejsce lęgu inne jako miejsce postoju w dalszej drodze na północ Kanady.

Drugi tydzień marca każdego roku, charakteryzuje się wzmożonym ruchem migracyjnym gęsi kanadyjskiej, która okres mrozów spędziła na łąkach w Stanach Zjednoczonych. Nad Montrealem w okresie od połowy marca do połowy kwietnia, widać i słychać całą masę rozwrzeszczanych kluczy gęsi zmierzających na północ.

Gęś Kanadyjska (Bernikla Kanadyjska)

Niektóre z tych gęsi pozostaną na okres lata w parku Des Rapides w Lasalle. Latem będzie można obserwować stadka młodych gęsiaków pływających w towarzystwie rodziców.

Gniazda są budowane na niedostępnych dla wycieczkowiczów wysepkach.

Bernikla Kanadyjska




Dla urozmaicenia i cieszenia wzroku, pojawia się od czasu do czasu para kaczek Krzyżówek.

Samiczka Krzyżówki.

Widok na wpół jesienny  – to już coraz bardziej wiosna, pomimo suchych liści na drzewie z tamtego roku oraz wielkich plam topniejącego śniegu.

W parku tego dnia pojawiła się cała armia domorosłych i profesjonalnych fotografów ze sprzętem. Fotografującym z telefonu, kompaktowymi aparacikami aż do potężnych teleobiektywów na trójnogach. Największe zagęszczenie tych ornitologicznych paparazzi zauważyłem na mostku, wszyscy z aparatami skierowanymi w jedną stronę gotowi do oddania serii strzałów z aparatu.

Gwiazda dzisiejszego dnia: Czapla Modra (łac: ardeas herodias). To właśnie na tego ptaka wyczekiwali dzisiejsi paparazzi. W sferach miłośników fauny poszła fama, że od wczoraj pojawiła się pierwsza para Czapli Modrej w parku Des Rapides. Skorzystałem z nadarzającej się okazji aby po kwadransie wyczekiwania stać się posiadaczem powyższego trofeum.

Bardzo płochliwy i kolorystyczny Kapturnik (łac;lophodytes cucullatus) z rodziny kaczkowatych.

Epoletnik, bardzo ruchliwy, skrywający się w konarach drzew.

Gotowe gniazdo nad brzegiem rzeki w mokradłach, które już niedługo zostanie zajęte przez jeden z kilkunastu rzadkich okazów ptactwa wodnego.

Gorąco polecam odwiedzenie tego parku, jest doskonale zagospodarowany, a alejki do spacerowania są interesująco zaprojektowane. Jest to zarazem miejsc na piknik, oraz na kontemplację  natury przy szumie przewalających się fal majestatycznej rzeki Św. Wawrzyńca.

Adres: Dzielnica Lasalle, przy skrzyżowaniu 7-mej Avenue i bulwaru Lasalle. Parking bezpłatny, wstęp do parku bezpłatny, zakaz wstępu z psami i rowerami.

Zdjęcia i tekst:  Z. P. Wasilewski

Pierwszy dzień wiosny

DOOKOLA-Slonca

Dziś jest pierwszy dzień Wiosny! Co jest jednocześnie astronomiczną równonocą. Zazwyczaj pierwszy dzień wiosny miał miejsce 21 marca, ale w tym roku w niektórych miejscach na Ziemi wiosna rozpoczęła się nawet 19 marca.

To że pierwszy dzień wiosny wypadł 20 marca, wcale nie jest odstępstwem od reguły. W ciągu ostatnich 100 lat, wiosna zaczynała się 21 marca tylko 36 razy – w większości przypadków pod koniec XX w.


Wiosna w tym roku ma trwać 92,758 dnia, ale tendencja jest spadkowa i każdego roku wiosna gubi minutę. Tą minutę zyskuje za to lato, co nie jest wcale złą zamianą. Zima za to gubi pół minuty rocznie na rzecz jesieni.

Termin równonoc jest także nieco mylący, bo sugeruje, że długość dnia i nocy jest identyczna. Tymczasem dziś dzień jest co najmniej o 8 minut dłuższy od nocy, a prawdziwa równonoc miała miejsce 17 marca. Jest to spowodowane tym, że nasza atmosfera działa jak soczewka i załamuje światło słoneczne.

Autor: Chris Miekina

Grafika: Chris Miekina

http://nowaatlantyda.com/

Czesław Niemen – 41 potencjometrów pana Jana

niemen1

Przedstawiać Czesława Niemena to byłaby spora bezczelność z mojej strony. Warto za to spojrzeć ogólnie na jego dorobek płytowy. Żadnej jego wydanej płyty, a jest ich niemało, nie można nazwać zwykłą. Niemen był artystą, który ciągle poszukiwał nowych brzmień. Wielu melomanów, którzy również czerpią satysfakcję z odkrywania, niektóre jego płyty zachwycają swoją zawartością. Niektóre są niepowtarzalne ze względu na jego głos (pozostałe są instrumentalne). Inne zwracają uwagę formą. Zawierają tylko kilka utworów, za to trwających paręnaście minut (m.in. „Enigmatic” i „Strange Is This World”). Kilka albumów intryguje sposobem wydania; składają się np. z dwóch płyt długogrających i jednej „EPki” („Idée fixe” – w wersji cyfrowej wydana na dwóch kompaktach). Osobną, jedyną w swym rodzaju półkę tworzy „Dziwny jest ten świat” – pierwsza autorska płyta Niemena, która również jako pierwsza w Polsce doczekała się statusu złotej (1967 r.). Jednak największą moją uwagę zwróciła ostatnio pierwsza płyta wydana po śmierci artysty – „41 potencjometrów pana Jana”.Okładka płyty „41 potencjometrów pana Jana”.

