DSC_0016

Rzeźby lodowe

Miasteczko Saint-Côme, byłoby jednym z wielu dziesiątek podobnych i nie wyróżniających się miasteczek w całej prowincji More »

_DSC0042

Indiańskie Lato

Wyjątkowo ciepła temperatura w ciągu października wystarczyła, by wszyscy zaczęli mówić o Indiańskim Lecie. Czym rzeczywiście More »

huitre

Boso ale w ostrygach

Od wieków ostrygi są wyszukanym daniem smakoszy dobrej kuchni oraz romantyków. Ostryga od czasów antycznych uchodzi More »

ville-msh1

Góra Świętego Hilarego w kolorze dojrzałej dyni

Góra Św. Hilarego ( fr: Mont St-Hilaire) jest jedną z 8 gór (a raczej wzgórz ze More »

24pazdziernika2016Wojcik1

Henryk Wójcik (1947-2018)

Polonia montrealska pożegnała Henryka Wójcika w piątek 07 grudnia 2018 na uroczystej mszy pogrzebowej w kościele More »

Domestic_Goose

Milczenie Gęsi

Wraz z nastaniem pierwszych chłodów w Kanadzie oczy i uwaga konsumentów jest w wielkiej mierze skupiona More »

rok-ireny-sendlerowej-logo

2018 rok Sendlerowej

Uchwała Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej z dnia 8 czerwca 2017 r.w sprawie ustanowienia roku 2018 Rokiem Ireny More »

Parc-Oméga1

Mega przygoda w parku Omega

Park Omega znajduje się w miejscowości Montebello w połowie drogi między Gatineau i Montrealem. Został założony More »

homer-simpson-krzyk-munch

Bliskie spotkanie ze służbą zdrowia.Nowela

Nie tak bardzo dawno temu w wielkiej światowej metropolii na kontynencie północno-amerykanskim w nowoczesnym państwie Kanadzie, More »

Flower-for-mother

Dzień Matki

Dzień Matki obchodzony jest w ponad 40 krajach na świecie. W Polsce mamy świętują 26 maja, More »

DSC_0307

Christo Stefanoff- zapomniany mistrz światła i koloru

W kanadyjskiej prowincji Quebek, znajduje się miasteczko Val David otoczone malowniczymi Górami Laurentyńskimi. W miasteczku tym More »

2970793045_55ef312ed8

Ta Karczma Wilno się nazywa

Rzecz o pierwszych osadnikach polskich w Kanadzie. W kanadyjskich archiwach jako pierwszy Polak imigrant z polski More »

Capture d’écran 2018-04-01 à 20.00.04

Rezurekcja w Parafii Św. Krzyża w Montrealu

W Montrealu oprócz czterech polskich parafii katolickich, zarządzanych przez Franciszkanów jest jeszcze jedna polska parafia należąca More »

Capture d’écran 2018-03-25 à 12.47.16

Wielkanoc w Domu Seniora

W sobotę 24 marca 2018 uczniowie z montrealskiego Szkolnego Punktu Konsultacyjnego przy Konsulacie RP w Montrealu More »

DSC_4819

Gęsie pipki i długi lot do punktu lęgu

Jak się mają gęsie pipki do długiego gęsiego lotu ? A jak się ma piernik do More »

embleme-insecte-montreal

Montrealski admirał

Entomologicznym emblematem prowincji Quebek  jest motyl admirał. W 1998 roku, Quebeckie Stowarzyszenie Entomologów zorganizowało publiczne głosowanie More »

Capture d’écran 2018-03-20 à 15.21.11

XVII Konkurs Recytatorski w Montrealu

W robotę 17 marca 2018 r. odbył  się XVII Konkurs recytatorski w Montrealu. W konkursie brały More »

herb templariuszy

Sekret Templariuszy

Krucjata albigeńska, jaką zorganizował przeciwko heretykom Kościół Katolicki w XIII wieku, zniszczyła doszczętnie społeczność Katarów, dzięki More »

Capture d’écran 2018-03-14 à 17.54.19

IV Edycja Festiwalu Stella Musica

Katarzyna Musiał jest współzałożycielką i dyrektorem Festivalu Stella Musica, promującego kobiety w muzyce. Inauguracyjny koncert odbył More »

800px-August_Franz_Globensky_by_Roy-Audy

Saga rodu Globenskich

August France (Franz) Globensky, Globenski, Glanbenkind, Glaubenskindt, właśc. August Franciszek Głąbiński (ur. 1 stycznia 1754 pod More »

Bez-nazwy-2

Błękitna Armia Generała Hallera

Armia Polska we Francji zwana Armią Błękitną (od koloru mundurów) powstała w czasie I wojny światowej z inicjatywy More »

DSC_4568

Polowanie na jelenia wirginijskiego, czyli jak skrócić zimę w Montrealu

Jest z pewnością wiele osób nie tylko w Montrealu, którym dokuczają niedogodności kanadyjskiej zimy. Istnieje jednak More »

CD-corps-diplomatique

Konsulat Generalny RP w Montrealu-krótki zarys historyczny

Konsulat Generalny w Montrealu jest jednym z trzech pierwszych przedstawicielstw dyplomatycznych powołanych przez rząd polski na More »

Capture d’écran 2018-03-07 à 08.47.09

Spotkania Podróżnicze: Krzysztof Tumanowicz

We wtorek, 06 marca w sali recepcyjnej Konsulatu Generalnego w Montrealu odbyło się 135 Spotkanie Podróżnicze. More »

Capture d’écran 2018-02-24 à 09.30.00

Polsko Kanadyjskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy w Montrealu

Polsko-Kanadyjskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy w Montrealu ( PKTWP) powstało w 1934 roku jako nieformalna grupa. Towarzystwo More »

poutine 2

Pudding Kebecki,czyli gastronomiczna masakra

Poutine jest bardzo popularnym daniem kebeckim. Jest to bardzo prosta potrawa złożona generalnie z trzech składników;frytki,świeże kawałki More »

original.1836

Sir Casimir-rzecz o gubernatorze pułkowniku jej królewskiej mości

Przy okazji 205 rocznicy urodzin przypominamy sylwetkę Kazimierza Gzowskiego (1813 Petersburg-1898 Toronto),najsłynniejszego Kanadyjczyka polskiego pochodzenia – More »

Syrop-klonowy

Kanada miodem płynąca

Syrop klonowy powstaje z soku klonowego. Pierwotnie zbierany przez Indian, dziś stanowi istotny element kanadyjskiego przemysłu More »

Capture d’écran 2018-02-22 à 12.57.23

Nowy Konsul Generalny RP w Montrealu, Dariusz Wiśniewski

Dariusz Wiśniewski jest związany z Ministerstwem Spraw Zagranicznych od roku 1994.  Pracę swą rozpoczął w Departamencie More »

24 marzec 2015

Chronologia sprzedaży budynków Konsulatu Generalnego w Montrealu

20 lutego 2018 roku, środowisko polonijne w Montrealu zostało poinformowane bardzo lapidarną wiadomością rozesłaną do polonijnych More »

Category Archives: Kultura

Polonia w Haiti,czyli biali murzyni europy

haiti-1

Grupa ludzi w Haiti określana w języku kreolskim jako Lapologne (fonet: lapoloń)  jest odmienną grupą Haitańczyków polskiego pochodzenia, będącą potomkami legionistów przysłanych przez Napoleona na wyspę do stłumienia powstania czarnej ludności. Spośród przysłanych na Haiti żołnierzy polskich, część zdecydowała się przejść na stronę powstańców.

Na zdjęciu powyżej przykład architektury całkowicie obcy kulturze karaibskiej,bardziej przypominający małopolski dworek.

Po zwycięstwie niewolników i ogłoszeniu niepodległości Haiti, w rasistowskiej konstytucji z 1805 roku zabroniono białym (bez względu na narodowość) osiedlania się i posiadania jakichkolwiek własności ziemskich w kraju. Zapis ten jednak nie dotyczył Polaków. Jean-Jacques Dessalines( haitański polityk, w latach 1804-1806 jako Jakub I był cesarzem Haiti) wydał rozkazy, by nie tylko nie zabijać polskich żołnierzy (nawet tych służących po stronie francuskiej), ale wręcz nadać im haitańskie obywatelstwo. Motywował to tym, że Polacy, podobnie jak Haitańczycy, charakteryzują się umiłowaniem wolności i musieli o nią wielokrotnie walczyć, także w okresie rewolucji na Haiti. 

Z żołnierzy polskich w służbie haitańskiej utworzono dwa bataliony piechoty, które miały za zadanie pilnowanie więzień z Francuzami. Tylko 160 Polaków zwróciło się z prośbą do Dessalinesa o możliwość opuszczenia Haiti, do czego ten się przychylił. Udali się na Jamajkę, gdzie gubernator Nugent zobowiązał ich do zaciągnięcia się do brytyjskiego wojska, czemu odmówili. W związku z tym zostali odesłani na Haiti, z listem, w którym gubernator doradza ich wypędzenie. Dessalines oświadczył jednak, że Polacy są wolnymi obywatelami, wolnego kraju Haiti, i nie mogę ich wypędzić. W ten sposób powstała polska społeczność na Haiti, z czasem coraz bardziej zapomniana, nie tylko przez Polskę, ale także przez rząd haitański. Powoli zanikała znajomość języka polskiego, na rzecz francuskiego, a potem kreolskiego haitańskiego.

