17 grudnia mija pierwsza rocznica śmierci Krzysztofa Szmagiera, uznanego reżysera i scenarzysty wielu interesujących programów, filmów dokumentalnych, fabularnych i seriali. Jednak przede wszystkim znamy go jako twórcę bodaj najlepszego polskiego serialu kryminalnego, 07 zgłoś się, gdzie był nie tylko reżyserem, ale i scenarzystą. Porucznik Sławomir Borewicz już od ponad trzydziestu lat jest bohaterem masowej wyobraźni, podobnie jak kapitan Kloss czy załoga najpopularniejszego czołgu drugiej wojny światowej, o numerze taktycznym 102. W myśl nowych trendów i mody na powroty, Szmagier przygotowywał film fabularny o przygodach już nie porucznika, a komisarza Borewicza. Mimo że to już nie nastąpi (a może właśnie dlatego) warto pochylić się nad osobą reżysera i tym, co stworzył.
Krzysztof Szmagier urodził się 5 lipca 1935, a zmarł 17 grudnia 2011 roku w Warszawie. Studia na wydziale reżyserii w PWSFTViT w Łodzi ukończył w 1963 roku. Był uczniem i współpracownikiem Jerzego Kawalerowicza w zespole filmowym „Kadr”. Zaczynał jako twórca filmów dokumentalnych. „Dokumentami” jest naznaczona właściwie cała jego kariera. Jednym z jego pierwszych projektów była Operacja V-2, o kulisach zdobycia przez polski wywiad materiałów na temat nazistowskich rakiet V-1 i V-2. Ponadto zrealizował również m.in.: Kryptonim „Most” (przedstawiający uczestników „Operacji V-2”, 1969), Święte krowy (o problemach alkoholizmu, 1965), czy Ił-62 (o historii polskiego lotnictwa cywilnego, 1972). Zdarzały się też projekty tak „odjechane” jak np. Ursusem do Kuwejtu, czyli reportaż z wyprawy do Kuwejtu… przyczepą „zaprzężoną” w ciągnik Ursus. W międyczasie nastąpił jego debiut fabularny, doskonale znany średniemu pokoleniu – Przygody psa Cywila (1970), gdzie nie tylko stanął za kamerą, lecz również napisał scenariusz. Niemal równocześnie stworzył kryminał Zapalniczka z dwudziestoczteroletnim Piotrem Fronczewskim w roli głównej. Perypetie młodego inżyniera Jacka Lemana, który niechcący staje się uczestnikiem afery przemytniczej w polskim, szarym „realu” lat ’70 (w dodatku akcja filmu dzieje się zimą) kazały spodziewać się, że nie jest to ostatnie „kryminalne” słowo Szmagiera. I rzeczywiście, sześć lat później, 25 listopada 1976 roku wyemitowany został pierwszy odcinek serialu 07 zgłoś się, zatytułowany Major przerywa akcję.
Od tego czasu powstało wiele artykułów i analiz na temat fenomenu tego serialu. Zdobył on tak wielką sympatię widzów, że dokręcano kolejne serie aż do 1987 roku. Na powodzenie tego projektu składa się kilka czynników. Przede wszystkim znakomici aktorzy. Większość z pojawiających się tam postaci grali aktorzy zawodowi, jednak główną rolę Szmagier zdecydował się powierzyć Bronisławowi Cieślakowi. Dla młodego dziennikarza z Krakowa nie był to jednak filmowy debiut; rok wcześniej zagrał główną rolę w serialu obyczajowym Znaki szczególne Romana Załuskiego. Obsadzenie Cieślaka w roli por. Borewicza było strzałem w przysłowiowe „sedno tarczy”. Jego świeżość i jednoczesna charyzma uczyniły z młodego oficera MO postać niezwykle popularną, a dziś już kultową.
Postać Borewicza ewoluowała wraz z upływem czasu. W pierwszych latach serialu Sławek był młodym, niezwykle ambitnym i sprytnym oficerem śledczym z gruntownym wykształceniem. W jednym z odcinków wspomina, iż chodził do „Batorego”. Często powoływał się na klasyków literatury i filozofii (Jak powiedział kiedyś Aldous Huxley: żaden instynkt, nawet płciowy, nie ulega tak łatwo zboczeniom jak instynkt posiadania). W kilku odcinkach dość dobrze widoczne są okładki książek, które czytuje dla zrelaksowania: Colas Breugnon Romaina Rollanda czy The taking of Pelham 123 autorstwa Johna Godeya, po angielsku (!). Przy okazji tropienia złoczyńców uwidacznia się jego cięty dowcip, nawet wobec przełożonych (Otwórzcie okno. Orłów nie ma, nie wylecą. – A pan major drzwiami?)