Pod koniec lat sześćdziesiątych Czesław Niemen, podobnie jak wielu innych muzyków na całym świecie uległ fascynacji muzyką elektroniczną. Pierwsze organy Hammonda, model L-100 kupił w 1968 roku. Kto nie wie jak brzmi ten fascynujący instrument, niech posłucha na przykład „Bema pamięci żałobnego rapsodu”, lub – sięgając do innych artystów – choćby „Light My Fire” The Doorsów. Nieco później do jego instrumentarium trafił melotron (jeden z pierwszych syntezatorów). Z kolei w 1973 roku Czesław Niemen poważnie zachorował… na syntezator Mooga. Ówczesny amerykański cud techniki – minimoog – z miejsca podbił serce polskiego artysty. Próbą umiejętności gry oraz możliwości tego instrumentu był jeden z występów zespołu Niemen Aerolit. 9 maja 1974 roku Czesław Niemen (śpiew, minimoog, melotron, Synthi AKS), Jan Błędowski (skrzypce), Sławomir Piwowar (gitara), Jacek Gazda (bas) i Piotr Dziemski (perkusja) dali trwający osiemdziesiąt dwie minuty koncert w warszawskim domu studenckim Riviera. Z tego materiału muzyk wykroił ponad czterdzieści minut. Nagranie podarował radiowej „Trójce”. Materiał był jednak zbyt długi jak na radiowe schematy programowe. W całości został puszczony tylko raz, 6 sierpnia 1974 roku. Poza tym kilkakrotnie grano fragmenty przy okazji rozmaitych audycji.  Była to poniekąd muzyczna zemsta na zespole SBB, z którym Niemen tworzył Grupę Niemena, i z którym nieco burzliwie rozstał się na krótko przed tym okresem.

Minimoog.

Obiektywnie jednak trzeba przyznać: ponadczterdziestominutowa suita nie stanowi arcydzieła. Niektórzy zarzucają jej stylistyczne rozchwianie, pośpiech i niespójność. Nagranie to nie zdobyło uznania nawet samego mistrza. Jednak abstrahując od muzykologicznych dywagacji uważam, że to nagranie jest po prostu ciekawym epizodem w bogatej twórczości Czesława Niemena. I z całą pewnością zasługuje na uwagę każdego szanującego się melomana i wielbiciela dokonań tego muzyka. W 2007 roku wydano ten materiał na płycie.

„41 potencjometrów pana Jana” jest krążkiem niezwykłym (nie mylić z doskonałym). Przeczy wszystkim ogólnie przyjętym ramom, według których na ogół tworzy się płyty. „Normalny” jest jedynie sam kompakt – tutaj raczej nie ma szerokiego pola do upustu wodzom wyobraźni. No i pudełko, zgodnie z obecnymi trendami ekologicznymi jest tekturowe z plastikowym gniazdem płyty. Reszta jest tak jak sam muzyk i jego poczynania – bardzo awangardowa, nawet dziś. Mamy tu tylko jeden utwór, który trwa niemal czterdzieści dwie minuty i – jak wspomniałem wcześniej – jest fragmentem ponaddwugodzinnego koncertu z Riviery. Nie ma wstępu, zapowiedzi, prologu – muzyka już gra, co jest najlepszym dowodem na to, że jest to przycięty kawałek czegoś dłuższego. Z internetowych źródeł wynika, że ucięte zostały dwie pierwsze minuty utworu. Od pierwszych taktów słychać, że Niemen nie grywa z byle kim. Muzycy z Niemen Aerolit nie tylko odtwarzają pewien temat muzyczny. Oni się tymi dźwiękami bawią. Prowadzą swoisty nutowy dialog. Chociaż sztywny zapis nutowy nie ma tu nic do gadania, albowiem nawet niewprawne ucho już po minucie rozpozna, iż ma do czynienia z najprawdziwszym jam session na wysokim poziomie. Zaskakuje świetny dialog gitarowo-skrzypcowy Piwowara z Błędowskim. Zachwyca oryginalna wokaliza Niemena wspomagana pogłosem. Oczywiście jak na przyzwoity jam przystało – są również solówki.

Po mniej więcej dwudziestu pięciu minutach instrumentalnej pogawędki i zmian tempa niczym na kolejce górskiej przychodzi czas na popis solowy Błędowskiego. Ten muzyk i kompozytor, najbardziej znany z bluesowego Krzaka, w chwili nagrywania tego materiału miał zaledwie dwadzieścia lat. Jego czterominutowa solówka w pewnym momencie zaczyna przypominać coś znajomego. Po chwili już mamy pewność. Skrzypcowa improwizacja z progresywnego rocka przerodziła się we fragment „Kaprysu nr 24” Paganiniego. Fragment tego arcytrudnego utworu, który skrzypkowie zgłębiają i szlifują latami wyszedł Błędowskiemu dość przyzwoicie, mimo że jakość dźwięku pozostawia do życzenia. Nagranie przeleżało w końcu ponad trzydzieści lat używane sporadycznie, a sam ówczesny sprzęt nagrywający nie był doskonały. Znakiem rozpoznawczym Błędowskiego w okresie grania z Niemenem było wstawianie przeróżnych popularnych tematów do swej gry. Małgorzata Niemen wspomina, że podczas jednego z koncertów młody skrzypek zebrał solidne owacje po tym, jak jego solowa improwizacja nagle płynnie przeszła w… „Wlazł kotek na płotek”.

Po Błędowskim popis umiejętności daje Niemen. A także – zgodnie z zamierzeniem – próbkę możliwości minimooga i jego kompatybilności z innymi „klawiszami”. Charakterystyczne niskie, industrialne brzmienie osiągnięte tu za pomocą instrumentu Synthi AKS przypomina mi ilustracje muzyczne do filmu „Pan Kleks w kosmosie”. Porównanie niegodne mistrza? A przypomnijcie sobie muzykę do tego filmu. Kiedy szala zwycięstwa niebezpiecznie przechylała się na stronę szajki Wielkiego Elektronika, z ekranu dochodziły pełne niepokoju, chropowate i nienaturalnie niskie tony syntezatora. Do tej pory te sceny budzą niepokój właśnie dzięki takiej, a nie innej muzyce, a jako dziecko odczuwałem przed wymysłem dyktatora z Wyspy Wynalazców – robotami piątej generacji – zwyczajny strach. A pamiętajmy, że Niemen produkował te dźwięki na kilkanaście lat przed powstaniem filmu o zabawnym profesorze i w ogóle przed nastaniem mody na muzykę syntezatorową w polskim kinie. Chociaż Czesław Niemen zdecydowanie nie wyglądał tak strasznie, ani tym bardziej nie miał tak niecnych zapędów jak postać odtwarzana przez znakomitego Henryka Bistę, to i tak bardzo jestem ciekaw jakie odczucia wywoływały w ówczesnych słuchaczach pierwsze tego typu zabawy z obdarzonymi sporymi możliwościami syntezatorami. Zresztą skoro mowa o muzyce filmowej – również taką tworzył Niemen – to podczas jego kilkuminutowego solo pojawiają się dźwięki, które swą barwą przypomniały mi inny film: nakręconą kilka lat później „Rodzinę Leśniewskich” z niezapomnianą melodią autorstwa Niemena i słowami Młynarskiego w czołówce.

