DSC_0016

Rzeźby lodowe

Miasteczko Saint-Côme, byłoby jednym z wielu dziesiątek podobnych i nie wyróżniających się miasteczek w całej prowincji More »

_DSC0042

Indiańskie Lato

Wyjątkowo ciepła temperatura w ciągu października wystarczyła, by wszyscy zaczęli mówić o Indiańskim Lecie. Czym rzeczywiście More »

huitre

Boso ale w ostrygach

Od wieków ostrygi są wyszukanym daniem smakoszy dobrej kuchni oraz romantyków. Ostryga od czasów antycznych uchodzi More »

ville-msh1

Góra Świętego Hilarego w kolorze dojrzałej dyni

Góra Św. Hilarego ( fr: Mont St-Hilaire) jest jedną z 8 gór (a raczej wzgórz ze More »

24pazdziernika2016Wojcik1

Henryk Wójcik (1947-2018)

Polonia montrealska pożegnała Henryka Wójcika w piątek 07 grudnia 2018 na uroczystej mszy pogrzebowej w kościele More »

Domestic_Goose

Milczenie Gęsi

Wraz z nastaniem pierwszych chłodów w Kanadzie oczy i uwaga konsumentów jest w wielkiej mierze skupiona More »

rok-ireny-sendlerowej-logo

2018 rok Sendlerowej

Uchwała Sejmu Rzeczpospolitej Polskiej z dnia 8 czerwca 2017 r.w sprawie ustanowienia roku 2018 Rokiem Ireny More »

Parc-Oméga1

Mega przygoda w parku Omega

Park Omega znajduje się w miejscowości Montebello w połowie drogi między Gatineau i Montrealem. Został założony More »

homer-simpson-krzyk-munch

Bliskie spotkanie ze służbą zdrowia.Nowela

Nie tak bardzo dawno temu w wielkiej światowej metropolii na kontynencie północno-amerykanskim w nowoczesnym państwie Kanadzie, More »

Flower-for-mother

Dzień Matki

Dzień Matki obchodzony jest w ponad 40 krajach na świecie. W Polsce mamy świętują 26 maja, More »

DSC_0307

Christo Stefanoff- zapomniany mistrz światła i koloru

W kanadyjskiej prowincji Quebek, znajduje się miasteczko Val David otoczone malowniczymi Górami Laurentyńskimi. W miasteczku tym More »

2970793045_55ef312ed8

Ta Karczma Wilno się nazywa

Rzecz o pierwszych osadnikach polskich w Kanadzie. W kanadyjskich archiwach jako pierwszy Polak imigrant z polski More »

Capture d’écran 2018-04-01 à 20.00.04

Rezurekcja w Parafii Św. Krzyża w Montrealu

W Montrealu oprócz czterech polskich parafii katolickich, zarządzanych przez Franciszkanów jest jeszcze jedna polska parafia należąca More »

Capture d’écran 2018-03-25 à 12.47.16

Wielkanoc w Domu Seniora

W sobotę 24 marca 2018 uczniowie z montrealskiego Szkolnego Punktu Konsultacyjnego przy Konsulacie RP w Montrealu More »

DSC_4819

Gęsie pipki i długi lot do punktu lęgu

Jak się mają gęsie pipki do długiego gęsiego lotu ? A jak się ma piernik do More »

embleme-insecte-montreal

Montrealski admirał

Entomologicznym emblematem prowincji Quebek  jest motyl admirał. W 1998 roku, Quebeckie Stowarzyszenie Entomologów zorganizowało publiczne głosowanie More »

Capture d’écran 2018-03-20 à 15.21.11

XVII Konkurs Recytatorski w Montrealu

W robotę 17 marca 2018 r. odbył  się XVII Konkurs recytatorski w Montrealu. W konkursie brały More »

herb templariuszy

Sekret Templariuszy

Krucjata albigeńska, jaką zorganizował przeciwko heretykom Kościół Katolicki w XIII wieku, zniszczyła doszczętnie społeczność Katarów, dzięki More »

Capture d’écran 2018-03-14 à 17.54.19

IV Edycja Festiwalu Stella Musica

Katarzyna Musiał jest współzałożycielką i dyrektorem Festivalu Stella Musica, promującego kobiety w muzyce. Inauguracyjny koncert odbył More »

800px-August_Franz_Globensky_by_Roy-Audy

Saga rodu Globenskich

August France (Franz) Globensky, Globenski, Glanbenkind, Glaubenskindt, właśc. August Franciszek Głąbiński (ur. 1 stycznia 1754 pod More »

Bez-nazwy-2

Błękitna Armia Generała Hallera

Armia Polska we Francji zwana Armią Błękitną (od koloru mundurów) powstała w czasie I wojny światowej z inicjatywy More »

DSC_4568

Polowanie na jelenia wirginijskiego, czyli jak skrócić zimę w Montrealu

Jest z pewnością wiele osób nie tylko w Montrealu, którym dokuczają niedogodności kanadyjskiej zimy. Istnieje jednak More »

CD-corps-diplomatique

Konsulat Generalny RP w Montrealu-krótki zarys historyczny

Konsulat Generalny w Montrealu jest jednym z trzech pierwszych przedstawicielstw dyplomatycznych powołanych przez rząd polski na More »

Capture d’écran 2018-03-07 à 08.47.09

Spotkania Podróżnicze: Krzysztof Tumanowicz

We wtorek, 06 marca w sali recepcyjnej Konsulatu Generalnego w Montrealu odbyło się 135 Spotkanie Podróżnicze. More »

Capture d’écran 2018-02-24 à 09.30.00

Polsko Kanadyjskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy w Montrealu

Polsko-Kanadyjskie Towarzystwo Wzajemnej Pomocy w Montrealu ( PKTWP) powstało w 1934 roku jako nieformalna grupa. Towarzystwo More »

poutine 2

Pudding Kebecki,czyli gastronomiczna masakra

Poutine jest bardzo popularnym daniem kebeckim. Jest to bardzo prosta potrawa złożona generalnie z trzech składników;frytki,świeże kawałki More »

original.1836

Sir Casimir-rzecz o gubernatorze pułkowniku jej królewskiej mości

Przy okazji 205 rocznicy urodzin przypominamy sylwetkę Kazimierza Gzowskiego (1813 Petersburg-1898 Toronto),najsłynniejszego Kanadyjczyka polskiego pochodzenia – More »

Syrop-klonowy

Kanada miodem płynąca

Syrop klonowy powstaje z soku klonowego. Pierwotnie zbierany przez Indian, dziś stanowi istotny element kanadyjskiego przemysłu More »

Capture d’écran 2018-02-22 à 12.57.23

Nowy Konsul Generalny RP w Montrealu, Dariusz Wiśniewski

Dariusz Wiśniewski jest związany z Ministerstwem Spraw Zagranicznych od roku 1994.  Pracę swą rozpoczął w Departamencie More »

24 marzec 2015

Chronologia sprzedaży budynków Konsulatu Generalnego w Montrealu

20 lutego 2018 roku, środowisko polonijne w Montrealu zostało poinformowane bardzo lapidarną wiadomością rozesłaną do polonijnych More »

Category Archives: Film

UKŁAD ZAMKNIĘTY: JUTRO MOGĄ PRZYJŚĆ PO CIEBIE !

7530670.3

Czy w Polsce istnieje mafia? To pytanie zadawano sobie szczególnie często w latach dziewięćdziesiątych, w czasach tzw. mafii pruszkowskiej. Gdy grupa pruszkowska i inne o podobnym charakterze zostały rozbite, bądź wymarły śmiercią naturalną, gangsterzy, którzy w medialnych spowiedziach odkryli dobre źródło dochodu i wybielenia, nad wyraz chętnie dzielili się swoimi zawodowymi życiorysami. Jedni zwalali winę na drugich, ale w jednym wszyscy byli zgodni. Ich grup przestępczych nie można nazywać mafią. Prawdziwa mafia to politycy, prokuratorzy i inni urzędnicy państwowi. Trudno nie zgodzić się z tym, gdy ogląda się najnowszy film Ryszarda Bugajskiego Układ zamknięty.

