DSC_0016

Rzeźby lodowe

Miasteczko Saint-Côme, byłoby jednym z wielu dziesiątek podobnych i nie wyróżniających się miasteczek w całej prowincji More »

_DSC0042

Indiańskie Lato

Wyjątkowo ciepła temperatura w ciągu października wystarczyła, by wszyscy zaczęli mówić o Indiańskim Lecie. Czym rzeczywiście More »

huitre

Boso ale w ostrygach

Od wieków ostrygi są wyszukanym daniem smakoszy dobrej kuchni oraz romantyków. Ostryga od czasów antycznych uchodzi More »

ville-msh1

Góra Świętego Hilarego w kolorze dojrzałej dyni

Góra Św. Hilarego ( fr: Mont St-Hilaire) jest jedną z 8 gór (a raczej wzgórz ze More »

24pazdziernika2016Wojcik1

Henryk Wójcik (1947-2018)

Polonia montrealska pożegnała Henryka Wójcika w piątek 07 grudnia 2018 na uroczystej mszy pogrzebowej w kościele More »

Domestic_Goose

Milczenie Gęsi

Wraz z nastaniem pierwszych chłodów w Kanadzie oczy i uwaga konsumentów jest w wielkiej mierze skupiona More »

rok-ireny-sendlerowej-logo

2018 rok Sendlerowej

Uchwała Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej z dnia 8 czerwca 2017 r.w sprawie ustanowienia roku 2018 Rokiem Ireny More »

Parc-Oméga1

Mega przygoda w parku Omega

Park Omega znajduje się w miejscowości Montebello w połowie drogi między Gatineau i Montrealem. Został założony More »

homer-simpson-krzyk-munch

Bliskie spotkanie ze służbą zdrowia.Nowela

Nie tak bardzo dawno temu w wielkiej światowej metropolii na kontynencie północno-amerykanskim w nowoczesnym państwie Kanadzie, More »

Flower-for-mother

Dzień Matki

Dzień Matki obchodzony jest w ponad 40 krajach na świecie. W Polsce mamy świętują 26 maja, More »

DSC_0307

Christo Stefanoff- zapomniany mistrz światła i koloru

W kanadyjskiej prowincji Quebek, znajduje się miasteczko Val David otoczone malowniczymi Górami Laurentyńskimi. W miasteczku tym More »

2970793045_55ef312ed8

Ta Karczma Wilno się nazywa

Rzecz o pierwszych osadnikach polskich w Kanadzie. W kanadyjskich archiwach jako pierwszy Polak imigrant z polski More »

Capture d’écran 2018-04-01 à 20.00.04

Rezurekcja w Parafii Św. Krzyża w Montrealu

W Montrealu oprócz czterech polskich parafii katolickich, zarządzanych przez Franciszkanów jest jeszcze jedna polska parafia należąca More »

Capture d’écran 2018-03-25 à 12.47.16

Wielkanoc w Domu Seniora

W sobotę 24 marca 2018 uczniowie z montrealskiego Szkolnego Punktu Konsultacyjnego przy Konsulacie RP w Montrealu More »

DSC_4819

Gęsie pipki i długi lot do punktu lęgu

Jak się mają gęsie pipki do długiego gęsiego lotu ? A jak się ma piernik do More »

embleme-insecte-montreal

Montrealski admirał

Entomologicznym emblematem prowincji Quebek  jest motyl admirał. W 1998 roku, Quebeckie Stowarzyszenie Entomologów zorganizowało publiczne głosowanie More »

Capture d’écran 2018-03-20 à 15.21.11

XVII Konkurs Recytatorski w Montrealu

W robotę 17 marca 2018 r. odbył  się XVII Konkurs recytatorski w Montrealu. W konkursie brały More »

herb templariuszy

Sekret Templariuszy

Krucjata albigeńska, jaką zorganizował przeciwko heretykom Kościół Katolicki w XIII wieku, zniszczyła doszczętnie społeczność Katarów, dzięki More »

Capture d’écran 2018-03-14 à 17.54.19

IV Edycja Festiwalu Stella Musica

Katarzyna Musiał jest współzałożycielką i dyrektorem Festivalu Stella Musica, promującego kobiety w muzyce. Inauguracyjny koncert odbył More »

800px-August_Franz_Globensky_by_Roy-Audy

Saga rodu Globenskich

August France (Franz) Globensky, Globenski, Glanbenkind, Glaubenskindt, właśc. August Franciszek Głąbiński (ur. 1 stycznia 1754 pod More »

Bez-nazwy-2

Błękitna Armia Generała Hallera

Armia Polska we Francji zwana Armią Błękitną (od koloru mundurów) powstała w czasie I wojny światowej z inicjatywy More »

DSC_4568

Polowanie na jelenia wirginijskiego, czyli jak skrócić zimę w Montrealu

Jest z pewnością wiele osób nie tylko w Montrealu, którym dokuczają niedogodności kanadyjskiej zimy. Istnieje jednak More »

CD-corps-diplomatique

Konsulat Generalny RP w Montrealu-krótki zarys historyczny

Konsulat Generalny w Montrealu jest jednym z trzech pierwszych przedstawicielstw dyplomatycznych powołanych przez rząd polski na More »

Capture d’écran 2018-03-07 à 08.47.09

Spotkania Podróżnicze: Krzysztof Tumanowicz

We wtorek, 06 marca w sali recepcyjnej Konsulatu Generalnego w Montrealu odbyło się 135 Spotkanie Podróżnicze. More »

Capture d’écran 2018-02-24 à 09.30.00

Polsko Kanadyjskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy w Montrealu

Polsko-Kanadyjskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy w Montrealu ( PKTWP) powstało w 1934 roku jako nieformalna grupa. Towarzystwo More »

poutine 2

Pudding Kebecki,czyli gastronomiczna masakra

Poutine jest bardzo popularnym daniem kebeckim. Jest to bardzo prosta potrawa złożona generalnie z trzech składników;frytki,świeże kawałki More »

original.1836

Sir Casimir-rzecz o gubernatorze pułkowniku jej królewskiej mości

Przy okazji 205 rocznicy urodzin przypominamy sylwetkę Kazimierza Gzowskiego (1813 Petersburg-1898 Toronto),najsłynniejszego Kanadyjczyka polskiego pochodzenia – More »

Syrop-klonowy

Kanada miodem płynąca

Syrop klonowy powstaje z soku klonowego. Pierwotnie zbierany przez Indian, dziś stanowi istotny element kanadyjskiego przemysłu More »

Capture d’écran 2018-02-22 à 12.57.23

Nowy Konsul Generalny RP w Montrealu, Dariusz Wiśniewski

Dariusz Wiśniewski jest związany z Ministerstwem Spraw Zagranicznych od roku 1994.  Pracę swą rozpoczął w Departamencie More »

24 marzec 2015

Chronologia sprzedaży budynków Konsulatu Generalnego w Montrealu

20 lutego 2018 roku, środowisko polonijne w Montrealu zostało poinformowane bardzo lapidarną wiadomością rozesłaną do polonijnych More »

Category Archives: Kanada

Reminiscencje kanadyjsko – galicyjskie, czyli lato u babci Anieli

krowa-elciowa

Lato u babci Anieli było nad wyraz interesujące… po pierwsze ta strzecha na stodole, stolnica na stole pełna mąki i pierogi ruskie lepione z taką wprawą i finezją, że samo patrzenie na to dzieło, oprócz ślinotoku,  wprawiało w osłupienie. Cztery wielkie chleby pieczone w wielkim piecu raz na tydzień, na liściach zielonej  kapusty, ten jego zapach wkręcający się w nozdrza i szklanka świeżego mleka. Kulebiak, przy okazji pieczenia chleba, taki pieróg z ciasta pozostałego, nadziewany tym czym fantazja babci Anieli i artyzm, inwencja kulinarna pozwalała i zasób komórki. Raz były to nadziewańce kartoflano-serowe, innym razem kapuściano-grzybowe, te moje ulubione, najlepsze, tak bardzo wyborne, że do dzisiaj nie uwolniłem się od ich smaku.

Lato u babci Anieli, to także warzywniak, ogródek za parkanem zza którego wyłaziły pędy malin jako zapowiedź grzechu, bo zgrzeszyć koniecznie trzeba było. Zakazane smakuje… i to jeszcze jak!  Do ogrodu można było wejść za pozwoleniem, lub raczej na prośbę babci Anieli, która tak całkiem zwyczajnie potrzebowała kilka marchewek, dwie cebule, cztery ogórki i koszyk opadłych jabłek. I to był obłęd totalny – otwierasz furtkę zakazaną i co widzisz? Maliny!!! Kurcze skurczone w poprzek!!! Takie dojrzałe i pachnące i nawet kilka leżących na ziemi. Toż to rozpusta. No dobrze, tylko jedną malinkę na spróbowanie, czy one dobre są, soczyste, słodkie, tylko jeszcze jedną z troski o to, czy robaki brzydkie nie za bardzo atakują, a może biedronki też malinkami się zbytnio interesują? Zaraz, zaraz… czy maliny nie mają podobnego smaku do poziomek? Maliny? Coś już słyszałem o Balladynie, ale nie byłem pewien… więc, aby się upewnić zerwałem jeszcze kilka i smak mi nic nie mówił ani o Alinie, ani o Balladynie.

I tak jeszcze myślałem chwilę jakoś o baśniach… gdy nagle wołaniem babci Anieli zostałem przywołany do porządku. Ani ogórków, ani marchewki, bez cebuli, bezradny z miną spóźnionego na pociąg wyłażę z tej dżungli i idę pokonany na obiad: misa młodych ziemniaków posypanych lekko koperkiem i spóźniona mizeria z ogórków.

Tego wieczora, tuż przed zaśnięciem zastanawiałem się nad związkiem malin i ludzką głuchotą, wierząc, że żuraw – nie ten od czapli – pochylił głowę i śpi, aby wczesnym rankiem zaczerpnąć ze studni wiadro orzeźwiającej wody..