Zespół Niemen Aerolit, 1974 r. Od l.: Piotr Dziemski (perkusja), Jan Błędowski (skrzypce), Czesław Niemen (śpiew, instr. klawiszowe), Sławomir Piwowar (gitara), Jacek Gazda (bas). Fot.: Leopold Dzikowski.

Następnie swój solowy popis daje Piotr Dziemski. Z tym młodym perkusistą Niemen wiązał dalekosiężne plany. Najlepiej oddaje to  cytat z felietonu Niemena z pisma „Teraz Rock” (2003 r.): „ Często rozmawialiśmy o muzyce i doskonaleniu formy. Potrafił uchwycić w lot każdą zainicjowaną przeze mnie frazę i rozmieścić akcenty rytmiczne w sposób bezbłędny. Nigdy niczego nie musiałem tłumaczyć. Polimetria i polirytmia nie stanowiły dla niego żadnego problemu. Wielki samorodny talent.” Po rozwiązaniu zespołu, Niemen dalszą współpracę zaproponował właśnie jemu. Niestety plany te pokrzyżowała przedwczesna śmierć Dziemskiego po nieudanej operacji. Miał zaledwie dwadzieścia dwa lata. Jego solo, a także pozostałe partie na tej płycie pokazują dobitnie i dousznie, że był to wielki talent. On, Jerzy Piotrowski z SBB, a także kilku innych muzyków z ówczesnej szkoły perkusji stanowili bazę, na której dzisiaj wzorują się najlepsi polscy bębniarze. Gdyby nie bezsensowne odejście Piotra Dziemskiego kto wie jak potoczyłaby się cała kariera Czesława Niemena, który po tym fakcie zniechęcił się do instytucji zespołu i próbował sam (z różnymi skutkami) zastępować poszczególnych muzyków, korzystając z możliwości elektronicznych instrumentów klawiszowych.

Grupa Niemen, 1973 r. Od l.: multiinstrumentalista Józef Skrzek, Czesław Niemen (śpiew), Apostolis Antymos (gitara), Jerzy Piotrowski (perkusja). Fot.: Leopold Dzikowski, zdjęcie pochodzi z książki Dariusza Michalskiego „Czesław Niemen. Czy go jeszcze pamiętasz?”

A skąd wzięła się tak osobliwa nazwa zarówno utworu jak i płyty? Nie ma chyba potwierdzonej wersji, ale jedną z nich przedstawił nieżyjący już dziennikarz muzyczny i prezenter radiowy Janusz Kosiński, opisując zakończenie prac nad skracaniem i przemontowywaniem suity (pisownia oryginalna): „Czesław długą chwilę siedział zamyślony i nagle zadał mi pytanie: ‘JANIE – jak nazwiemy tę kompozycję, bo ona nie ma jeszcze tytułu?…’ Zwracał się do mnie właśnie ‘Janie’, choć wiedział, że mam na imię Janusz. I popatrzył na konsoletę z siedmioma, może ośmioma potencjometrami, dodając: ‘…a może coś z tej konsoli nam wyniknie… jest na niej co prawda niewiele potencjometrów, sama kompozycja ma około 41 minut, Ty się, Janie, napracowałeś, więc może…’ Tu zawiesił głos, wziął do ręki długopis i na pudełku od taśmy odręcznie napisał:…

I tak już zostało.”

Niezwykłość tej płyty zawiera się niemal we wszystkich jej aspektach. Podsumujmy: zawiera jedno, za to bardzo długie nagranie. Jest pierwszą płytą wydana po śmierci jej autora (do dziś wydano jeszcze dwie). Poza tym – która inna płyta nosiła tak luźny, a jednocześnie tak oryginalny i trafny tytuł? No i po wtóre: osobiście bardzo lubię płyty „live”, bo one – przy założeniu, że nie są zbytnio poprawiane w studio – najlepiej pokazują kunszt muzyków, oczywiście poza koncertami. Niech sobie inżynierowie dźwięku kręcą nosami. Trudno, że utwór nie podobał się Niemenowi-perfekcjoniście. Jest to bez wątpienia świetna uczta dla fanów dobrej muzyki oraz nie lada gratka dla wielbicieli niekonwencjonalnych rozwiązań. No i może jeszcze dla tych, którzy płyty wolą nabywać drogą kupna, a nie klinięciem myszy.

Autor: Marcin Śmigielski

Fot.: Internet, z wyjątkiem podpisanych

Fleur-de-Lys – na tropie kebeckiej lilijki

220px-Fleur_de_lys_(or).svg

Kwiat lilii, jest bardzo często wykorzystywany w organizacjach harcerskich i skautowskich jako stylizowana figura heraldyczna. Inspiracją do stworzenia tego symbolu jest najbardziej prawdopodobnie pospolity kwiat irys,  z rodziny liliowatych, bardziej znany pod nazwą kosaćca żółtego (iris pseudacorus). Ten kwiat jako swój symbol wybrali Frankowie, którzy pochodzili z Flandrii, gdzie nad rzeką Leie (fr:Lys) rosły całe masy tego kwiecia. Fleur-de-lys jest jedną z najpopularniejszych figur heraldycznych na świecie oprócz takich symboli jak krzyż, orzeł i lew. Pozłacana lilijka na lazurowym tle, począwszy od Średniowiecza, staje się symbolem królestwa francuskiego. Lilijka jest również jednym z najstarszych emblematów na świecie.

Lilia biała (łac: lilium candidum)

Lilie są wieloletnimi roślinami cebulkowymi, dziko rosnącymi w różnych strefach półkuli północnej. Ta roślina była ceniona przez starożytnych jako środek leczniczy a dla chrześcijan, w szczególności lilia biała stanowi od wieków symbol czystości i niewinności.

Kosaciec żółty (łac: iris pseudacorum)

To właśnie ten irys z rodziny liliowatych stał się inspiracją do stworzenia symbolu francuskiej rodziny królewskiej Bourbonów.


