DSC_0016

Rzeźby lodowe

Miasteczko Saint-Côme, byłoby jednym z wielu dziesiątek podobnych i nie wyróżniających się miasteczek w całej prowincji More »

_DSC0042

Indiańskie Lato

Wyjątkowo ciepła temperatura w ciągu października wystarczyła, by wszyscy zaczęli mówić o Indiańskim Lecie. Czym rzeczywiście More »

huitre

Boso ale w ostrygach

Od wieków ostrygi są wyszukanym daniem smakoszy dobrej kuchni oraz romantyków. Ostryga od czasów antycznych uchodzi More »

ville-msh1

Góra Świętego Hilarego w kolorze dojrzałej dyni

Góra Św. Hilarego ( fr: Mont St-Hilaire) jest jedną z 8 gór (a raczej wzgórz ze More »

24pazdziernika2016Wojcik1

Henryk Wójcik (1947-2018)

Polonia montrealska pożegnała Henryka Wójcika w piątek 07 grudnia 2018 na uroczystej mszy pogrzebowej w kościele More »

Domestic_Goose

Milczenie Gęsi

Wraz z nastaniem pierwszych chłodów w Kanadzie oczy i uwaga konsumentów jest w wielkiej mierze skupiona More »

rok-ireny-sendlerowej-logo

2018 rok Sendlerowej

Uchwała Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej z dnia 8 czerwca 2017 r.w sprawie ustanowienia roku 2018 Rokiem Ireny More »

Parc-Oméga1

Mega przygoda w parku Omega

Park Omega znajduje się w miejscowości Montebello w połowie drogi między Gatineau i Montrealem. Został założony More »

homer-simpson-krzyk-munch

Bliskie spotkanie ze służbą zdrowia.Nowela

Nie tak bardzo dawno temu w wielkiej światowej metropolii na kontynencie północno-amerykanskim w nowoczesnym państwie Kanadzie, More »

Flower-for-mother

Dzień Matki

Dzień Matki obchodzony jest w ponad 40 krajach na świecie. W Polsce mamy świętują 26 maja, More »

DSC_0307

Christo Stefanoff- zapomniany mistrz światła i koloru

W kanadyjskiej prowincji Quebek, znajduje się miasteczko Val David otoczone malowniczymi Górami Laurentyńskimi. W miasteczku tym More »

2970793045_55ef312ed8

Ta Karczma Wilno się nazywa

Rzecz o pierwszych osadnikach polskich w Kanadzie. W kanadyjskich archiwach jako pierwszy Polak imigrant z polski More »

Capture d’écran 2018-04-01 à 20.00.04

Rezurekcja w Parafii Św. Krzyża w Montrealu

W Montrealu oprócz czterech polskich parafii katolickich, zarządzanych przez Franciszkanów jest jeszcze jedna polska parafia należąca More »

Capture d’écran 2018-03-25 à 12.47.16

Wielkanoc w Domu Seniora

W sobotę 24 marca 2018 uczniowie z montrealskiego Szkolnego Punktu Konsultacyjnego przy Konsulacie RP w Montrealu More »

DSC_4819

Gęsie pipki i długi lot do punktu lęgu

Jak się mają gęsie pipki do długiego gęsiego lotu ? A jak się ma piernik do More »

embleme-insecte-montreal

Montrealski admirał

Entomologicznym emblematem prowincji Quebek  jest motyl admirał. W 1998 roku, Quebeckie Stowarzyszenie Entomologów zorganizowało publiczne głosowanie More »

Capture d’écran 2018-03-20 à 15.21.11

XVII Konkurs Recytatorski w Montrealu

W robotę 17 marca 2018 r. odbył  się XVII Konkurs recytatorski w Montrealu. W konkursie brały More »

herb templariuszy

Sekret Templariuszy

Krucjata albigeńska, jaką zorganizował przeciwko heretykom Kościół Katolicki w XIII wieku, zniszczyła doszczętnie społeczność Katarów, dzięki More »

Capture d’écran 2018-03-14 à 17.54.19

IV Edycja Festiwalu Stella Musica

Katarzyna Musiał jest współzałożycielką i dyrektorem Festivalu Stella Musica, promującego kobiety w muzyce. Inauguracyjny koncert odbył More »

800px-August_Franz_Globensky_by_Roy-Audy

Saga rodu Globenskich

August France (Franz) Globensky, Globenski, Glanbenkind, Glaubenskindt, właśc. August Franciszek Głąbiński (ur. 1 stycznia 1754 pod More »

Bez-nazwy-2

Błękitna Armia Generała Hallera

Armia Polska we Francji zwana Armią Błękitną (od koloru mundurów) powstała w czasie I wojny światowej z inicjatywy More »

DSC_4568

Polowanie na jelenia wirginijskiego, czyli jak skrócić zimę w Montrealu

Jest z pewnością wiele osób nie tylko w Montrealu, którym dokuczają niedogodności kanadyjskiej zimy. Istnieje jednak More »

