Film: “W Ciemności”A. Holland – recenzja

9

Agnieszka Holland przyzwyczaiła już nas (a przynajmniej mnie), że robi filmy ważne, ale nie przynudza jak na przykład Zanussi. Robi filmy wartościowe, ale bez przesadnego patosu jak u Wajdy. Z drugiej strony próżno w jej filmach szukać beztroskich gagów rodem z taśmowo produkowanych tvn-owskich komedyjek. Nie zawyża wartości artystycznej, wzorem Jerzego Hoffmana wstawiając na pierwszy plan olśniewająco piękne skądinąd twarze kobiet (niekoniecznie aktorek). Nie kontrastuje emocji tak jaskrawo jak Kazimierz Kutz. Niezależnie od tego jak banalnie to zabrzmi – w filmach Holland życie jest po prostu życiem. Smutne, tragiczne, pełne nadziei, radosne. Nieważne czy obraz nakręcony jest na podstawie autentycznych wydarzeń, legendy, czy całkowicie wymyślonego scenariusza. Tak jest choćby w jej najbardziej znanych dokonaniach ostatniego okresu: w „Janosiku. Prawdziwej historii”, w „Boisku bezdomnych” (pomysł scenariusza), w serialu „Ekipa” czy w nominowanym do tegorocznego Oscara „In Darkness”. Lub po naszemu – „W ciemności”.

Maksymilian Paradys, omyłkowo zahibernowany na ponad pięćdziesiąt lat główny bohater „Seksmisji” zawołałby: „Ciemność widzę!”. Tutaj nikomu jednak nie jest do śmiechu. „W ciemności” jest rekonstrukcją tego co wydarzyło się we Lwowie siedemdziesiąt lat temu. Scenariusz powstał w oparciu o książkę Roberta Marshalla “W kanałach Lwowa” oraz o wspomnienia spisane przez Krystynę Chigier w książce “Dziewczynka w zielonym sweterku”.

Jest wojna. Lwowskie getto nękane jest ustawicznymi czystkami.


Jego mieszkańcy podczas próby ucieczki spotykają drobnego złodziejaszka (oficjalnie kanalarza) Leopolda Sochę. Socha momentalnie, niemal nosem wyczuwa okazję aby szybko i dużo zarobić. Oferuje Żydom pomoc w ucieczce kanałami ściekowymi, które z racji zawodu zna, jak sam mówi, „lepiej niż własną żonę”. Tu zaczyna się heroiczna walka o życie grupy ludzi, w której znalazła się kilkuletnia wówczas Krystyna Chigier. Perypetie uciekinierów z getta są tu znakomitym tłem do opowiedzenia dwóch interesujących historii: życia grupy ludzi ukrywających się w kanałach pod brukiem lwowskich ulic oraz zmian, jakie zachodzą w głównym bohaterze. Jedenaścioro uciekinierów (w rzeczywistości było ich dwadzieścioro jeden) stanowi idealny przekrój każdego społeczeństwa. W niewielkiej komorze o kubaturze kilku metrów sześciennych (w rzeczywistości była wysoka zaledwie na półtora metra) mają miejsce waśnie, zdrady małżeńskie, miłość, nienawiść, narodziny i śmierć. Wybuchają karczemne awantury, ale jest też poczucie wspólnoty. To najlepiej pokazuje dająca do myślenia scena, w której mieszkańcy kanału przy zaimprowizowanym stole świętują Paschę. Podążająca w górę kamera uświadamia nam, że dzieje się to dokładnie pod podłogą jak najbardziej katolickiego kościoła, w którym właśnie odbywa się msza.

Z kolei główny bohater, Poldek Socha, na skutek przeżyć w czasie opieki nad Żydami, staje się innym człowiekiem. Z cynicznego rzezimieszka w ciągu kilku miesięcy przeistacza się w kogoś, kogo mógłbym nazwać bohaterem, gdyby nie moja niechęć do używania wielkich słów. Ale Socha jest bohaterem. Ryzykuje życiem swoim i swojej rodziny aby jego podopieczni przeżyli. Agnieszce Holland i świetnemu Robertowi Więckiewiczowi, wcielającemu się w postać Poldka udało się pokazać te istotne zmiany bardzo wyraziście, ale bez zbytecznego potoku górnolotnych słów i efektownie heroicznych czynów w rodzaju szarży z szablami na czołgi. Czyli po prostu super.

Właśnie, skoro o aktorach mowa. To, że Więckiewicz znakomitym aktorem jest, wiadomo od wielu lat. Jednak w „W ciemności” przeszedł samego siebie. A co mi tam, polecę klasykiem: Poldek Socha, czyli de facto pochodzący z Dolnego Śląska Więckiewicz posługuje się „bałakiem” – gwarą lwowskiej ulicy. Nie mogę nie porównać go tutaj do wielkiego Ala Pacino i jego legendarnej kreacji w „Człowieku z blizną” („Scarface”). Na jej potrzeby Pacino specjalnie nauczył się kubańskiego akcentu. Efekt? Raczej nie da się opisać, więc kto nie zna lub nie pamięta, niech obejrzy „Scarface”. Albo „W ciemności”, bez różnicy. I proszę: miało być bez wielkich słów, ale nie da rady! Z niecierpliwością czekam na Lecha Wałęsę w wykonaniu pana Roberta.