uz4

Film przedstawia historię trzech młodych biznesmenów: Marka Stawskiego, Piotra Maja i Grzegorza Rybarczyka. Właśnie otworzyli na Wybrzeżu firmę „Nawar”, która produkuje nowoczesne układy elektroniczne i jest ewenementem na skalę europejską. Na samym początku widzimy uroczystą i wystawną galę z okazji otwarcia fabryki. Śpiewa światowej sławy sopranistka, Dorota Maj (siostra jednego z głównych bohaterów filmu), na widowni zaś widzimy nieco znudzonych, zapewne nieprzywykłych do takich wyżyn kulturalnych: wojewodę, prezydenta miasta, biskupa i niższego szczebla lokalnych oficjeli. Przemawiają uśmiechnięci i dumni biznesmeni. I już w jednej z pierwszych scen pojawia się tajemniczy przedstawiciel holdingu „Offshore”, który deklaruje chęć inwestycji i oferuje zarządowi „Nawaru” kosmiczną sumę dziesięciu milionów euro. Uczciwi i ostrożni przedsiębiorcy nie dają się zwieść zapachem pieniędzy, jednak wraz z rozwojem akcji filmu okazuje się, że ich początkowa ostrożność była po prostu naiwnością. To był bowiem dopiero początek ich kłopotów. I gdzie tu mafia, ktoś zapyta? Ano mafią jest „Offshore”, w rzeczywistości firma – krzak, za którą stoją: miejscowy prokurator i naczelnik Urzędu Skarbowego. Taki gruppenführer Wolf ze Stawki większej niż życie.

uz3

Technicznie film stoi na dość przeciętnym, choć przyzwoitym poziomie. Przedstawia co prawda malownicze i monumentalne akcenty Gdańska, Gdyni i Sopotu, jednak nie ma tu „artystycznych” zdjęć ani efektownego montażu, do czego przyzwyczaja nas właśnie kino amerykańskie i europejskie. Ale jest przecież porażająca historia, którą ten film opowiada. To ona ma być na pierwszym planie. Tym bardziej, że historii pomaga czołówka polskich aktorów. Niezawodny Janusz Gajos, jako bezwzględny i bezduszny prokurator Kostrzewa. Dawno niewidziany na dużym ekranie Kazimierz Kaczor jako Mirosław Kamiński, naczelnik „skarbówki” i safandułowaty służalec Kostrzewy. Fascynujący Wojciech Żołądkowicz w roli młodego i nie takiego naiwnego prokuratora Słodowskiego, prowadzącego sprawę „Nawaru”. Pojawiający się epizodycznie, ale grający w całej sprawie kluczową postać Krzysztof Gordon jako minister. Sprawdzeni i z dawno ugruntowaną pozycją: Przemysław Sadowski (Marek Stawski), Robert Olech (Piotr Maj) i Jarosław Kopaczewski (Grzegorz Rybarczyk), grający prześladowanych biznesmenów. Do tego: Maria Mamona, Beata Ścibakówna, Magdalena Kumorek, Monika Kwiatkowska i inni aktorzy dalszego, lecz nie gorszego planu, i już mamy kawał dobrego kina.

uz1

Moim zdaniem gdyby Układ zamknięty nakręcono w Ameryce, niektóre sceny przeszłyby do historii tamtejszego kina, jak np. rozmowa Doroty z prokuratorem Kostrzewą, kończąca się zgaszeniem papierosa w szklance mleka, czy też moment, gdy młody prokurator Słodowski puszy się do kawałka lusterka, ćwicząc efektowną przemowę przed przesłuchaniem. Nie ma natomiast w filmie możliwości popisu dla Janusza Gajosa. Jego postać jest co prawda złożona; przedstawia Kostrzewę zarówno w pracy, jako cynicznego urzędnika państwowego, w domu, w roli despotycznego męża, ojca i dziadka, a także w wiejskiej daczy, jako dumnego posiadacza myśliwskich trofeów (dające do myślenia alegorie z wypchanymi zwierzętami). Jednak wyraźnie pozostaje niedosyt, tym bardziej że w materiałach promocyjnych Janusz Gajos zostaje postawiony w jednym artystycznym szeregu z Robertem De Niro i z Alem Pacino. Słusznie, bowiem jest to aktor rangi światowej. Gdzie więc są światowej rangi sceny, w których aktor ten mógłby pokazać klasę niczym Pacino w Adwokacie diabła, czy De Niro choćby w Taksówkarzu? Takowych, niestety, w polskim kinie jak na lekarstwo. Jest co prawda w Układzie zamkniętym scena potajemnego spotkania Kostrzewy z Kamińskim na nabrzeżu portowym, czy też moment wielkiego rozczarowania naszych rodzimych „mafiosi”, gdzie Gajos miałby co zagrać, jednak są to sceny rozpaczliwie krótkie, będące zaledwie namiastką tego, co tworzy dla innych aktorów kino światowe. Cały film jest wspaniałym wprowadzeniem do efektownego finału, niczym „nagranie” idealnej piłki do zdobycia wspaniałej bramki. Jednak finał rozmienia się na drobne. Jest i porażka „złych”, i iskierka nadziei dla „dobrych”, ale wszystko to jest bez należytego kolorytu.

 

uz2

uz512 stycznia 2013 r., w ramach corocznej gali Pracodawców Rzeczypospolitej Polskiej Układ zamknięty został nagrodzony Wektorem Nadziei “za odwagę w dążeniu do przedstawienia prawdy o problemach, z którymi na co dzień zmagają się polscy przedsiębiorcy w starciu z bezwzględną machiną urzędniczą, oraz za niezwykły upór, dzięki któremu realizacja filmu stała się możliwa”. Film jest bowiem inspirowany autentycznymi wydarzeniami. Tym bardziej dają do myślenia wywiady z rodzimymi gangsterami-celebrytami.

Szczerze polecam.

Autor:Marcin Śmigielski

Fot.: ukladzamkniety.com

90 LAT OD URODZIN K. SEROCKEGO

85eff4e3-b0e5-42a4-9344-edd649238574.file

Kazimierz Serocki (1922-1981) był jednym z najwybitniejszych polskich kompozytorów współczesnych. Studiował kompozycję u K.Sikorskiego i fortepian u S.Szpinalskiego w PWSM w Łodzi. W latach 1947-48 był stypendystą  w klasie kompozycji  Nadii Boulanger w Paryżu. Karierę rozpoczął jako pianista osiągając na tym polu niemałe uznanie w latach 1946-51. Wraz z J.Krenzem i T.Bairdem utworzył ,,Grupę 49” proponując muzykę przystępną dla przeciętnego odbiorcy, ale o wysokiej jakości artystycznej. Już pierwsze jego utwory zwróciły uwagę środowiska muzycznego.

Jego twórczość wykazuje tendencje ewolucyjne i można podzielić ją na 2 okresy.  W pierwszym okresie  do roku 1956 widoczne są nawiązania do neoklasycyzmu  i  nurtu folklorystycznego . Wymownym tego przykładem   jest  I I Symfonia na sopran, baryton, chór i orkiestrę. Ludowe teksty i muzyka będąca apoteozą folkloru tworzą obrazy z życia dawnej polskiej wsi. Utwór zadziwia  fenomenalną wyobraznią  dzwiękową, cechą inmmanentną całej twórczości kompozytora. W dziesięcioleciu powojennym artysta skomponował też wiele utworów o charakterz e uzytkowym (pieśni masowe, muzyka do filmu i teatru), m.in. muzykę do filmu ,,Młodość  Chopina” (1952). Najczęściej wykonywanym utworem z tego okresu jest Koncert na puzon (1953).

Dużo ciekawszy jest drugi okres twórczości Serockiego.  Kompozytor zareagował  szybko na powiew nowych prądów z Zachodu  stając na czele polskiej awangardy muzycznej. W 1956 r. stworzył cykl pieśni na baryton i fortepian ,,Serce nocy” do tekstów K.I.Gałczyńskiego, a rok pózniej cykl pieśni ,,Oczy powietrza”  do poezji  J.Przybosia. Oba  utrzymane w technice dodekafonicznej cechuje bogactwo środków artykulacji, barw i odcieni emocjonalnych.

Pod wplywem Kursów Nowej Muzyki w Darmstadzie (1957), w których Serocki uczestniczył  powstało eksperymentatorskie dzieło,, Musica concertante” (1958) w którym objął serializacją wszystkie elementy oprócz dynamiki. Każda z 7 części napisana na inny zestaw instrumentów wskazuje na fascynację kompozytora czystą brzmieniowością.   Barwa staje się w jego utworach najbardziej konstrukcyjną cechą, a sonoryzm najważniejszą ścieżką jego twórczości.