W 1957 r. prezydentem Haiti został Francois Duvalier, który zyskał przydomek Papa Doc. Duvalier był zwolennikiem rasy afrykańskiej, za to darzył niechęcią Mulatów i dążył do rasowego ujednolicenia Haitańczyków. Ożywił tradycje vodou i – aby umocnić swoją władzę – ogłosił się hounganem, czyli kapłanem. Od 1959 r. Pap Doc tworzył prywatne oddziały policji, Tonton Macoute, których zadaniem było ściganie podejrzanych o nielojalność Mulatów. Ci szukali schronienia w polskim Cazales, gdzie wśród potomków legionistów ich jaśniejszy kolor skóry nie wyróżniał się tak, jak w innych częściach kraju. W 1965 r. szwadrony śmierci Tonton Macout dotarły do Cazales dokonując prawdziwej rzezi. Drugi atak przypuścili cztery lata później: palili domy, zabili dziesiątki mieszkańców i przez wiele dni gwałcili jasnoskóre kobiety. Terror i etniczne czystki miały być – zdaniem Duvaliera – drogą powrotu Haiti do afrykańskich korzeni. Po masakrach liczba potomków polskich legionistów, którzy zachowali typowo europejskie cechy wyglądu, drastycznie spadła. Zniknęły też materialne pamiątki po Polakach, przede wszystkim większość drewnianych domów o stylu z polskich kresów. Za rządów Duvaliera wykreślono też z konstytucji artykuł gwarantujący Polakom możliwość otrzymania obywatelstwa. Iskry polskiej tradycji tlą się jednak nadal w Cazales i nie zatarł ich ani Francois Duvalier, ani jego syn, Jean-Claude, zwany Baby Doc. W czasie pielgrzymki na Haiti w 1983 r., dzieci z Cazales witały papieża Jana Pawła II tradycyjnymi polskimi piosenkami.

Po odwiedzinach papieża izolacja i zapomnienie społeczności polskiej nasiliły się. Odkrył ją ponownie i upamiętnił włoski reporter Riccardo Orizio w 1996 roku. Rozdział o Lepologne znalazł się w jego książce “Zapomniane białe plemiona”, wydanej w roku 2000, w której szczegółowo opisał losy Polaków na Karaibach.

Polacy mieszkają obecnie w mocno izolowanych wioskach górskich w Montaigne Noire, w północno-zachodniej części kraju, przede wszystkim w Cazale, posiadając silną świadomość bycia Polakami (są nazywani Lapologne), ale pojęcie to ma dla nich wartość mocno abstrakcyjną, stając się raczej powodem do dumy z odmienności, a nie do realnych związków z Polską. Haitańska polonia składa się z dwóch grup: Mulatów, cechujących się jaśniejszą od innych mieszkańców karnacją, oraz osób o zupełnie jasnym odcieniu skóry.

Społeczność nie posiada żadnych książek, dokumentów, czy zdjęć z przeszłości. Nie przetrwały nawet bardziej znaczące opowieści przekazywane z pokolenia na pokolenie. W szczątkowych formach dochowały się niektóre zwyczaje, np. taniec nazywany polką, czy też zaplatanie warkoczy na słowiański sposób, nieznany na Karaibach (wiele dziewcząt ma jasne włosy). Istnieją też powiedzenia, np. Lá-bas en Pologne (Tam w Polsce), M-ap Fe Krakow (robię, jak w Krakowie, czyli bardzo porządnie), Chajé kou Lapologn (szarżować jak Polska, czyli w dużej liczbie, skutecznie, np. gdy uczniowie są dobrze przygotowani do egzaminu, to mogą powiedzieć mouin chajé kou Lapologn). Mieszkańcy Cazale mówią o sobie nie inaczej, jak My Polacy. Najczęściej spotykane nazwisko to Belno, pochodzące od Belnowski.

Do haitańskiego voodoo przeniknęła także tradycja polskiego katolicyzmu. Popularna na wyspie Czarna Madonna to nic innego jak kopia portretu Matki Boskiej Częstochowskiej, przywiezionego w początkach XIX wieku na Haiti przez polskich żołnierzy w napoleońskich mundurach. Jasnogórski obraz, przedstawiający Matkę Boską o wyjątkowo ciemnej skórze, szybko przyjął się wśród przesądnych haitańskich niewolników i Kreoli, którzy ponad 200 lat temu walczyli z napoleońską armią o niepodległość wyspy. Blizny, które ma na twarzy Matka Boska Częstochowska, pasowały do wojowniczych nastrojów panujących wśród rebeliantów. Do dziś kreolska odmiana haitańskiego voodoo, czerpiąca z tradycji walki o niepodległość, jest znacznie gwałtowniejsza w obrzędach niż jej rdzennie afrykańska odmiana. Czarna Madonna, znana także pod nazwą Ezili Dantor, jest centralną postacią kultu voodoo.

Wojownicza proweniencja Ezili Dantor przekłada się także na liturgię. Haitańskiej wersji Matki Boskiej Częstochowskiej składa się w ofierze wyborny miejscowy rum Barbancourt i świeżą wieprzowinę. Dziś mało który z mieszkańców Cazale pamięta, skąd wzięła się na wyspie Czarna Madonna Ezili Dantor.

Foto:Światosław Wojtkowiak

www.swiatoslaw.com

www.blog.swiatoslaw.com

Opracował:Z.P.Wasilewski

Siedmiu Wspaniałych z miasteczka Baie-Saint-Paul

baie-st-paul

Miasteczko Baie-Saint-Paul jest jedną z najstarszych miejscowości w Quebecu, założoną już w połowie XVII wieku. Miejscowość znajduje się w regionie administracyjnym Quebecu o nazwie  Capitale Nationale (pol: Stolica Narodowa) w odległości ok.120 kilometrów na wschód od miasta Quebec. Baie-Saint-Paul zamieszkuje 7 500 osób,prawie całkowicie frankofonów,ponieważ zaledwie 1 % mieszkańców deklaruje się jako anglofoni.

Historia miasta rozpoczyna się w 1636 roku,kiedy to Stowarzyszenie Nowej Francji przekazuje pobliskie tereny władcom feudalnym; Francois Fouquet, Charles de Lauzon, Georges Berruyer de Manselmont, Jean Rozée de Saint-Martin, Jacques Duhamel oraz Jacques Castillon.

W 1678 roku jako pierwszy osadnik pojawia się niejaki Noel Simard zwany Lombrette zaczynając karczowanie i oczyszczanie terenów pod uprawę. Od tego momentu rozpoczyna się zaludnienie Baie-Saint-Paul. Obecnie w miasteczku znajduje się 85 wiekowych domów o typowej kebeckiej architekturze.

W 1714 pierwsza parafia doczekała budowli kościoła pod wezwaniem Sw. Piotra i Pawła.

Rok 1759 był teatrem krwawych potyczek w okolicy pomiędzy Armią Francuską i oddziałami Armii Brytyjskiej. Brytyjczycy dewastują okoliczne gospodarstwa w pobliżu miejscowości;Beaupre,Malbaie i Baie-Saint-Paul aby w ten sposób odciąć miasto Quebec od zaopatrzenia w żywność.

W roku 1913 Baie-Saint-Paul uzyskuje prawa miejskie,pięć lat później w 1918 uruchomione zostało kolejowe połączenia z miastem Quebec

Obecnie miasteczko jest miejscowością nastawioną przede wszystkim na turystykę.

Malownicze pejzaże tego miasteczka i okolic od zawsze przyciągały malarzy. Jedna z najważniejszych grup malarzy kanadyjskich obrała sobie za siedzibę Baie-Saint-Paul właśnie.

Grupa Siedmiu, zwana czasem szkołą z Algonquin (ang. Group of Seven) – grupa kanadyjskich malarzy-pejzażystów, istniejąca w latach 1920–1933. W skład grupy wchodzili początkowo: Rfanklin Carmichael (1890–1945), Lawren Harris (1885–1970), A.Y.Jackson (1882–1972), Frank Johnston (1888–1949), Artur Lismer (1885–1969), J.E.H.MacDonald (1873–1932) i Frederic Varley (1881–1969). Znaczący wpływ na grupę wywarł Tom Thomson rozbudzając wśród jej członków zainteresowanie pejzażem Kanady.

Grupa Siedmiu powstała w 1920 po swojej pierwszej wystawie w Galerii Sztuki w Toronto. Jednym z powodów jej powstania było poczucie frustracji wynikające z na ogół konserwatywnego i naśladowczego charakteru ówczesnej sztuki kanadyjskiej. Drugim powodem był – podobnie jak w przypadku europejskich symbolistów i postimpresjonistów, od których w dużej mierze wywodzi się estetyka członków grupy – bunt przeciwko ograniczeniom XIX-wiecznego naturalizmu i próba stworzenia bardziej bezstronnego i niezależnego związku między sztuką a naturą.

Członkowie grupy przedstawiali się jako narodowa szkoła malarzy kanadyjskich. Wywołało to niechęć kręgów artystycznych, ale grupa miała za sobą poparcie Erica Browna, dyrektora National Gallery w Kanadzie. Zaczął on kupować do galerii obrazy członków grupy na kilka lat przed jej formalnym założeniem. Dzięki niemu doszło w 1924 i 1925 do wystawy obrazów Grupy Siedmiu w Anglii. Wywołało to oburzenie wielu członków Królewskiej Akademii Kanady, którzy uważali, iż grupa jest nadmiernie forowana. Korzystne recenzje brytyjskiej  prasy sprawiły jednak, że zarówno Brown i Grupa Siedmiu podbudowali swoją pozycję.

Ponieważ członkowie grupy często malowali razem, zarówno w plenerze jak i w studio, ich obrazy mają wiele cech wspólnych. Płótna eksponowane na ich pierwszych wystawach odznaczały się zwykle ciężkim impastem, jasnymi kolorami i uproszczoną formą. Harris po 1921 jako pierwszy zaczął radykalnie upraszczać kolorystykę i kompozycję swoich płócien. W jego ślady poszli wkrótce MacDonald, Carmichael, a nawet Varley.

Używali oni cienkiego pigmentu i stylizowanego designu w wielu swoich obrazach. Harris poszedł jeszcze dalej i poczynając od połowy lat 20. zredukował kompozycję swoich obrazów do prostych, niemal monochromatycznych form. Był jednym z pierwszych artystów kanadyjskich, którzy zwrócili się w stronę abstrakcji.