CD-corps-diplomatique

Konsulat Generalny RP w Montrealu-krótki zarys historyczny

Konsulat Generalny w Montrealu jest jednym z trzech pierwszych przedstawicielstw dyplomatycznych powołanych przez rząd polski na More »

Capture d’écran 2018-03-07 à 08.47.09

Spotkania Podróżnicze: Krzysztof Tumanowicz

We wtorek, 06 marca w sali recepcyjnej Konsulatu Generalnego w Montrealu odbyło się 135 Spotkanie Podróżnicze. More »

Capture d’écran 2018-02-24 à 09.30.00

Polsko Kanadyjskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy w Montrealu

Polsko-Kanadyjskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy w Montrealu ( PKTWP) powstało w 1934 roku jako nieformalna grupa. Towarzystwo More »

poutine 2

Pudding Kebecki,czyli gastronomiczna masakra

Poutine jest bardzo popularnym daniem kebeckim. Jest to bardzo prosta potrawa złożona generalnie z trzech składników;frytki,świeże kawałki More »

original.1836

Sir Casimir-rzecz o gubernatorze pułkowniku jej królewskiej mości

Przy okazji 205 rocznicy urodzin przypominamy sylwetkę Kazimierza Gzowskiego (1813 Petersburg-1898 Toronto),najsłynniejszego Kanadyjczyka polskiego pochodzenia – More »

Syrop-klonowy

Kanada miodem płynąca

Syrop klonowy powstaje z soku klonowego. Pierwotnie zbierany przez Indian, dziś stanowi istotny element kanadyjskiego przemysłu More »

Capture d’écran 2018-02-22 à 12.57.23

Nowy Konsul Generalny RP w Montrealu, Dariusz Wiśniewski

Dariusz Wiśniewski jest związany z Ministerstwem Spraw Zagranicznych od roku 1994.  Pracę swą rozpoczął w Departamencie More »

24 marzec 2015

Chronologia sprzedaży budynków Konsulatu Generalnego w Montrealu

20 lutego 2018 roku, środowisko polonijne w Montrealu zostało poinformowane bardzo lapidarną wiadomością rozesłaną do polonijnych More »

Monthly Archives: Marzec 2012

Ania Rusowicz i jej big-bit

ania

Założę się, że słuchając tej płyty, nie będziecie mogli oprzeć się wrażeniu, że cofnął się czas. Coś w czasoprzestrzeni poszło nie tak i oto znów jesteśmy w Polsce późnego Gomułki i wczesnego rocka, dla bezpieczeństwa politycznego nazywanego wówczas big-bitem. Solidne, rzetelne rytmy i fascynujący wokal ówczesnej królowej tego nurtu, Ady Rusowicz. Ba, nawet na okładce płyty widnieje jej twarz, w żywych hippiesowskich kolorach. I wszystko by się zgadzało, gdyby nie to, że płyta została wydana w 2011 roku, wokalistka i zespół są jak najbardziej współcześni, a twarz – choć łudząco podobna – należy do córki Ady Rusowicz, Ani. Bo to właśnie ona, dziś niespełna trzydziestoletnia kobieta, nagrała ten krążek. Jest to jej debiutancka płyta solowa, chociaż nie debiut na estradzie.
Zaczynała siedem lat temu w rytmach R’n’B, w zespole Dezire. Później była kapela IKA oraz występ na Przystanku Woodstock w zeszłym roku, gdzie gościnnie z Czarno-Czarnymi zaśpiewała „Kwiat nienawiści”.

Płyta Ani Rusowicz „Mój big-bit” zawiera między innymi piosenki jej mamy, ale zdecydowanie nie jest to powielanie legendy i chęć szarpnięcia kasy, z jakim to zjawiskiem polska fonografia spotyka się dziś dość często. Jest to ciężka praca nad sobą i pragnienie zaznaczenia własnego talentu, mimo sławnego nazwiska. Utwory są przearanżowane i brzmią o wiele czyściej niż ich pierwowzory. Ciekawostką jest, że muzycy (Robert Cichy – gitara, Michał Burzymowski „Burza” – bas, Michał Sęk „Mija” – klawisze, Hubert Gasiul – perkusja) do ich nagrania postarali się o instrumenty maksymalnie zbliżone wiekiem do tamtej epoki.

Zero elektronicznych przeróbek. Między innymi dzięki temu piosenki mają to, co jest najważniejsze w adaptacjach, czyli klimat, a cała płyta zachowuje spójność. Wszystko brzmi żywo i bogato, żeby nie powiedzieć „tłusto”. Bęben jest bębnem, a nie klaśnięciem, natomiast bas brzmi jak burza (zbieżność z przezwiskiem basisty może nie być przypadkowa), a nie na przykład lot trzmiela. I do tego wokal Ani, który wręcz żywcem przenosi słuchacza cztery dekady wstecz – swą barwą, wibratem i świetnym zgraniem z partią instrumentalną. Dlaczego takich płyt jest tak mało na polskim rynku? Zaryzykuję stwierdzenie, że to jedna z niewielu tego typu płyt w nowożytnej historii polskiej muzyki, a Ania jest w tej chwili jedyną polską artystką śpiewającą big-bit. Bez ulepszeń, bez udziwnień, bez usprawnień. Wszystko jest skomponowane jak potrawa doświadczonego mistrza kuchni.