Autor: Monsieur LaPadite

Maria Jagowd-Wolska, uczestniczka Powstania Warszawskiego-wywiad

DSC_0563

Maria Jagowd-Wolska urodzona 24 marca 1926 roku w Warszawie. Uczestniczka Powstania Warszawskiego, łączniczka oraz sanitariuszka w stopniu wojskowym Armii Krajowej jako strzelec. Pseudonim konspiracyjny “Marysia”. Ranna pierwszego dnia powstania. Udział  w konspiracji 1939-1944 : V Obwód (Mokotów) Warszawskiego Okręgu Armii Krajowej – WSOP (Wojskowa Służba Ochrony Powstania) – 6. kompania WSOP. Oddział: Komenda Główna Armii Krajowej – pułk “Baszta” – VI batalion WSOP (Wojskowa Służba Ochrony Powstania) – 4. kompania WSOP. Szlak bojowy: Mokotów. Wyszła z powstania wraz z ludnością cywilną. Osiedlona wraz z rodziną w Kanadzie od 1970 r.

DSC_0563Fot: Zdjęcie pani Marii Jagowd-Wolskiej wykonane 26 lipca 2015 w swoim ogrodzie w Montrealu

Pani Mario, bardzo prosimy o garść wspomnień z pani dzieciństwa, z czasów okupacji, szczególnie z czasów Powstania.

Byłam córką adwokata Adolfa Jagowda, jednego z bardziej znanych w Warszawie. Mieszkałam na ulicy Mokotowskiej 49 mieszkania 5. Chodziłam do Gimnazjum imienia Cecylii Plater-Zyberkówny przy ulicy Piusa XI 24. W czasie okupacji szkoły były zamknięte, uczęszczałam na tajne komplety prowadzone przez nauczycieli tego gimnazjum. Maturę zrobiłam w końcu czerwca 1944 roku na kompletach, tuż przed Powstaniem.

Jak wyglądały pani pierwsze kontakty z organizacją konspiracyjną.

Przed wojną byłam w harcerstwie. To była 6. Żeńska Drużyna Warszawska Harcerstwa Polskiego przy gimnazjum Cecylii Plater-Zyberkówny. W pierwszych latach okupacji wydawało mi się, że w ogóle nic nie robimy, że jesteśmy mało aktywne. W lutym albo w marcu 1942 roku koleżanka namówiła mnie i przeszłyśmy do WSK – Wojskowa Służba Kobiet. Szefową naszą była Irena Brugger, przed nią składałyśmy przysięgę. To był marzec albo luty 1942 roku. Przechodziłyśmy szkolenie. Szkolenia odbywały się w mieszkaniach prywatnych, w różnych dzielnicach Warszawy. Przechodziłyśmy szkolenie sanitarne i wojskowe. Jeśli chodzi o szkolenia sanitarne, to kierownikiem szkolenia była doktor Kazimiera Komuniecka, która załatwiała nam praktyki w szpitalach: Ujazdowskim, Maltańskim, na Lesznie, Dzieciątka Jezus. Praktyki szkolenia sanitarnego przeprowadzał też podchorąży Kazik Urbański. Szkolenie wojskowe było przeprowadzane przez podchorążego „Wira”. Szkolenie wojskowe było w celu zapoznania nas z bronią, żeby umieć broń rozładować, żeby uniknąć niezaplanowanego wypału w czasie ratowania chorego. Szkolenia były przeprowadzane w różnych punktach Warszawy, w mieszkaniach prywatnych.

Jak wyglądały pani zadania podczas okupacji?

Przede wszystkim miałyśmy szkolenia, które zajmowały nam trochę czasu. Poza tym przenosiłyśmy listy, ulotki. Specjalnie nie byłam włączona w jakąś akcję dywersyjną.

Czy rodzice byli świadomi tego, że pani jest w Armii Krajowej?

Nie wiedzieli o tym. Absolutnie. W dzień rozpoczęcia Powstania, jak dostałam rozkaz, że mam się stawić w Porcie Czerniakowskim, ojciec dał mi swój medalik z pierwszej wojny światowej. Zorientował się, że jednak coś się dzieje. Sam był w konspiracji. Było wszystko tajne. Nie miał łańcuszka, poleciał na dół do szewca, na sznurku od butów zawiesił mi na szyi medalik.

Jak wyglądało pożegnanie?

Pocałował mnie, powiedział: „Idź z Bogiem. Powinno wam się udać w ciągu kilku dni. Jak się nie uda, to będzie niedobrze”. Zdawał sobie sprawę, że jednak nie damy rady. Jeśli chodzi o Powstanie są kontrowersje, czy powinno Powstanie być, czy powinno nie być. Są różne zdania. Niektórzy wypowiadają się bardzo negatywnie. Powstanie nie mogło nie być rozpoczęte. Polacy znając historię ziem wschodnich – Podola, Wołynia – znając historię Katynia w 1939 i 1940 roku, znając historię Wileńszczyzny i Wilna w 1944 roku, Polacy nie chcieli – mówię o naszym środowisku, bo nie wiem, Polska jest duża – żeby Warszawa była oswobodzona rękami kata Katynia.

Czy docierały do was informacje? Przecież sprawa Wilna i Lwowa to było praktycznie tuż przed wybuchem Powstania, czy na bieżąco mieliście informacje?

Tego nie potrafię powiedzieć dokładnie, jakieś przecieki były. Mówię to, co żeśmy czuli i czujemy, że gdyby nie było Powstania, los Warszawy byłby taki sam. Jakieś dwa-trzy dni przed wybuchem Powstania było zarządzenie, że wszyscy mężczyźni od piętnastego roku życia mają się zgłosić w różnych punktach dzielnic Warszawy. Mieli kopać rowy przeciwlotnicze. Co to oznaczało? Albo by ich rozstrzelali, albo by ich wywieźli, a ludność wypędzili. Hitler nie chciał, żeby Warszawa istniała na mapach świata. Wtedy nikt się nie zgłosił. To było parę dni przed Powstaniem. Jeśli Powstanie nie byłoby rozpoczęte, zorganizowane, to wybuchłoby spontanicznie. To byłoby jeszcze gorsze niż rozpoczęte Powstanie zorganizowane. Stalin by udowodnił, że Polacy nic nie robią. Niemcy nie opuściliby Warszawy, nie wypędzając ludności i nie paląc Warszawy. Jeszcze jest możliwość inna, że Niemcy opuszczając Warszawę, palą Warszawę, wypędzają wszystkich do obozów albo rozstrzeliwują. Gdyby Powstanie było spontaniczne, to Niemcy rozstrzelaliby wszystkich młodych ludzi, resztę by wypędzili i spalili Warszawę jak spalili po Powstaniu. Inna wersja, która wchodziła w grę, to Niemcy opuszczają Warszawę bez walki – co jest właściwie nieprawdopodobne, ale przypuśćmy – Rosjanie wchodzą do Warszawy, budynki by ocalały, ale ludność i młodzież na pewno nie, czego mamy dowody w 1949 roku. Masowe aresztowania, masowe wyroki śmierci w sfingowanych procesach. Gdyby Rosjanie zajęli Warszawę bez walki, ocalałyby budynki, skarby narodowe byłyby wywiezione do Rosji, ludność byłaby wyniszczana tak jak była wyniszczana na Wileńszczyźnie, akowcy byliby rozstrzeliwani jako współpracujący z Niemcami albo szpiedzy alianccy.

_DSC0476

fot: Pałac królewski

Jak pani zapamiętała pierwszy dzień Powstania?

Byłam w Porcie Czerniakowskim.

O której godzinie pani się tam stawiła?

Stawiłam się chyba koło godziny trzeciej. Jeszcze parę godzin przed rozpoczęciem Powstania. W godzinie „W” rozdawałyśmy i przypinałyśmy opaski. Ludzie płakali, po prostu byliśmy szczęśliwi.

Godzina „W” to też pierwsze ofiary.

Tak. Zaczęła się walka na Czerniakowie, Solcu, na ulicy Solec. Niestety było mało broni. Pluton nasz dostał rozkaz wyjścia do Lasów Kabackich. Było nas ze dwadzieścia osób. Ja byłam, Niusia Chodorska (Łukawska z męża), Teresa Doboszyńska pseudonim „Halina” – z męża Smogorzewska. Wyszliśmy z portu kilka godzin po rozpoczęciu Powstania, bez opasek i bez broni. Czołgaliśmy się wzdłuż brzegu Wisły, przez stację pomp. Był ulewny deszcz, z wieżyczek nie słyszeli, że coś szeleści. Przeszliśmy stację pomp i na Siekierkach, gdzie było zboże skoszone, w snopkach, wyłapali nas Niemcy. Jedna z koleżanek była ciężko ranna w brzuch. Ja byłam bita karabinem ręcznym w głowę. Miałam ranę tłuczoną i utratę przytomności przez jakąś chwilę. Spędzono nas do stodoły na Siekierkach i rozstrzelano paru chłopców. Egzekucję wstrzymał oficer niemiecki. Brał nas pojedynczo w obecności dwóch żołnierzy niemieckich na przesłuchanie. Mówiliśmy, że nie znamy języka niemieckiego, mówił do nas po polsku. Przypuszczam, że to był z pochodzenia Ślązak. Po zakończeniu stwierdził jednoznaczność wszystkich przesłuchań. Dał rozkaz zwolnienia nas. Po zwolnieniu kolega „Wilk” i Niusia Chodorska przeprowadzili mnie do szpitala Elżbietanek. Przebywałam tam kilka dni z powodu wstrząsu mózgu. Po wyjściu ze szpitala zgłosiłam się do dowództwa WSK na Mokotowie. Podporucznik „Wacława”, Hanna Ratyńska, skierowała mnie do dowództwa Pułku „Baszta” jako sanitariuszkę-łączniczkę. Byłam w dowództwie Pułku „Baszta” do momentu kapitulacji. Początkowo dowództwo mieściło się na Malczewskiego 15, w końcu sierpnia było przeniesione na Bałuckiego 22.

Jak wyglądało życie codzienne w Powstaniu? Gdzie państwo spali, co jedli, w co byliście ubrani?