W latach 20-tych Grupa Siedmiu systematycznie budowała swoją pozycję poprzez autopromocję i dzięki wsparciu przyjaciół z Art and Letters Club, Canadian Forum i National Gallery. W 1926, po rezygnacji Franza Johnstona, nowym członkiem grupy został A.J.Casson. Chcąc poszerzyć geograficzny zasięg swego oddziaływania, grupa zaprosiła do współpracy malarzy spoza Toronto: w 1930 Edwina Holgate (1892–1977) z Montrealu, a w 1932 L.L. Fitzgeralda (1890–1956) z Winnipeg.

Na barwnych uliczkach w centrum Baie-Saint-Paul usianych restauracjami, kafejkami i galeriami sztuki poustawianych jest bardzo dużo popiersi znaczących malarzy kanadyjskich oraz ostatnio coraz więcej pojawiających się popiersi malarzy kebeckich. Baie-Saint-Paul w 2005 roku nosiła tytuł Kanadyjskiej Stolicy Sztuki.

Fot:Z.P.Wasilewski

opracował:Z.P.Wasilewski

 

Sztos 2: właśnie zostałeś zrobiony.

kino-k-7

Olaf Lubaszenko pochodzi z artystycznej rodziny. Jest synem aktorki, plastyczki i poetki, Asji Łamtiuginy oraz uznanego aktora, Edwarda Linde-Lubaszenki. Sam jest między innymi aktorem, reżyserem i producentem. Kiedy obejrzałem jego debiut reżyserski z 1997 roku, film Sztos, długo szukałem szczęki na podłodze. Polska początku lat siedemdziesiątych, dwaj cinkciarze-oszuści, Eryk (Jan Nowicki) i Synek (Cezary Pazura) udają się na „gościnne występy” na Mazury, do pełnych cudzoziemców ośrodków turystycznych. Chcą zebrać fortunę na wielki numer, który pozwoli im odegrać się na koledze. Ten film przywodził wówczas na myśl porównanie z klasykiem gatunku – Vabank Juliusza Machulskiego (notabene, również będącym debiutem reżyserskim). Chociaż poziomem suspensu i scenariuszem nie dorównywał wielkiemu poprzednikowi, to i tak zabawa była przednia. Potem Lubaszenko nakręcił Chłopaki nie płaczą - film okrzyknięty mianem kultowego chyba tylko z braku lepszych kandydatów do tego tytułu. Lekki, łatwy i przyjemny, przyciągał rzesze widzów. Następnie światło dzienne ujrzał Poranek kojota, produkt podobny do Chłopaków…, tylko z większym nagromadzeniem popularnych powiedzonek. Potem gdzieś przemknął hit jednego sezonu, E=mc², po drodze zdarzyło się kilka mniejszych filmów i seriali. Cały czas pocieszałem się, że reżyser który tak udanie przeniósł na ekran tak dobrze napisaną historyjkę jak Sztos, w końcu zaskoczy mnie czymś podobnym. Kiedy wreszcie usłyszałem, że powstaje Sztos 2, nadzieja odżyła we mnie, niczym w kibicach polskiej reprezentacji na Euro 2012. I niestety, z podobnym hukiem upadła. Jedyny wspólny mianownik obydwu części to tytuł, aktorzy i tytułowy „sztos”, czyli – w żargonie przestępczym – „numer”.

       Zupełnie jak podczas występu naszych piłkarzy na Euro, tak i w Sztosie 2, pierwsza połowa filmu jest nawet wciągająca. Jest grudzień 1981 roku, starszy o dziesięć lat Synek (Cezary Pazura) nadal zajmuje się cinkciarstwem wysokiego ryzyka, czyli oszukiwaniem przy transakcjach. Wraz z Jankiem (Borys Szyc) przebywają na „tournée” w Zakopanem. Właśnie puścili z torbami jednego z gości zawodów w skokach narciarskich między armiami zaprzyjaźnionymi  i wracają do Sopotu. Po drodze wpadają do Krakowa, gdzie zobowiązują się podrzucić do Warszawy Ludwika – poszukiwanego listem gończym działacza Solidarności (Bartłomiej Topa). Wyruszają w dzień wprowadzenia stanu wojennego. O dziwo, patrol wojskowy przepuszcza ich bez problemu. Kłopoty zaczną się, gdy zatrzyma ich zwykła drogówka. Koniec końców lądują w milicyjnym areszcie wraz z warszawskimi kumplami i muzykami z lokalu, w którym się zasiedzieli. Tu mniej więcej kończy się ta bardziej wartościowa część filmu.

Podejrzewam, że dalej w zamyśle twórców miało zacząć się budowanie napięcia, które ciężarem suspensu wgniotłoby każdego widza w fotel, a błysk eksplodującej puenty oszołomiłby największego filmowego sceptyka. Niestety, z wielkiej napinki – małe pierdnięcie. Eksplozja przypomina szum zefirku nad jeziorem. Widz zastanawia się cały czas, czy to już. W drugiej połowie filmu siada wszystko. Pomysł, scenariusz, dynamika, nawet montaż. Niektóre sceny są przydługie i nudne. Jedynie grze aktorskiej nie można za dużo zarzucić. Taki np. Bogusław Linda, aktor nieprzeciętny, charakterystyczny, z ogromnym warsztatem i talentem, tutaj wypada świetnie grając upalonego trawką i właśnie robionego w bambuko oficera SB. Szczególnie w momencie, gdy zaśmiewa się z przygód agenta Stirlitza w nudnym jak flaki z olejem serialu „Siedemnaście mgnień wiosny”. Za partnera ma  Michała Pielę – nierozgarniętego policjanta-grubaska z Ojca Mateusza, co akurat jest udanym nawiązaniem ze strony twórców. Pojawia sie też Jan Nowicki jako nobliwy, emerytowany cinkciarz, cieszący się szacunkiem nawet wśród milicyjnych „krawężników”. Niestety, aktorzy podczas pracy na planie nie mają pojęcia jak będzie wyglądała zmontowana całość. Podejrzewam, że gdyby tak było, to Olaf Lubaszenko sam grałby z połowę postaci.

Sztos był o czymś. O przyjaźni, zemście, oszustwie, zdradzie. I mówił o tym w piękny, wyważony, ale interesujący sposób. Sztos 2 jest do bólu wtórny. Stanowi zbiór powtarzanych z pierwszej części zabawnych powiedzonek i sytuacji. Równie dobrze mógłby nazywać się Sztos 18. Pod względem artystycznym ani trochę nie przypomina udanego poprzednika. Co może być tego przyczyną? Zupełnie zdezorientowany wskażę Olafa Lubaszenkę jako współscenarzystę oraz Cezarego Pazurę jako producenta. W Sztosie nie brali się za te odpowiedzialne funkcje i było dobrze. A najbardziej mierzi popisywanie się przez bohaterów swoim starym numerem, czyli podmianą pieniędzy podczas jakiejkolwiek transakcji (np. uiszczania rachunku w restauracji – Eryk i Synek płacili uczciwie, nawet nabici w butelkę przez kelnera), czy też pojawienie się znowu tych samych bokserów, którzy w każdym filmie Lubaszenki wcielają się w inne postacie.

Ale, jako że doceniam pracę wykonaną przez twórców, nie będę go Wam całkowicie odradzał. Są też zabawne momenty, np. gdy nasi bohaterowie wychodzą z kanału na terenie warszawskiej Cytadeli (jak przepchnęli się przez ten wąski właz z kołem zapasowym?), albo podczas intymnych igraszek Synka z nowo poznaną koleżanką, gdy za oknem pokazuje się przejeżdżający czołg. Poza tym, dla niepoprawnych wielbicieli polskiej motoryzacji, czy historii też się coś znajdzie: ciekawa scenka leśnego pościgu milicji za głównymi bohaterami, czy też pięknie odtworzone umundurowanie, wyposażenie i pojazdy milicyjne. Film ratuje też muzyka i zawarte w nim utwory: Byłaś serca biciem Andrzeja Zauchy, Czas nas uczy pogody Krzesimira Dębskiego i Jacka Cygana, Pamiętam ciebie z tamtych lat Krzysztofa Krawczyka, czy Nie poganiaj mnie bo tracę oddech Maanamu. Niestety, brakuje tego najlepszego utworu: tytułowego Sztosu w wykonaniu Kazika.

Ogólnie – film nadaje się najbardziej na polonijną imprezę wśród rodaków, przy muzyce z laptopowych głośniczków, po którejś flaszce, na zasadzie: „Ej, ściągnąłem za****sty polski film!”.

Autor: Marcin Śmigielski

Jubileusz Tęczy

Capture d’écran 2012-06-18 à 11.51.57

Zespół taneczny Tęcza powstał w 1962 roku przy Parafii Matki Boskiej Częstochowskiej i jest najstarszą polonijną grupą folklorystyczną w Montrealu. Obecnie liczy ponad 25 tancerzy, są to chłopcy i dziewczęta w wieku od pięciu do dziewiętnastu lat, którzy tańczą w grupach “Maki”, “Wisła” i “Tęcza”. Polski zespół taneczny Tęcza pełni funkcję prężnego centrum kultury polskiej od 50-ciu lat, służąc najlepiej jak potrafi naszej montrealskiej społeczności. Swoimi występami uświetnia różne uroczystości polonijne, uczy młodzież polonijną folkloru i kultury polskiej. Zespół ten jest najstarszą polonijną grupą taneczną w Montrealu. Powstał w 1962 roku i w tym roku ma okazję celebrować jubileusz 50-cio lecia, który jest zaplanowany na 29 wrzenia 2012 roku.

Nauczycielem tańca, jak również dyrektorem artystycznym i choreografem jest pan Jerzy Różycki, były solista zespołów “Śląsk” i “Mazowsze”.