Na krążku znajduje się sześć przebojów wyśpiewanych swego czasu przez Adę Rusowicz z Niebiesko-Czarnymi oraz sześć autorskich piosenek Ani. Nie będę opisywał poszczególnych utworów, bo chcę zostawić Wam przyjemność odkrywania: konia z rzędem temu, kto po brzmieniu (nie po tytułach i melodii) rozpozna które są które. Dodam tylko, że w jednym z numerów usłyszycie poszczególne partie śpiewane przez inny głos – to będzie kolejna z niewielu utalentowanych polskich wokalistek, Ania Dąbrowska. Dodatkowo proponuję, abyście zapoznali się z jej klipami na YouTube. Natomiast kto z Was wybiera się do Polski, niech wrzuci koncert Ani Rusowicz w harmonogram. Tam już nie tylko piosenki przeniosą Was w czasie. „Ania cała jest big-bitem” – mówią jej koledzy z zespołu, a ja się pod tym podpisuję czwororącz.

Autor: Marcin Śmigielski
Zdjęcia: internet

Zapiski z wakacyjnej walizki – Nadal w drodze do Santiago de Cuba

aaaa

Po przejechaniu ok. 80-ciu kilometrów wyboistymi drogami kubańskimi, zatrzymaliśmy się na chwilę na jakimś rozdrożu, aby wypić kawę lub piwo, pójść do toalet i porozciągać zastane kości. To był chyba miesiąc luty i akurat były żniwa na banany pastewne, które są spożywane przez Kubańczyków jak ziemniaki przez Polaków  – jeśli mnie pamięć nie myli bananowiec obradza się razy do roku. Nadmienię tylko, że frytki z tego banana pastewnego nie umywają się niczym do frytek z kartofla. Kubańska obsługa turystyczna wykorzystała ten postój, aby zakupić takie kiście banana za bezcen, za jakąś absurdalną wydawało mi się kwotę, być może 25 centów za jakieś 10 kg. Lecz to jest moje subiektywne odczucie, a zresztą sami Kubańczycy mówili, że akurat jest sezon i że ceny są bardzo dobre. Jestem wielbicielem pieczonego na oliwie banana pastewnego – prawdziwy rarytas!!!


Oprócz tej atrakcyjnej egzotyki dookoła jest tylko bieda, zewsząd otaczająca cię bieda. Zapuszczone, zaniedbane domy, ludzie leniwie i bez pośpiechu coś robią, gdzieś idą, w rytmie pogody gorącej, parnej i leniwej….

Bieda, ponieważ Kubańczycy żyją biednie lecz to wcale nie znaczy, że jest to naród nieszczęśliwy z powodu biedy.Powiedzmy, że żyją bardzo skromnie i niewiele im potrzeba do zaspokojenia podstawowych potrzeb. Lecz to, co zauważyłem i co mnie najbardziej zdumiało to fakt, że jest to bardzo optymistyczny naród – wesoły, z poczuciem humoru, który uwielbia się bawić, grać muzykę i tańczyć. Wystarczy, że jeden tylko coś zaśpiewa, nawet bez żadnego instrumentu, a zaraz robi się zabawa i od razu jest jakaś para chętna zatańczyć salsę lub merenge.

Być może… rekompensatą dla nich jest Matka-Natura, która tak obficie ich obdarza. Obrazki tej flory kubańskiej zebrałem częściowo w hotelu, a częściowo w bardzo nieoczekiwanych miejscach…  w których wystarczy to wszystko zauważyć, ale ja mam na to obiektyw baaardzo wyczulony. Po raz pierwszy zobaczyłem jak kwitnie kaktus, po raz pierwszy też zobaczyłem, że na kaktusie można wypisać imię Vasco, owoce palmy kokosowej oraz wszechobecny Hibiscus, rosnący tu prawie jak chwast  – przecudownej urody kwiat i nie przestanę tak szybko się nim zachwycać.


OK! Wsiadać do mikrobusa proszę wycieczki! Proszę zająć miejsca, ruszamy!!! Pozostało 30-ci kilometrów do pokonania, aby ujrzeć Santiago!!!

Yeaaaah! Jak kierowca dobrze przyciśnie gaz do dechy, to za jakieś 45 min. powinniśmy znaleźć się w sercu rewolucji. Viva la Revolucion!!!
Tekst i zdjęcia:  Z. P. Wasilewski

Zapiski z wakacyjnej walizki – W drodze do Santiago de Cuba

4

Bardzo wczesnym rankiem, tuż po wschodzie słońca, stawiłem się przed hotelem w oczekiwaniu na obiecany autobus. Miał mnie on zawieźć do przepięknego kubańskiego miasta  Santiago de Cuba – serca rewolucji kubańskiej, do którego romantycy będą wzdychać długi czas jeszcze. Zdążyłem w porę, przewodnik pojawił się uśmiechnięty, sprawdziłem aparat – bateria wytrzyma 1000 zdjęć, mam kapelusz, krem przeciw promieniom słonecznym, mam  wodę zdatną do picia w plastikowej butelce, mam dobry humor….