Fleur-de lys z kebeckiej flagi – forma graficzna jest bardzo zbliżona do bourbońskiej lilijki, jedynie kolor jest odmienny, tło pozostało zbliżone i jest w kolorze jasnego błękitu.

 

Tak wyglądała korona Ludwika XIV. Niestety nie przetrwała ona do naszych czasów – została jak wiele innych cennych pamiątek monarchii francuskiej przetopiona podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Jedynie korona Ludwika XV przetrwała i jest przechowywana w Luwrze w galerii Apollona.

 

Za władcę, który wprowadził symbol lilijki uważa się Chlodwiga, w V wieku n.e władcę frankijskiego.

 

Herb byłego prezydenta RP Lecha Wałęsy, który został mu przydzielony przez Urząd Heraldyczny Królestwa Szwecji z okazji nadania Królewskiego Orderu Serafinów. Tarcza herbowa nawiązuje do herbu Gdańska, gdzie jeden z krzyży został zastąpiony  białą lilią symbolizującą Matkę Boską Częstochowską.

 

Przykład herbu Rawicz II, gdzie wykorzystana jest symbolika lilii, bardzo rzadkiego elementu występującego w polskiej heraldyce.

 

Jeden z nielicznych przykładów wykorzystania lilii w herbach polskich miast – powyżej herb miasta Bielska-Białej. Herb miasta składa się z dwóch tarcz, co jest dozwolone w heraldyce municypalnej jedynie w przypadku połączenia dwóch miast. W przypadku Bielska-Białej nastąpiło to w 1951 roku. Na lewej tarczy widnieją trzy lilie, nawiązujące do godła biskupów wrocławskich.

 

Flaga kanadyjskiej prowincji Quebec.

Flaga Quebecu w obecnej formie, została po raz pierwszy wciągnięta na maszt przed parlamentem prowincjalnym w stolicy prowincji, mieście Quebec w dniu 21 stycznia 1948 roku o godz. 15:00. Ten dzień jest uważany jako Dzień Flagi w prowincji Quebec i czczony ze zmiennym entuzjazmem – w zależności od tego która partia jest u władzy  – prokonfederacyjna czy separatystyczna, która sama się określa w zgrabny i dyplomatyczny sposób jako partia suwerennościowa.

Autor:  Zbigniew Paweł Wasilewski herbu – Rogala po mieczuIlustracje: internet

Montrealska Orkiestra Symfoniczna we własnym gmachu

OSM Hall

Założona w 1934 roku przez grupę melomanów i przy poparciu władz Quebecu. Orkiestra Symfoniczna Montrealu dawała początkowo koncerty w szkole Le Plateau i parkach miejskich. Dziś jest jednym z głównych organizmów kulturalnych miasta i nosi z dumą jego nazwę. Jednym z jej pierwszych szefów był zasłużony muzyk Wilfried Pelletier. Wielki rozwój artystyczny orkiestry w  latach powojennych  dokonał się  przy poparciu państwa oraz dzięki nowo przybyłym muzykom pochodzenia europejskiego.  Jednym z głównych architektów restrukturyzacji orkiestry był Igor Markevitch, który w latach pięćdziesiątych stworzył z niej stabilny zespół. Podczas kadencji dyrektora Zubina Mehty (1961-67), orkiestra odbyła w 1962 roku swe pierwsze zagraniczne tournee obejmujące Moskwę, Leningrad, Paryż i Wiedeń. Rok później otrzymała do dyspozycji wielką salę koncertową w centrum miasta na Place des Arts.  Mehta zapoczątkował współpracę orkiestry z Operą Montrealską, wystawiając liczne opery, z których szereg odniosło ogromny sukces. Do rozwoju O.S.M.  przyczynili się także inni dyrygenci którzy czasowo lub okazjonalnie ją prowadzili. : Charles Munch, Otto Klemperer, Bruno Walter, Igor Strawiński, Leopold Stokowski, Leonard Bernstein. W latach  1978-2002 roku dyrygentem i dyrektorem artystycznym był Charles Dutoit, którego zasługi dla  orkiestry są niepodważalne.

Kent Nagano, obecny szef OSM.

Orkiestra daje rocznie (łącznie z festiwalami) około 100 koncertów, ściągając ponad 500 tysięcy melomanów. .

Doskonałość  zespołu została potwierdzona w czasie 40  tournee krajowych i zagranicznych, w tym 30 pod dyrekcją Ch. Dutoit . Orkiestra wyjeżdżała wielokrotnie do Europy i Azji. Niejednokrotnie grała w Nowym Yorku w  Carnegie Hall. W Polsce występowała w roku 1994 dając koncerty w Warszawie i Poznaniu. Oprócz regularnych abonamentowych koncertów  orkiestra oferowała mieszkańcom Montrealu koncerty niedzielne, galowe, w ramach festiwalu Mozart-Plus (w Katedrze Notre-Dame), serie tematyczne (np.Beethoven, muzyka fortepianowa) oraz poranki dla dzieci. Występowała także z koncertami muzyki popularnej w Arenie Maurice-Richard, a w okresie letnim w parkach miejskich. Orkiestra dokonała dotychczas 100  nagrań (Decca, Emi, Philips, CBC),  z których ponad połowa otrzymała nagrody krajowe bądż międzynarodowe. W grudniu 1984 roku   przyznano jej « Disque de Platine » za sprzedaż ponad 100 tys. kopii « Bolero » – Ravela. W  lutym 1996 roku zdobyła nagrodę « Grammy » za « Trojanie » – Berlioza. W  2004 roku otrzymała nagrodę « Juno » za nagranie 5 i 9 Symfonii Szostakowicza.W 2008 otrzymała Grand Prix za wykonanie opery O.Messieana ,,Św.Franciszek z Asyżu”. Zbiegło się to z 75 rocznicą istnienia zespołu. W kwietniu 2002 roku Charles Dutoit ustąpił z funkcji dyrektora artystycznego wskutek nieporozumień z orkiestrą. Na jego miejsce mianowano Kenta Nagano, dyrygenta japońskiego pochodzenia.

U ubiegłym roku orkiestra doczekała się wreszcie po 30 latach oczekiwania, własnej sali koncertowej ,,Maison symphonique.” Gmach ten usytuowany przy rogu ulic Maisonneuve i St-Urbain stał się 6-tą salą kompleksu Place-des-Arts. Może ona może pomieścić 1900 słuchaczy, jest też 200 dodatkowych miejsc za orkiestrą przeznaczonych dla chórzystów lub  słuchaczy.  W trakcie budowy zastosowano najnowsze technologie dla całkowitego wyizolowania  zewnętrznego hałasu, a 70% powierzchni wykonano z drzewa bukowego, co wspaniale wpływa na akustykę.