Trochę inaczej to przeżywałam, bo byłam w dowództwie. Inaczej przeżywali to koledzy, którzy byli na pierwszej linii. Nie pamiętam, kiedy dostaliśmy kombinezony. Przedtem byliśmy w ubraniach cywilnych z opaskami na prawym ręku. Zależnie od rozkazu, każdy dzień był inny. Pamiętam dzień, kiedy kanałami przeszedł ze Śródmieścia pułkownik „Karol” Rokicki i „Marian” Kośmicki. Nimi się opiekowałam w pierwszych dniach.

Czy utkwiły pani w pamięci jakieś zadania, sytuacje dramatyczne, może humorystyczne?

Chodziło się do oddziałów z raportami i rozkazami. Spałyśmy wtedy, kiedy mogłyśmy spać. Spałam na zmianę w jednym łóżku z koleżanką „Tosią”, Kulesza-Kojerową. Jedzenie było lepsze niż gdzie indziej, bo byliśmy w dowództwie. Utkwił nam w pamięci miód sztuczny, który był naszym [stałym] pożywieniem.

Pamięta pani alianckie albo sowieckie zrzuty?

Tak. To było w połowie września. Myśleliśmy, że idzie ocalenie. Niestety zrzuty, które spadały na Mokotów, najczęściej spadały po stronie niemieckiej.

Czy do państwa docierały informacje o tym, co się dzieje na froncie, co się dzieje za Wisłą, że Rosjanie stoją, że ruszyli?

Część grupy „Radosława”, która była na Czerniakowie, przeszła na Mokotów.

Grupa „Radosława” na Mokotowie była różnie oceniana, są bardzo rozbieżne relacje, mówi się nawet o tym, że unikali walki na Mokotowie.

Trudno mi powiedzieć, ale nie wierzę, żeby unikali walki.

Jak wyglądały ostatnie dni na Mokotowie?

Dzień kapitulacji, ostatnia odprawa. Pułkownik „Daniel” był ranny i przeszedł kanałami na Śródmieście. Ostatnim dowódcą został major „Zryw”, Kazimierz Szternal. Ostatnia odprawa była nad ranem 27 września. Major oznajmił nam, że dalsza walka jest niemożliwa, kapitulujemy, poddajemy się. Dał żołnierzom wolną wolę – kto chce iść z nim do niewoli, może iść, kto chce iść z ludnością cywilną, może iść z ludnością cywilną. Poszłam z „Honorką” jako ludność cywilna. We wsi Okęcie – „Honorka” była wiele starsza ode mnie – złapała mnie za rękę i cofałyśmy się w szeregu o jeden krok. Jak Niemiec poszedł do przodu, to myśmy wskoczyły w bramę. Bramy na Okęciu, we wszystkich domach, były szeroko otwarte. Mieszkańcom wsi nie wolno było wychodzić na podwórze w momencie, kiedy były transporty. W każdym razie ludzie stali w oknach, pokazywali, gdzie się skierować. Myśmy wskoczyły w otwartą bramę, poszłyśmy do końca zagrody, wyszłyśmy na pole. Na polach były działa przeciwlotnicze zasłonięte snopkami zboża i karabiny maszynowe. Żołnierze udawali, że nas nie widzą, patrząc w niebo. Tak dotarłyśmy do pierwszych zarośli, lasu i przeszłyśmy do Malich.

_DSC0363

Fot: Belweder

Nie myślała pani o tym, żeby z Mokotowa przejść kanałami na Śródmieście?

Nie myślałam. Natomiast „ Agnieszka”, która była w dowództwie, nie zawiadomiła nas, że idzie kanałami. „Zryw” rano, przed ostatnią odprawą, zdziwił się, że jesteśmy. Ja, „Honorka” i „Tosia” Basia. Nas chciano przeprowadzić kanałami. Całą noc z 26 na 27 września byliśmy w kolumnie do kanałów. Ale nie chciałam iść kanałami, bałam się. Taka jest dziwna historia, bo strażnik w dowództwie, „Orzeł”, którego nie znałam, a który mnie znał, dlatego że pochodził ze wsi, gdzie mój ojciec miał mały mająteczek… Po prostu – adwokat, bryczka, stangret, on był ze wsi. Nie powiedział, że mnie zna. Jak przeszedł z „Danielem” do Śródmieścia, kazano im wrócić, wszedł do kanału, znalazł dziewczynę podobną do mnie, rozpoznał mnie jako mnie i pochował. Jak wrócił na wieś, bo też nie poszedł do obozu, powiedział, że nie żyję. Z chwilą, kiedy przyszłam do Malich, byłam u przyjaciół mojego ojca z „Honorką”, była obława na warszawiaków. Jako robotnice przy kopaniu kartofli byłyśmy wywiezione pod Piaseczno. Poszłam do domu. Sąsiad nasz, gospodarz wiejski, (jego córka była moją przyjaciółką), Marysia Wiśniewska. Nie wiedziałam, czy są Niemcy. Stanęłam pod płotem, jej matka wychodziła z obory i krzyczy: „Duch Marysi!”. Moja przyjaciółka wyskoczyła: „Wierzyłam, że żyjesz!”. Przyjęli mnie jak najdroższą osobę z rodziny, załatwili mi lewe papiery, karmili mnie, byłam u nich ponad dwa tygodnie. Bałam się iść do mojego domu, dlatego że mieliśmy dzierżawcę, który był podłym człowiekiem. Ponieważ przypuszczał, że moi rodzice zginęli, to do naszego domu, który nie podlegał dzierżawie, wpuszczał warszawiaków, po paru dniach wyrzucał ich, brał nowych, biorąc oczywiście zapłatę. Bałam się, ponieważ był bardzo nieprzyjemny, chciał mego ojca szantażować, że jestem Żydówką. Miałam ciemne włosy, podobnie jak moja mama. Siostra była blondynka, to nie ona była Żydówką, natomiast według dzierżawcy ja nią byłam . Ojciec powiedział: „Idź, idź do gestapo”. Uspokoił się, ale ten moment mnie przestraszył, bałam się wrócić do własnego domu. W tym samym dniu, kiedy zjawiłam się u naszych przyjaciół gospodarzy, przyszyli partyzanci z lasu, akowcy, zbili go strasznie i wówczas się uspokoił.

Jakie były pani dalsze losy?

Chciałam wstąpić na medycynę. Po wejściu wojsk polsko-radzieckich do Warszawy. Warszawa była otwarta. Ojciec przyszedł do Warszawy, nic nie zastał, dom był podpalony przez Niemców, jeszcze się palił. Był częściowo zburzony, ale Niemcy podpalali wszystkie domy. Warszawa, ponieważ była zaminowana, była zamknięta na pewien czas, nie wolno było wchodzić do Warszawy. Po odminowaniu Warszawy rodzice wrócili na wieś, dzierżawca odszedł i myśmy mieszkali na wsi we własnym domu. Chciałam wstąpić na medycynę, musiałam załatwić dowody, że zdałam maturę. Już była medycyna otwarta w szpitalu na Pradze. W dniu 13 kwietnia 1945 roku wraz z ojcem poszłam do rejenta, pana Kulczyckiego, na rogu Mokotowskiej i Koszykowej. Chciałam załatwić rendez-vous dla księdza Piotrowskiego i pani Domaniewskiej, którzy mieli podpisać mi dowód, że zdałam maturę. Jak zapukaliśmy do drzwi, otworzył nam młody człowiek, bardzo ładnie ubrany. Okazało się, że jest kocioł. Już nie mogliśmy wyjść. Było około sześćdziesięciu osób. Kilka dni był kocioł, ale myśmy byli parę godzin. Była jakaś pani, która przyszła z trzema siostrami, ale na górę do rejenta Kulczyckiego weszła jedna siostra, dwie zostały na dole. Jak siostra pierwsza nie wyszła po godzinie, weszła druga siostra. Jak ta nie wyszła po godzinie, trzecia poszła na Milicję Obywatelską, powiedziała, że jest napad. Przyjechała milicja, strzelili do tego młodego człowieka, co otwierał drzwi. To było duże mieszkanie, przedwojenne, jeszcze wtedy nie było kwaterunku. Z tyłu mieszkania wyskoczyli wojskowi NKWD i była mała strzelanina. Ktoś wyskoczył przez okno, jakiś młody człowiek. Były gruzy, nie wiem, co się z nim stało.  Musieliśmy iść z rękami podniesionymi do góry. Rosjanie mówili, że jesteśmy Niemcy ukrywający się, folksdojcze, gestapo. Ludzie na nas pluli, rzucali kamieniami. Zawieźli nas na Annopol do domków robotniczych z ogródkami. Rosjanie wysiedlili robotników, właścicieli mieszkań, to było zajęte przez NKWD. To były domki małe, piwnice nie były betonowane. Ojciec był bardzo wysoki. Musieli wygrzebać ziemię rękami, żeby móc się wyprostować. Siedziałam w piwnicy, gdzie było nas bardzo dużo, żeby wszystkie się mogły wyciągnąć, to dwie musiały stać. Byliśmy około dziesięciu dni. Jedzenie nam dawali w misce do mycia, bez łyżek. Nikt nie wiedział w Warszawie, że[w domkach robotniczych jest więzienie, że w piwnicach ludzie siedzą. Ojciec był sporo starszy. Miałam starszych rodziców, ojciec urodził się w 1882 roku. Był w szkole polskiej Władysława IV na Pradze, ale językiem nauczania był tam rosyjski. Jak był strajk w 1905 roku, wyjechał na studia do Dorpatu pod Rygę. Mówił literackim językiem rosyjskim, w czasie pierwszej wojny światowej był w wojsku carskim. Jak car miał kłopoty z wojną, pozwolił stworzyć generałowi Dowborowi-Muśnickiemu korpus Polaków. Ojciec był w tym korpusie, wrócił w 1918 roku z korpusem do Warszawy. Ojciec mówił językiem literackim, jak były przesłuchania przez NKWD w języku rosyjskim. Nie umiałam języka rosyjskiego, był tłumacz doskonale mówiący po polsku, ojciec odpowiedział po rosyjsku. Odpowiedzieli: „Ty jesteś białogwardzista”. Jeszcze niepolskie nazwisko, język literacki. Obecnie język rosyjski jest robotniczym, a nie literackim językiem. Trzymali nas około dziesięciu dni. Wypuścili nas po godzinie policyjnej, każdy patrol mógł nas zabić, jeszcze wojna trwała.  Nie dostałam się na przyspieszony kurs medycyny na Pradze. Później, w październiku, dostałam się na medycynę, zdając egzamin konkursowy. Było nas bardzo dużo kandydatów, przyjęto 172 osoby. Natomiast kończyło nas w 1950 roku trzystu kilkudziesięciu. Powracali z obozów, trochę z zagranicy i trochę było przysłanych z partii.