Po 20-minutowym opóźnieniu podjechał wreszcie mikrobus i nasz uśmiechnięty przewodnik zaprosił do zajęcia miejsc  w busie oświadczając, że czeka nas niezwykła podróż do Santiago poprzez wsie, pola, kubańskie pegeery drogami, które nie są zbyt dobrze utrzymane. Mówił to będąc odrobinę zakłopotany, a właśnie to było chyba najbardziej zachwycające, że dystans między miastem Holguin a Santiago de Cuba (110 km) pokonamy w ciągu 3-4 godzin! Wspaniale!!! Będę miał czas, aby wyczerpać moją baterię z aparatu – pstrykać, pstrykać, pstrykać do woli… No i oto co popstrykałem we wsi kubańskiej.

Kubański rolnik oferujący turystom sok ze świeżo  zerwanych kokosów:


Urzekająco piękny kwiat pośród chwastów:


Otchłań… przestrzeń… cisza, dal, palmy, doliny i miłość do tej wyspy:


Wieś, taka wiejska. Chałupy, prawdziwe chałupy zbudowane z drzewa palmowego:


Plantacja trzciny cukrowej w perspektywie oraz  z bliska. Ten sympatyczny przewodnik w czerwonej koszulce ułamał kawałek trzciny cukrowej, rozmiażdżył ją swoimi zębami i kazał mi spróbować jak bardzo jest słodka. Nie skorzystałem, inni odważni tak!


Wioska kubańska widziana z okien autobusu:


Zagroda kubańska widziana z bardzo bliska:


Świnia kubańska z zagrody kubańskiej z bardzo bliska:


To jest wioska kubańska wybudowana przez Rusków. Idiotyczne bloki z wielkiej płyty w kontraście z kubańskim spokojem i tumiwisizmem:


Fidel Castro jak Matka Miłosierna, jak dobry Tatuś, jak pasterz  wiedzący, które drogi są wolne od ciernia i przede wszystkim wolne od imperializmu amerykańskiego… jest wszechobecny… umiłowany i adorowany:


Najlepsze moje zdjęcie ze wsi kubańskiej. Typowe kubańskie – trzcina cukrowa, bryczka. Dokąd on tą trzcinę wiezie? Nie moja to rzecz, moja rzecz być zdyscyplinowanym turystą:

Cdn…
Tekst i zdjęcia: Z.P. Wasilewski

„Skrzydlate świnie”: nago, ale w ostrogach

7343178.3

Tak drogie Panie, to ten film, w którym możecie podziwiać Pawła Małaszyńskiego w niemal całej krasie. Zabieg ten, chociaż nieco szokujący, ma dobre uzasadnienie w fabule filmu.

„Life is full of important choices”, głosił swego czasu napis na mojej ulubionej koszulce. Dookoła niego widniały sylwetki klasycznych samochodów: Ferrari, Porsche, Maserati, Corvetty, Mustanga itp. Niestety, głównemu bohaterowi „Skrzydlatych świń” w reżyserii Anny Kazejak życie funduje o wiele poważniejsze dylematy. Oskar ma trzydzieści lat, brata Mariusza i oddanych przyjaciół, z którymi „od zawsze” tworzy grupę piłkarskich kibiców, tzw. „ultrasów”.

Rozróżnienie kibiców ze względu na specjalizację i wyjaśnienie terminologii dostajemy już na początku filmu. Mieszkają w kilkunastotysięcznym miasteczku i na co dzień zajmują się wspomaganiem lokalnej drużyny piłkarskiej. Czego Oskar nie ma? Tego najważniejszego – wykształcenia i zawodu. Jego jedynym źródłem zarobku jest handel dewocjonaliami wespół z Mariuszem w pobliskim Licheniu. Wszystko toczyłoby się dalej swoim błogim torem, gdyby nie wiadomość w prasie o likwidacji klubu. A że problemy lubią przychodzić w towarzystwie, to w tym samym czasie Oskar zostaje ojcem oraz traci dochód z figurek i obrazków świętych. Pomoc w postaci intratnego zajęcia spada Oskarowi jak z nieba. Ma zarabiać dość poważne jak na otaczające go realia pieniądze, w dodatku robiąc to, co kocha i umie najlepiej: ma być animatorem grupy kibiców. Ale już nie swoich przyjaciół, tylko przypadkowej zbieraniny złożonej z pracowników potężnego koncernu SkyTech, produkującego – jak uważa Oskar – „latające kible” (próżniowe umywalki do jumbo-jetów). Jest kibicem z krwi i kości, dla którego barwy ukochanego klubu są święte, a dla zdrajców nie ma zmiłowania. Dlatego początkowo unosi się honorem, ale gdy pewnego dnia znajduje swe rzeczy wystawione na schody przez matkę jego dziecka, zmuszony jest przyjąć propozycję. Ta decyzja jest jak kamyk, który powoduje całkiem sporą lawinę. Niemały udział w tym ma Baśka, dziewczyna jego brata.