Zespół ”Tęcza” uświetnia swymi występami wiele uroczystości polonijnych i parafialnych, bierze też udział w festiwalach międzynarodowych reprezentując publicznie folklor i kulturę polską.

 

Ogłoszenie : 29 września 2012 ,sobota zespół taneczny TĘCZA przy parafii Matki Boskiej Częstochowskiej zaprasza całą Polonię,byłych tancerzy oraz członków zespołu na jubileuszowy bankiet 50-ciolecia zespołu. Bilety w cenie 50$-w cenie wliczone wino do kolacji.

Dyrektor artystyczny: Jerzy Różycki

Muzyka: Jerzy Pasternak

Komitet Rodzicielski: Krystyna Kosiorowska, prezes

Próby: Piątki od godziny 18:30 w sali pod kościołem

opłata 15$ – miesięcznie

Zapraszamy dzieci i młodzież!

Mariola Góral, skarbnik

Zdjęcia: www.franciszkanie.org

04 wrzesień 2012-Nowy Premier Quebecu

congres-du-parti-socialiste-le-deroulement-du-scrutin-en-question-id433

Quebec jest największą prowincją w Kanadzie pod względem powierzchni, a jeśli chodzi o liczbę ludności ustępuje jedynie Ontario. Na zachodzie graniczy z Ontario, na północy przez Zatokę Hudsona z terytorium Nunavut, na wschodzie z kontynentalną częścią Nowej Funlandii i Labradoru oraz z Nowym Brunszwikiem. Od południa graniczy ze stanami USA: Nowy York,New Hampshire,Vermont i Maine. Największym miastem prowincji jest Montreal. Inne duże miasta: Quebec(stolica prowincji), Trois-Rivieres,Sherbrooke i Drummondville. Prowincja w przeważającej większości jest frankofońska. Dla większości mieszkańców pierwszym językiem jest francuski. Wielu mieszkańców Quebecu nie zna angielskiego w ogóle lub posługuje się nim bardzo słabo. Język francuski jest jedynym językiem urzędowym w prowincji – zgodnie z Ustawą nr 101 (Loi 101).

Quebec ma prężnie rozwijającą się gospodarkę, która rocznie generuje ponad 240 miliardów dolarów i obok tradycyjnych sektorów obejmuje także przemysł wysokich technologii:

  • przemysł lotniczy i kosmiczny – w Quebecu znajdują się liczne ośrodki rodzimego przemysłu związanego z technologiami lotniczymi i kosmicznymi (m.in. zakłady firmy Bombardier Aerospace). Wiele międzynarodowych korporacji również otwiera tu zarówno swoje biura badawczo-konstrukcyjne, jak i wytwórnie – należą do nich m.in. Pratt & Whitney Canada, Rolls-Royce, Lockheed Martin Canada, Bell Helicopter Textron. Przemysł generuje 10,5 miliarda dolarów, a zatrudnia 391 tys. pracowników.
  • rolnictwo i przetwórstwo – wytwarza 6,8% produktu krajowego i zatrudnia ponad 400 tys. pracowników. 46% produkcji rolnej i spożywczej jest eksportowane, głównie do USA,Japonii i Unii Europejskiej.
  • przemysł farmaceutyczny, rocznie przeznaczający ponad 420 milionów dolarów na badania naukowe. Tworzy go 168 przedsiębiorstw i instytucji badawczych, zatrudniających łącznie 15600 pracowników.
  • biotechnologia – 175 instytucji, zatrudniających 3000 pracowników. Należy do nich największy w świecie instytut badawczy w dziedzinie technologii biologicznych L’Institut de recherche en biotechnologie (IRB) – The Biotechnology Research Institute (BRI). Przemysł ten łącznie przeznacza 337 milionów dolarów na badania i rozwój.
  • przemysł drzewny – generuje 18,9 miliarda dolarów (w tym 11,3 mld eksport), zatrudniając ponad 83 tysiące pracowników.
  • przemysł informatyczny i telekomunikacyjny – ponad 5 tysięcy firm zatrudnia łącznie 100 tysięcy pracowników, generuje 31 miliardów dolarów i rozwija się w tempie 9% rocznie.
  • energetyka – Quebec jest liderem nie tylko w produkcji energii elektrycznej, ale i w wykorzystaniu czystych technologii do jej produkcji. Wielki udział w produkcji prądu ma energetyka wodna.
  • przemysł metalurgiczny

Turystyka to jeden z najbardziej dochodowych i tym samym ważniejszych sektorów gospodarki w Quebecu. W 2005 roku w branży turystycznej zatrudnionych było 133 271 osób. Szacuje się że w 2005, Quebec odwiedziło 28,3 miliony turystów, z tej liczby 75,7% pochodziło od Quebecu, 13% z pozostałych prowincji Kanady, 7,6% ze Stanów Zjednoczonych i 3,7% z innych krajów. Rocznie, turyści pozostawiają więcej niż 7,5 miliardów dolarów w różnych sektorach przemysłu turystycznego.

Kościół katolicki był przez wiele lat ostoją kultury francuskiej i języka francuskiego, o mieszkańcach Quebecu mówiono, że są “naturaliter catholicae”, tzn. “z natury katoliccy”. W latach trzydziestych XX wieku w Quebecu zaczęły zachodzić gwałtowne zmiany społeczno-ekonomiczne. Narodowo-katolicki rząd wspierał Kościół, finansował religię w szkołach, strzegł cenzury w sprawach religijnych, jednocześnie kraj ulegał industrializacji i urbanizacji, zaczął zmieniać się model rodziny: z wielodzietnej, utrzymującej się z rolnictwa, na nowoczesną. Tzw. “cicha rewolucja” nastąpiła tam w latach sześćdziesiątych XX wieku. Gdy Quebec osiągnął wysoki poziom rozwój gospodarczego i wysoki poziom skolaryzacji, kościoły zaczęły się wyludniać; w latach osiemdziesiątych lewicowa, separatystyczna Partia Quebecka(Parti Quebecois) zaczęła odbierać Kościołowi przywileje. Od 2008 roku religia nie jest już nauczana w quebeckich szkołach państwowych; religię katolicką zastąpiło religioznawstwo .

STRUKTURA POLITYCZNA

Gubernator porucznik

Gubernator porucznik reprezentuje w prowincji głowę państwa, czyli królową Kanady9tożsamą z królową Zjednoczonego Królestwa). Mimo że jest mianowany przez monarchę, nominacja następuje automatycznie po rekomendacji premiera prowincji. Funkcje gubernatora porucznika są czysto honorowe i ceremonialne, choć teoretycznie może on wpływać na kształt polityki prowincjonalnej.

Premier

Premier Quebecu jest szefem rządu prowincji. Posiada bardzo szerokie uprawnienia, pozwalające prowadzić skuteczne rządy, jeśli tylko ma zapewnione poparcie w parlamencie. Premierem zostaje lider partii zdobywającej większość w parlamencie. Jeśli z jakichś powodów w czasie trwania kadencji parlamentu przewodniczący rządzącej partii zostaje zmieniony, następuje automatyczna zmiana na stanowisku premiera prowincji.

Zgromadzenie legislacyjne

Parlament Quebecu; Assemblée nationale du Québec (Zgromadzenie Narodowe Quebecu) liczy obecnie 125 deputowanych. Wybierani są oni w 125 jednomandatowych okręgachwyborczych. Partia, która zdobędzie większość w parlamencie, tworzy rząd prowincjonalny, a jej przewodniczący zostaje premierem prowincji. Druga co do liczebności partia w parlamencie otrzymuje status oficjalnej opozycji.

Gmach Parlamentu

Niepodległość

Partia Quebecka, zgodnie ze swą misją, doprowadziła do przeprowadzenia referendum na temat odłączenia się prowincji od Kanady w 1980, w którym 60% głosujących opowiedziało się przeciw suwerenności. Pomimo tej przegranej, Partia Quebecka wygrała wybory w 1981 i rządziła do następnych wyborów w 1985, w których większość zdobyła Partia Liberalna pod przewodnictwem Roberta Bourassy.

Partia Quebecka pod kierownictwem Jacques Parizeau wygrała wybory w 1994 i wezwała do przeprowadzenia kolejnego referendum, które odbyło się w 1995.Referendum zostało przegrane przez separatystów marginesem mniej niż jednego procenta. Parizeau wynik ten skomentował w swej słynnej wypowiedzi, jakoby spowodowany był “przez kapitał i głosy etniczne”. Po przegranym referendum Parizeau podał się do dymisji.

Referendum w 1995 roku było drugim z kolei mającym na celu zbadanie opinii mieszkańców Quebecu czy prowincja powinna oddzielić się od reszty Kanady i zostać osobnym państwem.

Referendum w roku 1995 różniło się od pierwszego referendum. Pierwsze z nich na celu miało zdecydować o tym czy Quebec będzie w stosunku do reszty Kanady niezależnym stanem, ale dwie mające powstać w wyniku tego referendum części nadal miała łączyć silna więź Przemysłowo-gospodarcza i polityczna. Drugie referendum proponowało całkowite oddzielenie Quebecu.

W dniu 4 września 2012 Partia Quebecka wygrała wybory do rządu prowincjonalnego ,Premierem Quebecu została pierwsza kobieta w historii tej prowincji,liderka Partii Quebeckiej, pani Pauline Marois.