_DSC0418

Fot: Grób Nieznanego Żołnierza

Jaka była struktura tych pierwszych studentów? Czy to była inteligencja, czy ludzie narzuceni przez ówczesną władzę?

Jak zaczynałam, 172 nas było z konkursowego egzaminu, ci co zdali, to zdali. Nie rozróżnialiśmy się. Z partii było bardzo mało. Było kilku kolegów z wojska, byli chłopcy i koleżanki, które powracały z obozów. Mieliśmy koleżankę, która miała czterdzieści lat, miała córkę i wnuczkę, nazywaliśmy ją babcią.

Proszę opowiedzieć o swoim mężu i losach państwa małżeństwa, szczególnie rok 1949. W jakich okolicznościach pani go spotkała?

Znaliśmy się bardzo długo, bo poznaliśmy się w 1940 roku, utrzymywaliśmy stosunki towarzyskie. Miał inną sympatię, ja miałam inną sympatię. Jego sympatia to była siostra chłopca, który się kochał we mnie. Tak że kontakty były dosyć częste i bliskie, ale przyjacielskie. Widywaliśmy się często w czasie okupacji. Spotkaliśmy się po Powstaniu. Wrócił 22 lipca 1946 roku, już po oficjalnej repatriacji, dowiadując się przez Czerwony Krzyż, że jego rodzice wracają z obozu do Polski. Zdecydował, że wróci. Nie było taksówek, dorożki były, ale najtańsze były ryksze. Jak wyszedł z pociągu, to wziął rykszę, jeszcze był w mundurze andersowskim. Miał stypendium Czerwonego Krzyża, był studentem wysłanym do Grenoble. Chciał skończyć rok akademicki, żeby mieć papierek jakiś i dlatego wrócił już po oficjalnym zakończeniu repatriacji. Rykszarz,  się zwrócił do niego i mówi: „Panie Anders, po coś pan tu wrócił?”. Było akurat 22 lipca, pierwsze oficjalne święto narodowe PRL-u w Warszawie. Spotykaliśmy się często. Mąż na przyczółku Czerniakowskim przyjmował wysłanych przez Berlinga Polaków i Rosjan z majorem Łatyszonokiem], którzy przyszli pomagać  w Powstaniu . Jak Czerniaków się poddał 23 września, był wzięty do gestapo na przesłuchania. Chcieli mu wmówić, że mają wspólnego wroga, żeby z kolegami przeszedł do wojska niemieckiego, walcząc przeciwko Rosji komunistycznej. Był kilka dni w gestapo. Jak go zwolnili, trafił do Skierniewic w czasie, kiedy upadł Mokotów. W „Encyklopedii Powstania” jest podane, że był w „Baszcie”. W „Baszcie” nigdy nie był , był w obozie razem z „basztowcami”. Mój mąż był w „Zośce”. Nie wiedział, że byłam w AK, ja nie wiedziałam, że on był w AK, ale się domyślaliśmy. Był w harcerstwie przed wojną. Później była akcja „Wawer”, rozstrzelano pierwszych Polaków cywili w Wawrze 27 grudnia 1939 roku. Później harcerstwo stworzyło akcję „Wawer”, pisało się na murach. Nie pamiętam, kiedy oni przeszli do „Kedywu”. Przechodzili szkolenie. Cały jego oddział był włączony do „Kedywu”. Brał udział w wielu akcjach, między innymi w akcji pod Arsenałem. Odbierał wtedy telefon z gestapo. Nawet napisał wspomnienia na ten temat. Następnie brał udział w akcji w Celestynowie, w uwolnienia więźniów z zamku lubelskiego wiezionych do Oświęcimia. Brał udział w akcji Sieczychy i w wielu innych. Był bardzo aktywny. Spotkaliśmy się i sympatie nasze się zmieniły. Pobraliśmy się 15 lipca 1948 roku. Braliśmy ślub kościelny w kościele Świętej Anny. Chcieliśmy ślub mieć bardzo cichy, w czwartek w południe. Ksiądz zrobił nam mszę rzymską i dwóch księży dawało nam ślub. Wydawało się, że wszystko układa się dobrze. Pojechaliśmy na święta Bożego Narodzenia do moich rodziców na wieś. Wróciliśmy 31 grudnia do Warszawy. Mąż był redaktorem technicznym „Słowa Powszechnego”. Jak pobraliśmy się, zaczął pracować w „Słowie Powszechnym”. W każdym razie nie wiedzieliśmy, że Janek Rodowicz „Anoda” został aresztowany. 3 stycznia mąż był aresztowany. O godzinie ósmej przyszli do nas do domu, mieszkaliśmy wtedy u teściów czasowo, na Dantyszka. Ktoś zapukał, pytam: „Kto?”. Było ciemno zupełnie, o ósmej wieczorem. „Kolega”. Mówię: „Kto? Jaki kolega?”. – „Proszę otwierać”. Powiedzieli, że policja. Wpadli do domu, zrobili rewizję, siedzieli do rana. Mąż był redaktorem technicznym, kończył swoją pracę około godziny czwartej-piątej nad ranem. Czekali, dopóki nie przyjdzie. Wszystko wywracali, przekręcali. Zapalałam światła wszędzie , był pokój i kuchnia i było kilka okien. Mąż jak zobaczył światła, myślał, że ojciec dostał zawału. Ojciec przechodził zawał w obozie niemieckim, po oswobodzeniu przez aliantów. Oczywiście zabrali męża, nie wolno nam było rozmawiać. Andrzej mi szepnął: „Idź do Janka”. Nie wolno nam było wyjść po aresztowaniu z domu do godziny ósmej czy dziewiątej rano. Wyszłam zaraz po jego wyprowadzeniu. Poszłam do postoju taksówek. Za mną taksówka jakaś ruszyła. Prosiłam taksówkarza, żeby mnie zawiózł na Koszyki. Krążąc przez korytarze, doszłam na Lwowską. Weszłam do domu, gdzie mieszkali państwo Rodowiczowie. Zadzwoniłam, mówię: „Jędrek jest aresztowany”. Pani Rodowiczowa mówi: „Janek został aresztowany w Wigilię, ty nic nie wiesz?”. Myśmy nie wiedzieli, bo byliśmy na wsi u rodziców. Proces odbywał się w więzieniu. Mąż dostał pierwszy wyrok dziesięć lat, siedział pięć lat.

_DSC0505

Fot: Pomnik Małego Partyzanta

Jakie były zarzuty?

Chcieli, żeby podpisał, że przywiózł dla zgrupowania jakieś pieniądze, rozkazy. Pytali, jakie miał kontakty. Nie podpisał tego, pomimo tego, że był torturowany.

Czyli odcisnęło się to bardzo mocno do końca życia?

Tak.

Po ilu latach wyszedł z więzienia?

Po pięciu latach wyszedł z więzienia. Był na Koszykowej przez jakiś czas, na Rakowieckiej, w Rawiczu, w Łodzi. Nie pamiętam dokładnie całej tury. W każdym razie przywieziony był na proces „Radosława” do Warszawy na Rakowiecką. Już było po śmierci Stalina. Wyszedł w styczniu 1954 roku. Starał się dostać na politechnikę. Niestety nie chciano go przyjąć. Musiał pracować jako robotnik. Zresztą prawdopodobnie przez panią Rodowiczową dostał się do spółdzielni profesorskiej, która robiła urządzenia elektroniczne. Profesor powiedział, żeby przychodził na wykłady, robił i zaliczał laboratoria. Podpisywali mu na kartkach, kiedyś to się załatwi. Oficjalnie nie był przyjęty na politechnikę. Chodził rzeczywiście. Natomiast w spółdzielni, w której pracował, koledzy podpisywali listę obecności, jak wychodził na laboratoria albo na wykłady. Kiedyś przyszedł personalny: „Gdzie Wolski?”. – „Nie ma Wolskiego, ma biegunkę, poszedł do ubikacji”. Bardzo kryli go koledzy, z którymi pracował. Wspaniale zachowali się profesorowie, którzy zaliczali mu laboratoria.

Po wyjściu męża z więzienia nie myśleliście państwo o opuszczeniu kraju?