Sala ma być wykorzystywana  240 dni w ciągu roku. Około 20% budżetu orkiestry pochodzi ze źródeł  rządowych i miejskich,  ale prawie połowa to wpływy z nagrań (radio, TV) i ze sprzedaży biletów. Pozostała część wpływów pochodzi z corocznej kampanii subskrypcji, dotacji różnych firm  (Air Canada, Esso, Bell Canada) oraz od osób prywatnych. Dzięki swym osiągnięciom, uznaniu publiczności i krytyki, Orkiestra Symfoniczna  Montrealu stała się pierwszoplanową instytucją muzyczną i ambasadorem kulturalnym  całej Kanady. Jest wizytówką i chlubą Montrealu.

Autor: Radosław Rzepkowski

Zdjęcia: internet

Muniek czyli najmniejszy koncert świata

muniek1

Na scenie jeden (dwóch) z dziarskich weteranów polskiego rocka i alternatywy. Koncert trwa. Lecą najlepsze kawałki, jakie ci muzycy kiedykolwiek stworzyli razem. Oprócz dających do myślenia słów, ze sceny płyną też nie każące podpierać ścian nuty. Za nimi zespół złożony z młodych muzyków. Przed nimi szaleje… Zaraz, coś tu, nie przymierzając, nie gra. Publika, która powinna rozsadzać salę liczy zaledwie… dwadzieścia osób! Czyżby to była jedna z imprez kulturalnych montrealskiej Polonii, koncert zamknięty dla pracowników którejś z wielkich korporacji, czy po prostu artyści do chrzanu? Nic z tych rzeczy. Wszystko jest od początku do końca zaplanowane. Tak właśnie wyglądają imprezy z cyklu „Najmniejszy koncert świata”.

Jest to cykl koncertów organizowanych przez radio Roxy FM dla swoich słuchaczy. Liczy się szybkość. Zadzwonić do redakcji, podać odpowiednie hasło i zainkasować wejściówkę na koncert. Cykl zapoczątkowany został w 2006 roku. Pierwotnie miał miejsce w kamienicy przy ul. Złotej w Warszawie. Grano dla dziesięciu osób. Od października 2009 r. koncerty odbywają się w studiach filmowych Alvernia Studios w Alwerni, koło Krakowa. Ten kompleks budynków wyglądający jak żywcem wyjęty z sagi „Gwiezdne wojny” jest pierwszą w powojennej Polsce prywatną wytwórnią filmową.

Alvernia Studios przy autostradzie A4, niedaleko Krakowa.

Chociaż aż się prosi, żeby skrobnąć przy okazji oddzielny artykuł o  tym niezwykłym miejscu, to póki co wróćmy do bohaterów tekstu niniejszego, czyli: Zygmunta „Muńka” Staszczyka i Jana Benedeka. Chociaż tak naprawdę główną gwiazdą wieczoru jest sam Muniek. Obecny na polskiej scenie muzycznej od 1982 roku, chociaż przez niemal całą pierwszą dekadę znany był tylko fanom punk rocka, a to wtedy oznaczało prawie całkowitą nieobecność w mediach… przepraszam, w środkach masowego przekazu. Założyciel, wokalista, lider i autor tekstów zespołu T.Love Alternative, a od 1987 roku T.Love. W 1989 r. Muniek wyjechał na kilka miesięcy do Anglii, będąc w pewnym sensie prekursorem fali emigracji na Wyspy, która nastąpiła kilkanaście lat później. Zatrudnił się w jednej z londyńskich restauracji i to właśnie tam, na skrawku papieru toaletowego powstał tekst do „Warszawy”. Numeru, dzięki któremu zespół zaistniał ponownie, w nowej polskiej rzeczywistości.

Od lewej: Anna Maria Jopek, Jan Benedek, Muniek Staszczyk

W 1990 roku reaktywował T.Love wraz z Janem Benedekiem. Benedek – wówczas dwudziestodwuletni, utalentowany i zakochany w Rolling Stonesach gitarzysta, zajął się pisaniem muzyki. Teksty od zawsze były domeną Muńka, dla którego właśnie wtedy nadeszła szczytowa autorska forma. Z tamtego okresu pochodzą nieśmiertelne hity grupy: „Warszawa”, „Na bruku”, „Dzikość serca” czy „King”. Grane z łatwo rozpoznawalnym stonesowsko-benedekowym riffem. Po trzech latach Benedek odszedł z T.Love. Muniek zajęty był swoim zespołem oraz występami z innymi artystami tak alternatywnymi, jak i popularnymi (m.in. nagrał z Krzysztofem Krawczykiem piosenkę „Lekarze dusz”).

I dopiero po niemal trzydziestu latach od scenicznego debiutu… zadebiutował ponownie. W 2010 roku wydał pierwszą w karierze solową płytę. Było to wydarzenie tym bardziej szczególne, że do współpracy zaprosił właśnie Jana Benedeka – wróciły na chwilę wspomnienia złotych lat zespołu. Muniek na swej autorskiej płycie rozlicza się z własną przeszłością. W końcu w życiu każdego człowieka, nie tylko artysty, przychodzi wiek, w którym warto dokonać pewnego bilansu dotychczasowych postępowań, osiągnięć i strat. Zawiedzie się więc ten, kto po płycie będzie oczekiwał muzyki umilającej wiosenne trzepanie dywanów. A skoro o brzmieniu mowa, to wyraźnie słyszalne są tu fascynacje obu panów największymi postaciami punk rocka (Sex Pistols i The Clash, o którym nawet mowa w jednym utworze) i rock and rolla (Rolling Stones). Od tego przecież wszystko się zaczęło… Z okazji wydania i promocji płyty, na krótki czas powstał zespół nazywający się tak jak i sam krążek – Muniek. Jednym z jego występów był właśnie „Najmniejszy koncert świata”. Trzon grupy, jak za dawnych dobrych lat stworzyli niegdyś skłóceni, a dzisiaj przyjaciele: Muniek i Benedek. Wspomagani przez nieco młodszych muzyków: Michała Mareckiego (na co dzień klawiszowiec T.Love), Jacka Szafrańca (bas) i Marcina Ulanowskiego (perkusja). DVD z zapisem koncertu ukazało się w październiku 2010 roku.