Przywiązywanie wagi do wartości czysto brzmieniowych  osiągnęło apogeum  w takich utworach jak  Segmenti,  Freski symfoniczne, Forte e piano, Continuum czy Pianophonie. ,, Segmenti’’ (1961)  na 12 instrumentów dętych, 6 strunowych oraz 6 perkusistów to jakby symfonia szmerów i  dzwięków o nieokreślonej wysokości. Ulubionym instrumentarium Serockiego stała si ę perkusja. Widać to wyraznie w ,,Continuum”  na 6 perkusistów  obsługujących 123 instrumenty perkusyjne oraz  w ,,Fantasmagorii ‘’ (1971) na fortepian i perkusję.   Nawet fortepian został tu potraktowany na sposób perkusyjny.  Pianista gra bezpośrednio na strunach palcami , paznokciami i miotełką jazzową, uderza w  ramy i pudło fortepian etc.W  ,,Impromptu fantasque’’ (1973) kompozytor zagwarantował nietypowe brzmienia już samym zestawem instrumentów  wprowadzając mandolinę i gitarę, a także flety proste nie stosowane w orkiestrach od epoki Baroku. Te dwie ostatnie kompozycje  porywają niespotykaną aurą dzwiękową i  należą do najznakomitszych dzieł  kameralistyki polskiej  XX wieku.  Ciekawym utworem jest ,, Ad libitum na orkiestrę” (1977). Utwór składa si e z 5 odrębnych kompozycji  które łącznie zawierają 31 segmentów przeznaczonych na różne składy instrumentów o odmiennym brzmieniu. Kolejność segmentów w ramach każdej kompozycji jest dowolna. Dowolna jest też kolejność samych kompozycji, co jest przykładem  aleatoryzmu  stosowanego    w wielu innych utworach Srerockiego (np. A piacere na fortepian z 1963 r). W innym utworze ,,Pianophonie”  (1978) na fortepian, środki elektroniczne i orkiestrę amplifikacja volumenu dzwięku odgrywa zasadniczą rolę.   Kompozytor świadomie i  nieustanni e  poszukiwał nowych możliwości brzmieniowych  nie zadowalając się już odkrytymi.

Nagrobek Kazimierza i Zofii Serockich na Cmentarzu Powązkowskim

Autor:Radosław Rzepkowski

grafika:internet

Pokłosiem w widza

c77f4d32-2cb5-11e2-9486-6533ad266c57-493x328

Scenariusz do filmu Pokłosie powstał już siedem lat temu. Nosił wówczas tytuł Kadisz. Władysław Pasikowski miał jednak niemały problem ze znalezieniem kogoś, kto sfinansowałby jego ekranizację. Nic dziwnego; premiera odbyła się ledwie 9 listopada, a burza, jaka rozpętała się nad tym filmem (zwłaszcza w Internecie) już pokazuje, że obawy potencjalnych sponsorów były słuszne. Nikt wobec tego filmu nie pozostanie obojętny, emocje wywołuje raczej negatywne, a spokoju wokół niego chyba długo nie będzie.

Kroll (debiut), Psy, Psy2. Ostatnia krew, Słodko-gorzki, Demony wojny wg Goi, Operacja Samum – któż nie zna tych popularnych (mniej lub bardziej udanych) kinowych hitów Władysława Pasikowskiego z lat dziewięćdziesiątych? To właśnie Psy stworzyły (a pozostałe utwierdziły) nowy wizerunek aktorski Bogusława Lindy, jako dyżurnego twardziela polskiego kina. Na początku nowego stulecia Pasikowski niezwykle udanie powrócił z nowym image – serialem Glina zerwał z niemal komiksową formą głównego superbohatera z wiernym gunem za paskiem na rzecz świetnego kina (mimo serialowej formuły, Glinę ogląda się właśnie jak dobry film kryminalny), pełnego mrocznych i czasami nierozwiązanych tajemnic. I właśnie w takiej konwencji utrzymane jest jego najnowsze dzieło – Pokłosie. Tyle że ten film już nie „siedzi” w bezpiecznym temacie perypetii komisarza wydziału zabójstw, lecz wkłada kij już nawet nie w mrowisko, ale gniazdo żmij.

Franciszek Kalina (Ireneusz Czop) przylatuje z Chicago do rodzinnej wsi, gdzie na gospodarce został tylko jego młodszy brat, Józef (Maciej Stuhr). Stosunki między braćmi są poprawne, jednak Franek nie rozumie dlaczego Józka opuściła żona z dziećmi i uciekła aż do niego, do Ameryki. Szybko orientuje się, że Józek ma poważne zatargi z sąsiadami. Z czasem ich niechęć przenosi się również na niego. W miarę upływu czasu Franek odkrywa co tai przed nim nieskory do zwierzeń Józek. Pomaga mu w tym zbliżający się do emerytury proboszcz miejscowej parafii (Jerzy Radziwiłowicz), a zniechęcić stara się – uciekając się nawet do zawoalowanej groźby – młody wikary (Andrzej Mastalerz), który widzi już siebie na ciepłej, wygodnej posadce proboszcza, a szum w mediach, jakim grozi dalsze grzebanie w tej sprawie, może mu tylko zaszkodzić. Tymczasem wydarzenia idą o wiele dalej niż wybita kamieniem szyba w domu Józka, czy jego rozbity w knajpie nos. Siłą rozpędu zawiodą one obu braci tam, dokąd niekoniecznie chcieliby trafić – do szokującej prawdy.

Film podczas oglądania stanowi ciekawy odpoczynek od obecnych trendów, polegających np. na przedstawianiu wydarzeń fragmentami wyrwanymi z chronologii, czy choćby denerwującą, permanentnie trzęsącą się kamerą. Sfilmowany jest w sposób klasyczny, by nie powiedzieć: spokojny. Zachowuje jednak odpowiednią dynamikę akcji dla gatunku „thriller by Pasikowski”. I co najciekawsze – zawiera nawet szczyptę humoru! Widoczne to jest zwłaszcza podczas dialogów między Frankiem, a Józkiem. Dobór aktorów stoi na wysokim poziomie. Szczęśliwie Pasikowski odszedł od swej znanej w latach dziewięćdziesiątych tendencji obsadzania aktorów niekoniecznie pasujących do danej roli. W Pokłosiu spotykamy starych znajomych z Gliny. Maciej Stuhr wypada bardzo przekonywująco w roli Józka. Celowo nie napisałem „świetnie”, bo do świetności ciągle trochę mu brakuje. Ten aktor nie ma i chyba nie będzie miał tak bogatego warsztatu jak jego znakomity ojciec. Mimo to jego wybór do roli Józka wydaje się właściwy. Józek ma być młodym, naiwnym idealistą, a takie role „młody Stuhr” grał do tej pory i znakomicie się w nich sprawdzał. Ireneusz Czop jest z kolei jednym z aktorów, o których mówię: „znakomity, niedoceniony”. Charyzmatyczny, energiczny, utalentowany – fantastyczny. I niepopularny, co chyba jest wobec niego niedopatrzeniem ze strony reżyserów, którzy – wzorem Władysława Pasikowskiego – powinni dać mu większe szanse. Jerzy Radziwiłowicz i Andrzej Mastalerz (księża miejscowej parafii) mają od dawna ugruntowaną pozycję w czołówce polskich aktorów i tu także ją potwierdzają. Ciekawostką w pracy Pasikowskiego z aktorami jest fakt, że do ról drugo-, trzecioplanowych i epizodycznych zatrudnia często aktorów starszego pokolenia, czasami dawno zapomnianych, ale nie mniej znakomitych. W Pokłosiu są to m.in.: Danuta Szaflarska w roli zielarki, Maria Garbowska jako stara mieszkanka wsi, Ryszard Ronczewski jako Franciszek Sudecki, czy istna perła wśród epizodów – Robert Rogalski, odtwarzający postać dawnego sołtysa Malinowskiego. Jego krótka rola jest zdecydowanie jednym z powodów, dla których warto zobaczyć ten film. Wielkie brawa należą się charakteryzatorom, którzy z wykształconych, inteligentych aktorów w różnym wieku wyczarowali na potrzeby filmu prostych, zaniedbanych mieszkańców jednej z tysięcy polskich wsi.