Nie myśleliśmy. Mąż zrobił magisterium, doktorat. Składał podanie do „Polserwisu”. To była agencja, która wysyłała Polaków zagranicę w ramach pomocy Trzeciemu Światu. Został zaakceptowany do wyjazdu do Republiki Konga. Kongo było po wojnie domowej. Dostał się na uniwersytet w Leopoldville. Kongo zmieniło nazwę na Zair. Przyjechaliśmy do Konga, a wyjechaliśmy z Zairu po czterech latach. Mąż spotkał przypadkowo Przemka Góreckiego, który był komendantem obozów harcerskich, jak był małym chłopcem. Później był komendantem Harcerskiej Poczty Polowej w czasie Powstania – Przemek Górecki „Kuropatwa”. „Kuropatwa” poznał Jędrka i bardzo się zbliżyli.  Był taki problem, że Przemek Górecki „Kuropatwa” kończył medycynę w Louvin po wyjściu z obozu. Skończył medycynę, ale nie miał matury belgijskiej i nie mógł pracować w Belgii. Po prostu został wysłany przez Belgów do Konga Belgijskiego. Pracował, założył szpital, prywatną klinikę, miał prywatny samolot, karetki pogotowia. U niego leczyli się różni ludzie z ambasad. Zdaje się, że przypadkowo się spotkali. Ktoś powiedział,  na poczcie, jak Jędrek wysyłał list. Jak oni się spotkali, to Przemek zaczął go zapraszać na wszystkie przyjęcia. Zrobiło się tak, że Przemek zdecydował, że musi wyjechać z Kinszasy, spalili mu jeden ambulans, później coś jeszcze. Zdecydował, że z Afryki wyjeżdża. Sprzedał Andrzejowi na raty dwa samochody. Pracowałam też na uniwersytecie, jako lekarz. Dostałam jeden, mąż kupił małego fiata, drugi dla siebie.  To się nie podobało panu ambasadorowi, zaczęto pisać donosy na męża, że akowcy się popierają, mają kontakty z ambasadami zagranicznymi Stanów Zjednoczonych, Francji, Belgii, Anglii. W 1970 roku zmienił się attache handlowy. Miał syna, który był trochę starszy od naszych dzieci, już był na uniwersytecie. Miał potworny wypadek samochodowy, Murzyni go uratowali z płonącego samochodu, ale miał bardzo duże poparzenia, leżał w szpitalu około pół roku. Jak jego rodziców w 1970 roku ambasador zmienił, państwo Masalscy prosili, żeby syn mógł zostać na terenie kampusu uniwersyteckiego, bo straciłby drugi rok akademicki. Zgodziłam się. Nowy attache zadzwonił do męża i mówi, że musi się z mężem zobaczyć. Przyjechał do nas. Powiadomił nas, że dostał donos na nas do podpisania. Tego nie podpisał, ale znajdzie się ktoś, kto donos podpisze. W donosie było, że mąż ma kontakty z zagranicznymi ambasadami. Zdecydowaliśmy po tym, że jak mąż siedział już w więzieniu, teraz były donosy, baliśmy się wrócić, że będzie skazany albo straci posadę na politechnice, bo miał urlop dziekański. Właściwie myśmy się już przestraszyli tym, że nie dostałam zezwolenia wyjazdu sama. Moja matka miała wylew. Chciałam przyjechać do matki, ale miałam paszport razem z dziećmi. Chciałam, żeby mi dali paszport zastępczy, żebym mogła przyjechać do matki, a dzieci byłyby w szkole. Odmówiono mi. To było dziwne, ale nie zwracaliśmy na to uwagi. Drugim dziwnym zdarzeniem było, że uniwersytet prosił męża, żeby został na następne cztery lata w Lovanium. Ambasador się nie zgodził, powiedział, że nie zgadza się politechnika i nie zgadza się „Polserwis”. Akurat sekretarz uniwersytetu był w Belgii, rektor prosił, żeby pojechał do Warszawy. Sekretarz przysłał depeszę: „Politechnika się zgadza na następne cztery lata urlopu bezpłatnego. »Polserwis« zgadza się również”. Natomiast ambasador nie wyraził zgody. To było bardzo niepokojące. Jeszcze telefon następcy radcy handlowego strasznie nas przeraził, zaczęliśmy się zastanawiać, co mamy robić. Matka chora, chcieliśmy wrócić, wszystkie pieniądze, które zarabialiśmy, ładowaliśmy do Polski. Zaczęliśmy myśleć o emigracji. Zaczęliśmy myśleć, gdzie jechać. Brat mój był w obozie Murnau przez pięć lat wojny, [po wojnie] był we Włoszech. Myśmy przyjeżdżali do niego, będąc zagranicą, co roku na wakacje. Nie dostaliśmy zezwolenia. Paszporty były wydawane w dzień wyjazdu. Bilet mieliśmy służbowy. Bilet braliśmy Kinszasa – Rzym – Warszawa. Ambasada nam wydała Kinszasa – Bruksela – Bruksela – Warszawa, bez zezwolenia na lądowanie w Rzymie, gdzie był mój brat i odwiedzaliśmy go co roku. To też było podejrzane. Brat chciał, żebyśmy przyjechali do Włoch. Nie wybraliśmy Włoch, nie znaliśmy języka. Mąż był profesorem elektroniki, mógłby pracować tylko jako robotnik, musiałabym nostryfikować dyplom. Myśleliśmy o Belgii, o Francji. Ale wszędzie, gdzie jesteś „ski”, to jesteś obywatelem drugiego rzędu. Zastanawialiśmy się, co robić. Kanada. Kanada jest krajem emigrantów. Mój syn mówi: „Kanada. Załatwię wam”. – „Jak?”. – „Pływam z sekretarzem ambasady w basenie, robimy zawody”. Syn bardzo dobrze pływał, skakał. Po prostu robili zawody z tym młodym człowiekiem, sekretarzem ambasady. Rzeczywiście syn nam załatwił Kanadę.

_DSC0491

Fot: Syrenka Warszawska

Chciałbym, żeby pani oceniła dwa systemy w jakich przyszło pani żyć jako młodej osobie – czas okupacji hitlerowskiej i wyzwolenie. Nadzieje, które z tym wyzwoleniem się łączyły. W końcu żeby odniosła się pani do rzeczywistości lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Jako akowcy na pewno to komentowaliście? 

Nie zastanawiałam się nad tym. W każdym razie co przeżywaliśmy, co odczuwaliśmy, to przede wszystkim okres okupacji. To był okres walki z nieprzyjacielem. Polacy byli Polakami, niezależnie od zapatrywań politycznych. Polak był Polakiem. Polak sobie pomagał. Natomiast okres terroru stalinowskiego, może to zabrzmi dziwnie, ale był dla nas moralnie, psychicznie gorszy niż okres okupacji niemieckiej. W tym okresie Polak bał się Polaka. Polak bił Polaka, Polak mordował Polaka. To było coś strasznego, psychicznie i moralnie okres stalinowski był dla nas okropnym okresem. Męża aresztowali. Po Powstaniu zostało w Polsce około 25 000 000 ludzi. Półtora tysiąca było aresztowanych. Ponad 3 000 wyroków śmierci z procesów sfingowanych, wykonanych. Z czego po śmierci Stalina było część zrehabilitowanych, ale nie wszyscy. Tak jak generał „Nil” dopiero w latach dziewięćdziesiątych. O tym historycy nie mówią i nie będą mówili. Ludzie wychodzili z domów do szkoły, do pracy – nie wracali. Przepadał, nie było go. Nie było papierów aresztowania, nie było papierów przesłuchania. Natomiast w rowach, w lasach znajdowały się zwłoki przykryte cienką warstwą ziemi. Na cmentarzach – cmentarz Świętej Katarzyny jest tego dowodem – mnożyły się groby NN ( No Name) . Janek Rodowicz też był pochowany jako NN. W tym okresie około 60 000 ludzi przepadło bez wieści. To było tym straszniejsze, że było robione rękami Polaków.

Skąd taka zmiana w Polakach, w narodzie, który tak dzielnie walczył na wszystkich frontach?

W każdym społeczeństwie znajdują się szuje. Chęć zysku, chęć awansu. Wrócę do pierwszego okresu terroru stalinowskiego. Pierwszy okres, 1946-1947 rok, był jeszcze łagodny. Zaczęło się gorzej w 1948-1949 roku. Najwyżsi oficerowie NKWD, którzy byli przysłani do Polski, byli pochodzenia czysto polskiego, wychowani przez NKWD. Nie wiem, jak to się stało, ale tak było. Powtarzam to, co mówiło się w naszym środowisku. W UB było pięćdziesiąt pięć procent Polaków, czterdzieści pięć procent Polaków pochodzenia żydowskiego, którzy mieli wychowanie i wykształcenie na uniwersytetach polskich w Krakowie, Wilnie, Lwowie. Było wśród nich też kilku oficerów AK. Na najwyższych stanowiska w dziewięćdziesięciu procentach byli Polacy pochodzenia żydowskiego.

Przeprowadzając te wywiady nie mogę zrozumieć jednej rzeczy, dlaczego żołnierze Powstania Warszawskiego, żołnierze Armii Krajowej odwracali się potem i służyli temu systemowi.

Podobno sędzia Widaj, który sądził mojego męża, był w AK, miał na swoim koncie 105 wyroków śmierci. Był w AK podobno.

Da się kupić przekonania?

Nie potrafię tego powiedzieć.

DSC_0570

Fot: Maria Jagowd-Wolska, Zbigniew Wasilewski (w montrealskim ogrodzie p. Marii)

Pani Mario, już na zakończenie – sama ocena Powstania Warszawskiego.

Nie mogło się nie odbyć. Powstanie nie mogło nie wybuchnąć. Już powiedziałam: znając historię ziem wschodnich, Katynia, Wilna i Wileńszczyzny Polacy nie chcieli, żeby serce Polski, Warszawa, stolica była oswobodzona rękami kata. Myśmy nie chcieli rządu lubelskiego. Myśmy chcieli mieć rząd wybrany, wolny.

Uważa pani, że to była jedyna słuszna decyzja?

Uważam, że to była jedyna słuszna decyzja. Wszystkie były złe. Ta była najlepsza, dlatego że nie po myśli Stalina. Stalin nie mógł powiedzieć, że Polacy stoją z bronią u nogi. Przecież nie pozwolił lądować samolotom alianckim na dawnych terenach Polski, żeby pomóc Warszawie.

 

Opracował: Zbigniew Wasilewski

Autor wywiadu: Robert Markiewicz, źródło: Archiwum Pamięci Mówionej

Wstępem opatrzył: Zbigniew Wasilewski

Fot: Zbigniew Wasilewski

Nie grają nam surmy bojowe

kotwica PW

Dzisiaj 01 sierpnia, jest rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego. Powstanie Warszawskie było największą bitwą stoczoną przez wojsko polskie w czasie II wojny światowej: zginęło 10 tys. powstańców a 7 tys. zaginęło; znaczne straty ponieśli Niemcy – zginęło około 10 tys. żołnierzy, zaginęło około 6 tys. Wojska niemieckie straciły 300 czołgów, dział i samochodów pancernych. 2 października powstańcy skapitulowali. Zginęło około 150 tys. ludności cywilnej, większość miasta była zrujnowana (później specjalne ekipy niemieckie niszczyły ocalałe budynki), około 520 tys. mieszkańców zostało wypędzonych z miasta. 17 tys. powstańców dostało się do niewoli. Powstanie nie osiągnęło celów ani wojskowych, ani politycznych, ale dla kolejnych pokoleń Polaków stało się symbolem męstwa i determinacji w walce o niepodległość.

