Monotonny szum komputera przerwał ledwie słyszalny, rytmiczny odgłos uderzeń w klawiaturę.
„Delete”, „ delete”, „del…., ” ręka Joanny znieruchomiała w powietrzu. Wpatrzona w ekran Jo, przez dłuższą chwilę nie mogła uwierzć własnym oczom. Czuła że jej oddech staje się coraz szybszy. “Czy to możliwe, aby coś co odeszło na zawsze, w jednej sekundzie mogło znowu zaistnieć ?”
Wiele dawnych wspomnień Joanny z czasem utraciło swą barwę. Powoli zastepowały je nowe , w bladych jeszcze , ale już słonecznych odcieniach. To z nich powstawały jej nowe marzenia, a z marzeń – nowa rzeczywistość.
Jo otarła łzę wierzchem dłoni i głośno przeczytała pierwsze słowo… a ono, w sobie tylko znany sposób, przywołało wszystkie niechciane, zamazane obrazy. Jeden za drugim wyswietlały się na ukrytym głęboko w pamięci ekranie. Jo pragneła tylko by mijały szybko, by żaden z nich nie zatrzymał się na dłuższą chwilę. W odruchu samoobrony położyła dłoń na klawiaturze komputera i wcisnęła …”Exit”.
Miała teraz czas żeby spokojnie pomysleć … co dalej.
…
Z Anna znały się od niedawna, ale spotykały się czesto. Umiały sobie zaufać. Ich rozmowy były zawsze szczere, choć nie zawsze potrafły się nawzajem zrozumieć.
“Nie da się pożegnać przeszłosci tak zwyczajnie, bez zmiany stosunku do dawnych zdarzeń,” glośno rozmyslała Jo uważnie śledząc ruchy siedzącej via a vis Anny.
“Wyjechałam z Londynu by zacząć nowe życie. Canada, francuska prowincja, Montreal… wydawały się być idealnym do tego miejscem. Minęło siedem lat.”
“A teraz zrozumiałaś że bez zamknięcia starej sprawy ani rusz. Tymczasem ty niczego nie zamknęłaś, ty po prostu uciekłaś,” bezemocjonalnie skwitowala Anna.
“Nie myślałam o tym… jak o czymś ciągle jeszcze żywym. Nie myślałam że to imię może się jeszcze kiedyś, gdzieś pojawić.”
“Jo…, przecież nie on jeden nosi to imię.”
“Mylisz się, on jeden je nosi. W jakiś sposób różni się ono od wszystkich innych, nawet jeśli inne tak bardzo podobnie brzmią.”
“Co zamierzasz?” zniecierpliwilła się Anna.
“Chcę żeby jego imię zabrzmiało jak tysiące innych,” usta Jo wykrzywiły się w smutnym uśmiechu.
“Jo, sama wiesz że masz doczynienia z ……. ,” Anna nie mogła znaleźć właściwego słowa. “Obawiam się że to się źle dla ciebie skończy.”
Jo spojrzała przez okno, na szarzejące w mroku drzewa, “ Ale jest szansa że się skończy,” wyszeptała.
…
Tej nocy, mysli Jo, jak drobniutkie puzzle bezładnie rozrzucone na lustrzanym blacie, z trudem dawały się ułożyć w całość. Zasnęła dopiero nad ranem. Obudził ją natrętny dzwonek telefonu.
„Nie miałabyś ochoty na Second Cup ?” Ton głosu Anny wykluczał odmowę.
Second Cup café na rue St. Denis była ich małą oazą. Znalazły miejsce przy oknie i przez jakś czas piły kawę w milczeniu.
Ciszę przerwała Anna.
„ Czy Yves cię rozumie ?”
„ Yves nie ma z tym nic wspólnego i nie chcę żeby kiedykolwiek miał ,” Jo odwróciła głowę w kierunku okna. Patrzyła jak kolorowe, fikuśnie ozdobione dachy domów przezierały między koronami drzew. Ulicą przechodzili ludzie, skupieni i poważni, mijali się w pośpiechu. Czy ktoś jeszcze zauważył te kolorowe fikuśne dachy?
“ Cudne są stare, montrealskie ulice,” powiedziała cicho Jo.
„ Ilekroć patrzę na nie, ogarnia mnie błogi zachwyt. Nie sądziłam że tak pokocham to miasto.”
“Bo ty jesteś kochliwa ,” przypomniała jej Anna. “ Juz zapomniałaś jakie były początki ?”
“Ale teraz jest juz dobrze, coraz lepiej… i nic nie powinno tego zaklócić,” Jo zajrzała do wnętrza kubka z kawą. Przez chwilę wydawało jej się że ciemny brąz kawy nabrał odcienia głębokiej czerni.
„Trzeba to wypić do końca,” westchnęła.
Anna odwróciła wzrok.
Po powrocie do domu , Jo z ociąganiem zasiadła przed komputerem, powoli przebiegła wzrokiem po klawiaturze i nieśmiło wcisnęła… „Enter”.
Autor: Elżbieta Ucher.
Szkic ołówkiem: Elżbieta Ucher