Film wywołuje kontrowersje – aktualnie obserwowane w mediach, głównie w prasie i Internecie – z dwóch powodów. Przede wszystkim inspirowany jest masowym zabójstwem Żydów w Jedwabnem. Sypie świeżą sodę kaustyczną na ciągle otwarte rany kwestii konfliktów polsko-żydowskich. Nadal, niestety, nie potrafimy dyskutować spokojnie na ten temat. A ponadto przedstawia symbolicznie naród polski jako tego złego antagonistę, a to już dla nas jak otwarte wypowiedzenie wojny. Maciej Stuhr, odtwórca roli naiwnego idealisty Józka, jest obecnie ulubionym celem ataków internetowych pieniaczy m.in. za wzięcie udziału w tym projekcie. Co ciekawe, wielu z nich deklaruje, że filmu nie widziało i nie obejrzy, co chyba najlepiej świadczy o „powadze” ich słów. Władysław Pasikowski odpowiada, że przepraszać za swoje dzieło nie będzie. Z pewnością o wiele mniej w tym zamierzonej reklamy i „piaru” niż rzeczywistej awantury. Co ciekawe, Pasikowski znany jest z tworzenia filmów sensacyjnych, popularnych i kasowych, ale zawsze poruszał w nich bieżące i kontrowersyjne tematy: zjawisko „fali” w zasadniczej służbie wojskowej (Kroll), popeerelowskie perypetie byłych oficerów SB (Psy i Psy 2), zasadność obecności polskiego kontyngentu wojskowego w konflikcie obcych państw (Demony wojny wg Goi), czy wydostanie z Iraku amerykańskich szpiegów przez oficerów polskiego wywiadu (Operacja Samum). Podobnie jest z Pokłosiem, jednak ten temat jest wyjątkowo drażliwy. Między innymi dlatego, że stanowi podatne ziarno medialne, a przecież z tego korzyść mają wszyscy: potentaci na rynku mediów, ponieważ temat łatwo i bardzo korzystnie się sprzedaje, no i społeczeństwo, które tylko czeka na sensacyjne doniesienia z dzienników, aby wziąć na języki kolejną ofiarę. A im bardziej wybór owej ofiary jest absurdalny, tym łatwiej po niej jeździć – vide Stuhr. O ile tematy poruszane przez Pasikowskiego w jego filmach do tej pory dotyczyły konfliktów raczej lokalnych, pozostających w obrębie naszego kraju, o tyle Pokłosie wykracza swoją tematyką daleko poza jego granice. Czy wywoła burzę równie wielką jak zasięg samego filmu? Jestem pewien, że przynajmniej w głowie widza – na pewno.

Polecam.

Autor: Marcin Śmigielski

Fot.: materiały prasowe

Obława. Najbardziej poruszający polski film roku

Zdrada ma wiele twarzy – taki slogan promuje film Obława Marcina Krzyształowicza, jedno z najnowszych osiągnięć polskiej kinematografii. A jest to osiągnięcie o tyle szczególne, że choć jego polska premiera odbyła się ledwie niecały miesiąc temu (światowa – 9 maja), to obraz ten zdążył już zdobyć m.in. Srebrne Lwy na festiwalu w Gdyni, a na 36 Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Montrealu znalazł się w gronie szesnastu najlepszych tegorocznych filmów świata. Wystarczająco Was zachęciłem? Zapraszam więc do czytania.

Film opowiada o życiu partyzantów podczas drugiej wojny światowej oraz o ludzkich słabościach, tutaj przedstawionych w różnych formach zdrady. Stacjonują w pięknych lasach Beskidu Sądeckiego, ale ich codzienność nie jest tak malownicza. Są nękani przez zimno, choroby, ustawicznie zmniejszane racje żywnościowe i wroga, nie tylko tego oczywistego, w niemieckich mundurach. Oddział zajmuje się m.in. likwidowaniem zdrajców i konfidentów. Akcja filmu rozwija się na dobre, gdy główny bohater, kapral „Wydra” (Marcin Dorociński) otrzymuje zlecenie na miejscowego kolaboranta, Kondolewicza (Maciej Stuhr). Sytuacja nabiera barw, ponieważ „Wydra” i Kondolewicz są kolegami ze szkolnej ławy. Mało tego, Hanna Kondolewiczowa (Sonia Bohosiewicz) okazuje się skrywać tajemnicę z przeszłości „Wydry”. Dopełnieniem fatalnego czworokąta jest „Pestka” (Weronika Rosati), sanitariuszka oddziału i rozdarta wewnętrznie dwudziestotrzyletnia dziewczyna. Losy tej czwórki swą surowością i dosłownością wgniatają widza w fotel. Sporą rolę odgrywa tutaj oryginalny sposób przedstawiania scen. Nie jest to klasyczny, linearny montaż filmowy, lecz retrospekcje umiejętnie wycięte ze swego chronologicznego miejsca w szeregu i wklejone w akcję. Dzięki temu widz zmuszony jest cały czas do koncentracji uwagi i co najciekawsze – zabieg ten nie męczy. Drugą ciekawostką jest wizerunek partyzantów. Nie są to przystojni, młodzi i zawadiacko dowcipni herosi, do jakich przyzwyczaił nas polski film przez dziesięciolecia. Są to raczej zgorzkniali mężczyźni, którym bagaż doświadczeń wojennych dopisuje przynajmniej dziesięć lat do wizerunku. Nie dbają o golenie i fryzury przedwojennych amantów. A także – co może wydać się szokujące dla wielbicieli epopei narodowych – używają wulgaryzmów. Wydaje się, że jest to najbardziej zbliżony do prawdy obraz partyzanckiego życia, albowiem opowieść jest inspirowana losami kpr. Adama Krzyształowicza, ps. „Wydra” – ojca reżysera.

W głównej roli widzimy Marcina Dorocińskiego. O tej kreacji mówi się w kuluarach: „genialna”. Aktor ten już dawno przyzwyczaił nas, że po pierwsze: nie bierze udziału w projektach nie mających większego sensu artystycznego, a po drugie: każda jego rola jest filmową perłą. Sprawiają to poniekąd jego warunki i talent, ale przede wszystkim niemal heroiczne poświęcenie, z jakim przygotowuje się do roli. Vide słynny pomysł aktora aby spiłować sobie „jedynkę” do roli komisarza Desperskiego w Pitbullu. A skoro jesteśmy przy tym świetnym filmie o policjantach – Obława jest pierwszym od tamtego czasu spotkaniem na planie Dorocińskiego z Weroniką Rosati. Z przyjemnością stwierdzam, że wpływowi rodzice (?), szkoła aktorska w Stanach Zjednoczonych i praca z tamtejszymi twórcami sprawiły, że ta młoda aktorka wreszcie wywarła na mnie pozytywne wrażenie i stało się to właśnie za sprawą roli „Pestki”. W interesujący sposób pokazała emocje i rozterki początkowo pozytywnej postaci, która wbrew sobie przechodzi na złą stronę. Tak samo Maciej Stuhr. Może rozdrażnię wielbicieli tego ciągle młodego aktora, ale bardziej doceniam jego talent estradowy (kabaret). Jako aktor zawsze wydawał mi się nieco wybrakowany i ciągle sto zawodowych lat świetlnych za swoim wielkim ojcem. To raczej popularne (niekoniecznie dobre) filmy sprawiały, że dorobił się grona wielbicieli, zwłaszcza płci żeńskiej. I podobnie jak w przypadku Rosati – Obława jest w pewnym sensie punktem przełomowym w jego karierze. Przede wszystkim, podobnie jak koleżanka, po raz pierwszy zagrał postać negatywną – Henryka Kondolewicza, przedsiębiorcę i lokalnego konfidenta z szerokimi układami. I zagrał go naprawdę dobrze. Zrobił to w taki sposób, że na ekranie widać prawdziwą szuję zamiast słodkawego blondynka, przypadkowo uwikłanego w wielkie kłopoty, jakie to postacie grywał przeważnie do tej pory.

Jeśli chodzi o dalszy plan, mimo wielu znakomitych aktorów, szczególną uwagę zwróciłem na dwóch. Ciągle niestety bardziej znany pod nazwiskiem Waldusia Kiepskiego, niż swoim własnym, Bartosz Żukowski ponownie udowadnia, że należy do czołówki. Gdziekolwiek się pojawia – jest znakomity. Znakomicie gra chemika, producenta fałszywej heroiny (Skorumpowani), miejscowego bandytę chronionego przez układy wpływowego ojca (Kryminalni), czy przygłupiego i bardzo sympatycznego Waldusia (Świat według Kiepskich). Jego drugoplanowa postać w Obławie („Waniek”) jest bardzo wyrazista i odegra jedną z ważniejszych ról w całej fabule. Jego kolegą z lasu jest „Rudzielec”, młody i nieco naiwny, bo wierzący w ideały i sprawiedliwość chłopak. Jego rola jest niedługa, ale zapada w pamięć. Aż trudno uwierzyć, że gra go Alan Andersz, bardziej naturszczyk niż aktor, który do tej pory dał się zapamiętać najbardziej z serialu 39 i pół (Patryk Jankowski, syn głównego bohatera) i z… Tańca z gwiazdami. Marcin Krzyształowicz miał niewiarygodny wpływ na swych aktorów i aż dziw bierze, że Obława jest dopiero trzecim jego filmem fabularnym i pierwszym, o którym usłyszała szersza publiczność.