Główną rolę gra Paweł Małaszyński, któremu towarzyszy Olga Bołądź. O ile Małaszyńskiego można z łatwością sobie przypomnieć, o tyle młodą Olgę nie wszyscy muszą znać. Wielbiciele seriali jednak z łatwością skojarzą ją sobie, na przykład z jedną z bohaterek „Czasu honoru” (Celina, współpracownica podziemia, narzeczona Michała), „Układu warszawskiego” (komisarz Zuzanna Szarek vel „Pyskata”), czy „Hotelu 52” (recepcjonistka Dorota). Warto także zwrócić uwagę na ciekawie poczynającego sobie Piotra Roguckiego, który gra Mariusza. Szersza publiczność zna go jako wokalistę i lidera zespołu Coma. Mało kto jednak wie, że ukończył on Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Krakowie i jest pełnoprawnym – oraz utalentowanym – aktorem. Moją uwagę zwrócił trzecio-, lub nawet czwartoplanową rólką w kryminalnej trylogii „Oficer”, gdzie zagrał praskiego chuligana. Ale jak zagrał… Uwielbiam wyławiać perły spośród bujnych wodorostów, ale bardziej interesują mnie te aktorskie i muzyczne. „Roguc” jest zdecydowanie jedną z nich.

Ciekawą i niecodzienną – bo epizodyczną – rolą popisał się tu także Andrzej Grabowski. Nieszczęsny Ferdek Kiepski, tutaj w roli kibica starej daty, niejako wita nas w początkowej scenie filmu. Wita bardzo oryginalnie. Wrażliwym na łacińskie wiązanki radzę wyłączyć w tym momencie głos. Zobaczymy tu także dawno niewidzianych na dużym ekranie: Annę Romantowską w roli wyfiokowanej i zrzędliwej teściowej Oskara oraz Witolda Dębickiego – jego ojca. Z kolei dawno niewidziany w drugoplanowej roli – aktor, ale i już reżyser oraz producent, Cezary Pazura.

Wciela się on w postać Krzysztofa Dzikowskiego, prezesa SkyTechu i właściciela firmowej drużyny piłkarskiej. Robi to z właściwą sobie klasą. A później dziwi się w wywiadach, że ludzie kojarzą go przede wszystkim jako aktora komediowego. Osobiście nie widzę w tym problemu. Wreszcie, gościnnie występuje sam Jan Tomaszewski jako prezes klubu, którego właścicielem jest Dzikowski.

Obsadę z jedną tylko amatorską (można powiedzieć: symboliczną) kreacją Tomaszewskiego, zaliczam do mocnych stron tego filmu. Jako statyści wystąpili autentyczni kibice zarżniętego aferą korupcyjną klubu Groclin Grodzisk Wielkopolski. To zresztą w tym mieście toczy się akcja. W pewnym sensie ich udział również można odebrać jako symbol. W filmie ich ukochany klub też przestaje istnieć. Chociaż bliżej nie wiadomo z jakich powodów, to na moment pojawia się podpowiedź: kadrowa (wg dzisiejszej polszczyzny: Human Resources Manager) z firmy SkyTech, po straconym przez „Czarnych” meczu wypowiadająca do telefonu tajemnicze: „W porządku, przegrali”.

A słabe strony filmu? To co wszędzie, gdy pojawiają się młodzi aktorzy: dykcja. Ja wiem, że to jest zupełnie nieważny drobiazg, kto by się tym przejmował oraz grunt że fajnie się ruszają i wyglądają. Ja jednak, chociaż do podeszłego wieku jeszcze mi daleko, z utęsknieniem wspominam filmy nakręcone za znienawidzonej komuny, gdzie aktor musiał umieć nie tylko przekonująco się gibać, ale i w ogóle mówić. To nie jest wina tych młodych ludzi, którzy chcą coś ze sobą w życiu zrobić. To jest zasmucający poziom szkół teatralnych i filmowych, gdzie produkuje się przeważnie serialowe gwiazdki. A to z kolei jest winą takiego, a nie innego stanu rodzimej kinematografii. Błędne koło.

Na szczęście film nadrabia ciekawie napisaną historią z dającym do myślenia przesłaniem. Zupełnie jak w antycznej tragedii: bohater skazany jest na klęskę, jakkolwiek by nie postąpił. Widz ma pozostawioną wolność decyzji. Po czyjej stronie się opowiedzieć? Kibiców „Czarnych”, czyli przyjaciół Oskara, którzy mają mu za złe zdradę barw klubowych, prezesa gigantycznej korporacji, który kupuje nie tylko klub piłkarski, ale także kibiców, czy może jednak Oskara i Baśki, którzy w obliczu życiowego przymusu chowają ideały do kieszeni i „sprzedają się”, narażając się na zemstę kolegów?