W miarę upływu czasu widzimy jak Borewicz nabiera „psiego” doświadczenia i staje się pełnokrwistym, doświadczonym gliną. Nadal czaruje dowcipem i uwodzi piękne przedstawicielki płci przeciwnej (Podczas przesłuchań jestem podobno czarujący, tak mówią). Koleżanki z pracy, ofiary przestępstw, czy napotkane na drodze śledztwa kobiety – bez różnicy. Jeden z fanów serialu obliczył, że Sławek miał średnio trzy i pół narzeczonej na odcinek! Jest nieprzejednanie surowy nawet dla nadużywających uprawnień kolegów (Niech pan powie koledze, żeby jutro o ósmej rano zgłosił się do majora Wołczyka i żeby sam zameldował jak odnosi się do kierowców – do milicjanta z „drogówki”). Równa z ziemią ormowców (Niech pan tak nie patrzy, ja po prostu nie lubię amatorów (…) W domu to pan pewnie boi się o dolewkę zupy poprosić?). Gdy trzeba – jest wyrozumiały. Nie boi się rozmów na niewygodne tematy (No cóż, farbowane lisy trafiają się wszędzie. Po prostu firma, w której ksiądz pracuje, ma już dwa tysiące lat, a nasza dopiero czterdzieści). Swój chłop, którego nie da się nie lubić. Jego swojskość była zarysowana tym widoczniej, że za partnera miał najpierw safandułowatego i staroświeckiego porucznika Antoniego Zubka (doskonały Zdzisław Kozień), a w ostatnich odcinkach ograniczonego służbistę i siostrzeńca Zubka – porucznika Waldemara Jaszczuka (znakomity Jerzy Rogalski). Jest „luzakiem” – używa Old Spice’a, nosi amerykańską kurtkę wojskową M-65, a jego metody pracy często nie mają nic wspólnego z obowiązującymi paragrafami.
W ostatniej serii, nakręconej po trzyletniej przerwie w 1987 roku, Borewicz jest nadal sprytnym i dowcipnym oficerem, jednak doskonale widoczne jest już jego doświadczenie życiowe, które przekłada się na rodzaj zgorzknienia i – zwyczajnie – więcej bruzd na twarzy. Jego żarty mają raczej smutne podłoże. Nie jest już „psem na baby”. Wpada w zadumę przy okazji rozmów o rosole z domowym makaronem (Podobno samotna starość zaczyna się wtedy, kiedy nie ma do kogo powiedzieć „A pamiętasz?”). Często puszczają mu nerwy (W czasach kiedy Gdańsk nazywał się Danzig, dostałby pan w mordę podczas przesłuchania już kilka razy, lub Może się pan ode mnie odp…, mister Jaszczuk?). Dziś takie dialogi są w kinie normą, jednak dwadzieścia pięć lat temu robiły w Polsce wrażenie. Oficjalnie kpi z upadającego ustroju politycznego (Niech pan da spokój z tym „towarzyszem”. Wiele było błędów, więc i ten sobie darujmy). Wyraźnie zarysowane są prywatne znajomości i przyjaźnie Bronisława Cieślaka: w jednym z odcinków gra w tenisa z Mieczysławem Wilczkiem (minister przemysłu PRL w latach 1988-1989), a w ostatnich czterech pozostaje w serdecznej komitywie z Jerzym Dziewulskim, wówczas prywatnie jak i w serialu dowódcą brygady antyterrorystycznej, a później posłem na Sejm RP z ramienia SLD. Borewicz korzysta z jego pomocy przy ostatecznych rozgrywkach z przestępcami, a ich przyjaźń narysowana jest miejscami aż nazbyt nachalną kreską. Przy tej okazji widać kolejną tendencję w ostatnich odcinkach serialu. Wcześniej Borewicz łapał złodziejaszków, szantażystów, prywaciarzy ze zbyt dużymi apetytami, czy zabójców w rodzimych porachunkach. Tym razem inspirowany wydarzeniami na świecie, Krzysztof Szmagier wpada na ciekawe i nowatorskie wówczas pomysły. Wprowadza pierwowzór gangu pruszkowskiego, który w serialu zajmuje się m.in. handlem kradzionymi samochodami, złotem i produkcją „lewej” czekolady (odc. Złocisty). Każe Borewiczowi tropić międzynarodowych przemytników heroiny, przy cichej współpracy z przybyszem ze Stanów, policjantem polskiego pochodzenia (Zamknąć za sobą drzwi), czy szukać najlepszego w Europie płatnego zabójcy, który ma zlecenie do wykonania w Polsce (Przerwany urlop). „Porywa” także samolot z Okęcia, który widowiskowo odbijają antyterroryści z „Dziewulem” na czele (Bilet do Frankfurtu). Ciekawostką jest fakt, że samolot użyty w serialu rzeczywiście został uprowadzony kilka lat wcześniej na trasie… Katowice – Gdańsk. Na żądanie porywacza, lądował na lotnisku Tempelhof w Berlinie Zachodnim.