Mimo że film nie należy do lekkich i obfituje w długie momenty ciszy, nie nudzi ani przez chwilę. Nie pozwala na to wartka akcja i ciężar wydarzeń. Wspomniana cisza nie jest tu przypadkiem, a środkiem. Film trzyma w autentycznym napięciu od początkowych minut, kiedy to strzał z pistoletu odsłania twarz głównego bohatera, do ostatniej sekundy, kiedy gaśnie ekran i… również czekamy na strzał. Napisy końcowe okraszone są tylko gwizdaną melodyjką, która towarzyszyła postaciom w filmie, a po kilkunastu sekundach… znów zalega cisza. Reżyser proponuje refleksję zamiast muzyki. Ponadto widać jego inspirację filmem Inglourious Basterds (Bękarty wojny) Quentina Tarantino. Niektóre sceny mogą być szokujące, a przez moment dochodzi nawet do czegoś, co z grubsza można nazwać kanibalizmem.

Obawiam się, że w Polsce film nie zostanie na długo zapamiętany, ponieważ przedstawia fragment polskiej historii w sposób boleśnie autentyczny, niepomnikowy, dla niektórych może wręcz obrazoburczy. My wolimy oglądać wojnę oczami Janka Kosa, Franka Dolasa, Hansa Klossa, bohaterów serialu Czas honoru, ewentualnie w atmosferze ociekającej patosem i martyrologią. A może to właśnie takie obrazy jak Obława powinny odnosić największe sukcesy, nie tylko frekwencyjne i komercyjne, ale artystyczne?

Film może zamieszać w głowach, polecam.

Marcin Śmigielski

Fot.: materiały prasowe

Piękne i Bestia,wywiad z Lilianą Komorowską

Capture d’écran 2012-10-12 à 17.21.11

Film dokumentalny Beauty and the Breast w reżyseri Liliany Komorowskiej został wyróżniony na tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Montrealu nagrodą publiczności w kategorii; najlepszy film dokumentalny.Film Beauty and the Breast (polski tytuł: Piękne i Bestia) jest jej debiutem reżyserskim.

Lililana Komorowska – w 1979 roku ukończyła z wyróżnieniem Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie. W 1979 roku debiutowała w spektaklu Teatru Telewizji Czarownice z Salem Artura Millera (reż. Zygmunt Hübner), a grana tam przez nią rola Abigail uznana została za najlepszy debiut aktorski na Festiwalu Twórczości Telewizyjnej w Olsztynie. Występowała na deskach warszawskiego Teatru Dramatycznego. Wystąpiła w takich inscenizacjach jak: Operetka Gombrowicza z Piotrem Fronczewskim, Britannicus Racina z Zofią Rysiówną, Śmierć Kubusia Fatalisty Diderota ze Zbigniewem Zapasiewiczem oraz Jak wam się podoba Szekspira z Januszem Gajosem. W Wielkiej Brytanii, Stanach Zjednoczonych i Kanadzie Liliana Komorowska wystąpiła między innymi u boku takich aktorów jak: Diana Rigg, Peter Weller, Donald Sutherland, Telly Savalas, Tom Selleck, Aidan Quinn czy Ben Kingsley. Mieszka w Montrealu (Kanada), gdzie pracuje na scenach i planach filmowych prowincji Quebec.

Zbigniew Wasilewski (Z W): Witam p. Liliano, serdecznie dziękuję za przyjęcie zaproszenia do udzielenia wywiadu dla Kroniki Montrealskiej. Pragnę pogratulować pani międzynarodowego sukcesu, jest to szczególne wyróżnienie ponieważ przyznane przez ogół publiczności. Czym jest dla pani takie wyróżnienie jako realizatorki, czy ta nagroda wpłynie definitywnie na kształt pani kariery artystycznej i czy pani kariera jako aktorki nie zostanie zahamowana na korzyść reżyserii ?

Liliana Komorowska (L K ): Nagroda jest dla mnie nie tylko uhonorowaniem czterech lat ciężkiej pracy, lecz również docenieniem przez widza jakości ostatecznego jej produktu, zarówno od strony artystycznej jak i czysto emocjonalnej. Muszę przyznać, że od czasu założenia przeze mnie firmy QueenArt Films i wyprodukowania pierwszego filmu dokumentalnego o dziejach polskiej szlachty osiadłej w miejscowości Rawdon pod Montrealem,(Raj utracony, raj odzyskany, reż. Beata Gołembiowska i Katarzyna Lech – TV Polonia 2012), zapaliłam się do robienia filmów, czego owocem jest “Piękne i bestia”, mój drugi film, a debiutancki, jeśli chodzi o reżyserię. Nagroda dodała mi skrzydeł, uwierzyłam w siebie i już nie podchodzę do realizacji następnego filmu z takimi obawami jak do pierwszego. Aktorstwo zostaje nadal moją miłością i na pewno nie odrzucę ciekawej propozycji. Jako aktorka mam za sobą bogate doświadczenie, a jako reżyser stawiam dopiero pierwsze kroki.

Liliana Komorowska wraz z mężem  Bernard Poulin w czasie wręczania nagrody publiczności na montrealskim festiwalu

ZW: Problematyka raka piersi u kobiet jest bardzo dobrze propagowana w Kanadzie. Społeczeństwo kanadyjskie w doskonały sposób reaguje na wszelkie akcje mające na celu przybliżenie tej problematyki czego niezbitym dowodem może być przyznanie dla pani filmu nagrody publiczności. Skąd powstała u pani idea poruszenia tego właśnie tematu ? Co było impulsem przy wyborze tej trudnej tematyki ?

LK:W mojej rodzinie rak zebrał swoje żniwo, lecz do czasu spotkania z Sorayą, moją pierwszą bohaterką filmu, temat raka piersi był dla mnie zupełną carte blanche. Już pierwsze rozmowy z Sorayą, a potem sesje filmowe uświadomiły mi, jak ten temat jest ważny dla współczesnych kobiet. Poczułam od razu, że nie może zabraknąć w nim mojego zdania. Uwierzyłam, że będzie ono ważnym elementem w walce o znalezienie lekarstwa na tę straszną chorobę.

L.Komorowska,M.Zawadzka (Warszawa 04-10-2012)

ZW: Miesiąc październik jest miesiącem świadomości raka piersi (BCAM;Breast Cancer Awareness Month),czy pani film będzie wykorzystany w ciągu tego miesiąca w akcjach propagujących problematykę związaną z tą chorobą ?

LK: 4 Października, w Warszawie, pod patronatem honorowym Pierwszej Damy RP Anny Komorowskiej odbyła się premiera mojego filmu w ramach obchodów miesiąca różowej wstążeczki i 25- lecia działalności Stowarzyszenia Amazonki Warszawa Centrum. Na pokaz przybyło 500 osób zaproszonych z organizacji związanych z rakiem piersi oraz ze świata sztuki, między innymi; Magdalena Zawadzka, Ewa Decówna, Małgorzata Zajączkowska, Katarzyna Maciąg, Małgorzata Buczkowska-Szlenkier, Wojciech Fibak, Janusz Majewski, Maciej Karpiński. Pierwsza Dama, która towarzyszyła Prezydentowi RP w wizycie oficjalnej poza granicami kraju, nie mogła być tego wieczoru na uroczystości. Obecnych na premierze gości powitała z ekranu słowami:“Piękne i bestia” to mocno poruszający obraz, który był dla mnie, przede wszystkim prawdziwym spotkaniem z różnymi bardzo silnymi i odważnymi kobietami w szczególnie trudnym momencie ich życia. Kobietami, które z uporem, wdziękiem, godnością, nadzieją i wielką siłą, każda na swój sposób, walczyły z chorobą. Ufam, że projekty takie jak dzisiejszy film przyczyniają się do szerszej refleksji i zmiany podejścia do choroby nowotworowej. Przesyłam serdeczne pozdrowienia wszystkim gościom premiery filmu “Piękne i bestia”,a także wyrazy uznania dla Pani Liliany Głąbczyńskiej-Komorowskiej.
Film trafił do dystrybucji kinowej i będzie wyświetlany w Polsce przez cały miesiąc październik.W Montrealu premiera kinowa filmu odbędzie się 19 pażdziernika w Cineplex Odeon Forum Cinemas (poprzedni AMC FORUM). Zapraszam wszystkich do obejrzenia mojego filmu!!!

M.Olszański,L.Komorowska (Warszawa 04-10-2012)

L.Komorowska,K.Maciąg (Warszawa 04-10-2012)

ZW: Czy pani praca przy produkcji tego filmu wpłynęła na pani osobistą wizję dotyczącą życia, choroby i śmierci ? Czy współpracuje pani z organizacjami charytatywnymi spod znaku różowej wstążki ?