Na kanadyjskich Kaszubach w Ontario znajduje się osobliwy pomnik poświęcony pamięci Szarych Szeregów,którzy brali czynny udział w tej bitwie. Pomnik ten został wzniesiony przez społeczeństwo polskie w Kanadzie w 50-tą rocznicę Powstania Warszawskiego w 1944 roku, dla uczczenia pamięci młodzieży harcerskiej poległej w walkach powstańczych,jak i tej zamęczonej w niemieckich obozach zagłady w czasie okupacji Polski (1939-1945). Pomnik składa się z dwóch części;frontalna część ze schodami oraz Sanktuarium na wzgórzu. Poniżej symbolika tego obiektu;

Ruiny Warszawy na wzgórzu

Krzyże na łańcuchowej balustradzie oznaczają ZHP (Związek Harcerstwa Polskiego)

Autentyczny właz kanałowy (dar miasta Warszawy) to wejście do podziemnych dróg w czasie walk powstańczych, Strzałka na pokrywie kanału wskazuje kierunek na Warszawę

Nazwy dzielnic Warszawy na schodach oznaczają miejsca walk powstańców

Znak PW (Polska Walcząca) wmurowany w płytę ulicy Sanktuarium jest hasłem powstańców

Widok ze wzgórza z pomnikiem Powstańców Warszawskich na plac Milenium,gdzie corocznie odbywa się uroczysta Msza Święta wszystkich hufców polskiego harcerstwa z całej Kanady.

Wiersz do Basi

Niebo złote ci otworzę,
w którym ciszy biała nić
jak ogromny dźwięków orzech,
który pęknie, aby żyć
zielonymi listeczkami,
śpiewem jezior,
zmierzchu graniem,
aż ukaże jądro mleczne ptasi świst.

Jeno wyjmij mi z twych oczu
szkło bolesne – obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył.

Kto mi odda moje zapatrzenie
i ten cień, co za tobą odszedł?
Ach, te dni jak zwierzęta mrucząc,
jak rośliny są – coraz młodsze.

I niedługo już – tacy maleńcy,
na łupinie orzecha stojąc,
popłyniemy porom na opak
jak na przekór wodnym słojom.
i tak w wodę się chyląc na przemian
popłyniemy nieostrożnie w zapomnienie,
tylko płakać będą na ziemi
zostawione przez nas nasze cienie

Ziemię twardą ci przemienię
w mleczów miękkich płynny lot,
Wyprowadzę z rzeczy cienie,
które prężą się jak kot,
Futrem iskrząc zwiną wszystko
W barwy burz,
w serduszka listków,
w deszczu siwy splot.

Jeno wyjmij mi z twych oczu
szkło bolesne – obraz dni,
które czaszki białe toczy
przez płonące łąki krwi.
Jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył

Krzysztof Kamil Baczyński

Krzysztof Kamil Baczyński (22 styczeń 1921-04 sierpień 1944); polski poeta,uczestnik Powstania Warszawskiego poległ na posterunku w Pałacu Blanka 4 sierpnia 1944 w godzinach popołudniowych (ok. 16), śmiertelnie raniony przez niemieckiego strzelca wyborowego ulokowanego prawdopodobnie w gmachu Teatru Wielkiego. W powstaniu warszawskim, zginęła także żona Baczyńskiego – Barbara Stanisława Drapczyńska (13 listopad 1922-1 wrzesień 1944) , studentka polonistyki tajnego UW. Baczyński został odznaczony pośmiertnie Medalem za Warszawę 1939-1945  i Krzyżem Armii Krajowej. Pochowany pierwotnie na tyłach Pałacu Blanka. Po wojnie ciało przeniesiono na Cmentarz Wojskowy na Powązkach.

Autor:: Zbigniew Wasilewski

fot: Zbigniew Wasilewski

 

Pow Wow, czyli Tańczący z trawami, wężem, dymem i dzwoneczkami

DSC_5211

Słowo Pow-Wow pochodzi z języka indiańskiego plemienia Algonkinów. ”Pau eau” lub “pauau” w tym języku oznacza lidera duchowego, medyka, lub zgromadzenie przywódców duchowych. We wczesnym okresie osadnictwa amerykańskiego , Europejczycy przybywający na tereny Indian amerykańskich byli przekonani, że to słowo określało każde zgromadzenie Autochtonów. Z czasem, gdy Indianie zaczęli uczyć się angielskiego, przyjęli to nowe zdeformowane słowo wraz z nowym znaczeniem nadanym przez Europejczyków. Indiańskie zgromadzenia Pow Wow czerpią swoje żródło w ceremoniach religijnych plemienia Pawnee, które były praktykowane już ponad dwa stulecia temu. Podczas tych ceremonii wojownicy gromadzili się aby tańczyć i celebrować swoje wyczyny wojenne oraz cieszyć się powodzeniem. Inne żródła podają, że tańce Pow Wow wywodzą się od ceremonii Stowarzyszenia Wojowników nazywanego Grass Dancers (pol: Tańczący z Trawami). Pierwsze Pow Wow w aktualnej formie pojawiły się około stu lat temu w rezerwatach indiańskich północno-zachodnich Stanów Zjednoczonych oraz w całej zachodniej Kanadzie.

DSC_0707 DSC_0814 DSC_4858 DSC_4931 DSC_5106 DSC_5124 DSC_5369

Jeden z licznych festiwali Pow Wow w Kanadzie odbywa się w podmontrealskim rezerwacie Kahnawake, zamieszkałym przez Indian Mohawków. Festiwal ten w tym roku obchodził okrągły jubileusz 25-cio lecia. Pomimo iż dzisiaj wydaje się Kanadyjczykom rzeczą bardzo naturalną istnienie tych manifestacji folklorystyczno-kulturowych Indian to jeszcze relatywnie nie tak dawno, wszelkie manifestacje, zgrupowania i demonstracje kulturowej odmienności Indian były bardzo surowo karane przez kanadyjskie władze. Po raz pierwszy rząd kanadyjski w 1880 r. wydając “Akt prawny dotyczący Indian”  (fr: Loi sur les Indiens) zabronił bezwzględnie wszelkie ceremonie tradycyjne lub tańce pod groźbą wiezienia. Z czasem, dzięki negocjacjom z rządem, Indianie mogli kultywować swoje tradycje w granicach swoich rezerwatów. Powoli zaczął nabierać kształtów program dzisiejszych Pow Wow, kiedy to podczas tych wydarzenia zaczęto  organizować konkursy tańców tradycyjnych oraz śpiewu, sprzedaż rękodzielnictwa, konkursy na nabardziej efektowny strój tradycyjny a także wprowadzono gastronomię typową dla Indian. Wszystkie te zmiany przyczyniły się w znacznym stopniu do zakonserwowania kultury Indian lecz pomimo wszystko wspomniany Akt dot. Indian w 1914 r. został zmodyfikowany w rezultacie czego jedynie noszenie strojów tradycyjnych oraz tańce tradycyjne poza terytorium rezerwatu były obłożone sankcjami kryminalnymi. Tymczasem w 1925 roku następuje diametralna zmiana i rząd Kanady zabrania całkowicie organizowania Pow Wow, ceremonii Tańca Słońca, oraz innego źle postrzeganego rytuału a mianowicie Namiotu Potów.

DSC_4826 DSC_5040 DSC_5193 DSC_5248 DSC_5297

Taniec słońca (ang: Sun Dance) był charakterystyczną dla Indian uroczystością religijną, gromadzącą corocznie (zwykle w połowie lata) w jednym miejscu całe plemię. Cała uroczystość obejmowała czterodniowe przygotowania i cztery dni tańców ku czci Słońca. Uroczystości towarzyszyły uczty, modlitwy i pieśni cierpienia, a sam Taniec Słońca stanowił punkt kulminacyjny, podczas którego młodzieńcy byli poddawani próbom męstwa połączonym z samo torturą. Wielu Indian uczestniczyło w obrzędach Tańca Słońca dla wypełnienia ślubowań złożonych w zamian za pomoc otrzymaną od sił nadnaturalnych. Podczas tańców, doprowadzających nieraz do stanów ekstazy, tancerze czasem doznawali wizji.

Namiot Potów, jest bardzo ważnym rytuałem w tradycji oraz duchowości Indian Ameryki Północnej. Rytuał odbywa się w tipi lub zwykłym namiocie, który można porównać z sauną. Ta ceremonia służy do bezpośredniej komunikacji z duchami, które są obecne w świecie według indiańskich wierzeń.

Pomimo tych wszystkich zaostrzeń oraz obłożenia surowymi karami, Indianie kontynuowali potajemnie  swoje tradycje oraz rytuały. Po II Wojnie Światowej wielu Kanadyjczyków-weteranów o indiańskim pochodzeniu zwróciło się do rządu Kanady o wprowadzenie zmian w Akcie dot. Indian. Do najważniejszych postulatów należały; wolność do wyznawania religii, prawo do kultywowania tradycji oraz prawo do tańców tradycjonalnych. Od 1951 roku , Akt dotyczący Indian został kompletnie zreformowany i od tego czasu Indianie w Kanadzie kultywują wszystkie swoje tradycje zgodnie z prawem kanadyjskim.

DSC_0771 DSC_0904 DSC_4957 DSC_4975 DSC_4993

W trakcie przebiegu Pow Wow główna rolę odgrywa konferansjer, który jest również Mistrzem Ceremonii. Wszystkie konkursowe tańce odbywają się na odgrodzonej arenie, na którą zgromadzona publiczność nie ma wstępu. Jedyną możliwością dostania się na arenę jest uczestnictwo we wspólnym tańcu wszystkich zebranych; tancerzy indiańskich oraz przybyłej publiczności i to w ściśle wyznaczonym momencie. Podczas całego wydarzenia, trwającego zwykle dwa dni najmniej widocznym lecz o najważniejszej funkcji jest Strażnik Ognia, odpowiedzialny za podtrzymywanie świętego ognia.