A czyją stronę przyjęlibyście Wy?

Autor:  Marcin Śmigielski

Zdjęcia: stopklatka.pl

Znani muzycy na… ulicy

110517113855483647

Od dawna liczne narody czczą pamięć wybitnych muzyków, którzy już odeszli na zawsze. To uhonorowanie zasłużonych kompozytorów i wykonawców przybiera różnoraką postać. Często sprowadza się do odsłonięcia pomnika, nadania nazwy ulicy czy bulwaru imieniem wybranego artysty.  Stanowi to rodzaj hołdu dla jego zasług, wyrażonego przez władze danego miasta i jego społeczność. W Kanadzie, niestety, nie dostrzega się większego pietyzmu w kultywowaniu pamięci o wybitnych muzykach. Wyjątkiem na tym tle jest miasto Montreal. Metropolia ta wyróżnia się spośród wszystkich innych miast, zarówno kanadyjskich jak i amerykańskich, sporą ilością ulic, bulwarów, placów, noszących nazwiska kompozytorów. Istnieją równocześnie szkoły i parki, którym nadano imiona zasłużonych twórców.

Dla zobrazowania poruszonego tematu wymieńmy te pamiątki które widoczne są w Montrealu. Zacznijmy od kompozytorów europejskich, którzy są hojnie upamiętnieni. Niektórzy z nich doczekali się aż kilku ulic swego imienia. Na czele listy znajduje sie nasz rodak, Fryderyk Chopin. Naliczono aż 10 ulic Chopina, 8 Mozarta, 5 Verdiego, po 4 – Ravela i Wolfa, po 3 – Haendla, Schuberta, Beethovena, Bacha, Wagnera, Rossiniego i Gounoda, po 2 ulice – Straussa i Debussy`ego i po jednej ulicy Elgara, Schumanna, Poulenca, Strawińskiego, Liszta, Mihlauda i Pucciniego. Oprócz ulic istnieją w Montrealu place z nazwiskami następujących kompozytorów : Brahmsa, Gounoda, Poulenca, Ravela, Vivaldiego i Verdiego.

Społeczność Monteralu pamięta oczywiście i o swoich zasłużonych muzykach. Tym, którego czci się chyba najbardziej jest Calixa Lavallee (1842-1891) dyrygent i kompozytor, twórca hymnu narodowego « O Canada » do poematu Adolpha-Basile Routhiera. Na jego cześć nazwano nawet jedną ze wschodnich dzielnic metropolii montrealskiej. Poza tym jego nazwisko noszą 4 ulice i 2 avenue oraz szkoła publiczna.  Uhonorowano również trzech rodowitych montrealczyków. Pierwszy z nich to wybitny pedagog i kompozytor Claude Champagne, który został uwieczniony imieniem sali koncertowej Uniwersytetu Montrealskiego. Drugi zasłużony muzyk  to Wilfrid Pelletier.  Imieniem  tego znakomitego dyrygenta nazwano wielką salę koncertową na 3000 miejsc  na Place-des-Arts, a także  7 ulic i jeden plac. Kolejny montrealczyk, znany kompozytor muzyki symfonicznej, baletowej i filmowej Pierre Mercury został upamiętniony nazwą sali koncertowej, która nosi jego imie w Centre Peladeau. Pelletier i Champagne są także– podobnie jak Lavallee- patronami dwóch szkół publicznych. Innymi patronami szkół są : kompozytor piosenek Felix Leclerc i Guillaume Couture – jeden z pierwszych zasłużonych pedagogów i muzyków w Quebecu. Ten ostatni został także uwieczniony  nazwami trzech ulic. Ponadto ,,swoje” ulice posiadają : skrzypek Alfred de Seve (zm.1927), pierwszy kanadyjski budowniczy organów kościelnych rodem z Quebecu Joseph Casavant (zm.1874), założyciel pierwszej orkiestry symfonicznej w Montrealu J.J.Gagnier (zm.1949), którego imieniem nazwano również jeden z parków. Kolejni patroni ulic w Montrealu to : Alexis Contant (zm.1918), znany kompozytor i Emma Albani (zm.1930), sopranistka światowej sławy. Rudolf Plamondon (zm.1940), tenor operowy światowej sławy doczekał się uwiecznienia w nazwie jednej ze stacji naszego metra. Istnieje też sala koncertowa im. Andre Mathieu,  pianisty i kompozytora zmarłego w 1968 roku. Ten wyjątkowo utalentowany kompozytor nazywany ,,małym quebeckim Mozartem” doczekał się również dwóch ulic swego imienia w dzielnicy Pointe-aux-Trembles i na Mirabelu. Jego utwory fortepianowe popularyzuje wybitny pianista Alain Lefevre.

Autor: Radosław Rzepkowski

 

 

Są wśród nas: Irena Stawińska i Janusz Migacz

Logo spotkań polonijnych w Montrealu: Są Wśród Nas.