Zespół Muniek w komplecie,od lewej: Marcin Ulanowski, Jan Benedek, Zygmunt Staszczyk, Michał Marecki, Jacek Szafraniec

Spektakl zaczyna się widokiem zażywnego jegomościa w koszulce z napisem „Pokonałem anoreksję”, z uśmiechem wkraczającego do studia koncertowego. Wśród fanów T.Love i samego Muńka próżno szukać ponuraków i ludzi bez poczucia humoru. Koncert startuje od razu z kopyta, bo utworami (jednymi z wielu), którymi T.Love zdobył sobie serca nowych rzesz słuchaczy – „Pocisk miłości” i „Dirty Streets of London”. I to zagranymi z takim samym czadem jak dwadzieścia lat temu, kiedy Muniek na wyścigi zmywał naczynia w Londynie oraz jak nieco wcześniej trafił go pocisk miłości gdy poznał swą żonę. Chłopcy w znakomitej formie, Benedek jak zwykle skupiony na grze, nie popisuje się przesadnymi wygibasami. Muniek też już się chyba wyszalał i teraz ogranicza ruch sceniczny do swego ulubionego wieszania się na statywie mikrofonu (wykonanym specjalnie dla niego). Dziwić może nieco ubiór Muńka. Zamiast tradycyjnych kolorowych i zawsze przedstawiających ciekawe motywy koszulek, szanowną osobę Zygmunta zdobi dziś elegancka koszula. No tak, to przecież nie jest koncert T.Love, ale występ dojrzałego już pana Staszczyka, który na solowej płycie wyjątkowo dosadnie uzewnętrznia swoje troski i przemyślenia.

Po tym energetycznym wstępie przychodzi czas na pierwszy utwór z solowej płyty: „Georgie Brown”:

„Oh Georgie Brown / mą ukochaną byłaś więc / za to co złe / dziś bardzo chcę przeprosić cię. (…) Przepraszam was / dziś jeszcze raz / przepraszam was / dziś jeszcze raz.”

Taki tekst na początku zarówno CD jak i DVD, chociaż zagrany bardzo energetycznie, nie pozostawia wątpliwości, że jest to poważne podejście Muńka do rozliczenia z pewnym rozdziałem w życiu. Jednak już fragment kolejnego utworu „Hot hot hot”:

„Nostradamus mówi, że / kredyt nie opyla się / grubas w banku szczerzy chytre kły / ta oferta jest ok / I don’t wanna be your slave / po angielsku wszystko fajnie brzmi.”

…pokazuje, że na płycie będzie nie tylko o własnych życiowych rozterkach, ale znajdą się tu także komentarze do codziennego życia szarego człowieka w dobie bezlitosnego kapitalizmu. I coraz bardziej zaśmiecanej polszczyzny. „Don’t Go Paul” i „Mad Love” to niemal archiwalne, ale nie tracące na fajności kawałki z „Pocisku miłości” – pierwszej nagranej przez T.Love z Benedekiem płyty. Po nich następuje seria nowych: „Stary Boy”, „Ring Dong”, „Dzieje grzechu” i „Tina”. Na uwagę szczególnie zasługują dwa ostatnie. „Dzieje grzechu” zarówno na swej płycie, jak i na DVD Muniek śpiewa w duecie z Anną Marią Jopek. Jest to zatem znakomita okazja do zobaczenia i posłuchania w jednej piosence dwojga ciekawych wykonawców z dość różnych przecież nurtów muzycznych. Na kompakcie jest jeszcze jeden duet. Jest to utwór „Njutella Marcella”, którego zabrakło na DVD, a w którym gościnnie wystąpiła Kora. „Tina” to z kolei jakże współczesna opowieść o młodej dziewczynie, która w samotności przyzwyczaja się do życia w wielkim mieście i usiłuje znaleźć w nim swoje miejsce:

„Oh Tina / pada śnieg / a twoja gwiazdka nie chce przyjść (…) Choć wszyscy mówią, że musi być pięknie / straciłaś wiarę w prezenty i w sny / gapisz się w sufit na swojej kozetce / w torebce masz receptę na łzy.”

Po refleksyjnej serii następuje kolejny zastrzyk energii „oldies but goldies”, czyli pochodzących z dwóch pierwszych płyt nowego T.Love: „Dzikości serca”, „Na bruku” i „Stanów”. Koncert kończą utwory dość szczególne. „Święty” widnieje w solowym projekcie Muńka. Wybrany został na jeden z singli (oprócz „Tiny”), a więc jest jednym z dwóch najbardziej znanych z całej płyty. „Pretty Vacant” to tzw. cover prekursorów punka – kapeli Sex Pistols. „Nabrani” natomiast jest najbardziej czadowym kawałkiem nie tylko z całego DVD, ale również ze swej macierzystej płyty czyli „King” z 1992 roku. Ostre, wręcz punkowe brzmienie i tekst traktujący o realiach polskiego showbusinessu, śpiewany specyficznym stylem ocierającym się o dadaizm daje piorunujące połączenie. Zarówno obaj twórcy płyty, jak i reżyser koncertu Xawery Żuławski, zasłużyli na głębokie ukłony. Nie tylko za świetne, przeplatane żywiołowymi animacjami przedstawienie, ale i za ten mały drobiazg w postaci wymiatających „Nabranych” na zakończenie.

Okładka CD

Na DVD ponadto znajdziemy materiał pokazujący kulisy przygotowań do koncertu oraz wypowiedzi kilkorga szczęśliwców, którzy otrzymali zaproszenia na koncert. Nawiasem mówiąc, trzeba przyznać, że Muniek i T.Love mają najpiękniejsze fanki w Polsce. Całość jest estetycznie i kolorowo wydana przez firmę Agora S.A., której znakiem rozpoznawczym są płyty CD i DVD wydawane w formie małych książeczek. Co tu dużo filozofować – zapraszam do oglądania i słuchania.