Co do pozostałych aktorów to mam nadzieję, że nie pogniewaja się odtwórcy głównych ról, że najpierw wymienię Michała Żurawskiego. Ten młody aktor jest zdecydowanie niedoceniany w polskim kinie. Potrafi być zimnym i cynicznym szefem agencji modelek („Egzamin z życia”), nieco narwanym, ale sympatycznym podkomisarzem Policji („Pitbull”) czy groteskowym płatnym zabójcą („Dziki 2. Pojedynek”). Tylko że to wszystko są rólki w serialach, epizody lub, w najlepszym razie, role drugoplanowe! No, może jedynie serial „Pitbull” można wyłączyć z pocztu policyjno-obyczajowej sieczki, jaką raczą nas polskie stacje telewizyjne. Raptowny, wesoły i całkowicie rozwalony w środku podkomisarz Robert Nimski w „Pitbullu” to rola, którą Żurawski pokazał, że ma potencjał nie mniejszy niż na przykład Robert Więckiewicz. Jedna główna rola w offowym obrazie „Czarny” to zdecydowanie za mało. W filmie „W ciemności” Żurawski wcielił się w postać ukraińskiego oficera Bortnika, przyjaciela Sochy z więzienia. Zapamiętajcie to nazwisko.

Agnieszka Grochowska to aktorka młoda, ale mająca już swoje stałe miejsce w krajowej czołówce. Z siłą perswazji pocisku zwróciła na siebie uwagę w filmie „Warszawa” z 2003 roku, debiutując w roli głównej. Co ciekawe, jej postać w „Warszawie” ma na imię tak samo jak w „W ciemności” – Klara. W filmie Holland gra jedną z głównych ról, mieszkankę kanału, którą targa rozpacz po utracie siostry. Ale nie tylko – zobaczcie sami.

Kinga Preis, szerszej publiczności znana jako gosposia plebanii „Ojca Mateusza” tutaj ponownie wciela się w postać kobiety dobrej i pracowitej.


Tylko już nie tak powściągliwej, jak w serialu o sprytnym zakonniku. Gdyby nie wojna, możnaby powiedzieć: wzorowa pani domu. I przykładna żona Poldka. Aktorka ta ma jednak już od dawna ustaloną pozycję w polskiej kinematografii i mimo kilku monotonnych ról kur domowych (obsadzanych zapewne „po warunkach” i to nie jest złośliwość), potrafi wstrząsnąć widzem i to nie mieszając.

Ostatni na mojej liście, co wcale nie znaczy, że najgorszy („last, but not least”, jak mawiają najstarsi górale w Montrealu) to Benjamin „Benno” Fürmann. Absolwent nowojorskiego Instytutu Teatralnego im. Lee Strasberga, od dwudziestu już lat jest uznanym niemieckim aktorem. W polskim kandydacie do Oscara zagrał zakochanego w Klarze Mundka „Korsarza” Marguliesa. Dla niej wychodzi na powierzchnię i daje się zamknąć w obozie, aby odszukać jej siostrę. Czy ją znajdzie i czy wróci?

Mógłbym tak jeszcze przez wiele kilobajtów zachwycać się grą aktorską. „W ciemności” jest znakomicie obsadzonym filmem. Nie ma tu amatorki i zatrudniania gwiazd innych dziedzin niż film. Pełna „profeska”. A poza tym – nareszcie coś bez Borysa Szyca. Nie zamierzam podważać jego zdolności aktorskich, ale ostatnio tego chłopaka było zwyczajnie za dużo.

„W ciemności” nieodparcie przywodzi na myśl „Kanał” Andrzeja Wajdy. Chociaż z pełną odpowiedzialnością mogę przyznać, że najnowsza produkcja Holland „Kanał” wyprzedza. Przy całym szacunku dla kunsztu Wajdy, ten film jest po prostu stary. A nawet przestarzały. Dzisiaj dobry najwyżej dla licealistów, którym warto pokazać naocznie sceny z „Zośki i Parasola” czy też „Pamiętników żołnierzy batalionu ‘Zośka’ ”. A i tak tematykę wojenną i powstańczą traktować będą jak zło konieczne do odbębnienia na ocenę. „W ciemności” wpasowuje się w dzisiejsze gorące tematy stosunków polsko-żydowskich. Warto go zobaczyć tym bardziej, że Holland uniknęła moralizatorstwa. Nikomu nie każe posypywać głowy popiołem, drażliwy temat przedstawia bez zbędnego patosu (może trochę na początku), za to umiejętnie aplikuje wątki pozytywne jak: ciepło, optymizm i wiarę.

