Grupa ludzi w Haiti określana w języku kreolskim jako Lapologne (fonet: lapoloń) jest odmienną grupą Haitańczyków polskiego pochodzenia, będącą potomkami legionistów przysłanych przez Napoleona na wyspę do stłumienia powstania czarnej ludności. Spośród przysłanych na Haiti żołnierzy polskich, część zdecydowała się przejść na stronę powstańców.
Na zdjęciu powyżej przykład architektury całkowicie obcy kulturze karaibskiej,bardziej przypominający małopolski dworek.
Po zwycięstwie niewolników i ogłoszeniu niepodległości Haiti, w rasistowskiej konstytucji z 1805 roku zabroniono białym (bez względu na narodowość) osiedlania się i posiadania jakichkolwiek własności ziemskich w kraju. Zapis ten jednak nie dotyczył Polaków. Jean-Jacques Dessalines( haitański polityk, w latach 1804-1806 jako Jakub I był cesarzem Haiti) wydał rozkazy, by nie tylko nie zabijać polskich żołnierzy (nawet tych służących po stronie francuskiej), ale wręcz nadać im haitańskie obywatelstwo. Motywował to tym, że Polacy, podobnie jak Haitańczycy, charakteryzują się umiłowaniem wolności i musieli o nią wielokrotnie walczyć, także w okresie rewolucji na Haiti.
Z żołnierzy polskich w służbie haitańskiej utworzono dwa bataliony piechoty, które miały za zadanie pilnowanie więzień z Francuzami. Tylko 160 Polaków zwróciło się z prośbą do Dessalinesa o możliwość opuszczenia Haiti, do czego ten się przychylił. Udali się na Jamajkę, gdzie gubernator Nugent zobowiązał ich do zaciągnięcia się do brytyjskiego wojska, czemu odmówili. W związku z tym zostali odesłani na Haiti, z listem, w którym gubernator doradza ich wypędzenie. Dessalines oświadczył jednak, że Polacy są wolnymi obywatelami, wolnego kraju Haiti, i nie mogę ich wypędzić. W ten sposób powstała polska społeczność na Haiti, z czasem coraz bardziej zapomniana, nie tylko przez Polskę, ale także przez rząd haitański. Powoli zanikała znajomość języka polskiego, na rzecz francuskiego, a potem kreolskiego haitańskiego.
W 1957 r. prezydentem Haiti został Francois Duvalier, który zyskał przydomek Papa Doc. Duvalier był zwolennikiem rasy afrykańskiej, za to darzył niechęcią Mulatów i dążył do rasowego ujednolicenia Haitańczyków. Ożywił tradycje vodou i – aby umocnić swoją władzę – ogłosił się hounganem, czyli kapłanem. Od 1959 r. Pap Doc tworzył prywatne oddziały policji, Tonton Macoute, których zadaniem było ściganie podejrzanych o nielojalność Mulatów. Ci szukali schronienia w polskim Cazales, gdzie wśród potomków legionistów ich jaśniejszy kolor skóry nie wyróżniał się tak, jak w innych częściach kraju. W 1965 r. szwadrony śmierci Tonton Macout dotarły do Cazales dokonując prawdziwej rzezi. Drugi atak przypuścili cztery lata później: palili domy, zabili dziesiątki mieszkańców i przez wiele dni gwałcili jasnoskóre kobiety. Terror i etniczne czystki miały być – zdaniem Duvaliera – drogą powrotu Haiti do afrykańskich korzeni. Po masakrach liczba potomków polskich legionistów, którzy zachowali typowo europejskie cechy wyglądu, drastycznie spadła. Zniknęły też materialne pamiątki po Polakach, przede wszystkim większość drewnianych domów o stylu z polskich kresów. Za rządów Duvaliera wykreślono też z konstytucji artykuł gwarantujący Polakom możliwość otrzymania obywatelstwa. Iskry polskiej tradycji tlą się jednak nadal w Cazales i nie zatarł ich ani Francois Duvalier, ani jego syn, Jean-Claude, zwany Baby Doc. W czasie pielgrzymki na Haiti w 1983 r., dzieci z Cazales witały papieża Jana Pawła II tradycyjnymi polskimi piosenkami.
Po odwiedzinach papieża izolacja i zapomnienie społeczności polskiej nasiliły się. Odkrył ją ponownie i upamiętnił włoski reporter Riccardo Orizio w 1996 roku. Rozdział o Lepologne znalazł się w jego książce “Zapomniane białe plemiona”, wydanej w roku 2000, w której szczegółowo opisał losy Polaków na Karaibach.
Polacy mieszkają obecnie w mocno izolowanych wioskach górskich w Montaigne Noire, w północno-zachodniej części kraju, przede wszystkim w Cazale, posiadając silną świadomość bycia Polakami (są nazywani Lapologne), ale pojęcie to ma dla nich wartość mocno abstrakcyjną, stając się raczej powodem do dumy z odmienności, a nie do realnych związków z Polską. Haitańska polonia składa się z dwóch grup: Mulatów, cechujących się jaśniejszą od innych mieszkańców karnacją, oraz osób o zupełnie jasnym odcieniu skóry.
Społeczność nie posiada żadnych książek, dokumentów, czy zdjęć z przeszłości. Nie przetrwały nawet bardziej znaczące opowieści przekazywane z pokolenia na pokolenie. W szczątkowych formach dochowały się niektóre zwyczaje, np. taniec nazywany polką, czy też zaplatanie warkoczy na słowiański sposób, nieznany na Karaibach (wiele dziewcząt ma jasne włosy). Istnieją też powiedzenia, np. Lá-bas en Pologne (Tam w Polsce), M-ap Fe Krakow (robię, jak w Krakowie, czyli bardzo porządnie), Chajé kou Lapologn (szarżować jak Polska, czyli w dużej liczbie, skutecznie, np. gdy uczniowie są dobrze przygotowani do egzaminu, to mogą powiedzieć mouin chajé kou Lapologn). Mieszkańcy Cazale mówią o sobie nie inaczej, jak My Polacy. Najczęściej spotykane nazwisko to Belno, pochodzące od Belnowski.
Do haitańskiego voodoo przeniknęła także tradycja polskiego katolicyzmu. Popularna na wyspie Czarna Madonna to nic innego jak kopia portretu Matki Boskiej Częstochowskiej, przywiezionego w początkach XIX wieku na Haiti przez polskich żołnierzy w napoleońskich mundurach. Jasnogórski obraz, przedstawiający Matkę Boską o wyjątkowo ciemnej skórze, szybko przyjął się wśród przesądnych haitańskich niewolników i Kreoli, którzy ponad 200 lat temu walczyli z napoleońską armią o niepodległość wyspy. Blizny, które ma na twarzy Matka Boska Częstochowska, pasowały do wojowniczych nastrojów panujących wśród rebeliantów. Do dziś kreolska odmiana haitańskiego voodoo, czerpiąca z tradycji walki o niepodległość, jest znacznie gwałtowniejsza w obrzędach niż jej rdzennie afrykańska odmiana. Czarna Madonna, znana także pod nazwą Ezili Dantor, jest centralną postacią kultu voodoo.
Wojownicza proweniencja Ezili Dantor przekłada się także na liturgię. Haitańskiej wersji Matki Boskiej Częstochowskiej składa się w ofierze wyborny miejscowy rum Barbancourt i świeżą wieprzowinę. Dziś mało który z mieszkańców Cazale pamięta, skąd wzięła się na wyspie Czarna Madonna Ezili Dantor.
Foto:Światosław Wojtkowiak
Opracował:Z.P.Wasilewski