Autor: Marcin Śmigielski

Ludwik XX Burbon

h-20-2596485-1316731708

W stolicy Wenezueli, Caracas, znajduje się bank – Banco Occidental de Descuento, którego vice-prezesem od 2005 roku,  jest Luis Alfonso de Borbon Martinez-Bordiu. Luis Alfonso poznał swoją żonę, córkę prezesa banku w którym pracuje, podczas studiów w Hiszpanii, która jest jego ojczyzną par excellence. W 2004 roku, 06 listopada, zakochani w sobie – wenezuelska córka hiszpańskich konkwistadorów, Maria Margarita Santaella oraz Luis Alfonso de Borbon Martinez-Bordiu biorą ślub w małym kościółku pod wezwaniem Św. Stanisława z Krakowa (Saint Stanislas de Cracovie), w Dominikańskiej miejscowości La Romana.


Ślub Jego Królewskiej Wysokości Ludwika XX z Księżną Marią Margaritą.

Od 2005 roku, zamieszkali w Caracas, wenezuelskiej metropolii, uważanej za jedną z najniebezpieczniejszych na świecie. Małżeństwo doczekało się trójki potomstwa: Eugenie, urodzona w 2007 oraz dwóch bliźniaków, Luis i Alfonso urodzeni w 2010 roku. Urodzony w 1974 roku Luis Alfonso, posiada oprócz obywatelstwa hiszpańskiego również francuskie. Ogólnie znane jest zamiłowanie Hiszpanów we wpisywaniu sobie po kilka imion i co najmniej dwóch nazwisk w metryce urodzenia.


Tarcza herbowa rodu Burbonów.

W przypadku Luisa Alfonso, w jego francuskiej metryce urodzenia widnieje: Louis Alphonse de Bourbon.  Jest on jedynym obywatelem Francji, który ma dopisany tytuł ratyfikowany przez rząd francuski – Jego Królewska Wysokość. Zwracając się do tego obywatela należy zawsze wymienić jego tytuł. Jego Królewska Wysokość Louis de Bourbon – ponieważ pod takim imieniem i nazwiskiem jest znany we Francji odziedziczył wszystkie tytuły po ojcu Alphonsie Bourbon, zmarłym tragicznie w Beaver Creek w Colorado, kiedy to podczas zjazdu narciarskiego 30 stycznia 1989 roku stalowa lina odcięła mu głowę. Historia rodu Burbonów zanotowała przypadek, kiedy to król rozstaje się z tym światem poprzez ścięcie głowy. Odbyło się to w nieco bardziej dramatycznych okolicznościach dokładnie 204 lata wcześniej, kiedy to podczas Wielkiej Rewolucji Francuskiej, król Ludwik XVI został pozbawiony tytułów przez Zgromadzenie Narodowe, oskarżony o zdradę stanu i skazany na śmierć. Wyrok na tym królu został wykonany 21 stycznia 1793 roku, kiedy to Ludwik Kapet, został zgilotynowany jak prosty obywatel. Syn Alphonsa, Louis, po tragicznej śmierci ojca w wieku zaledwie 15-tu lat, odziedziczył wszystkie tytuły po nim wraz z pretensją do tronu.

Herb królewski rodu Burbonów.

Ludwik XX Bourbon, jest 10-tym pokoleniem w prostej linii wywodzącej się od Ludwika XIV. Obecny król Hiszpanii Jan Karol I, jest kuzynem w prostej linii Ludwika XX-tego. Warto przy okazji przypomnieć, że żyjący w Anglii polski arystokrata Adam Karol Czartoryski, jest kuzynem w prostej linii króla hiszpańskiego Jana Karola I-szego, poprzez swoją matkę Marię de los Dolores Bourbon. Obecnie królewska rodzina Francji miewa się bardzo dobrze i posiada spadkobiercę w linii męskiej, starszego z dwojga bliźniaków Ludwika Bourbon, niespełna dwuletniego Księcia Burgundii.

Dlaczego wspominam o tej rodzinie na Kronice Montrealskiej? Ponieważ ród ten jest ściśle związany z historią Quebecu oraz z jego heraldyką, o czym będzie już wkrótce.

Autor: Z. P. Wasilewski

 

Sylwetki Polonii: Edward Domański – dyrygent, kompozytor, oboista

inmystudio

Kompozytor, aranżer, szef chórów, organista, pedagog, kierownik studia nagrań – tak można scharakteryzować postać znanego w środowisku montrealskim muzyka Edwarda Domańskiego. Ukończył on Akademię Muzyczną w Warszawie z wyróżnieniem. Laureat konkursu młodych muzyków w Gdańsku, wieloletni pierwszy oboista Teatru Wielkiego w Warszawie. Od lat związany z parafią św. Michała w Montrealu, w której posługują franciszkanie; on sam i jego twórczość doskonale znane są w kręgach Polonii.

Fot. E. Domański

Jako solista koncertował z orkiestrami symfonicznymi w Poznaniu i w Gdańsku, a ze swoim Triem Stroikowym koncertował w wielu miastach Europy. Następnie przez szereg lat działał w Wenezueli na wielu płaszczyznach sztuki muzycznej. Był tam oboistą oraz dyrygentem gościnnym Orkiestry Symfonicznej w Maracaibo, szefem chóru w prowincji Zulia i dyrektorem artystycznym festiwalu,,El Zulia Canta”, dyrektorem generalnym Centrum Muzycznego ,,Lamas” i profesorem Uniwersytetu Belloso Chacin w Maracaibo.
W 1987 roku osiedlił się w Kanadzie. W swojej twórczości szczególne zamiłowanie wykazuje do muzyki wokalnej. Od najmłodszych lat kierował chórami młodzieżowymi w Poznaniu i Warszawie. Obecnie jest szefem zespołu ,,Ensemble Vocal Universalis.’’
Wcześniej prowadził też ,,Ensemble International de Montreal”-grupę wokalną z którą odbył m.in. tournee do Polski (1993). Znając doskonale możliwości głosu ludzkiego wykorzystuje je w swojej twórczości w pełni w zakresie faktury i artykulacji. Równie biegle posługuje się bogatą paletą orkiestrową. Wiele jego utworów opartych jest na wyszukanych tekstach poetyckich – polskich, francuskich, hiszpańskich, łacińskich. Teksty te o wysokiej wartości literackiej stanowią podstawę dla muzycznej ilustracji. Aby nie zatracić ich wartości semantycznych kompozytor często wprowadza śpiew recytacyjny. Klimat emocjonalny i język poezji rzutuje na ogólny wyraz utworów.