Opracował: Z.P.Wasilewski

80 milionów:najbardziej amerykański polski film

z8871017Q,Tylko-do-konca-2010-mozna-bylo-wymienic---stare-pieniadze---

Grudzień ’70, strajki, „Solidarność”, stan wojenny. O wydarzeniach tego okresu polska kinematografia wydała na świat już kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt filmów. W większości udanych, a niektóre są w dodatku interesujące. Kolejny, Wałęsa w reżyserii Andrzeja Wajdy, właśnie znajduje się w fazie postprodukcji. Niektóre z nich, jak np.: Człowiek z żelaza Wajdy, Śmierć jak kromka chleba Kazimierza Kutza, czy Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł Antoniego Krazue, traktują o tych wydarzeniach bardzo dosłownie. Ocierają się o dokument, a główny bohater zostaje wrzucony w centrum właśnie tworzącej się historii. Inne, takie jak: Wszystko co kocham Jacka Borcucha, Dom zły Wojciecha Smarzowskiego, czy bodaj jedyna udana komedia w tym temacie, Rozmowy kontrolowane Sylwestra Chęcińskiego, to z kolei luźne nawiązania do tamtych wydarzeń, które są jedynie tłem dla fabuły i głównych bohaterów. W tym kontekście dość trudno mi sklasyfikować powstały niecały rok temu 80 milionów Waldemara Krzystka. Bo jest tu co prawda dokumentacja wydarzeń na krótko przed wprowadzeniem stanu wojennego, ale jest i przygoda, i niezła intryga, i można się też pośmiać. A co najlepsze – wszystko to podane jest w dobrze wyważonych proporcjach. Jeszcze raz potwierdza się, że najciekawsze historie pisze samo życie. Cała fabuła jest bowiem oparta na faktach.

Wrocław, grudzień 1981 roku. Życie wygląda tu jak w każdym tego typu mieście w ówczesnej Polsce. Ludzie stoją w niekończących się kolejkach, wstaja o świcie do pracy, niektórzy prowadzą działalność antykomunistyczną. Nasilają się prowokacje Służby Bezpieczeństwa. Nieuchronnie zbliża się konfrontacja władzy z opozycją. Czując wiszącą w powietrzu wojnę, Zarząd Regionu Dolny Śląsk NSZZ „Solidarność” postanawia wycofać z banku związkowe pieniądze, zanim konto zostanie zablokowane przez władze. Dalej fortunę trzeba przechować, a i samemu nie dać się złapać. Uwierzcie mi, oglądając ten film, trudno uwierzyć, że to działo się naprawdę. Oprócz klasycznego antagonizmu na linii milicja-opozycja, w filmie swój udział mają także: SB, kontrwywiad wojskowy, księża, cinkciarze, a nawet… „cichociemni”, których losy po wojnie i przetrwaniu okresu stalinizmu potoczyły się różnie, a którzy teraz mają okazję służyć młodszym kolegom radą i wsparciem. Osią całej fabuły jest oczywiście sprzątnięcie fortuny sprzed nosa „esbecji”. Wokół niej umiejętnie umieszczone są wątki poboczne: małżeństwo Staszka z Anią, niepokojący związek Maksa z francuską dziennikarką, czy  – o czym dowiadujemy się dopiero w drugiej połowie filmu – zaskakująca relacja między dwoma wysokiej rangi oficerami.

Cały pierwszy plan filmu obstawiony jest aktorami młodszego pokolenia. W roli Władysława Frasyniuka występuje Filip Bobek, szerszej publiczności znany z serialu Barwy szczęścia. Również serialową twarzą jest grający Józefa Piniora Krzysztof Czeczot. W jego kolegę, który wspomaga go w podejmowaniu i transporcie pieniędzy, Piotra Bednarza, wciela się Maciej Makowski. Ostatniego z bohaterów najbardziej spektakularnej akcji stanu wojennego, Stanisława Huskowskiego gra Wojciech Solarz, który – mam wrażenie – ma najwięcej znaczących ról na koncie z wymienionej czwórki. Choćby policjanta-ofermę Cielęckiego z trylogii U pana Boga za piecem, czy Juniora z serialu Oficer. Narzeczoną Józka odtwarza znana m.in. z Wszystko co kocham Olga Frycz. Ale prawdziwym strzałem w dziesiątkę było obsadzenie Piotra Głowackiego w roli chamowatego kapitana SB, Stanisława Sobczaka. To właśnie ta postać wprowadza do filmu duży element humoru. Jego zacietrzewienie i imponujący repertuar „łaciny” wyglądają dość groteskowo w zestawieniu z jego wysokim głosem, a cyniczny uśmiech od razu przypomina Jacka Nicholsona w Batmanie. Jego podwładnych grają m.in.: Sonia Bohosiewicz (Czerniak), użyczający głosu Maślanie w Włatcach móch Adam Cywka (Zubek) i aktor o twarzy idealnej do odtwarzania negatywnych postaci, Mirosław Haniszewski („Gapa”). Patrząc na ich poczynania w pracy operacyjnej widzimy, że wulkanami intelektu raczej nie są, podobnie zresztą jak ich przełożony. Można zadać sobie więc pytanie: dlaczego to akurat Sobczak kieruje ich zespołem? Odpowiedź znajdziecie w filmie, obserwując jego zachowanie, zwłaszcza wobec przesłuchiwanych. Nie zabrakło oczywiście starszych i uznanych aktorów: Jana Frycza w roli majora Bagińskiego z Wojskowej Służby Wewnętrznej, Mirosława Baki jako komendanta miejscowej Komendy Wojewódzkiej, czy Krzysztofa Stroińskiego wcielającego się w postać księdza „Żegoty”. Na szczególną uwagę zasługują jednak: Adam Ferency w epizodycznej roli arcybiskupa Gulbinowicza oraz Mariusz Benoit jako tajemniczy sprzymierzeniec młodych solidarnościowców. To są te role, o których mówi się: mistrz drugiego planu. Filmowa wersja autentycznego wydarzenia jest oczywiście wzbogacona o sytuacje i postaci fikcyjne, jak np. Maks (Marcin Bosak) i jego perypetie z oszałamiającej urody reporterką francuskiej telewizji (Emilia Komarnicka). Notabene, puenta ich związku warta jest głównego wątku.

Dobry film to taki, który jeszcze nazajutrz nie pozwala o sobie zapomnieć. I takim jest dla mnie 80 milionów. Nawet mimo pewnych niedociągnięć. Po dziś dzień niepojętym dla mnie jest, dlaczego potrafię zrozumieć wszystko, co wypowiadają starsi i doświadczeni aktorzy, a problemy następują, gdy na ekranie pojawiają się młodsi. A przecież grają w tym samym filmie, więc nie jest to wina dźwiękowców. No i główna bolączka wieloletniego wielbiciela serialu 07 zgłoś się. W 80 milionach następuje scena pościgu samochodowego oficerów SB za chwilowo najbogatszymi ludźmi w Polsce, czyli naszymi bohaterami, którzy przed chwilą podjęli pieniądze. A czym mieliby się ścigać po ulicach Wrocławia na początku lat osiemdziesiątych? Syrenkami, warszawami, wartburgami? To mieliśmy okazję oglądać w przygodach kapitana Sowy, w latach sześćdziesiątych. Teraz wyglądałoby to co najmniej groteskowo. W miarę wtedy szybkim i najbardziej odpowiednim do tego celu samochodem był fiat 125p. Nie ma bardziej urzekającej sceny dla wielbiciela polskiej motoryzacji (zwłaszcza takiego, który pamięta czasy, gdy na polskich ulicach widać było głównie polskie pojazdy), niż pościgi w wykonaniu tej polsko-włoskiej myśli technicznej. We wszystkich najnowszych filmach tego rodzaju, te samochodowe zabytki raczej widzimy odchuchane, nienagannie nawoskowane (nawet zimą…), a w całym filmie przejeżdżają raptem kilkadziesiąt metrów. 80 milionów miał wielką szansę zaistnienia w polskiej kinematografii jako film z najlepszą od czasów 07 zgłoś się sceną pościgu samochodowego z udziałem legendarnych produktów polskiej motoryzacji. Miał… ale jej nie wykorzystał. Niczym u „Orłów Engela, Janasa, Beenhakkera, Smudy”, szansa była nieprzeciętna, możliwości spore, a wyszło jak zawsze. Scena jest rozpaczliwie krótka. Wprawdzie twórcy filmu dysponowali kwotą dziesięć razy mniejszą niż 80 milionów, ale nie wierzę, że nie wystarczyłoby na dodatkowych kilka godzin dla dwóch kaskaderów, bądź kierowców rajdowych i serwis zasłużonych fiacików. Dlaczego…?  :(

Na otarcie łez pozostaje – jak zawsze – muzyka. Tej w 80 milionach nie można nic zarzucić. W tle wydarzeń brzmią nieśmiertelne szlagiery tamtego okresu: Psalm stojących w kolejce Krystyny Prońko, Jestem kobietą Maanamu, Dorosłe dzieci Turbo, Przeżyj to sam Lombardu, czy świetna ilustracja finałowej sceny bitwy z milicją – Chcemy być sobą Perfectu (często wówczas śpiewane przez fanów jako: „Chcemy bić ZOMO”). No i plenery! Akcja filmu zahacza o najpiękniejsze punkty Wrocławia – m. in. Most Grunwaldzki i okolice Katedry św. Jana Chrzciciela. Warto je odwiedzić osobiście.

Kogo, poza emigrantami i ludźmi, którzy to przeżyli, obchodzi dziś stan wojenny i skłócona „Solidarność”? Młodzież interesuje się tym tematem tylko tyle, ile potrzebuje do odfajkowania na ocenę. Tymczasem od wielu moich młodszych przyjaciół słyszałem wiele pochlebnych słów pod adresem tego filmu. To znaczy, że nie tylko obejrzeli go do końca, ale także im się podobał. Niektórzy recenzenci nazywają 80 milionów najbardziej amerykańskim polskim filmem. Nie sposób się z nimi nie zgodzić. Zawiera wszystko to, czego nie powstydziłaby się przyzwoita, hollywoodzka produkcja. Jest intryga głównych bohaterów i ich antagonistów – wygrywa sprytniejszy i odważniejszy. Jest wiele momentów zaskoczenia i emocji; jest humor, romans, szczypta erotyzmu, przemoc, radość i w końcu efektowne zakończenie. A wszystko w naszych, polskich realiach i scenerii. I można zrobić historyczny film ciekawie? Można!

Polecam.