DSC_0656 DSC_0661 DSC_4891 DSC_5018

Pow Wow rozpoczyna się uroczystą paradą weteranów , tak zwanym Wielkim Wejściem, której przewodniczy główny weteran niosący buławę wyczynów, przedstawiającą głowę orła. Za nim postępują przy rytmie bębnów pozostali weterani niosący sztandary poszczególnych plemion. Nieodłącznym elementem konkursu Pow Wow są bębny i śpiewy. W kulturze Indian bębny są czymś więcej niż zwykłe instrumenty muzyczne- są świętością- łącznikiem pomiędzy życiem fizycznym i duchowym.

DSC_0776 DSC_0785 DSC_4827 DSC_5147 DSC_5159 DSC_5164

Przykłady tańców:

Taniec Dwóch Kroków (fr: Dance de deux pas) lub Taniec Zająca (ang: Rabbit Dance), jest to jeden z nielicznych tańców towarzyskich, podczas których mężczyźni i kobiety tańczą parami dookoła bębnów.

Taniec Węża ( ang: Snake Dance), należy również do grona tańców towarzyskich. Podczas tego tańca Indianie poruszają się jeden za drugim na podobieństwo pełzającego węża po górach, lasach aby dotrzeć do celu pokonując wartki nurt rzeki.

Skok Kruka ( ang: Crow Hop), taniec towarzyski najbardziej ludyczny ze wszystkich, ponieważ wszyscy wojownicy tańczą w pełnym galowym rynsztunku naśladując kruka, włącznie z grymasami i nieprzewidzianymi ruchami. Kruk w kulturze Indian uchodzi za żartownisia płatającego figle. Naśladowanie tego ptaka w poważnych strojach czyni z tego tańca niezwykle zabawne widowisko.

Skradający się taniec (ang: Sneak up dance), w tym tańcu wojownicy indiańscy w pełnym rynsztunku , w pióropuszach i bronią w rękach wykonują ruch skradającego się myśliwego lub wojownika gotującego się do bitwy.

Taniec Dymu (ang: Smoke Dance) jest tańcem o nieokreślonej choreografii, pozwalający na inwencję tancerza, jego pomysłowość oraz improwizację. Ma na celu zademonstrowanie talentów i przyciągnięcie uwagi widzów. Sędziowie oceniają zwinność, strój oraz jakość wykonania Tańca Dymu.

Innymi tańcami, które swoje nazwy biorą od strojów są Taniec z Trawami, Taniec z Fantazyjną Narzutą, Tradycyjny Taniec Damski, Taniec z Dzwoneczkami.

DSC_0981 DSC_5078 DSC_5200 DSC_5208 DSC_5237 DSC_5241 DSC_5257

 DSC_5370

Zdjęcia zostały wykonane w Kahnawake, prowincja Quebec, Kanada w latach 2013-2015

Autor: Zbigniew Wasilewski

Fot: Zbigniew Wasilewski

Źródło: Związek Weteranów-Autochtonów w Quebeku

 

Potok w Rawdon

DSC_4714

Rawdon jest uroczym miasteczkiem w okręgu Lanaudiere,  oddalonym od Montrealu o 70 kilometrów. Populacja tego miasteczka jest oszacowana na 10 tysięcy mieszkańców. Miasteczko zostało założone 13 lipca 1799 roku. Początkowo w przeważającej części zamieszkałe przez Irlandczyków lecz z czasem populacja francuskojęzyczna znacznie wzrasta. Przed przybyciem  kolonizatorów miejsce to było zamieszkałe przez plemię Algonkinów, którzy byli uważani przez kolonizatorów jako plemię niezwykle niegościnne. Pierwsze wzmianki pisane o Rawdon pochodzą z 1815 roku.

Po pierwszej Wojnie Światowej, następuje nasilony  napływ imigrantów do Rawdon w szczególności z krajów europejskich takich jak:  Rosja,Węgry, Polska,Ukraina, Czechy, Słowacja oraz Niemcy. Na dzień dzisiejszy szacuje się, że miasteczko skupia ponad 25 różnych grup etnicznych.

Rawdon jest miasteczkiem dumnym z faktu, że może się pochwalić aż tyloma grupami etnicznymi mieszkającymi ze sobą w zgodzie. W miasteczku zostało założone nawet jedyne w swoim rodzaju Centrum Multi Etniczne promujące różnorodność kulturową istniejącą na jej terytorium. W miasteczku tym, można spotkać kościoły oraz cmentarze poszczególnych wspólnot. Warto wspomnieć o barwnej cerkwi rosyjskiego Kościoła Ortodoksyjnego, która jest czynna do dziś.

Okolice Rawdon są jednym z ulubionych miejsc Montrealczyków na wypady weekendowe. Sprawia to krótki dystans od Montrealu, przebogata i obfita roślinność, pobliskie kampingi ,parki natury, z których dwa są szczególnie popularne:  Wodospady Dorwin oraz słynne Skałki w Rawdon.

Indiańska legenda o czarowniku Nipissingue.

Przy wodospadach Dorwin z punktu widokowego można zaobserwować na jednej ze skał bardzo wyraźny profil przypominający indiańską głowę. Według indiańskiej legendy, bardzo dawno temu pewien złośliwy czarownik został zamieniony w kamień po tym jak spowodował śmierć pięknej i młodej Algonkinki o imieniu Hiawhitha. Przepełniony zazdrością i urazą po odtrąconych zalotach, widząc ją któregoś dnia w trakcie zbierania ziół w pobliżu przepaści, złośliwiec zepchnął ją w otchłań. Schylił się nad przepaścią aby dojrzeć ciało młodej Indianki rozbite na skałach lecz w tym momencie ziemia zaczyna się trząść i maleńki strumyk na dnie przepaści przeobraził się w rzekę dającą początek wielkiemu wodospadowi. Szum wodospadu ma przypominać po wieczne czasy złośliwemu Nipissingue  zamienionego w głaz przez Wielkiego Manitu śpiew młodej Hiawhithy .

Przez miasteczko przepływa rzeka Ouareau (fonet: Łaro), co w języku Algonkinów oznacza dal. Do rzeki wpływają liczne strumienie i potoki, zasilając jej główny nurt. Fakt zróżnicowania terenu daje efekty w postaci mini kaskad, które są bardzo łatwe do odnalezienia podczas spaceru po dziewiczym lesie ze względu na znaczny szum wody rozbijającej się o skały.

Maszerowanie po takim strumieniu może być bardzo ryzykowne ze względu na oślizłe głazy, oraz bardzo wartki nurt potoków.

Spotkanie z dziewiczą i dziką kanadyjską naturą, jest wynagrodzeniem za przedzieranie się przez krzaki i chaszcze – pozostaje cudowne wrażenie obcowania sam na sam z nienaruszonym ekosystemem od tysiącleci i nie potrzeba wielkiej fantazji aby  wyobrazić sobie maszerujących Indian po tych ścieżkach jeszcze nie tak dawno, bo zaledwie dwa wieki temu.

Totalne wrażenie zetknięcia i wniknięcia do natury kanadyjskiej nadało również to niespodziewane i niezwykle rzadkie zjawisko przyrodnicze. Wspinając się po głazach w górę rzeki chłonny jeszcze lepszych widoków, natknąłem się na grupkę młodych ludzi, w upalne niedzielne popołudnie raczących się zimnym piwem chłodzonym w potoku. Zaskoczony całkowicie tą niespodzianką zapytałem czy wiedzą jaki to gatunek ryby, wskazując palcem na golca. Wszyscy zgodnie orzekli, że to musi być szczupak złocisty. Ja jednak nie chciałem zbytnio wdawać się w szczegóły lecz przy mojej podstawowej wiedzy z zakresu ichtiologi mam powody aby twierdzić, że był to łosoś pospolity pnący się pod prąd w górę rzeki na tegoroczne tarło. :)

Autor:  Z.P. Wasilewski

Foto: Z.P. Wasilewski

Największy festiwal Jazzowy na świecie

img585_festival-jazz-montreal

Montreal w dniach od 26 czerwca do 05 lipca tego roku przekształcił się w niekwestionowaną światową stolicą jazzu. Międzynarodowy Festiwal Jazzowy w Montrealu jest największym tego typu wydarzeniem muzycznym na świecie. W tym roku, podczas 36 edycji zaprezentowanych zostanie ponad 800 koncertów. Montrealski Festiwal Jazzowy posiada rekord z 2004 roku w Księdze Guinessa jako największy na świecie festiwal jazzowy. Corocznie występuje na nim około 3000 artystów z ponad 30 krajów.W tym krótkim czasie odbywa się kilkaset koncertów na wolnym powietrzu lub w salach koncertowych. Szacuje się, że festiwal przyciąga 2,5 miliona osób z czego 35% stanowią zagraniczni turyści. Każdego roku organizatorzy festiwalu wydają około 400 akredytacji dziennikarskich.

Część ulic w centrum Montrealu jest zamknięta dla ruchu kołowego.Koncerty odbywają się na ulicnych scenach od 12:00 do północy.Koncerty uliczne są darmowe oraz są doskonałą szansą dla mniej znanych lub młodych,utalentowanych jazzmanów. Koncerty wielkich sław,czasami nawet legendarnych grup lub solistów odbywają się w salach koncertowych i są odpłatne.

W historii tego fetiwali występowali m.in. Paul Bley,Dave Brubeck,Dee Dee Bridgewater,Alain Caron,Chick Corea,Jamie Cullum,Miles Davis,Ella Fitzgerald,Keith Jarret,Dizzy Gilespie,Stephane Grappelli,Oliver Jones,Diana Krall,Oscar Peterson,Wynton Marsalis,Pat Metheny,Youssu N’Dour,Sonny Rollins,Paul Simon,Wayne Shorter,UZEB,The Bad Plus,Susie Arioli,Esbjorn,Swensson,Bob Dylan,Stevie Wonder.