Wielkim wydarzeniem w okresie wenezuelskim była premiera jego ,,Requiem a Bolivar” w Maracaibo(1982). Odbyła się ona w 200 rocznicę urodzin tego wielkiego bohatera w walce o wyzwolenie Ameryki Południowej spod dominacji Hiszpanów. Requiem utrzymane w stylu operowym napisane jest na solistów, narratora , chór mieszany i wielka orkiestrę symfoniczną. Przejmujący i nasycony dramatyzmem utwór odmalowuje życie Bolivara. Służą temu rytmy marszowe zwiększona rola blachy i perkusji oraz bogata kolorystyka. Sukces tej premiery zmobilizował kompozytora do dalszej pracy twórczej.


Większość jego kolejnych utworów powstała w Kanadzie. Wśród nich znajdują się dzieła symfoniczne, wokalne a cappella jak i wokalno-instrumentalne, balety, komedia muzyczna, muzyka filmowa, i wiele aranżacji . W niektórych utworach łączy elementy wokalne, wizualne i taśmę dźwiękowa. Inspirację jego twórczości stanowią problemy ogólnoludzkie, kult przyrody, tematyka religijna , legendy.
Szeroki wachlarz treści i form – mimo niezbyt obfitej twórczości- świadczy o wszechstronności kompozytora. Daleki od radykalizmu posługuje się zapisem tradycyjnym, a jego język harmoniczny mieści się w skali od tradycyjnej harmoniki aż po atonalizm. Nieobce w jego muzyce są efekty sonorystyczne zarówno w warstwie wokalnej jak i instrumentalnej. Chętnie posługuje się też polirytmią dla urozmaicenia przebiegu dźwiękowego. Mniejsze formy wokalne a cappella stanowią majstersztyk w sensie doskonałości formalnej i fakturalnej. Należą tu m.in: Ave Maria de Montreal, Uwertura de Quat sous, Gigue de St.Valentin, Adeste 92, Cantate Ridentes, Michaele Archangele, Tous les jours sont Noel i inne. Każdy z tych utworów posiada swój indywidualny charakter. Natomiast w szerzej rozbudowanych formach wokalno-instrumentalnych (Śpiewogra chrześcijańska, Clamour a la paix, Sonety słowiańskie, Les couleurs de nos saisons, Rondeau) kompozytor wprowadza zróżnicowane środki wyrazowe, które jednakże nie podważają jedności konstrukcyjnej całości.
Na szczególne wyróżnienie zasługują ,,Sonety słowiańskie’’ do poezji Karola Wojtyły. Kompozytor wykorzystał 4 spośród 17 sonetów zawartych w ,,Księdze słowiańskiej” z 1939 r. Każdy sonet posiada niepowtarzalną atmosferę. W ,,Sobótkach” przewijają się motywy góralskie, w ,,Litaniach” zadziwiają nowatorskie rozwiązania harmoniczne, nad ,,Misterium” wznosi się tajemniczy nastrój, a ostatni sonet ,,Pokój idzie” cechuje powaga, nad którą dominuje solo barytonu zbliżone do recytacji. Sporo tu też efektów sonorystycznych.

Ciekawym, nieco teatralnym utworem jest ,,Clamour a la paix” na 4 solistów, 3 chóry i orkiestrę symfoniczną. Powstał on w Wenezueli w 1985 r., a jego wymową ideową jest sprzeciw wojnie i gloryfikacja pokoju. Ukazaniu grozy wojennej służą rytmy marszowe, glissanda orkiestrowe i zwiększona rola perkusji. Motywy arabskie nawiązują do konfliktu bliskowschodniego. Występujące tu śpiewy solowe i chóralne, o podniosłym hymnicznym charakterze, symbolizują wiarę w utrzymanie pokoju.
Przykładem doskonałej synchronizacji muzyki z tekstem jest ,,Śpiewogra chrześcijańska” na solistów, chór i orkiestrę. Utwór składa się z 18 numerów zawartych w 3 częściach. Osnowę tematyczną stanowią problemy współczesnej ludzkości z jej nieszczęściami i upadłością. Filozoficzno-moralizatorską treść ilustruje muzyka o szerokiej skali wyrazowej od powagi do groteski, śmiały język harmoniczny i częste zmiany agogiczne. Autorem tekstu i scenariusza jest Bożena Jankowska. W balecie ,,Leyenda del Lago’’ wprowadza kompozytor chór, a wielce emocjonalna muzyka odpowiada ściśle rozwojowi treści rodem z indiańskiej legendy. W balecie tym na uwagę zasługuje mistrzowskie operowanie wszystkimi grupami instrumentów.

Jednym z bardziej interesujących dzieł wokalnych jest cykl ,,Les couleurs de nos saisons”(Vert, Gris, Blanc, Jaune-Blue). Poszczególne części odmalowują środkami muzycznymi kolejne pory roku. Bardzo zręcznie napisane, pełne polotu i ciekawych współbrzmień dzieło to zaprezentowane zostało w ubiegłym roku na festiwalu zespołów chóralnych w Montrealu. Uroczym utworem jest ,,Rondeau” do poezji A.Moszczyńskiej. Utwór napisany na sopran i taśmę składa się z 4 zróżnicowanych części przeplatanych refrenem: Tworzenie- Fantazja wiosenna-Tworzenie-Zegar-Litania-Tworzenie-Taniec.

Fot. Z. P. Wasilewski

Fot. Anna Ronij Od lewej: Edward Domański, Jan Porowski, Hanna Moszczyńska, Bożena Szara, Barbara Szarek, Krystyna Rzepkowska, Jerzy Adamuszek

Bardzo interesujące są aranżacje Domańskiego. Najczęściej opracowuje on znane utwory klasyczne (Schubert, Bach, Chopin, Kurt Weil etc.) nadając im świeży koloryt. Ogólną cechą muzyki Edwarda Domańskiego jest przystępność, przejrzystość konstrukcji i całkowity brak monotonii. Bogata kolorystyka oraz głęboki emocjonalizm to wyjątkowe walory tej muzyki. Motywiczno-rytmiczne elementy polskiej muzyki ludowej, pojawiające się w niektórych utworach, potwierdzają tożsamość narodową kompozytora. Świadectwem tego jest też czerpanie tekstów z literatury polskiej (Słowacki, Wojtyła, Wysocki, Moszczyńska).

Autor: Radosław Rzepkowski