 

Autor: Marcin Śmigielski

Fot.: materiały prasowe

Most Percy w Hinchinbrooke

91860~v~Ponts_couverts_au_Quebec_Les

Miejscowość Hinchinbrooke jest niewielką osadą tuż przy granicy kanadyjskiej w prowincji Quebec, nad rzeczką Chateauguay w regionie Monteregie. Jest to osada kanadyjska o typowo rolniczym profilu skupiająca ok. 2400 mieszkańców. Od 1987 roku ta miejscowość pojawia się w przewodnikach turystycznych Quebecu dzięki drewnianemu obiektowi ,który znajduje się na obrzeżach tej miejscowości. W tym właśnie roku Ministerstwo Kultury prowincji Quebec sklasyfikowało drewniany most w tej miejscowości jako zabytek narodowy. Most zasłużył sobie na to miano z dwóch powodów;jest to najstarszy zadaszony most w Kanadzie ciągle w użytku,oraz jedyny na świecie most drewniany typu McCallum,który dotrwał do naszych czasów.

Most Percy,rok budowy 1861

Most Percy łączy dwa brzegi rzeki Chateauguay między miejscowościami Elgin i Hinchinbrooke.Jego długość to 55 metrów,jest złożony z dwóch przęseł opartych na pylonie wymurowanym z kamienia pośrodku rzeki.Został zrealizowany przez miejscowego kowala niejakiego Roberta Grahama . Koszt budowy w chwili jego realizacji wyniósł 1675 dolarów;kwota bardziej przemawiać będzie do wyobraźni gdy się ją porówna do średniej ceny konia pociągowego z tamtych czasów w granicach: 15-25$ za sztukę.

fot.archiwum;Most przed pracami konserwatorskimi

Wygląd po kuracji odmładzającej

W ubiegłym roku odbyła się mała uroczystość w celu podkreślenia 150-tej rocznicy powstania mostu Percy w towarzystwie amerykańskiego konsula generalnego w Kanadzie Andrew Parkera oraz gubernatora-porucznika prowincji Quebec, Pierre Duchesne’a. Tablica pamiątkowa z tej uroczystości została zainstalowana na pobliskim głazie.

Daniel Craig McCallum (1815-1878) urodzony w Szkocji,przybył do  Stanów Zjednoczonych (Nowy York) gdy był małym dzieckiem. McCallum był inżynierem oraz menadżerem zakładów kolejowych. Podczas Wojny Secesyjnej zarządzał kolejami Stanów Zjednoczonych w stopniu generała. Jest autorem drewnianej konstrukcji mostów kolejowych XIX-tego wieku,które zostały wyparte dopiero przez stalowe konstrukcje Gustawa Eiffla. Jedynym,zachowanym na świecie przykładem takiej konstrukcji jest most Percy Powerscourt, w quebeckiej miejscowości Hinchinbrooke.

Autor:Z.P.Wasilewski

foto:Z.P.Wasilewski

Polski Szkot w Montrealu

Kilt

Jednym z licznych uczestników Festiwalu Polskiego w Montrealu, który odbył się w weekend w dniach 11 i 12 sierpnia br. w Parku des Faubourgs, oprócz takich gości jak Chińczycy, Arabowie, Haitańczycy, Kebecy, Ukraińcy i in. pojawił się również Szkot. Nie byłoby w tym fakcie nic nadzwyczajnego gdyby się nie okazało, że ów Szkot doskonale włada językiem polskim. Był nim pan Andrzej Zalewski, który jest polskim pracownikiem naukowo – dydaktycznym na Politechnice Łódzkiej, na stałe mieszka w Warszawie i przebywa w Kanadzie na stypendium naukowym. Kronika Montrealska poprosiła o wywiad z tym nad wyraz sympatycznym jegomościem. A oto rezultat naszego spotkania:

Zbigniew Wasilewski (ZW): Witam pana, panie Andrzeju. Dziękuje za przyjęcie zaproszenia. Chciałbym najpierw prosić o przedstawienie się oraz zapytać jaki jest cel pana pobytu w Montrealu.

Andrzej Zalewski (AZ): Jestem doktorem nauk technicznych i inżynierem budownictwa lądowego. Pracuję na Wydziale Budownictwa, Architektury i Inżynierii Środowiska w Katedrze Geotechniki i Budowli Inżynierskich Politechniki Łódzkiej. Prowadzę również zajęcia z Planowania Transportu dla Studentów kierunku Inżynierii Architektonicznej w Centrum Kształcenia Międzynarodowego PŁ. Są to zajęcia w języku angielskim. Uczestniczą w nich również studenci zagraniczni studiujący na naszej łódzkiej uczelni, w tym w ramach programu wymiany studentów Unii Europejskiej Erasmus, a którzy chcą zdobyć wiedzę i umiejętności w zakresie planowania transportu. Od 20 lat jestem również zastępcą kierownika Podyplomowego Studium Urbanistyki i Gospodarki Przestrzennej na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Od 2011r jestem również (wraz z M. Zamaną). koordynatorem krajowym Europejskiej Sieci Turystycznych Tras Rowerowych EuroVelo na Polskę Środkową i Południową. Jest to program rozwijany przez Europejską Federację Cyklistów (ECF).

Celem mojego pobytu w Kanadzie jest odbycie stażu naukowego i zebranie materiałów do dalszej pracy naukowo – badawczej.  Zajmuję się naukowo i profesjonalnie planowaniem systemów transportu w zagospodarowaniu przestrzennym, ze szczególnym uwzględnieniem zagadnień transportu zrównoważonego, w tym uspokojeniem ruchu drogowego, ruchem rowerowym, a także co się z tym bardzo wiąże – bezpieczeństwem ruchu drogowego. Mam również wieloletnie doświadczenie w planowaniu i projektowaniu dróg ekspresowych. Mój staż w Uniwersytecie McGill sponsorowany jest przez uczelnię w ramach środków uzyskanych z   Programu Unii Europejskiej „Kapitał Ludzki – Narodowa Strategia Spójności” w ramach Europejskiego Funduszu Społecznego EU. W Kanadzie przebywam już od dziewięciu tygodni.

ZW: Jaki był dotychczasowy program pańskiego pobytu w Kanadzie?

AZ: W końcu czerwca uczestniczyłem w Światowej Konferencji Rowerowej Velo City Global 2012, która odbyła się w Vancouver w British Columbia. Podczas konferencji prezentowałem 2 referaty dotyczące rozwoju infrastruktury i ruchu rowerowego w Polsce. Są to zagadnienia, nad którymi pracuję naukowo od trzydziestu lat. M.in. mój doktorat dotyczył również tych zagadnień. W konferencjach Velo-City, VeloMondial i VeloCity Global biorę udział regularnie od 1991r, w większości konferencji przedstawiając wyniki swoich badań i studiów nad tymi zagadnieniami.

Z referatów przedstawionych na konferencji w Vancouver, jeden dotyczył projektowania infrastruktury rowerowej w przestrzeni publicznej w miastach polskich, natomiast drugie wystąpienie było przedstawieniem projektu Turystycznych Tras Rowerowych w Polsce Wschodniej. Jest to przedsięwzięcie, nad którym przez ostatnie dwa lata pracowałem w zespole autorskim jako ekspert ds. ruchu rowerowego. Projekt ten wykonywany był na zlecenie Ministerstwa Rozwoju Regionalnego RP w ramach Programu Operacyjnego Polska Wschodnia, który finansowany jest przez Unię Europejską.

Kolejnym punktem programu jest pobyt na Uniwersytecie McGill w Szkole Urbanistyki, gdzie mam możliwość głębszego zaznajomienia się z problemami rozwoju przestrzennego i systemów transportu miejskiego miast kanadyjskich. W ramach stażu odbywam również podróże do najbardziej znaczących miast Kanady, jak Toronto, Quebec czy Ottawa-Gatineau, Odbywam również spotkania w różnych instytucjach publicznych z osobami odpowiedzialnymi za ww. zagadnienia. Są one niezwykle cenne zarówno w kontekście doświadczeń naukowych, jak i pracy dydaktycznej na uczelni.

ZW: Czy mógłby pan przybliżyć nam ten program i projekt „Turystycznych Tras Rowerowych w Polsce Wschodniej”, o którym pan wspomniał?

AZ. Polska po przystąpieniu do Unii Europejskiej (EU) w ramach działań mających na celu podnoszenie i wyrównywanie poziomu życia w Polsce, otrzymała pomoc finansową na rozwój sektorów gospodarczych i regionów, których rozwój społeczno – gospodarczy jest poniżej średniej europejskiej. Planowane przedsięwzięcia po ich wdrożeniu mają wyrównać obecne dysproporcje między rozwojem Polski i regionów naszego kraju z regionami europejskimi.  Do takich dziedzin należą m.in. infrastruktura i środowisko, innowacyjność w gospodarce, a także Polska Wschodnia. Program spójności EU pod pojęciem Polski Wschodniej rozumie pięć województw, z których cztery, tj. województwa: warmińsko – mazurskie, podlaskie, lubelskie i podkarpackie usytuowane są wzdłuż wschodniej granicy Polski. Jako piąte województwo do programu włączone zostało województwo świętokrzyskie, choć jest geograficznie usytuowane bardziej w centrum Polski niż na Wschodzie. Województwa te zamieszkuje łącznie 8 152,6 tys. osób ludności, co stanowi 21,1% ogółu populacji. poziom rozwoju gospodarczego mierzony produktem krajowym brutto na mieszkańca waha się w przedziale 67,2 – 77,6% średniej krajowej, która wg danych za rok 2010 wynosiła $ 8890 USD. Poziom urbanizacji, czyli udział ludności mieszkającej w miastach znacznie odbiega od średniej krajowej (60%) i dla województw Polski Wschodniej wynosi zaledwie 51,3%. Podobnie jest gęstością zaludnienia wynoszącej przeciętnie 82 osoby/km2, która jest również znacznie niższa niż średnia krajowa 123 osoby/km2. Jak widać regiony Polski Wschodniej są bardzo ubogie i słabo zasiedlone.