LK: Podkreślałam to wielokrotnie w wywiadach i teraz też to powtórzę. Praca nad filmem uczyniła mnie innym człowiekiem. Zaczęłam doceniać swoje zdrowie, cieszyć się każdą chwilą życia, dziękować za nie Losowi czy Sile Wyższej, że jest mi dane należeć do tych szczęśliwców, którzy są zdrowi. Temat śmierci przestał być dla mnie bolesnym tabu, odrzucanym nawet w myślach. Byłam świadkiem odejścia dwóch bohaterek filmu i zmagań z nawrotami choroby kilku innych. Jesteśmy pielgrzymami na ziemi, wędrówka jest tak krótka, więc trzeba jak najwięcej dać coś z siebie dla świata. Uważam, że takim moim darem jest Piękne i bestia. W czasie pracy nad filmem współpracowałam z Quebec Cancer Foundation, General Jewish Hospital Hope&Cope, Sérénité i nadal mam bliski kontakt z tymi organizacjami.

L.Komorowska,J.Majewski (Warszawa 04-10-2012)

ZW: Według Międzynarodowej Federacji Zrzeszeń Producentów Filmowych (FIAFP: Fédération Internationale des Associations de Producteurs de Films) jedynie 16 festiwali na świecie posiada rangę i status Festiwalu Międzynarodowego, z czego tylko 4 na świecie są najbardziej znane; Cannes, Berlin,Wenecja i Montreal. Czy pani film Beauty and the Breast będzie również brać udział w trzech pozostałych festiwalach ? Gdzie w najbliższym czasie można będzie zobaczyć ten film ?

LK:Mój film został przyjęty do kolejnych festiwali; Whistler, Brantford i Chagrin oraz The Toronto International Film and Video Awards (TIFVA). Czekam na odpowiedź wielu innych, do których wysłałam mój film. A Cannes, Berlin i Wenecja…? Może mój następny film tam się znajdzie? Na razie krótkometrażowy mojego syna został zaakceptowany do Cannes, więc rodzinnie mamy bardzo do przodu.

J.P.Pełech,P.Lucewicz (Warszawa 04-10-2012)

C.Houlahan;Chargé d’Affaires ambasady kanadyjskiej w Warszawie podczas premiery filmu

ZW: Czy ma już pani jakieś konkretne plany reżyserskie na przyszłość ? Sądzę, że nagroda międzynarodowej rangi ,szczególnie gdy jest to debiut w pani przypadku musi być niezwykle stymulująca i zachęcająca do dalszej pracy jako reżyser.

LK: Z wielkim zapałem zabieram się za realizację następnego filmu dokumentalnego o roboczym tytule „Taniec z życiem”. Film będzie opowiadał o zawiłych losach mojej rodziny, widzianych oczami rodziców – znanych tancerzy i choreografów oraz moimi, która chciałaby przybliżyć je swojej córce, 18-nastoletniej Natalii. Moim zamierzeniem jest, aby film nie tylko opowiadał o dziejach rodzinnych, ale poruszył również problemy międzypokoleniowych więzi i emigranckiej tęsknoty za kontaktami z najbliższymi.

B.Poulin,L.Komorowska,E.Kozik (Warszawa 04-10-2012)

ZW: Pani Liliano dziękuję za rozmowę i życzę wielu jeszcze sukcesów oraz radości w realizacji planów artystycznych.

LK:Zapraszam na stronę filmu www.beautyandthebreastmovie.com

Oraz Piękne i bestia na Facebooku. www.facebook.com/piekneibestia)

lub www.facebook.com/beautyandthebreast/)

Przypominam:

W Montrealu premiera kinowa filmu odbędzie się 19 października w Cineplex Odeon Forum Cinemas (poprzedni AMC FORUM). Zapraszam wszystkich do obejrzenia mojego filmu!!!

Liliana Komorowska

Zdjęcia nadesłane przez: Liliana Komorowska

Opracował:Z.P.Wasilewski

Sztos 2: właśnie zostałeś zrobiony.

kino-k-7

Olaf Lubaszenko pochodzi z artystycznej rodziny. Jest synem aktorki, plastyczki i poetki, Asji Łamtiuginy oraz uznanego aktora, Edwarda Linde-Lubaszenki. Sam jest między innymi aktorem, reżyserem i producentem. Kiedy obejrzałem jego debiut reżyserski z 1997 roku, film Sztos, długo szukałem szczęki na podłodze. Polska początku lat siedemdziesiątych, dwaj cinkciarze-oszuści, Eryk (Jan Nowicki) i Synek (Cezary Pazura) udają się na „gościnne występy” na Mazury, do pełnych cudzoziemców ośrodków turystycznych. Chcą zebrać fortunę na wielki numer, który pozwoli im odegrać się na koledze. Ten film przywodził wówczas na myśl porównanie z klasykiem gatunku – Vabank Juliusza Machulskiego (notabene, również będącym debiutem reżyserskim). Chociaż poziomem suspensu i scenariuszem nie dorównywał wielkiemu poprzednikowi, to i tak zabawa była przednia. Potem Lubaszenko nakręcił Chłopaki nie płaczą - film okrzyknięty mianem kultowego chyba tylko z braku lepszych kandydatów do tego tytułu. Lekki, łatwy i przyjemny, przyciągał rzesze widzów. Następnie światło dzienne ujrzał Poranek kojota, produkt podobny do Chłopaków…, tylko z większym nagromadzeniem popularnych powiedzonek. Potem gdzieś przemknął hit jednego sezonu, E=mc², po drodze zdarzyło się kilka mniejszych filmów i seriali. Cały czas pocieszałem się, że reżyser który tak udanie przeniósł na ekran tak dobrze napisaną historyjkę jak Sztos, w końcu zaskoczy mnie czymś podobnym. Kiedy wreszcie usłyszałem, że powstaje Sztos 2, nadzieja odżyła we mnie, niczym w kibicach polskiej reprezentacji na Euro 2012. I niestety, z podobnym hukiem upadła. Jedyny wspólny mianownik obydwu części to tytuł, aktorzy i tytułowy „sztos”, czyli – w żargonie przestępczym – „numer”.

       Zupełnie jak podczas występu naszych piłkarzy na Euro, tak i w Sztosie 2, pierwsza połowa filmu jest nawet wciągająca. Jest grudzień 1981 roku, starszy o dziesięć lat Synek (Cezary Pazura) nadal zajmuje się cinkciarstwem wysokiego ryzyka, czyli oszukiwaniem przy transakcjach. Wraz z Jankiem (Borys Szyc) przebywają na „tournée” w Zakopanem. Właśnie puścili z torbami jednego z gości zawodów w skokach narciarskich między armiami zaprzyjaźnionymi  i wracają do Sopotu. Po drodze wpadają do Krakowa, gdzie zobowiązują się podrzucić do Warszawy Ludwika – poszukiwanego listem gończym działacza Solidarności (Bartłomiej Topa). Wyruszają w dzień wprowadzenia stanu wojennego. O dziwo, patrol wojskowy przepuszcza ich bez problemu. Kłopoty zaczną się, gdy zatrzyma ich zwykła drogówka. Koniec końców lądują w milicyjnym areszcie wraz z warszawskimi kumplami i muzykami z lokalu, w którym się zasiedzieli. Tu mniej więcej kończy się ta bardziej wartościowa część filmu.

Podejrzewam, że dalej w zamyśle twórców miało zacząć się budowanie napięcia, które ciężarem suspensu wgniotłoby każdego widza w fotel, a błysk eksplodującej puenty oszołomiłby największego filmowego sceptyka. Niestety, z wielkiej napinki – małe pierdnięcie. Eksplozja przypomina szum zefirku nad jeziorem. Widz zastanawia się cały czas, czy to już. W drugiej połowie filmu siada wszystko. Pomysł, scenariusz, dynamika, nawet montaż. Niektóre sceny są przydługie i nudne. Jedynie grze aktorskiej nie można za dużo zarzucić. Taki np. Bogusław Linda, aktor nieprzeciętny, charakterystyczny, z ogromnym warsztatem i talentem, tutaj wypada świetnie grając upalonego trawką i właśnie robionego w bambuko oficera SB. Szczególnie w momencie, gdy zaśmiewa się z przygód agenta Stirlitza w nudnym jak flaki z olejem serialu „Siedemnaście mgnień wiosny”. Za partnera ma  Michała Pielę – nierozgarniętego policjanta-grubaska z Ojca Mateusza, co akurat jest udanym nawiązaniem ze strony twórców. Pojawia sie też Jan Nowicki jako nobliwy, emerytowany cinkciarz, cieszący się szacunkiem nawet wśród milicyjnych „krawężników”. Niestety, aktorzy podczas pracy na planie nie mają pojęcia jak będzie wyglądała zmontowana całość. Podejrzewam, że gdyby tak było, to Olaf Lubaszenko sam grałby z połowę postaci.