Fot: Z. Wasilewski

Na montrealskim festiwalu jazzowym występował również znany i ceniony w Polonii montrealskiej muzyk z polskimi korzeniami Paul Kunigis. Na tegorocznym festiwalu, byli obecni również polscy jazzmani; Koncert w hołdzie Janowi Jarczykowi-cenionemu jazzmanowi i pedagogowi zmarłemu w ubiegłym roku oraz występ polskiego trębacza Kuby Seguin z filharmoniczną orkiestrą jazzową z Montrealu. Tegoroczny festiwal kończy się w niedzielę 05 lipca.

bb-king

W ostatnim dniu festiwalu na szczególną uwagę zasługują: koncert zamykający dla miłośników gospel w wykonaniu Montreal Jubilation Gospel Choir oraz koncert w hołdzie B.B. King zmarłemu przed niespełna dwoma miesiącami mistrzowi Bluesa. W hołdzie B.B. Kingowi zagrają: Bob Walsh, Jordan Officer, Kim Richardson, Brian Tyler, Angel Forrest, Mike Goudreau, Jimmy James, Connor Gains, Jean Fernand Girard, Mathieu Holubowski.

Autor:Z.P.Wasilewski

Pałac rozbitych serc-Boldt Castle

inset_broken_heart_o-600

W połowie drogi mniej więcej, na trasie Montreal-Toronto znajduje się archipelag wysepek na rzece Św.Wawrzyńca zwany Krainą Tysiąca Wysp. Jedna z tych wysepek zasługuje na szczególną uwagę ze względu na swoją oryginalną ,tragiczną lecz posiadającą wszystkie elementy romantycznej baśni historię. Wyspa nazywa się Heart Island ze względu na swoją morfologię geograficzną,przypominającą graficzną formę serca. Na  tej wyspie znajduje się pałac ,który został nazwany imieniem projektanta i wykonawcy George’a Boldta-Boldt Castle. Pałac nigdy nie został wykończony przez inicjatora. Budowla,prawie na ukończeniu została nagle przerwana w 1904 roku i Georges Boldt,jak podaje legenda nigdy więcej nie postawił ponownie swojej stopy na tej wyspie..

_DSC0037

Fasada Boldt Castle od strony ogrodu

_DSC0068

Georges Boldt urodził się w 1851 r. w Królestwie Prus na wyspie Rugia na Morzu Bałtyckim w miejscowości Bergen auf Rugen. W wieku zaledwie 13 lat samotnie wyemigrował do Ameryki za chlebem,pochodził z bardzo ubogiej rodziny i obiecywał sobie zrealizować American Dream,marzenie,ziemię obiecaną,bogactwo,fortunę i wszystko to co w głowie młodego entuzjastycznego nastolatka mogło się zarysować. Po przybyciu do Ameryki zaczął bardzo szybko pracować w  nowojorskich hotelach jako pomoc kuchenna, zmywając naczynia,myjąc podłogi,wykonując wszystkie najgorsze prace jakie były zarezerwowane imigrantom. W wieku zaledwie 25 lat został zatrudniony przez właściciela najbardziej ekskluzywnego w ówczesnych czasach klubu dżentelmenów w Filadelfii jako szef restauracji w The Filadelfia Club. Jak się później okazało,jego pracodawca został również jego teściem. William Keher,właściciel The Filadelfia Club miał córkę Louise, w której bez pamięci zakochał się Georges Boldt. W 1877, 26-letni Georges Boldt oraz 15-letnia Louise Augusta Keher ślubują sobie nawzajem;miłość,wierność i uczciwość małżeńską oraz ,że się nie opuszczą aż do śmierci. Louise dała Georgesowi dwójkę dzieci; George C. Boldt, Jr. (1879-1958), oraz Clover Louise Boldt,  (1883-1963). Małżeństwo Louise i Georges Boldt mieli również wnuczkę, Clover Boldt Baird (1910-1993),która mieszkała w pobliżu Alexandria Bay do końca swoich dni. Alexandria Bay jest dzisiaj miejscowością turystyczną,z której mały stateczek przewozi turystów na Heart Island  oraz posiadającą całą infrastrukturę turystyczną w celu eksploracji Archipelagu Tysiąca Wysp na rzece Św. Wawrzyńca.

_DSC0059

Młody,zakochany biznesmen wpada w wir interesów i bardzo szybko staje się jednym z najbardziej bogatych hotelarzy Ameryki XIX wieku. Staje się właścicielem 3 najbardziej prestiżowych hoteli w swojej epoce. Spędzając wakacje na pograniczu Kanady i Stanów Zjednoczonych w Archipelagu Tysiąca Wysp cała rodzina Boldtów zakochuje się w okolicy . Georges postanawia zakupić jedną z wysp,którą postanowił zamienić w rajski ogród. Postanawia wybudować pałac kobiecie swojego życia i wręczyć jej klucze do niego jako prezent walentynkowy wyrażając w ten sposób jego bezwarunkową miłość. Prace budowlane zostały rozpoczęte na jesieni 1899 roku i przez 4 lata około 300 robotników było zatrudnionych przy realizacji tego projektu.

 

 


_DSC0040 Power House,mały pałacyk który tak naprawdę był elektrownią mającą zapewnić elektryczność w całej posesji._DSC0051 _DSC0053 Przystań,do której codziennie dobijają dziesiątki łodzi dowożących spragnionych wrażeń turystów
_DSC0068 _DSC0073 Power House,architektonicznie harmonijnie zgrany z całością projektu,który zainspirowany został nadreńskimi pałacami niemieckich książąt_DSC0085 Widok z jednego z wielu tarasów_DSC0092 Sala z kominkiem. Cały pałac posiada około 120 pomieszczeń_DSC0100 Biblioteka_DSC0106Główny hall

_DSC0108 Sypialnia Louise Boldt_DSC0112 Sypialnia Georges Boldt_DSC0114 Porteret Louise Boldt w hallu pałacu_DSC0116 Serce na fasadzie pałacu…_DSC0118 Czarodziejski pałac przewidziany jako miejsce zabaw dla dwójki dzieci romantycznej pary_DSC0128 Na sąsiedniej wyspie,Georges Boldt wybudował przystań dla jachtów_DSC0132 Opuszczając wyspę każdy z turystów jest zmuszony rzucić okiem na tą kompozycję kwiatową… _DSC0139 Przystań przy Heart Island,inspiracja Łuku Triumfalnego z paryskich Pól Elizejskich

Pałac miał zostać oddany Louise 14 lutego 1904 roku jako prezent walentynkowy swojej ukochanej żonie. W styczniu 1904 roku Georges Boldt wstrzymał wszelkie prace wykończeniowe tego romantycznego pałacu. Wszyscy pracownicy zatrudnieni przy końcowych pracach  opuścili bezpowrotnie wyspę. Decyzja o wstrzymaniu wszelkich prac wynikła z faktu,że Louise,kobieta życia Georgesa zmarła nagle na atak serca. Wnuczka Boldta,Clover Boldt Baird wspomina,że jej dziadek zawsze mówił o babci  Louise,jako o przepięknej damie,uroczej kobiecie,jedynej istocie anielskiej,księżniczce z baśni,miłości jedynej swojego życia. Georges Boldt nigdy więcej po śmierci swojej żony nie powrócił na wyspę. Zmarł 5 grudnia 1916 roku w hotelu Waldorf-Astoria w Nowym Jorku,12 lat po śmierci swojej najukochańszej żony z całkowicie rozbitym sercem.

Autor:Zbigniew Wasilewski

Fot:Zbigniew Wasilewski

Żegnaj szkoło na wesoło

plaża

Wreszcie nadszedł ten dzień. W sobotę 13 czerwca uczniowie, rodzice , nauczyciele oraz zaproszeni honorowi goście wzięli udział w uroczystym zakończeniu roku szkolnego w Polskim Punkcie Konsultacyjnym przy Konsulacie RP w Montrealu. Uroczystość zakończenia roku szkolnego odbyła się w Wydziale Promocji Handlu i Inwestycji przy Avenue du Musée. Na odpoczynek zasłużyli chyba wszyscy, zarówno uczniowie, jak też i nauczyciele tym bardziej, że zajęcia tej szkoły odbywają się wyłącznie w soboty, to jest podczas dni, które z reguły są przeznaczone na odpoczynek po tygodniu zajęć szkolnych w kanadyjskiej szkole lub po ciężkim tygodniu pracy polskich nauczycieli w ich alternatywnych zawodach.

DSC_0609 Uroczystość zakończenia roku została przeprowadzona przez kierownika szkoły, p. Stanisława Chylewskiego

DSC_0614 Podziękowania dwóm nauczycielkom, które zakończyły prace w tej szkole;siostra Jolanta Okupniarek (wolontariuszka) oraz Magdalenia Scióg-Babiarz

DSC_0617 Goście honorowi. Druga od lewej: Maria Jagowd Wolska- uczestniczka Powstania Warszawskiego, była członkini Szarych Szeregów oraz Armii Krajowej, Jolanta Fabisiak-gość z Polski, posłanka na Sejm RP, Przemysław Jenke, konsul RP w Montrealu, Andrzej Szydło, były, ostatni Konsul Generalny RP w Montrealu, Magdalena Chylewska-nauczycielka Szkolnego Punktu Konsultacyjnego.

DSC_0623 Recytacja własnych , autorskich tekstów literackich przez laureatów konkursu VI edycji konkursu literackiego “Być Polakiem” – Julia Trembecka

DSC_0626 Daniel Sikorski

DSC_0630 Wystæpienie posłanki na Sejm RP, p. Joanny Fabisiak. Pani Fabisiak zasiada również w radzie Komisji Łączności z Polakami za Granicą i jest prezesem “Fundacji Świat na Tak”

DSC_0638 Rozdanie nagród

DSC_0645 DSC_0647 Laureatka finału konkursu recytatorskiego Fundacji Reymonta w Toronto, uczennica SzPK, drugie miejsce w swojej grupie wiekowej: Emilia Szydło

DSC_0656 Wystąpienie konsula RP w Montrealu, p. Przemysław Jenke

DSC_0664 Pożegnanie absolwentów Szkolnego Punktu Konsultacyjnego w Montrealu: Maya Stawska, Darek Winnicki, Agata Ludera

DSC_0666

Uroczyste zakończenie roku uświetnił mini program artystyczny w wykonaniu uczniów tej szkoły.

Szkolny Punkt Konsultacyjny prowadzi nabór nowych uczniów, po informacje proszę dzwonić pod: 514 523 8423

Autor: Zbigniew Wasilewski

Fot: Zbigniew Wasilewski