Borewicza często błędnie określa się polskim Jamesem Bondem. Nie ma nigdzie w serialu wyraźnych wskazówek co do jego współpracy z wywiadem. Można najwyżej snuć domysły po tym jak dowiadujemy się, że był na placówce w Londynie oraz, cytuję: „bawił się w Handel Zagraniczny”. To jednak zostawmy fanom-anlitykom.
Zdecydowanie jednym z czynników odpowiedzialnych za sukces serialu był także scenariusz. Krzysztof Szmagier zastosował prostą i genialną metodę: oparł się na powieściach kryminalnych. Głównie na popularnej w latach 70 serii Ewa wzywa 07. Często wydarzenia z książki przenosił do scenariusza niemal bez zmian, dopisując jedynie dowcipne dialogi i „podkręcając” akcję na potrzeby filmu. Ciekawostką jest to, iż odcinek Skok śmierci jest filmową adaptacją czterech odcinków komiksu o przygodach kapitana Żbika, którego autorzy również czerpali z serii Ewa…
Bywało także, że Szmagier bazował jedynie na osi fabuły, rzeczywistość adaptując do współczesnych realiów. Tak było z książeczką Komisarz Borewicz. 07 zgłasza się po latach, wydaną w 2009 roku. Jest ona adaptacją powieści „Strach” Zbigniewa Safjana (m.in. scenarzysty Stawki większej niż życie). Rozpoczyna się ona sceną, gdy z pociągu w Dębnikach wysiada posiwiały, starszy mężczyzna z walizką i niemal od razu zostaje zaczepiony przez miejscowych wyrostków. Niemała jest ich złość przemieszana ze zdumieniem, gdy przy pomocy kilku wprawnych ruchów „dziadek” kładzie ich na ziemi. To zweryfikowany dwadzieścia lat wcześniej por. Sławomir Borewicz, teraz w stopniu komisarza. Zesłany do nowego miejsca pracy z Warszawy za – jak się można domyślać – niesubordynację i krnąbrność wobec nowych przełożonych.
Sam Bronisław Cieślak, po długoletniej przygodzie ze swym bohaterem zajął się polityką. Został posłem na Sejm RP z listy SLD. Nie odniósł na tym polu takich sukcesów jak na planie serialu, a największą jego akcją była utrata immunitetu za jazdę samochodem „na dwóch gazach”. Po polityce, szczęśliwie dla swych wielbicieli, powrócił na plan. Po kilku prawie niezauważalnych rólkach pojawił się w serialu kryminalnym Mrok Jacka Borcucha, z niebywale klimatyczną muzyką Daniela Blooma. Zagrał przełożonego ekipy śledczej, inspektora Modesta Strumiłłę. Serial, mimo znakomitego klimatu przypominającego Colombo nie odniósł zbyt dużego sukcesu. Po nim Cieślak zaczął grać w polsatowskim serialu paradokumentalnym Malanowski i partnerzy, gdzie wciela się w byłego milicjanta Bronisława Malanowskiego, obecnie szefa biura detektywistycznego. Serial „leci” już czwarty rok, liczy ponad pięćset odcinków i ma się bardzo dobrze. I bardzo dobrze!
Krzysztof Szmagier po „Borewiczu” powrócił do dokumentu. Nakręcił m.in. Bo wolność krzyżami się mierzy. Władysław Anders czy Nobliści o polskich laureatach tej światowej nagrody. Jak podają źródła, ostatnim jego projektem za kamerą było Quo Vadis Jerzego Kawalerowicza (2003 r.), gdzie pracował jako drugi reżyser. Kariera Krzysztofa Szmagiera zatacza tu swoiste koło, albowiem swoje reżyserskie szlify zdobywał czterdzieści lat wcześniej właśnie pod okiem Kawalerowicza.
Książka Komisarz Borewicz. 07 zgłasza się po latach miała zostać przeniesiona na ekran. Szykował się wielki powrót Borewicza i Szmagiera, jednak życie zdecydowało inaczej. Wierzę, że żaden młody reżyser nie porwie się na „kontynuowanie dzieła mistrza” i nie powstanie kolejny potworek w rodzaju Dylematu 5 (tragiczna kontynuacja Alternatywy 4 Stanisława Barei). Doświadczenie uczy, że kontynuowanie legendarnych dzieł przez innych twórców nie wychodzi na dobre. Cieszmy się dwudziestoma jeden odcinkami najlepszego polskiego serialu kryminalnego, wydanymi kilka lat temu na DVD, tylomaż odcinkami powieści na motywach serialu, czy też wydanym niedawno audiobookiem, gdzie owe powieści czyta… sam Bronisław Cieślak!
Funkcjonariusz milicji? Na wódkę? W biały dzień? W godzinach pracy? Z największą przyjemnością!
Autor:Marcin Śmigielski
Fot.: Internet