W ub. czwartek 22 marca, odbyło się kolejne już 31-sze spotkanie w Konsulacie RP w Montrealu organizowane od 6-ciu lat przez p. Jerzego Adamuszka. Tym razem p. Adamuszek zaprezentował nam dwóch polonijnych artystów malarzy: Irenę Stawińską oraz Janusza Migacza.

Wiolonczelista – Irena Stawińska

Composition 1102 – Janusz Migacz

Jerzy Adamuszek, konferansjer i założyciel montrealskich spotka: Są wśród nas.

Spotkanie rozpoczęło się utworami Fryderyka Chopina w wykonaniu Suzanny Simurdowej.

Irena Stawińska na tle obrazów Janusza Migacza.

Janusz Migacz

Kilka prac Ireny Stawińskiej.

Konsul RP w Montrealu p. Tadeusz Żyliński w trakcie prezentacji daru polskiego MSZ dla Polonii Montrealskiej – fortepianu marki Yamaha.

Spotkania Są Wśród Nas odbywają się przeciętnie 6 razy w roku. Inicjatorem i prowadzącym te spotkania jest p. Jerzy Adamuszek. Ten cykl ma na celu przybliżenie Polonii Montrealskiej ciekawe sylwetki Polaków ze świata nauki i kultury mieszkających w Montrealu. Sylwetki tych dwóch montrealskich artystów zostaną również opublikowane w najbliższym czasie na Kronice Montrealskiej.

http://www.jmigacz.ca/FR/index.html

http://www.galeriedartmaistre.com/artistes/janusz-migacz

http://irenastawinska.com/index.htm

Autor:  Z. P. Wasilewski

Zdjęcia: Z.P.Wasilewski

Sylwetki Polonii: Anna Moszczyńska – pianistka, poetka

434702550

 Z muzyką zetknęła się już we wczesnym dzieciństwie, gdyż pochodzi z rodziny profesjonalnych muzyków. Jej dziadek był znanym organistą, uczniem prof. M. Surzyńskiego w Instytucie Muzycznym w Warszawie. Pierwsze lekcje muzyki pobierała u matki w wieku 3 lat. Niebawem zaczęła komponować, a pierwsze swoje utwory zapisywała  własnoręcznie mając 7 lat.  W wieku lat 13 wstąpiła do Państwowego Liceum Muzycznego w Warszawie, na wydział instrumentalny  klasy fortepianu prof. I. Kiriackiej. Szkołę tą ukończyła z wyróżnieniem, po czym została studentką  Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie, w klasie fortepianu wybitnego pedagoga, mistrza kameralistyki  prof. Jerzego Lefelda.

Po ukończeniu -  z wyróżnieniem – studiów,  Anna Moszczyńska wystąpiła na koncercie z orkiestrą Filharmonii Narodowej w Warszawie. Następnie podjęła pracę jako akompaniatorka w Państwowej Szkole Baletowej  oraz w PWSM w Warszawie, na wydziałach instrumentalnym, wokalistyki oraz dyrygentury. Zainteresowana współpracą z wieloma solistami uczestniczyła w Konkursie młodych muzyków w Gdańsku (1967 ). Jako akompaniatorka podzieliła tam 2-gą nagrodę (1-szej nie przyznano) . Aż do opuszczenia kraju  w roku 1981,  A. Moszczyńska koncertowała niemalże w całej Polsce. Jako solistka dawała regularne recitale chopinowskie w Żelazowej Woli i pod Pomnikiem Chopina w warszawskich Łazienkach,  występowała także na Litwie, w Bułgarii i NRD. Po przyjeździe do Kanady,  w 1981 r., podjęła pracę jako akompaniator na Uniwersytecie Montrealskim i w Grande Ballet Canadien. Dawała tez lekcje gry na fortepianie. Jednocześnie brała czynny udział w licznych koncertach polonijnych i ogólnokanadyjskich. Poza Kanadą (m.in. w Montrealu, Rawdon, Ottawie, Vancouver, Victorii, Kitchener) koncertowała w USA – w St.Petersburg, Clearwater, Palm Beach, Fort Laurendale, Sarasota, San Francisco, Takoma, Boston, Platsburgh. Reżyserowała koncerty związane z okresem Bożego Narodzenia i Wielkiego Postu. Udzielała się również grając muzykę rozrywkową w hotelu de la Montagne, w polskiej restauracji ,,Stash’’ oraz restauracji ,,Budapest’’ w Montrealu.