Na podstawie licznych doświadczeń zagranicznych, w tym również kanadyjskich, a dokładnie Prowincji Quebec przyjęto założenie, że rozwój turystycznych tras rowerowych w Polsce Wschodniej może być jednym z czynników rozwoju gospodarczego i społecznego tych regionów. Mówiąc o doświadczeniach Quebec’u chodzi mnie o wyjątkowe w skali światowej działania organizacji VeloQuebec, która zarządza siecią turystycznych tras rowerowych La Route Verte. Z tym projektem zetknąłem się już 20 lat podczas swojego pierwszego w Montrealu na Światowej Konferencji VeloMondial w roku 1992r. Dzisiaj jest to ok. 5000 km w Quebec’u i w innych prowincjach kanadyjskich. 20 lat temu projekt długodystansowych tras rowerowych był światową nowością. Było przedsięwzięcie niezwykłe i fascynujące. Kilka lat później w jednoczącej się Europie, ECF podjęła pracę nad tym projektem, a od kilku lat prace nabrały tempa nad wdrożeniem projektu, m.in. przez realizacje pierwszych odcinków oraz powołanie Koordynatora Europejskiego i Koordynatorów Krajowych.

ZW: A w jaki sposób projektowane turystyczne drogi rowerowe mają przyczynić się do rozwoju społeczno – gospodarczego?

AZ: Działania związane z rozwojem turystycznych tras rowerowych, aby przynieść efekty muszą mieć charakter systemowy. Tzn.,  że obok samej infrastruktury w formie tras rowerowych muszą być wyposażone w infrastrukturę noclegową i gastronomiczną, serwisy rowerowe oraz system informacji. Oznacza to rozwój sieci hoteli, pensjonatów, schronisk, restauracji, barów, warsztatów, etc. Równocześnie powstają nowe miejsca pracy, na których pracować będą osoby o wyższych kwalifikacjach niż posiadane wcześniej. Bardzo ważna jest kwestia poprawy poziomu znajomości języków obcych, gdyż wśród rowerzystów będą również cudzoziemcy. Nie zapominajmy również o doskonałej okazji promocji regionów i produktów regionalnych, przez które przebiega taka trasa. Działania te powinny zaktywizować gospodarczo i zmienić mentalność społeczności lokalnych, tak aby stały się otwarte na różnorodność. Czyli im więcej turystów, tym więcej pieniędzy dla mieszkańców i regionów, przez które przebiega dana trasa.

Należy jeszcze wspomnieć, że ww. regiony Polski Wschodniej odznaczają się w znacznej części unikalnymi w skali europejskiej walorami przyrodniczo – krajobrazowymi. Projektowana trasa rowerowa o łącznej długości prawie 2000 km przebiega przez bardzo atrakcyjne tereny o znacznymi zróżnicowaniu krajobrazowym. Gdybyśmy chcieli to krótko scharakteryzować, to województwo warmińsko – mazurskie przede wszystkim z licznymi jeziorami i wzgórzami, ale również pas wzdłuż Zalewu Wiślanego z zamkami i zabytkowym układem przestrzennym miast i miasteczek. Podlaskie z kolei, to obok jezior i unikalnych w skali europejskiej bagien stanowiących Biebrzański Park Narodowy, to przede wszystkim Puszcza Białowieska. Lubelskie to m.in. Pojezierze Włodawskie i Roztocze, a Podkarpackie – najbardziej górzysty rejon całej trasy z licznymi fortyfikacjami, pałacami i zamkami oraz malowniczymi dolinami rzecznymi. Wreszcie Świętokrzyskie – niezwykle urokliwy Sandomierz, coraz atrakcyjniejsze turystycznie Kielce i odcinki prowadzące przez najstarsze góry w Polsce. Atrakcji jest wiele w każdym z regionów, tak że nie sposób ich wszystkich wymienić. Projektowe Turystyczne Trasy Rowerowe mają powstać do końca 2016r. Największym problemem projektu jest jego koordynacja na szczeblu poszczególnych województw. Wspomnę tylko, że partnerami projektu jest ponad 300 jednostek samorządu terytorialnego (gminy, powiaty) oraz instytucji zarządzających wybranymi terenami (lasy, drogi).

Wypada jeszcze wspomnieć, że projektowane trasy rowerowe na znacznej długości prowadzone będą poza jezdnią w formie ścieżek rowerowych lub ciągów pieszo – rowerowych. Na odcinkach o niewielkim ruchu samochodowym (do 1000 p/d) rower będzie się poruszał w ruchu mieszanym, wspólnie z samochodami. W projektowaniu wykorzystałem swoje wieloletnie doświadczenia, m.in. z uczestnictwa w konferencjach VeloCity oraz z licznych podróży zagranicznych. Zakłada się oczywiście, że tzw. długodystansowi turyści rowerowi podczas jednej kilku- lub kilkunastodniowej podróży będą pokonywali wybrany przez siebie odcinek trasy. Dzienna porcja to maksymalnie ok. 60 – 80 km. Z tras rowerowych korzystać będzie również ludność miejscowa, zarówno w przemieszczeniach codziennych (np. do pracy, szkoły, po drobne zakupy) – podróże do kilku kilometrów, jak również dla rekreacji. Ocenia się podróże jednodniowe o charakterze rekreacyjno – turystycznym nie będą  przekraczały 30 km.  Aby zainteresować potencjalnych użytkowników nowym produktem turystycznym i ułatwić wybór, przewiduje się w ramach działań promocyjnych m.in. powstanie portalu internetowego przedstawiającego ww. kwestie.

 

ZW: Wspomniał pan, że jednym z ważnych pól zainteresowań naukowych i zawodowych jest uspokojenie ruchu drogowego. Czy mógłby pan przybliżyć naszym Czytelnikom to zagadnienie.

 

AZ: Uspokojenie ruchu jest kompleksową koncepcją urbanistyczno – komunikacyjną, która już od ćwierć wieku rozwijana jest miastach i aglomeracjach.

Uspokojenie ruchu drogowego wg profesorów A. Rudnickiego i K. Biedy z zespołem jest to „uporządkowanie i dostosowanie komunikacyjnego sposobu obsługi obszaru do jego podstawowych funkcji i charakteru użytkowego, kulturowego i ekologicznego”. Mówiąc prościej, w zależności od charakteru danego obszaru wprowadzamy takie ograniczenia w dostępności komunikacyjnej i  dozwolonej prędkości ruchu drogowego (max. do 30 – 50 km/h), aby uzyskać oczekiwane efekty. Są nimi przede wszystkim poprawa bezpieczeństwa ruchu, poprawa warunków ruchu dla rowerzystów, pieszych i komunikacji zbiorowej oraz warunków środowiskowych. Chcąc ograniczyć natężenia ruchu należy przede wszystkim wyeliminować ruch tranzytowy z danego obszaru, a następnie wprowadzić kompleksowe zmiany w organizacji ruchu. Uspokajając ruch drogowy nie wystarczy ustawić odpowiednich znaków ograniczających prędkość, ale również należy wprowadzić takie zagospodarowanie ulic, aby wymusić na kierowcach wolniejszą jazdę. Może to odbyć się np. przez zawężenie przekroju i pasów ruchu. Innym sposobem jest m.in. przekładanie toru jazdy i tym samym wymuszenie mniejszej prędkości. Metod i środków uspokojenia ruchu jest wiele i są one różnorodne. Muszą być one dostosowane do warunków lokalnych. Najlepiej jest oczywiście, gdy działaniom tym towarzyszy również przebudowa ulic i podnoszenie ich walorów estetyczno – krajobrazowych. Ulice stają się atrakcyjniejsze i bardziej przyjazne dla mieszkańców. Wdrażaniu rozwiązań uspokojenia ruchu muszą towarzyszyć działania informacyjne, które pokażą mieszkańcom efekty zamierzonych działań. Zarówno doświadczenia zagraniczne, jak i moje własne ze zrealizowanych projektów wskazują, że jest to zagadnienie obejmujące  informowanie, edukowanie i uwrażliwianie społeczności lokalnych. Jeśli te wszystkie działania będą spójne i kompleksowe, to osiągniemy efekt synergii, czyli łącze efekty będą znacząco większe niż gdybyśmy ww. działania podejmowali osobno. Idea uspokojenia ruchu ma zastosowanie prawie wszystkich typach i funkcjach obszarów zurbanizowanych, poza tylko teranami przemysłowymi. Wyjątkowe możliwości uspokojenia ruchu tkwią w interdyscyplinarności koncepcji i nowatorskim podejściu integrującym różne dziedziny działalności urbanistycznej, w tym: transport, przestrzeń, środowisko, aspekty społeczne i funkcjonalne. O tym i o wielu innych zagadnieniach związanych z uspokojeniem ruchu drogowego piszę w swojej monografii pt. „Uspokojenie ruchu jako zagadnienie urbanistyczne” wydanej przez Politechnikę Łódzką w roku 2011. Dla przybliżenia Czytelnikom „Kroniki Montrealskiej”, moim skromnym zdaniem, tego złożonego i pasjonującego, zagadnienia udostępniam streszczenie książki w jęz. polskim.

 

ZW: Jak widzi pan rozwiązania uspokojenia ruchu w warunkach Montrealu i miast kanadyjskich?