Sztos był o czymś. O przyjaźni, zemście, oszustwie, zdradzie. I mówił o tym w piękny, wyważony, ale interesujący sposób. Sztos 2 jest do bólu wtórny. Stanowi zbiór powtarzanych z pierwszej części zabawnych powiedzonek i sytuacji. Równie dobrze mógłby nazywać się Sztos 18. Pod względem artystycznym ani trochę nie przypomina udanego poprzednika. Co może być tego przyczyną? Zupełnie zdezorientowany wskażę Olafa Lubaszenkę jako współscenarzystę oraz Cezarego Pazurę jako producenta. W Sztosie nie brali się za te odpowiedzialne funkcje i było dobrze. A najbardziej mierzi popisywanie się przez bohaterów swoim starym numerem, czyli podmianą pieniędzy podczas jakiejkolwiek transakcji (np. uiszczania rachunku w restauracji – Eryk i Synek płacili uczciwie, nawet nabici w butelkę przez kelnera), czy też pojawienie się znowu tych samych bokserów, którzy w każdym filmie Lubaszenki wcielają się w inne postacie.

Ale, jako że doceniam pracę wykonaną przez twórców, nie będę go Wam całkowicie odradzał. Są też zabawne momenty, np. gdy nasi bohaterowie wychodzą z kanału na terenie warszawskiej Cytadeli (jak przepchnęli się przez ten wąski właz z kołem zapasowym?), albo podczas intymnych igraszek Synka z nowo poznaną koleżanką, gdy za oknem pokazuje się przejeżdżający czołg. Poza tym, dla niepoprawnych wielbicieli polskiej motoryzacji, czy historii też się coś znajdzie: ciekawa scenka leśnego pościgu milicji za głównymi bohaterami, czy też pięknie odtworzone umundurowanie, wyposażenie i pojazdy milicyjne. Film ratuje też muzyka i zawarte w nim utwory: Byłaś serca biciem Andrzeja Zauchy, Czas nas uczy pogody Krzesimira Dębskiego i Jacka Cygana, Pamiętam ciebie z tamtych lat Krzysztofa Krawczyka, czy Nie poganiaj mnie bo tracę oddech Maanamu. Niestety, brakuje tego najlepszego utworu: tytułowego Sztosu w wykonaniu Kazika.

Ogólnie – film nadaje się najbardziej na polonijną imprezę wśród rodaków, przy muzyce z laptopowych głośniczków, po którejś flaszce, na zasadzie: „Ej, ściągnąłem za****sty polski film!”.

Autor: Marcin Śmigielski

80 milionów:najbardziej amerykański polski film

z8871017Q,Tylko-do-konca-2010-mozna-bylo-wymienic---stare-pieniadze---

Grudzień ’70, strajki, „Solidarność”, stan wojenny. O wydarzeniach tego okresu polska kinematografia wydała na świat już kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt filmów. W większości udanych, a niektóre są w dodatku interesujące. Kolejny, Wałęsa w reżyserii Andrzeja Wajdy, właśnie znajduje się w fazie postprodukcji. Niektóre z nich, jak np.: Człowiek z żelaza Wajdy, Śmierć jak kromka chleba Kazimierza Kutza, czy Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł Antoniego Krazue, traktują o tych wydarzeniach bardzo dosłownie. Ocierają się o dokument, a główny bohater zostaje wrzucony w centrum właśnie tworzącej się historii. Inne, takie jak: Wszystko co kocham Jacka Borcucha, Dom zły Wojciecha Smarzowskiego, czy bodaj jedyna udana komedia w tym temacie, Rozmowy kontrolowane Sylwestra Chęcińskiego, to z kolei luźne nawiązania do tamtych wydarzeń, które są jedynie tłem dla fabuły i głównych bohaterów. W tym kontekście dość trudno mi sklasyfikować powstały niecały rok temu 80 milionów Waldemara Krzystka. Bo jest tu co prawda dokumentacja wydarzeń na krótko przed wprowadzeniem stanu wojennego, ale jest i przygoda, i niezła intryga, i można się też pośmiać. A co najlepsze – wszystko to podane jest w dobrze wyważonych proporcjach. Jeszcze raz potwierdza się, że najciekawsze historie pisze samo życie. Cała fabuła jest bowiem oparta na faktach.

Wrocław, grudzień 1981 roku. Życie wygląda tu jak w każdym tego typu mieście w ówczesnej Polsce. Ludzie stoją w niekończących się kolejkach, wstaja o świcie do pracy, niektórzy prowadzą działalność antykomunistyczną. Nasilają się prowokacje Służby Bezpieczeństwa. Nieuchronnie zbliża się konfrontacja władzy z opozycją. Czując wiszącą w powietrzu wojnę, Zarząd Regionu Dolny Śląsk NSZZ „Solidarność” postanawia wycofać z banku związkowe pieniądze, zanim konto zostanie zablokowane przez władze. Dalej fortunę trzeba przechować, a i samemu nie dać się złapać. Uwierzcie mi, oglądając ten film, trudno uwierzyć, że to działo się naprawdę. Oprócz klasycznego antagonizmu na linii milicja-opozycja, w filmie swój udział mają także: SB, kontrwywiad wojskowy, księża, cinkciarze, a nawet… „cichociemni”, których losy po wojnie i przetrwaniu okresu stalinizmu potoczyły się różnie, a którzy teraz mają okazję służyć młodszym kolegom radą i wsparciem. Osią całej fabuły jest oczywiście sprzątnięcie fortuny sprzed nosa „esbecji”. Wokół niej umiejętnie umieszczone są wątki poboczne: małżeństwo Staszka z Anią, niepokojący związek Maksa z francuską dziennikarką, czy  – o czym dowiadujemy się dopiero w drugiej połowie filmu – zaskakująca relacja między dwoma wysokiej rangi oficerami.

Cały pierwszy plan filmu obstawiony jest aktorami młodszego pokolenia. W roli Władysława Frasyniuka występuje Filip Bobek, szerszej publiczności znany z serialu Barwy szczęścia. Również serialową twarzą jest grający Józefa Piniora Krzysztof Czeczot. W jego kolegę, który wspomaga go w podejmowaniu i transporcie pieniędzy, Piotra Bednarza, wciela się Maciej Makowski. Ostatniego z bohaterów najbardziej spektakularnej akcji stanu wojennego, Stanisława Huskowskiego gra Wojciech Solarz, który – mam wrażenie – ma najwięcej znaczących ról na koncie z wymienionej czwórki. Choćby policjanta-ofermę Cielęckiego z trylogii U pana Boga za piecem, czy Juniora z serialu Oficer. Narzeczoną Józka odtwarza znana m.in. z Wszystko co kocham Olga Frycz. Ale prawdziwym strzałem w dziesiątkę było obsadzenie Piotra Głowackiego w roli chamowatego kapitana SB, Stanisława Sobczaka. To właśnie ta postać wprowadza do filmu duży element humoru. Jego zacietrzewienie i imponujący repertuar „łaciny” wyglądają dość groteskowo w zestawieniu z jego wysokim głosem, a cyniczny uśmiech od razu przypomina Jacka Nicholsona w Batmanie. Jego podwładnych grają m.in.: Sonia Bohosiewicz (Czerniak), użyczający głosu Maślanie w Włatcach móch Adam Cywka (Zubek) i aktor o twarzy idealnej do odtwarzania negatywnych postaci, Mirosław Haniszewski („Gapa”). Patrząc na ich poczynania w pracy operacyjnej widzimy, że wulkanami intelektu raczej nie są, podobnie zresztą jak ich przełożony. Można zadać sobie więc pytanie: dlaczego to akurat Sobczak kieruje ich zespołem? Odpowiedź znajdziecie w filmie, obserwując jego zachowanie, zwłaszcza wobec przesłuchiwanych. Nie zabrakło oczywiście starszych i uznanych aktorów: Jana Frycza w roli majora Bagińskiego z Wojskowej Służby Wewnętrznej, Mirosława Baki jako komendanta miejscowej Komendy Wojewódzkiej, czy Krzysztofa Stroińskiego wcielającego się w postać księdza „Żegoty”. Na szczególną uwagę zasługują jednak: Adam Ferency w epizodycznej roli arcybiskupa Gulbinowicza oraz Mariusz Benoit jako tajemniczy sprzymierzeniec młodych solidarnościowców. To są te role, o których mówi się: mistrz drugiego planu. Filmowa wersja autentycznego wydarzenia jest oczywiście wzbogacona o sytuacje i postaci fikcyjne, jak np. Maks (Marcin Bosak) i jego perypetie z oszałamiającej urody reporterką francuskiej telewizji (Emilia Komarnicka). Notabene, puenta ich związku warta jest głównego wątku.