Drugim polem zainteresowań artystki jest poezja. Jeszcze podczas pobytu w Polsce stworzyła Zespół kameralny muzyki i poezji, z którym występowała  regularnie  na imprezach w warszawskim Grand Hotelu. Posiadając wyjątkowy zmysł do improwizacji prezentowała się na licznych koncertach muzyki rozrywkowej. Z tamtego okresu datuje się współpraca z wieloma  artystami estradowymi – J. Pietrzakiem, B. Łazuką, A. Fedorowiczem, B. Koprowskim, S. Przybylską. Spośród aktorów dramatycznych były to takie nazwiska jak D. i M. Damieccy, A. Malec, M. Kalenik, R. Bacciarelli, S. Brejdygant, K. Laniewska i M. Dzienisiewicz – Olbrychska.  Spektakl w reżyserii A. Moszczyńskiej pt: ,,Na dziwny a niespodziewany odjazd poety Konstantego’’ z poezją K. I. Gałczyńskiego i muzyką S. Kisielewskiego, został nagrodzony na festiwalu poezji i muzyki w Łodzi. Artystka organizuje też spotkania poetyckie, na których recytuje własne wiersze. Wydała 3 tomiki  własnej poezji: ,,Emocje’’, ,,Refleksje’’, ,,Impresje’’, DVD pt: ,,Potrzeba ciszy’’ i książkę ,,Dwie miłości’’. Jej wiersze są publikowane w kanadyjskich i amerykańskich periodykach. W 1995 otrzymała dyplom uznania za twórczość poetycką, a jej dwa wiersze znajdują się w Antologii Poetów Emigrantów, wydanej w 1995 r. w USA. Ostatnią jej pracą  był spektakl ,,Całuję Twoją dłoń Madame’’, który przygotowała  w całości od strony reżyserii , scenariusza, scenografii i muzyki.

Autor: Radosław Rzepkowski

Zdjęcia:    http://www.sawsrodnas.ca/

Po wodzie pływa i bernikla się nazywa

DSC_4551

Park Des Rapides w dzielnicy Lasalle, okazuje się być istnym ogrodem ornitologicznym gdzie można podziwiać kilkanaście rzadkich okazów ptactwa typowego dla Quebecu. Najbardziej zdumiewający jest fakt, że park znajduje się nieopodal ruchliwej arterii miejskiej i prawdopodobnie hałas silników spalinowych jest zagłuszany skutecznie poprzez szum wody z rzeki Św.Wawrzyńca, przelewającej się poprzez skaliste dno. Wiele ptaków obrało sobie ten park jako miejsce lęgu inne jako miejsce postoju w dalszej drodze na północ Kanady.

Drugi tydzień marca każdego roku, charakteryzuje się wzmożonym ruchem migracyjnym gęsi kanadyjskiej, która okres mrozów spędziła na łąkach w Stanach Zjednoczonych. Nad Montrealem w okresie od połowy marca do połowy kwietnia, widać i słychać całą masę rozwrzeszczanych kluczy gęsi zmierzających na północ.

Gęś Kanadyjska (Bernikla Kanadyjska)

Niektóre z tych gęsi pozostaną na okres lata w parku Des Rapides w Lasalle. Latem będzie można obserwować stadka młodych gęsiaków pływających w towarzystwie rodziców.

Gniazda są budowane na niedostępnych dla wycieczkowiczów wysepkach.

Bernikla Kanadyjska




Dla urozmaicenia i cieszenia wzroku, pojawia się od czasu do czasu para kaczek Krzyżówek.

Samiczka Krzyżówki.

Widok na wpół jesienny  – to już coraz bardziej wiosna, pomimo suchych liści na drzewie z tamtego roku oraz wielkich plam topniejącego śniegu.

W parku tego dnia pojawiła się cała armia domorosłych i profesjonalnych fotografów ze sprzętem. Fotografującym z telefonu, kompaktowymi aparacikami aż do potężnych teleobiektywów na trójnogach. Największe zagęszczenie tych ornitologicznych paparazzi zauważyłem na mostku, wszyscy z aparatami skierowanymi w jedną stronę gotowi do oddania serii strzałów z aparatu.

Gwiazda dzisiejszego dnia: Czapla Modra (łac: ardeas herodias). To właśnie na tego ptaka wyczekiwali dzisiejsi paparazzi. W sferach miłośników fauny poszła fama, że od wczoraj pojawiła się pierwsza para Czapli Modrej w parku Des Rapides. Skorzystałem z nadarzającej się okazji aby po kwadransie wyczekiwania stać się posiadaczem powyższego trofeum.

Bardzo płochliwy i kolorystyczny Kapturnik (łac;lophodytes cucullatus) z rodziny kaczkowatych.

Epoletnik, bardzo ruchliwy, skrywający się w konarach drzew.

Gotowe gniazdo nad brzegiem rzeki w mokradłach, które już niedługo zostanie zajęte przez jeden z kilkunastu rzadkich okazów ptactwa wodnego.

Gorąco polecam odwiedzenie tego parku, jest doskonale zagospodarowany, a alejki do spacerowania są interesująco zaprojektowane. Jest to zarazem miejsc na piknik, oraz na kontemplację  natury przy szumie przewalających się fal majestatycznej rzeki Św. Wawrzyńca.

Adres: Dzielnica Lasalle, przy skrzyżowaniu 7-mej Avenue i bulwaru Lasalle. Parking bezpłatny, wstęp do parku bezpłatny, zakaz wstępu z psami i rowerami.

Zdjęcia i tekst:  Z. P. Wasilewski