AZ: Studiując literaturę i prowadząc rozmowy na ten temat, a także obserwując ruch uliczny, dochodzę do wniosku, że w warunkach kanadyjskich uspokojenie ruchu jest bardziej kwestią mentalności i zmian w świadomości zarówno decydentów, jak społeczności lokalnych, niż działań techniczno – organizacyjnych i możliwości finasowych. Mieszkańcy Kanady od lat żyją w warunkach rozwiniętej motoryzacji i wspaniałych sieci autostrad i dróg ekspresowych. Dostępność sieci ulic w miastach, poza głównymi arteriami drogowymi nie jest ograniczana. Z drugiej strony widzę znacznie większą kulturę jazdy i przestrzeganie ograniczeń prędkości niż w Polsce. Nawyki społeczeństwa jest bardzo trudno zmienić, w związku z czym wprowadzanie uspokojenia ruchu na ulicach w miastach, które w miarę dobrze funkcjonują od lat, mogłoby spowodować zrozumiałe protesty. W wypadku, gdy dotychczasowe rozwiązania się już nie sprawdzają i gdy następuje uzasadniona konieczność podniesienia walorów estetyczno – krajobrazowych, rozwiązania uspokojenia ruchu będą z pewnością akceptowane. Podczas swojego pobytu w Kanadzie natrafiłem na różne studia i projekty uspokojenia ruchu w miastach, przede wszystkim w Prowincji Ontario i British Columbia, które są w swoich założeniach i propozycjach projektowych bardzo zbliżone do warunków europejskich. Nie znalazłem natomiast rozwiązań z Prowincji Quebec. W Montrealu natrafiłem na nieliczne rozwiązania uspokojenia ruchu. Ze zdumieniem natomiast przeczytałem stanowisko Kanadyjskiej Rady ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego z roku 2009, co prawda organizacji pozarządowej i niezależnej, w którym stwierdza się, że uspokojenie ruchu nie jest rozwiązaniem dobrym, a wręcz złym dla miast kanadyjskich! Pochłania pieniądze, utrudnia ruch zarówno codziennym użytkownikom, jak i dojazd samochodów w nagłych wypadkach oraz sprzątanie i odśnieżanie. W związku z tym rozwiązań uspokojenia ruchu nie należy wprowadzać. Chcąc poprawić bezpieczeństwo ruchu i estetykę ulic, za najlepsze rozwiązanie wspomniana Rada uznał, że najlepsze są „sprawdzone środki poprawy bezpieczeństwa ruchu drogowego” przez dalsze usprawnienia sterowania ruchem, w tym stosowanie inteligentnych sygnalizacji świetlnych, zwiększenie przepustowości, poprawę oznakowania i oświetlenia[1]. Stanowisko prawie, jak Polskiej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego, ale sprzed 20 lat! Zmieniło się ono radykalnie, po opracowaniu Krajowego Programu Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego „GAMBIT” w 1996r. i w którego połączonych zespołach autorskich miałem zaszczyt uczestniczyć. O tym, że są również inne stanowiska szczebla krajowego w Kanadzie niech świadczy fakt, że niezwykłe walory koncepcji uspokojenia ruchu doceniono w bardzo ciekawym  opracowaniu studialnym dotyczących tych zagadnień, a zrealizowanym w kontekście wpływu uspokojenia na poprawę stanu zdrowia mieszkańców na zlecenie Centrum Narodowego Współpracy w zakresie polityki publicznej i zdrowia (Centre de collaboration national  sur les politiques publiques et la santé) oraz Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego Quebec’u (Institut national de santé publique du Québec)

ZW: Ale powróćmy do informacji wspomnianej na wstępie wywiadu. Podczas Festiwalu Polskiego w Montrealu prezentował się pan w kilcie szkockim. Skąd ten odmienny strój?

Wynika to z kilku powodów. Bardzo lubię kilty i tradycyjne stroje szkockie oraz generalnie szkocką kulturę. Często, gdy pozwalają na to okoliczności ubieram kilt. Jest to bardzo wygodny strój. Wzór kraty w kilcie, w którym jestem na załączonych do wywiadu fotografiach, jest to „The Black Watch” – wzór tartanu (kraty) Królewskiego Regimentu Szkockiego. Upalna pogoda spowodowała, że z oryginalnego szkockiego stroju miałem na sobie jeszcze tylko koszulę. Skarpety zmieniłem na lżejsze. Zrezygnowałem z szala i sporranu (specjalnie usztywniona torebka ze skóry noszona z przodu i umocowana do kiltu) oraz rodzaju czapki – glengarry. Uważam, że kilty i spódnice dla mężczyzn są bardzo dobrym rozwiązaniem. Aby nie być gołosłownym osobom, które uważają inaczej,  proponuje prześledzić w internecie aktualne tendencje w modzie męskiej prezentowane w kolekcjach wielu znanych projektantów podczas wielkich pokazów mody.

Tutaj w Montrealu widoki ludzi w strojach ludowych z różnych kontynentów nie należą do rzadkości i Montrealczycy są przyzwyczajeni do widoku np. Hindusa w turbanie czy arabskiego Imama z długą brodą i białej sukni.

Z.W: Jakie jest pana zdanie o Montrealu oraz o Polonii montrealskiej ?

A.Z: Jak wspomniałem w Montrealu jestem po raz drugi w moim życiu, przebywałem w Montrealu dwadzieścia lat temu, ale krótko. Zawsze mnie to miasto fascynowało, w ogóle uważam, że Kanadyjczycy to bardzo uprzejmi, życzliwi, pogodni ludzie, którzy są gotowi nieść pomoc. Ponadto Montreal dla wielu starszych Polaków jest miastem symbolem. Tutaj właśnie przed laty swe rejsy z Polski kończyły m.in. transatlantyki „Batory” i „Stefan Batory”, a Rodacy zaczynali nowe życie. Dzisiaj to już historia. Montreal jest miastem bardzo różnorodnym kulturowo i niezwykle bogatym w wydarzenia artystyczne i społeczne. Mieszkańcy Montrealu pokazują jak mogą przyjaźnie współistnieć środowiska o odmiennej kulturze, przekonaniach i orientacjach z pożytkiem dla wszystkich. Montrealu poruszam się komunikacją miejską i co mnie zdumiewa, to fakt jak bardzo są zdyscyplinowani pasażerowie autobusów – grzecznie ustawiając się w kolejce. Uważam, że Polonia montrealska jest doskonale zorganizowana. Odnoszę wrażenie, że skupia się ona wokół parafii polskich w Montrealu. Ogromna i nieocenialna jest rola Ojców Franciszkanów, którzy tak oddanie sprawują opiekę duszpasterską nad Polonią. Jest to bardzo ważne dla osób wierzących. Jestem od ośmiu tygodni w Montrealu i widzę jak bardzo dużo się dzieje w polskiej społeczności. Ogromne wrażenie wywarło na mnie spotkanie z byłym proboszczem parafii pw. Matki Boskiej Częstochowskiej – O. Łucjanem Królikowskim, które odbyło się w lipcu w Domu Polskim Orła Białego. Wzruszająca do łez była powieść wiekowego już dziś duchownego o losach tułaczki wojennej i dzieci polskich, którymi opiekował się i przyjechał do Kanady. A wspólne spotkanie z tymi dziećmi, dzisiaj już również ludźmi w podeszłym wieku i wspólna fotografia, to coś niezwykłego. Podobnie wzruszająca, jak relacja Ojca Łucjana o osobistej znajomości i wspólnej pracy przed II Wojną Światową z Św. Ojcem Maksymilianem Kolbe. Jako Polak jestem dumny, że Prezydent RP śp. Lech Kaczyński uhonorował Ojca Królikowskiego jednym z najwyższych polskich odznaczeń państwowych, na co niewątpliwie sobie zasłużył.

ZW: A jakie wrażenie wywarł na panu Festiwal Polski?

AZ: Dwa dni Festiwalu były bardzo ciekawe. Pragnę przy okazji złożyć serdeczne gratulacje organizatorowi panu Leszkowi Kaczorowi oraz życzyć mu sukcesów na przyszłość. Wszystkie prezentacje taneczno – muzyczne oraz towarzyszące wykłady i wystawy twórczości polonijnych naukowców i artystów plastyków, w tym m.in. znakomite obrazy autorstwa pani Marioli Nykiel, pokazały, że Polonia montrealska jest pełna pasji twórczej i zaangażowania w rozwój kultury i nauki oraz zachowanie narodowego polskiego dziedzictwa kulturowego. Niezwykły wprost był moim zdaniem koncert znanego jazzmana Jacques’a Kuby Sequin’a, który podczas jednej z przerw między przedstawianymi utworami, powiedział do zgromadzonej publiczności, że jest dumny z bycia Polakiem i z możliwości występu na Festiwalu Polskim. Niestety takich artystów o uznanej renomie przyznających się do polskich korzeni mamy niewielu, a bardzo szkoda!

Bardzo podobała mi się pańska propozycja przedstawiona na zakończenie festiwalu, aby podjąć działania zmierzające do nadania Parkowi des Faubourgs nazwy Parku Polskiego.

Kanadyjska Gwardia honorowa w czasie zmiany warty w Ottawie

Z.W: Jakie są pana plany na przyszłość, czy zobaczymy się w przyszłym roku na Polskim Festiwalu? Nie obiecuję, ale postaramy się na przyszły rok o zorganizowanie występu kanadyjskich grenadierów na naszym Festiwalu :)

A.Z: :)  To bardzo miłe, dziękuję za zaproszenie, lecz niestety muszę wracać na uczelnię do Łodzi, gdyż oprócz pracy dydaktycznej ze studentami,  w nachodzących tygodniach czeka mnie obrona habilitacji na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej. Montreal znajduje się na mojej liście miejsc na świecie, do których chętnie powrócę.

Z.W: Serdecznie dziękuję za miłą rozmowę i życzę powodzenia w karierze naukowej i zawodowej.

A.Z: Dziękuje za zaproszenie i życzenia. Pozdrawiam bardzo serdecznie wszystkich Czytelników Kroniki Montrealskiej i życzę wielu dalszych sukcesów życiowych oraz pielęgnacji polskości na tej dalekiej od Ojczyzny Ziemi.  Kronika Montrealska wnosi w to również znaczący wkład.

Opracował: Z.P.Wasilewski

fot:Z.P.Wasilewski

Wywiad autoryzowany przez: Andrzej Zalewski