Dobry film to taki, który jeszcze nazajutrz nie pozwala o sobie zapomnieć. I takim jest dla mnie 80 milionów. Nawet mimo pewnych niedociągnięć. Po dziś dzień niepojętym dla mnie jest, dlaczego potrafię zrozumieć wszystko, co wypowiadają starsi i doświadczeni aktorzy, a problemy następują, gdy na ekranie pojawiają się młodsi. A przecież grają w tym samym filmie, więc nie jest to wina dźwiękowców. No i główna bolączka wieloletniego wielbiciela serialu 07 zgłoś się. W 80 milionach następuje scena pościgu samochodowego oficerów SB za chwilowo najbogatszymi ludźmi w Polsce, czyli naszymi bohaterami, którzy przed chwilą podjęli pieniądze. A czym mieliby się ścigać po ulicach Wrocławia na początku lat osiemdziesiątych? Syrenkami, warszawami, wartburgami? To mieliśmy okazję oglądać w przygodach kapitana Sowy, w latach sześćdziesiątych. Teraz wyglądałoby to co najmniej groteskowo. W miarę wtedy szybkim i najbardziej odpowiednim do tego celu samochodem był fiat 125p. Nie ma bardziej urzekającej sceny dla wielbiciela polskiej motoryzacji (zwłaszcza takiego, który pamięta czasy, gdy na polskich ulicach widać było głównie polskie pojazdy), niż pościgi w wykonaniu tej polsko-włoskiej myśli technicznej. We wszystkich najnowszych filmach tego rodzaju, te samochodowe zabytki raczej widzimy odchuchane, nienagannie nawoskowane (nawet zimą…), a w całym filmie przejeżdżają raptem kilkadziesiąt metrów. 80 milionów miał wielką szansę zaistnienia w polskiej kinematografii jako film z najlepszą od czasów 07 zgłoś się sceną pościgu samochodowego z udziałem legendarnych produktów polskiej motoryzacji. Miał… ale jej nie wykorzystał. Niczym u „Orłów Engela, Janasa, Beenhakkera, Smudy”, szansa była nieprzeciętna, możliwości spore, a wyszło jak zawsze. Scena jest rozpaczliwie krótka. Wprawdzie twórcy filmu dysponowali kwotą dziesięć razy mniejszą niż 80 milionów, ale nie wierzę, że nie wystarczyłoby na dodatkowych kilka godzin dla dwóch kaskaderów, bądź kierowców rajdowych i serwis zasłużonych fiacików. Dlaczego…?  :(

Na otarcie łez pozostaje – jak zawsze – muzyka. Tej w 80 milionach nie można nic zarzucić. W tle wydarzeń brzmią nieśmiertelne szlagiery tamtego okresu: Psalm stojących w kolejce Krystyny Prońko, Jestem kobietą Maanamu, Dorosłe dzieci Turbo, Przeżyj to sam Lombardu, czy świetna ilustracja finałowej sceny bitwy z milicją – Chcemy być sobą Perfectu (często wówczas śpiewane przez fanów jako: „Chcemy bić ZOMO”). No i plenery! Akcja filmu zahacza o najpiękniejsze punkty Wrocławia – m. in. Most Grunwaldzki i okolice Katedry św. Jana Chrzciciela. Warto je odwiedzić osobiście.

Kogo, poza emigrantami i ludźmi, którzy to przeżyli, obchodzi dziś stan wojenny i skłócona „Solidarność”? Młodzież interesuje się tym tematem tylko tyle, ile potrzebuje do odfajkowania na ocenę. Tymczasem od wielu moich młodszych przyjaciół słyszałem wiele pochlebnych słów pod adresem tego filmu. To znaczy, że nie tylko obejrzeli go do końca, ale także im się podobał. Niektórzy recenzenci nazywają 80 milionów najbardziej amerykańskim polskim filmem. Nie sposób się z nimi nie zgodzić. Zawiera wszystko to, czego nie powstydziłaby się przyzwoita, hollywoodzka produkcja. Jest intryga głównych bohaterów i ich antagonistów – wygrywa sprytniejszy i odważniejszy. Jest wiele momentów zaskoczenia i emocji; jest humor, romans, szczypta erotyzmu, przemoc, radość i w końcu efektowne zakończenie. A wszystko w naszych, polskich realiach i scenerii. I można zrobić historyczny film ciekawie? Można!

Polecam.

 

Autor: Marcin Śmigielski

Fot.: materiały prasowe

“Piękne i Bestia”: Jak wygrać z rakiem piersi ?

AfficheFFM2012

Aktorka Liliana Głąbczyńska-Komorowska podczas tegorocznego Światowego Festiwalu Filmowego w Montrealu, zaprezentuje swój debiut reżyserski – “Piękne i Bestia” (“Beauty and the Breast”) – pełnometrażowy film dokumentalny przedstawiającym piękne kobiety, między innymi artystki i modelki, zmagające się z rakiem piersi.”Piękne i Bestia” – to zbiorowy portret dziewięciu kobiet, które próbują wygrać walkę z rakiem piersi. Film przedstawia specyficzny obraz tej strasznej choroby poprzez prawdziwe, wzruszające losy bohaterek, które walczą o przeżycie z zaskakującą dozą siły i humoru, mieszając często śmiech i łzy.

- Podjęłam wyzwanie stworzenia prawdziwego świadectwa kobiet napiętnowanych rakiem piersi, mimo, że nie jestem jedną z nich. Temat mnie pochłonął a inspiracją stały się dla mnie słowa słynnej kanadyjskiej dokumentalistki, Alanis Obomsawin: “Prawdziwy dokument można stworzyć wtedy, kiedy jego twórca jest obiektywnym obserwatorem, zdolnym do słuchania historii ludzkich. To bohaterowie  filmu, a nie reżyser dzielą się swoimi doświadczeniami z widzem” – tłumaczy Głąbczyńska-Komorowska.

- Starałam się nawiązać bliską więź z kobietami, które znalazły w sobie dosyć odwagi, aby podzielić się ze mną swoimi przeżyciami. Z czasem zbliżyły się do mnie na tyle, że czułam się niemalże jedną z nich. (…) Dogłębnie poruszające zwierzenia, wypowiedziane często po raz pierwszy, dopiero przed kamerą, stały się dla nich początkiem procesu wyzwolenia i niezwykłym przeżyciem dla mnie – dodaje autorka “Pięknych i Bestii”.

Liliana Głąbczyńska-Komorowska jest nie tylko reżyserem  filmu, ale także jego producentem. Jej firma QueenArt Films, wyprodukowała wcześniej film dokumentalny o losach polskiej arystokracji na emigracji w Kanadzie “Raj utracony, raj odzyskany” (2011).

Polska aktorka od ponad dwudziestu lat mieszka w Ameryce Północnej, gdzie z powodzeniem realizuje swoje plany życiowe i artystyczne. Karierę rozpoczęła w 1979 roku, w warszawskim Teatrze Dramatycznym, u boku takich sław polskich scen jak Gustaw Holoubek, Zbigniew Zapasiewicz, Piotr Fronczewski, Marek Kondrat i Janusz Gajos. Przed wyjazdem z Polski zagrała wiele znaczących ról teatralnych, telewizyjnych i filmowych. Za rolę Abigail w Czarownicach z Salem, (1980, Teatr Telewizji) otrzymała Nagrodę za Debiut Aktorski.

W Stanach Zjednoczonych i w Kanadzie Liliana wystąpiła m.in. u boku Telly Savalasa, Donalda Sutherlanda, Aidana Quinna, Westleya Snipesa i wielu innych. W 2005, w Teatrze Prospero w Montrealu, Liliana wyreżyserowała, wyprodukowała i zagrała główną rolę w sztuce teatralnej “Biesiada u Hrabiny Kotłubaj” na podstawie opowiadania Witolda Gombrowicza. Ostatnio gra w języku francuskim w teatrze, telewizji i w filmach fabularnych.

W ramach założonej przez nią w 2004 roku Fundacji Liliany Komorowskiej dla Sztuki, od lat jest zaangażowana w działalność na rzecz szerzenia polskiej kultury w środowisku kanadyjskim, za którą została odznaczona Srebrnym Medalem Zasługi.

Liliana Głąbczyńska-Komorowska mieszka obecnie na stałe w Montrealu.

Premiera “Beauty and the Breast” odbędzie się 28 sierpnia 2012 o godz 19:00 w Cinema Imperial : 1432 Rue de Bleury  Montréal, QC H3B 2W4
(514) 848-7187

Odbędą się jeszcze dwie dodatkowe prezentacje tego filmu ;

29-08,godz. 15:00 w Cinema Quartier Latin 11

30-08,godz. 14:40 w Cinema Quartier Latin 11

Autor: Liliana Głąbczyńska-Komorowska