Czy film ma w ogóle jakieś wady, zapytacie? Oczywiście. Mógłby być mniej więcej kwadrans krótszy. Tak samo sama scena z nagimi kobietami na początku. Średnio podobały mi się przydługie sceny seksu i rodzącego się dziecka. Tylko tyle. Nie, do pruderyjnego kaznodziei mi daleko jak stąd do Lwowa. Same sceny są w porządku. Tak samo, tylko krócej.

Od kilku dobrych lat Agnieszka Holland wspomagana jest przez swą córkę Kasię Adamik. Pierwsze reżyserskie szlify p. Adamik zdobywała oczywiście pod okiem mamy. Pełnoprawny debiut zaliczyła w 2007 roku, reżyserując kilka odcinków serialu „Ekipa”, którym to obie panie (wspomagane jeszcze przez siostrę Holland, Magdalenę Łazarkiewicz) zdobyły moje serce. Serial reprezentuje niespotykany do tej pory w Polsce gatunek political fiction. Mała rodzinna „firma” Agnieszki Holland ukazała tam kulisy życia pracowników gmachu przy ul. Wiejskiej 4/6/8 w Warszawie. Zahaczyły nieznacznie (tylko tyle ile trzeba!) o ich życie prywatne, a nawet… uśmierciły prezydenta podczas wizyty w Iraku. I to przed kwietniem 2010 roku. Zrobiły to znakomicie, unikając przynudzania i… wdawania się w politykę! Kasia Adamik jest już reżyserem wszechstronnym. Tak samo dobrze wychodzą jej filmy („Boisko bezdomnych”, Janosik. Prawdziwa historia”), jak i seriale kryminalne („Pitbull”) bądź komediowe („Układ warszawski”).Często w filmach bywa, że – dla zaoszczędzenia czasu i środków – zdjęcia kręcą dwie ekipy jednocześnie w różnych miejscach. W oscarowym kandydacie „W ciemności” reżyserem drugiej ekipy była właśnie Kasia Adamik.

Kto pochodzi z województwa łódzkiego, znajdzie w filmie dodatkowe atrakcje. Większość zdjęć realizowana była bowiem na starówce w Piotrkowie Trybunalskim oraz w Łodzi. Poza tym – w Warszawie, Berlinie i Lipsku. Film od prawie dwóch tygodni można oglądać w kinie AMC Forum, usytuowanym naprzeciwko stacji metra Atwater. Bohaterowie filmu mówią pięcioma językami, dodatkowo dołączone są angielskie napisy. Jednak nawet znając tylko polski, bez kłopotu zrozumiemy jego treść.

Film ujrzał światło dzienne w listopadzie ubiegłego roku. Zdążył już zebrać ponad dwadzieścia nagród tak w Polsce, jak i w Kanadzie. W tym czternaście „Orłów”, zwanych polskimi Oscarami. Czy zasłużył teraz na tego prawdziwego? Moim zdaniem skoro mógł Wajda, tym bardziej może i Holland. Trzymajmy kciuki!

Autor: Marcin Śmigielski, Montreal

 

4 Responses to Film: “W Ciemności”A. Holland – recenzja

  1. Zbigniew Paweł Wasilewski pisze:

    Nooo…. recenzja Full wypas !!! Zaskoczenie wprost proporcjonalne do jakości i profesjonalizmu.
    Chapeau bas Monsieur Śmigielski :)

  2. Marcin Śmigielski pisze:

    Dzięki Wam za dobre słowa! Zbysiu, dorabiasz sobie w ogrodnictwie przesadzaniem? :P

  3. Zbigniew Paweł Wasilewski pisze:

    Z ogrodnictwa to jestem cienki jak barszcz wigilijny :) ale za to znam się trochę na gemmologii i potrafię dostrzec prawdziwy diament na kupie węgla :)
    Nie przesadzam !!!! :)

  4. Polak z Kresow pisze:

    Oslepieni blaskiem Oskara!

    Nie rozumiem Polakow ktorzy tak zachwycaja sie filmem ktory sluzy bardziej propagatorm „polskich obozow” ,”wspolnikow Hitlera”..i calego „dorobku” historycznego Przedsiebiorstwa Holcaust(czyt.Norman Finkestein) anizeli Polakom i ich Historii tak beszczelnie falszowanej przez w/w instytucje.
    Tylko patrzyc jak beda przyklaskiwac „dzielom” powstalym na kanwie utworow Jana Tomasza Grossa ,Anny Bikont …wielkorotnie nagradzanych za ich „poprawna” interpretacje Historii .Ale wracajac do Holokaustu zastanawia mnie jedno ze przez te wszystkie lata od zakonczenia Drugiej Wojny Swiatowej nie nakrecono …ani jednego filmu (!!)mowiacego o losach polskich Zydow w Polsce okupowanej przez Sowiecka Rosje ? Dwa lata okupacji ,prawie dwa miliony polskich Obywateli narodowsci zydowskiej ..i ani jedengo filmu !? A tematow na film nie brakowalo ,wierzcie mi .To Skandal !

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>